Dr Grzegorz Wrona: Badamy skargi pacjentów żwawiej niż w sądzie [ROZMOWA]

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Dr Grzegorz Wrona: Badamy skargi pacjentów żwawiej niż w sądzie [ROZMOWA]

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

O przypadkach napastowania seksualnego w gabinetach lekarskich, o tym, co jeszcze zarzucają pacjenci lekarzom - mówi dr Grzegorz Wrona, naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej Naczelnej Izby Lekarskiej.

Dr Grzegorz Wrona: Badamy skargi pacjentów żwawiej niż w sądzie [ROZMOWA]
Dr Grzegorz Wrona

Opinia publiczna, nie tylko na Pomorzu, zbulwersowana była ostatnio medialnymi doniesieniami o lekarzu, chirurgu onkologu, który molestował pacjentki. Co na to lekarski samorząd?
Zastrzegam, że moja wiedza na temat chirurga onkologa z Gdańska jest niepełna, gdyż znam tylko zarys tej sprawy na podstawie informacji medialnych, częściowo uzupełnionych przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Gdańsku. Oczywiście sprawę niezwłocznie po pierwszych doniesieniach medialnych z początku lutego objąłem nadzorem i moja wiedza będzie pełniejsza, kiedy rzecznik z Gdańska będzie mi przysyłał raz w miesiącu zestawienie podejmowanych czynności. Ponieważ sprawa jest w toku, nie jestem uprawniony do udzielania żadnych informacji, gdyż na tym etapie charakteryzują się one poufnością. Ujawniane są dopiero na etapie postępowania sądowego. Nie ulega jednak kwestii, że mamy do czynienia ze szczególnym charakterem sprawy.

Czy podobne skargi wpływały już do lekarskiego samorządu?
Gdyby to była jedyna sprawa, to od razu bym powiedział, że nie miała prawa się wydarzyć. Niestety, muszę przyznać, że nie jest jedyna. Otóż takie sytuacje miały już miejsce w przeszłości. Sprawa, o której mogę już mówić w sposób otwarty, dotyczyła lekarza z Krakowa i molestowania, czy też innej czynności seksualnej w stosunku do jednej pacjentki. Wymiar tej sprawy był wyjątkowy, gdyż lekarz był specjalistą w zakresie anestezjologii i intensywnej terapii, miał więc wiedzę dotyczącą sposobu wpływania na stan świadomości poprzez działanie odpowiednich leków i wiedzę tę wykorzystał, dokonując niecnych czynów - gwałtu na pacjentce. Sąd Lekarski w Krakowie zdecydował się sięgnąć po najwyższy wymiar kary dla lekarza - pozbawił go prawa wykonywania zawodu. Odbyła się cała procedura odwoławcza, w pewnym momencie zajmował się nią nawet Sąd Najwyższy w postępowaniu kasacyjnym i w efekcie ten lekarz został skreślony z Centralnego Rejestru Lekarzy Rzeczypospolitej Polskiej. Nie będzie już mógł nigdy ubiegać się w Polsce o możliwość wykonywania tego zawodu.

To dla lekarza śmierć zawodowa.
Myślę, że śmiercią dla lekarza są też niższe kary, takie jak zawieszenie prawa wykonywania zawodu. Znów muszę się odwołać do spraw, z którymi mamy do czynienia. Jedna z nich dotyczy lekarza z Wielkopolski, który wykonując obowiązki lekarza medycyny pracy, również dopuszczał się czynności seksualnych. Został przez Sąd Lekarski zawieszony w prawie wykonywania zawodu na dwa lata. Muszę przyznać, że jest to orzeczenie bardzo dolegliwe dla lekarza, natomiast niekoniecznie uznane za takie przez osoby, które podlegały temu molestowaniu. Naczelny Sąd Lekarski uznał, iż to orzeczenie jest zasadne. Lekarz korzysta teraz z przysługującego mu prawa - obecnie złożył do sądu wniosek kasacyjny, który będzie rozstrzygany przez Sąd Najwyższy w kwietniu tego roku.

A jakie sprawy zgłaszane przez pacjentów przeciw lekarzom dziś dominują?
Około 30-35 procent to skargi pacjentów dotyczące, ogólnie mówiąc, błędów w sztuce. Niechętnie używamy tego określenia, ale mimo wszystko - będę używał sformułowania „błędów lekarskich”, nie próbując ich hierarchizować. Natomiast informacji o możliwości popełnienia przewinienia zawodowego przez lekarza wpływa rocznie około 3000-3500.

Dużo.

Odpowiem w ten sposób: w Polsce zawód lekarza wykonuje obecnie około 169 tysięcy osób. Jeżeli przymierzymy do tej liczby te 3500 skarg, to nie jest to dużo. Oczywiście, powinienem powiedzieć, że to o 3500 skarg za dużo, bo patrzę na problem z perspektywy pacjenta, dla którego każde takie zdarzenie jest tragedią, ale możemy też powiedzieć, że na 165 500 lekarzy skargi nie wpływają.

A ile z tego jest skarg uzasadnionych?
Około 10-15 procent spraw rocznie trafia do sądów lekarskich i kończy się wnioskiem o ukaranie i karą. Czyli w 90 procentach przypadków rzecznicy odpowiedzialności zawodowej uznają, że skargi pacjentów są niezasadne. Zdaję sobie sprawę, że tę informację bardzo trudno obronić, bo jak w każdym sporze tak i tu są dwie strony postępowania, z których jedna jest niezadowolona. Pamiętajmy, że rzecznikami odpowiedzialności zawodowej są bardzo doświadczeni lekarze, najczęściej z 20-, 25-letnim stażem w różnych jednostkach ochrony zdrowia, na różnych stanowiskach z tak zwaną właściwą specjalnością. Tak więc nie zdarza się, by sprawy z zakresu chirurgii prowadził na przykład okulista. Poza tym świetnie zdają sobie oni sprawę z realiów na przykład szpitala czy przychodni w każdym miejscu w Polsce, w tym w małych miastach. Rzecznicy zadają sobie proste pytanie: czy na miejscu tego lekarza zrobiłbym coś więcej? Jeżeli pada odpowiedź „tak”, to sprawa kończy się wnioskiem o ukaranie lekarza. Jeśli odpowiedź brzmi „nie, nie zrobiłbym nic więcej” - to albo sprawę umarzają, albo odmawiają jej wszczęcia. Rzecznicy nie nadużywają aksjomatu polskiego prawa „wszelkie wątpliwości powinny być rozstrzygane na korzyść obwinionego”. Zazwyczaj kierują się zasadą „jeżeli mam wątpliwości, to uważam, że powinien je rozstrzygnąć sąd lekarski”. I wtedy formułują wniosek o ukaranie lekarza.

Rzecznicy zadają sobie proste pytanie: czy na miejscu tego lekarza zrobiłbym coś więcej? Jeżeli pada odpowiedź „tak”, to sprawa kończy się wnioskiem o ukaranie lekarza. Jeśli odpowiedź brzmi „nie, nie zrobiłbym nic więcej” - to albo sprawę umarzają, albo odmawiają jej wszczęcia.


Czy pacjenci nie skarżą się na przewlekłość postępowania przed sądami lekarskimi?

Takie skargi wpływają, ale jednym z zadań tej kadencji, które sobie postawiliśmy, jest doprowadzenie do takiej sytuacji, aby nie zapadały orzeczenia czy postanowienia o umorzeniu postępowania z uwagi na przedawnienie karalności. Co do zasady - od momentu popełnienia czynu nie może upłynąć więcej niż pięć lat. Jeżeli ten termin zostanie przekroczony, lekarza ukarać już nie można. Naszym zdaniem, jeżeli orzeczona jest wina i kara, to aby kara miała atrybut skuteczności, musi być szybka i związana czasowo z tym postępowaniem. O ile nadal postępowanie na etapie rzecznika jest tajne, o tyle samorząd lekarski otworzył się na jawność na etapie postępowania sądowego. Pokrzywdzony, czyli pacjent, został uprawniony przez ustawodawcę do tego, by być stroną postępowania. Ma nie tylko prawo do składania wniosków dowodowych, profesjonalnego pełnomocnika (adwokata, radcy prawnego, czasem lekarza), ale i prawo zaglądania w akta, zapoznawania się z nimi itd. Sale posiedzeń sądów lekarskich są otwarte, oczywiście z wyłączeniem jawności w niektórych sprawach, tak jak to jest w sądach powszechnych. Bywa, że strony starają się wydłużyć postępowanie, czasem nawet w nieskończoność. Sprawy tego typu są niesłychanie trudne, więc trwają czasem dłużej niż pięć lat. W sumie jednak liczba spraw umarzanych ze względu na przekroczenie terminu zmniejszyła się nam w ostatnich latach o połowę. Nasze sprawy - sprawy w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej toczą się dużo bardziej żwawo niż postępowania w sądownictwie powszechnym.

Wracając do przypadku molestowania pacjentek przez gdańskiego lekarza. W którym momencie samorząd lekarski powinien zająć stanowisko w tej sprawie?
Powinien zająć stanowisko niezwłocznie po otrzymaniu informacji o takim zdarzeniu.

To dlaczego samorząd na Pomorzu nie zareagował, gdy lekarz, któremu prokuratura postawiła zarzuty i chciała aresztować, nadal przyjmował pacjentki, jakby nic się nie stało? Dlaczego nie samorząd, a prokurator podczas kolejnej interwencji wnioskował o zawieszenie lekarzowi prawa wykonywania zawodu?
Ja też słyszałem informację podaną przez media, iż prokuratura przekazała Okręgowej Izbie Lekarskiej w Gdańsku wiadomość o występkach chirurga onkologa. Nie mogę jednak tego potwierdzić, bo nie dysponuję żadną informacją, jaka to była korespondencja i czego dotyczyła. Wyraźnie zaznaczam - nie próbuję bronić samorządu lekarskiego na Pomorzu. Jeżeli w tym zakresie wystąpiły jakieś nieprawidłowości, niedomagania, to niewątpliwie Okręgowa Izba Lekarska sama znajdzie osoby, które nie dopełniły swojego obowiązku. Mam jednak własne doświadczenie i również w tym zakresie wymieniam korespondencję z różnymi jednostkami. Otóż nie zawsze organa ścigania, policja i prokuratorzy chcą się podzielić z samorządem zawodowym właściwą informacją. Rozumiem ten brak zaufania, bo ich postępowanie też jest objęte klauzulą poufności. Oni też się obawiają, że jak napiszą o jedno zdanie za dużo i to zdanie przecieknie do podejrzanego, to może zburzyć im cały misterny plan postępowania. Ale z drugiej strony, to nie można mieć pretensji do samorządu lekarskiego, że nie podjął działań, kiedy taka informacja do niego nie dotarła.

O lekarzu, który molestował pacjentki, informowały wszystkie media, wypowiadał się w nich prokurator. Tymczasowe prawo wykonywania zawodu miało być środkiem zapobiegawczym.

Nie mam żadnej wątpliwości, że jeżeli znajdą potwierdzenie okoliczności ustalone przez prokuraturę i podawane przez media, to cały szereg organów ma pełne prawo, by zastosować ten środek zapobiegawczy. Przede wszystkim - prokurator. Bo to jego powiadamiały poszkodowane kobiety. Żadna pacjentka nie powiedziała natomiast, że poszła na skargę do izby lekarskiej. A szkoda, bo wtedy mogłyby dziś rozliczać samorząd lekarski, że nie dał im wiary, i nie skorzystały z zapisów art. 77 ustawy o izbach lekarskich. Mówi on o tym, że rzecznik odpowiedzialności zawodowej może złożyć do sądu wniosek o tymczasowe zawieszenie prawa wykonywania zawodu lekarza, którego postępowanie grozi niebezpieczeństwem dla pacjentów. W sytuacji sprawy lekarza z Krakowa taki środek został podjęty. A po całym postępowaniu odebrał lekarzowi prawo wykonywania zawodu. W przypadku lekarza z Gdańska to nie sąd zawiesił mu prawo wykonywania zawodu, a prokurator na podstawie art. 276 kodeksu postępowania karnego, bo na tym etapie może to zrobić tylko prokurator. Od tego środka lekarz może się odwołać do sądu. I lekarz złożył zażalenie. Sąd zaś utrzymał tę decyzję w mocy. Gdy tylko izba lekarska dowiedziała się o tej decyzji, natychmiast informacja o tymczasowym zawieszeniu prawa wykonywania zawodu chirurga onkologa z Gdańska znalazła się w Centralnym Rejestrze Lekarzy, następnie w tzw. mechanizmie ostrzegawczym w systemie IMI informującym całą Zjednoczoną Europę, że ten lekarz nie może wykonywać zawodu. Samorząd lekarski wykonał swoje zadanie tak dobrze, jak tylko mógł to zrobić w tych okolicznościach. Z tego, co wiem, prokuratura nie sporządziła jeszcze aktu oskarżenia.

[email protected]

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.