Rozmawiała Lucyna Puzdrowska

„Żywioły” to film o ludzkich pasjach i żywiołach, które w nich drzemią

„Żywioły” to film o ludzkich pasjach i żywiołach, które w nich drzemią Fot. ze zbiorów prywatnych
Rozmawiała Lucyna Puzdrowska

Młodzi, utalentowani, twórczy - Ewelina Karczewska i Piotr Zatoń z fundacji „Aby chciało się chcieć” zapraszają na premierę kolejnego swojego dzieła.

Młodzi, utalentowani, twórczy - Ewelina Karczewska i Piotr Zatoń z fundacji „Aby chciało się chcieć” zapraszają na premierę kolejnego swojego dzieła.

Podobnie jak znany już „Na psa urok”, nowy film również opowiada o zwyczajnych ludziach z Kaszub. Zwyczajnych, a jednak ze wszech miar niezwyczajnych. To ich pasje, talent sprawiają, że stają się niezwyczajni. W filmie występują osoby znane w regionie, ale tu poznajemy je z zupełnie innej strony. Nawiązania do żywiołów według Arystotelesa: wody, ognia, powietrza, ziemi i eteru - które walczą, łączą się, niszczą i tworzą, są stale obecne w filmie. Bohaterowie nie są przyporządkowani do poszczególnych sił. Widzimy, jak każdy z tych żywiołów przenika się, splata, dając im energię do działania.

Sulisława Borowska
dzięki sile ognia tworzy wyjątkowe świeczniki, a Paweł Nowak wygrywa kaskadę dźwięków na akordeonie dzięki mocy powietrza. Czesława Birra, znanego rzeźbiarza, poznajemy poprzez jego drewniane dzieła i… motor, który sam złożył. Są jeszcze pełne energii i radości Kaszubianki z Kamienicy Szlacheckiej oraz kompozytor i malarz Wojciech Beneda.

Prapremiera filmu odbyła się w grudniu 2016 r. w Sulęczynie. Oficjalna premiera będzie mieć miejsce 14 stycznia 2017 r. o godz. 17 w ZKiW w Kamienicy Szlacheckiej.

Byłaś dziennikarką, pracowałaś w lokalnych mediach, aż tu nagle film. Skąd taki pomysł na życie?

Wszystko zaczęło się od mojej babci, która była niezwykłą osobą i bardzo ważną postacią w naszej rodzinie. Pamiętam wakacje, ferie zimowe, kiedy wieczorami wszystkie wnuki gromadziły się wokół babci, a ona siadała i rozpoczynała swoje opowieści, m.in. o wędrujących duszach. Siedzieliśmy z otwartymi szeroko oczami i chłonęliśmy każde słowo. Gdy babcia odeszła, było mi smutno, że już nic nam nie opowie, że żadnej nowej historii już nie poznam. Pomysł na film „Ze śmiercią na ty” miał być początkowo filmem całkowicie amatorskim, takim projektem rodzinnym i złożeniem hołdu pamięci babci.

A stał się produkcją, która urzekła mnóstwo osób. Jak rozpoczęła się przygoda z tym filmem?

Gdy dojrzała we mnie decyzja o utrwaleniu niezwykłych opowieści starszych osób, dotyczących odchodzenia z tego świata i zgłębienia choć trochę tajemnicy śmierci, spotkałam Przemka Wolskiego, który podchwycił temat. Piotrek Zatoń był jego znajomym i nasze pierwsze spotkanie było kluczowym momentem powstania tego, jak i kolejnych filmów. Dziś zdajemy sobie sprawę, że nie jest to film doskonały, technicznie miał sporo braków. Przypomina mi się tu historia z Czesławem Birrem, bohaterem najnowszego filmu. Wspominał, jak rozpoczynał swoją przygodę z rzeźbiarstwem. Jego pierwszym dziełem była twarz Jana Pawła II. Jak dziś opowiada, to była pierwsza praca, niekoniecznie doskonała, ale przypomina mu o tym, od czego zaczynał i do czego dziś doszedł, co osiągnął. Myślę, że film „Ze śmiercią na ty” jest właśnie taką naszą pierwszą rzeźbą, początkiem filmowej twórczości.


Śmierć, odchodzenie, wieczność, to trudne tematy i wiele osób ma z nimi problem. Pracując nad filmem musiałaś przez wiele miesięcy ocierać się o ten temat. To chyba nie było łatwe?

Zgadza się, to są trudne tematy. Myślę jednak, że było mi łatwiej nie tylko dzięki opowieściom babci Broni, ale też popularnym kiedyś na Kaszubach pustym nocom. Przebywając na wsi, jako dzieci często braliśmy w nich udział. Pamiętam, że jak zmarła babcia, to siedzieliśmy przy tej trumnie całą noc i nie tylko rozpaczaliśmy, ale też dzieliliśmy się najpiękniejszymi wspomnieniami związanymi z tą kochaną, niezwykłą, osobą. Puste noce, w których brałam udział jako dziecko, pozwoliły mi oswoić się z tematem śmierci.

Nie do końca minęły emocje związane z pierwszym, a już odbywały się pokazy kolejnego filmu - „Na psa urok”. Tym razem powstała produkcja, która stała się hitem nie tylko na Kaszubach.

Inicjatywa wyszła od Piotra. Zaproponował, że skoro dotknęliśmy już obrzędowości Kaszub od tej najtrudniejszej strony, to może spróbujemy pójść dalej i przedstawimy zwyczaje obchodzone w naszym regionie w ciągu całego roku. I to się naprawdę udało.

Który pokaz, spotkanie z odbiorcami, pozwoliły Wam uwierzyć, że odnieśliście sukces i stworzyliście wspaniały film?

Dla mnie był to pokaz premierowy we Wdzydzach Kiszewskich. Byliśmy ciekawi odbioru mieszkańców, bo przecież film był nagrywany w skansenie. Na premierę przyszło mnóstwo osób, a reakcje ludzi, multum ciepłych słów, które padły pod naszym adresem, pamiętam do dziś.

Jesteś scenarzystką i reżyserem. Na ile bohaterowie w produkcji są spontaniczni, a na ile jest to wyreżyserowane?

To są tak niezwykli, spontaniczni ludzie, a opowiadane przez nich historie tak ciekawe, że moim zadaniem jest tylko spięcie tego w całość. Nie jestem reżyserem, nie uczyłam się tego zawodu, więc bardziej kieruję się intuicją i sercem. Rzadko zdarza mi się tupnąć nóżką, choć czasem jest to nieuniknione, żeby gotowy materiał nie odbiegał od wcześniejszych założeń. Scenariusz powstaje po spotkaniach z ludźmi, ale często bywa tak, że słuchając jakiejś opowieści już wiem, że to jest to! Że ta sekwencja musi znaleźć się w filmie.

Przed wami premiera kolejnego filmu. „Żywioły” to produkcja o ludzkich pasjach?

To film zupełnie inny od dotychczasowych. Opowiada o mieszkańcach Kaszub, którzy nas fascynują. Bohaterowie są różni, każdy z nich tworzy zupełnie coś innego, każdy ma wewnętrzny mikrokosmos, w którym żyje, pracuje i działa. Zapraszamy na premierę.

Rozmawiała Lucyna Puzdrowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.