Zaraza, morowe powietrze i mór, czyli epidemie w dawnym Krakowie

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Pawel Stachnik

Zaraza, morowe powietrze i mór, czyli epidemie w dawnym Krakowie

Pawel Stachnik

Wśród rozlicznych plag dotykających w dawnych wiekach Kraków poczesne miejsce zajmują epidemie chorób zakaźnych. Morowe powietrze było na tyle groźne, że w znanej frazie hymnu suplikacyjnego, brzmiącej: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas Panie!”, umieszczono je na pierwszym miejscu. Nie bez powodu. Długo bowiem na choroby epidemiczne nie było żadnego lekarstwa, a ich idące w dziesiątki i setki tysięcy zmarłych śmiertelne żniwo budziło prawdziwe przerażenie.

[polecane]19872365[/polecane]

FLESZ - Koronawirus w Polsce. Zachowajmy czujność i zdrowy rozsądek

Kraków miał dobre warunki do rozwoju epidemii. Miasto leżało na terenie podmokłym. Otoczone Wisłą, poprzecinane licznymi rzeczkami i strumieniami, upstrzone stawami, samo w sobie stanowiło dogodne miejsce do wylęgania się chorobotwórczych bakterii. Dochodził do tego kiepski stan sanitarny grodu. Wprawdzie obowiązywały przepisy regulujące gospodarkę nieczystościami, ale praktyka była taka, że ścieki z posesji odprowadzane były do otwartego rynsztoka na ulicy.

Z okien domów wylewano pomyje, a na podwórkach obok studni czy ujęcia z rurociągu stał prewet, czyli ustęp. W dodatku ówczesna medycyna (mowa o średniowieczu i okresie nowożytnym) nie znała pojęć bakterii, wirusów czy higieny. Wszystko to sprawiało, że epidemie pojawiały się w Krakowie regularnie co kilka lat. Wiadomości o zarazach nawiedzających ziemie polskie (w tym Kraków) znajdujemy w kronice Jana Długosza.

Według dziejopisa działo się tak m.in. w 1003, 1006, 1186, 1205-1207, 1211, 1219 i 1228. Następne epidemie pojawiły się w 1301, 1312-1315 i 1317-1319. „Głód, mór i zaraza okropne panowały tymi czasy nie tylko w Polsce, ale i w całym prawie świecie” – pisał Długosz. Nie wiemy, jakie choroby dotykały wtedy mieszkańców ziem polskich, bo do XVI w. nie rozróżniano ich. W odniesieniu do cholery, dżumy, ospy, czerwonki czy tyfusu stosowano ogólne określenia: zaraza, morowe powietrze lub mór. Epidemie raz trwały dość krótko, np. kilka miesięcy, innym razem utrzymywały się dłużej, pustosząc kraj przez dwa, trzy lata.

[polecane]19834015;1;Koronawirus: aktualizowany raport[/polecane]

Zaraza – zjawisko zwyczajne

W II połowie XIII w. pojawił się w Krakowie trąd. Prawdopodobnie przynieśli go na zrujnowane po najeździe tatarskim (1241-1242) ziemie polskie niemieccy osadnicy, bo to oni byli wśród pierwszych chorych zanotowanych w Krakowie. Pod Wawelem trędowatych leczono w założonym około 1327 r. szpitalu św. Walentego (leżał za murami miejskimi na granicy Kleparza i Pędzichowa) oraz w szpitalu św. Leonarda założonym w 1443 r. u zbiegu obecnych ulic Pędzichów i Długiej. Latarnię zmarłych ze szpitala św. Walentego przeniesiono w 1871 r. pod kościół św. Mikołaja na ul. Kopernika, gdzie można oglądać ją do dziś.

W 1348 r. pojawiła się „czarna śmierć”. Była to przywleczona z Azji dżuma, która wyludniła Europę, zabijając połowę jej populacji w liczbie 25 mln osób. „Wielka zaraza morowa, rozszerzywszy śmiertelność w całym Królestwie Polskim, nie tylko Polskę, ale i Węgry, Czechy, Danię, Francję, Niemcy i wszystkie niemal kraje chrześcijańskie i barbarzyńskie srodze spustoszyła” – napisał Długosz. Do Polski dotarła według kronikarza „drogą handlową” z Węgier, a według współczesnych badań od północy, przez Gdańsk i Elbląg.

W Krakowie umierało każdego dnia od 40 do 50 osób, przede wszystkim mieszkańców biednych przedmieść. Epidemia miała dwie formy. W pierwszej, trwającej dwa miesiące, objawiała się nieustanną gorączką i krwotokiem z ust, a chorzy umierali w ciągu trzech dni. W drugiej, która trwała pięć miesięcy, objawami były gorączka, wrzody i dymienice tworzące się na zewnętrznych częściach ciała, „osobliwie pod pachami i na słabiznach”. Chorzy umierali w ciągu pięciu dni.

O tym, jak przerażające było to doświadczenie dla ówczesnych ludzi, świadczy ta oto zapiska Długosza: „Tak zaś były obie choroby zaraźliwe, że się nie tylko obcowaniem z zapowietrzonymi, ich tchnieniem, ale spojrzeniem samym udzielały. Bali się więc i chronili rodzice dzieci własnych, a dzieci rodziców, straszni jedni dla drugich”. „Czarna śmierć” powróciła 12 lat później - w 1359 r. Wyludniła wiele wsi, miast i miasteczek w Polsce.

Do Krakowa dotarła w 1360 r. i zabiła kilka tysięcy ludzi (według Długosza aż 20 tys., ale jest to liczba znacznie przesadzona; miasto liczyło wtedy ok. 15 tys. mieszkańców). „Popłoch podówczas był tak wielki, że nawet profesorowie Akademii z uczniami wynieśli się z miasta” – napisał XIX-wieczny badacz. Zaraza nawiedzała Kraków jeszcze m.in. w roku 1371, w latach 1383-1385, 1425, 1430 i 1451-1452. To nie koniec jednak: między 1454 a 1482 r. w mieście odnotowano osiem epidemii, a w latach 1496-1526 aż trzynaście. Jak więc widać, zaraza była w Krakowie zjawiskiem częstym, żeby nie powiedzieć - zwyczajnym.

Pogrzeb w piwnicy

Były jednak takie epidemie, które szczególnie tragicznie zapisały w dziejach miasta. Takim był np. mór z lat 1543-1544, podczas którego zmarło (według prowadzonej w mieście ewidencji zgonów) od 12 do 14 tys. osób, czyli około połowa populacji zespołu miejskiego Krakowa. Z kolei zaraza z 1588 r. zabiła 6,3 tys. ludzi. Hekatombę przyniosła epidemia z lat 1651-1652. Do miasta dotarła w grudniu i zaatakowała najpierw Kazimierz. Potem przeniosła się do Krakowa i rozszalała z całą siłą. Żniwo śmierci było tym obfitsze, że do miasta przybyło wiele pielgrzymek na kościelny rok jubileuszowy.

Życie Krakowa zostało sparaliżowane, mieszczanie pośpiesznie wyjeżdżali na wieś, pojawił się głód, a na dodatek złego w lipcu 1652 r. nastąpiła powódź. Jak podał jeden z kronikarzy, wezbrany nurt Wisły zabrał ze sobą ponad 2 tys. ciał zmarłych. W sumie podczas tej epidemii życie straciło około 30 tys. ludzi. Kraków się wyludnił. Obfite żniwo zebrała trwająca z przerwami zaraza z lat 1675–1681. Zanotowano wtedy przypadek, że w pewnym domu jednej nocy zmarło sześć osób. „Samych dziewek służących zmarło w Krakowie do 700” – zanotowano. Z epidemią walczył ławnik miejski Jan Zacherla, któremu rada miasta i król Sobieski udzielili specjalnych pełnomocnictw. Mimo że Zacherla robił, co mógł epidemia zabrała 21 tys. ludzi.

[polecane]19866217[/polecane]

Kolejna potężna zaraza morowa dotknęła zniszczone wojną północną i okupacjami miasto w latach 1707-1710. Morowe powietrze pojawiło się w sierpniu 1707, powodując ucieczkę bogatszych mieszkańców. Zamarł handel, przestały działać sądy, zamknięto szkoły, kościoły i uniwersytet. Pojawiła się drożyzna, a za nią głód, który dodatkowo napędzał epidemię. Ludzie umierali masowo. Cmentarze urządzono przy kościołach za murami - św. Gertrudy, św. Sebastiana i św. Piotra na Garbarach. Przy kościółku św.

Małgorzaty na Salwatorze czterech grabarzy dniem i nocą nieustannie zakopywało zwłoki przesypywane wapnem. Niektórzy wbrew zakazowi grzebali swoim zmarłych przy domach lub w piwnicach…

Jak wyglądało życie w dotkniętym zarazą mieście? Po wybuchu epidemii zamożniejsi czym prędzej wyjeżdżali na wieś lub do innych miast. Zdarzało się wcale często, że Kraków opuszczał burmistrz i rada miejska. Wyjeżdżał też król z dworem. Magistrat – zwykle pozostawiano paru rajców i wyznaczano tzw. burmistrza powietrznego – podejmował działania zaradcze. Oddzielano osoby chore od zdrowych. Te pierwsze miały być izolowane w określonych miejscach, do których dostarczano im żywność i zapewniano opiekę duszpasterską. Zabraniano gromadzenia się ludzi. Nakazywano zamknięcie karczm, łaźni i szkół, usuwanie śmieci z ulic, wybijanie bezdomnych zwierząt. Szpitale były przeludnione. Chorych leczono upuszczaniem krwi, okadzeniem ziołami, wcieraniem rozmaitych substancji, np. sadła wężowego), dietą. Po opustoszałych ulicach krążyli ubrani w czarne płaszcze z białymi krzyżami umyślni, dostarczający jedzenie do zakażonych domów (nieraz dosłownie zamkniętych na kłódki lub zabitych deskami). Mijali się z grabarzami wywożącymi na wózkach zwłoki. Na cmentarzach dzień i noc trwało kopanie grobów i chowanie w nich zwłok. Rzeczy po zmarłych palono. Częste były przypadki rabowania opustoszałych w wyniku epidemii domów.

Pomniki strasznej plagi

W 1495 r. pod Wawelem pojawiła się kiła – choroba, która odtąd miała towarzyszyć mieszkańcom miasta przez wieki. Według Macieja Miechowity przyniosła ją z Rzymu pewna białogłowa, która udała się tam z pielgrzymką celem uzyskania odpustu. Kiłę przywieźli do Europy marynarze Kolumba, a jej epidemia wybuchła w 1495 r. we Włoszech. Tu pojawia się pewna ciekawostka związana z Krakowem. W 1933 r. krakowski wenerolog prof. Franciszek Walter wydał książkę pt. „Wit Stwosz, rzeźbiarz chorób skórnych”. Zwrócił w niej uwagę na pokazane w ołtarza Wita Stwosza w kościele Mariackim postacie, które wykazywały objawy kiły wrodzonej, m.in. tzw. nos siodełkowaty.

Tyle że swoje dzieło Stwosz ukończył w 1489 r., a więc cztery lata przed powrotem do Europy pierwszej wyprawy Kolumba. Być może więc kiła występowała na naszym kontynencie - w tym pod Wawelem - już wcześniej. A więc i na tym polu Kraków okazałby się pionierem…

Dotkniętych kiłą leczono w szpitalu św. Sebastiana i Rocha, utworzonym w 1528 r. za murami miasta, w okolicach dzisiejszej ul. św. Sebastiana. W XVII w. ten krakowski szpital „kiłowy” cieszył się dużą popularnością. Przebywali w nim pacjenci z Częstochowy, Warszawy, Wielkopolski. Wśród chorych przeważały kobiety. Większość chorych pochodziła z ludu, ale zdarzały się też osoby szlachetnie urodzone.

Wiek XVIII przyniósł w Krakowie kolejne epidemie: febry w 1783 r., ospy w 1784 oraz zimnicy i ospy w 1789. W 1795 r. z powodu poważnego zagrożenia zarazą zabroniono pochówków na cmentarzach przykościelnych i w obrębie murów miejskich. Zmarłych grzebano więc na cmentarzach przy kościołach św. Filipa i Jakuba na Kleparzu oraz św. Piotra na Garbarach.

[polecane]19506927[/polecane]

Na początku XIX w. pojawiła się cholera przyniesiona z Azji, która odtąd zaczęła dziesiątkować ludność Europy. Do Krakowa zawitała w maju 1831 r. za pośrednictwem armii rosyjskiej tłumiącej powstanie listopadowe (wcześniej cholera obecna była w mieście w latach 1482-1483, zmarł wtedy udzielający pomocy chorym św. Szymon z Lipnicy). „Rząd krakowski założył szpital na zamku w pałacu niegdyś królów; były tam urządzone łóżka, z wierzchu pokryte ceratą zieloną na obręczach. Ludzie do tego najęci stali w pogotowiu w gmachu policyi m. Krakowa, i gdy kto zachorował, spieszyli do niego z tym ekwipażem prawie śmiertelnym, w którym przenoszono go do lazaretu cholerycznego. Zdarzyło się, że wyszedłszy na przedmieścia spotykałem się dwa lub trzy razy z takiemi przenosinami. Prawie w każdej wsi obrane było osobne miejsce i założony cmentarz choleryczny - i mnóstwo takich cmentarzów dotąd widzieć się daje i pozostanie na długo pomnikami strasznej plagi, którą Wszechmocny na świat przypuścił” – pisał we wspomnieniach znawca dziejów Krakowa Ambroży Grabowski. Cholera atakowała w Krakowie jeszcze w 1849, 1855, 1866, 1873 r. (zmarło około 1,6 tys. osób) oraz w latach 1892-1893. Pojawiały się też epidemie duru brzusznego (w 1846 r.) i odry (w 1852 r.).

Influenza, czyli nowa dżuma

XIX w. przyniósł rozwój naukowej medycyny i pewien postęp w walce z epidemiami. W 1801 r. w krakowskim szpitalu św. Łazarza po raz pierwszy wykonano szczepienia przeciw ospie. W II połowie XIX w. lekarz i prezydent Józef Dietl doprowadził do zasypania zamulonego starego koryta Wisły (dziś ulice Dietla i Grzegórzecka), które było wylęgarnią bakterii i powodowało wspomniane wcześniej epidemie odry.

Sytuacja sanitarna i zdrowotna poprawiła się znacznie po uruchomieniu w 1901 r. wodociągów miejskich, co pozwoliło dostarczać mieszkańcom lepszej jakości wodę. W 1906 r. zaczęto budować nowoczesną sieć kanalizacyjną.

Podczas I wojny światowej w związku z pogorszeniem się sytuacji zaopatrzeniowej zwiększyła się w Krakowie zachorowalność na gruźlicę, tyfus i ospę. Były też przypadki cholery, czerwonki, płonicy i duru brzusznego. Władze miasta starały się walczyć z chorobami, stosując szeroko szczepienia i kwarantanny oraz dbając o stan sanitarny. Z kolei koniec wojny przyniósł epidemię hiszpanki, która spowodowała wiele ofiar. Ucierpieli szczególnie biedniejsi mieszkańcy mieszkający w Podgórzu, na Kleparzu i Wesołej - robotnicy, rzemieślnicy, służące. Największe natężenie epidemii przypadło na jesień 1918 r.

[polecane]19702583[/polecane]

26 września 1918 r. „Ilustrowany Kurier Codziennym” pisał: „Epidemia influenzy hiszpańskiej przybiera w Krakowie z każdym dniem groźniejsze rozmiary i coraz złośliwszą postać. Choroba ta, której następstwem staje się coraz częściej śmierć, daje się już dotkliwie odczuć wszystkim warstwom ludności.

Opinia publiczna poważnie jest zaniepokojona zastraszającymi postępami tej uporczywej zarazy. Można śmiało powiedzieć, iż czwarta część tutejszej ludności padła ofiarą hiszpanki. Lekarze upadają z nóg, nie mogąc podołać wprost nadludzkiej pracy”.

Krążyły dramatyczne pogłoski, że choroba jest rodzajem dżumy, o czym świadczyć miało m.in. czernienie zwłok po śmierci. Plotki te dementowały władze sanitarne.

W dwudziestoleciu międzywojennym do obowiązków władz miejskich należała profilaktyka i walka z chorobami zakaźnymi. Od 1917 r. istniały w Krakowie Miejskie Zakłady Sanitarne, które obejmowały szpital epidemiczny, sanatorium gruźlicze, dom izolacyjny i zakład dezynfekcyjny. W Krakowie mieścił się też przez pewien czas Inspektorat Państwowych Szpitali Epidemicznych na Małopolskę Zachodnią.

Dzięki tym działaniom liczba zachorowań i śmierci na choroby zakaźne znacząco spadła. Po II wojnie światowej dzięki powszechnemu dostępowi do opieki zdrowotnej, szczepieniom i wzrostowi poziomu medycyny do wielkich epidemii w Krakowie nie dochodziło. I miejmy nadzieję, że tak już pozostanie, a koronawirus tego nie zmieni…

Koronawirus. Co powinniśmy o nim wiedzieć?

Warto wiedzieć, że choroba bardzo długo się w nas wylęga, taki okres wylęgania może trwać nawet ponad 14 dni.

Czym jest koronawirus?
Nowy koronawirus SARS-Cov-2 wywołuje chorobę o nazwie COVID-19. Choroba objawia się najczęściej gorączką, kaszlem, dusznościami, bólami mięśni, zmęczeniem.

Podejrzane objawy:

Jak często występują objawy?
Ciężki przebieg choroby obserwuje się u ok.15-20% osób. Do zgonów dochodzi u 2-3% osób chorych. Prawdopodobnie dane te zawyżone, gdyż u wielu osób z lekkim przebiegiem zakażenia nie dokonano potwierdzenia laboratoryjnego.

Kto jest najbardziej narażony?
Najbardziej narażone na rozwinięcie ciężkiej postaci choroby i zgon są osoby starsze, z obniżoną odpornością, którym towarzyszą inne choroby, w szczególności przewlekłe.

Jak się zabezpieczyć przed koronawirusem?
Wirus przenosi się drogą kropelkową. Aktualnie nie ma szczepionki przeciw nowemu koronawirusowi. Można natomiast stosować inne metody zapobiegania zakażeniu - np. dokładnie myć ręce. Metody te stosuje się również w przypadku zapobiegania innym chorobom przenoszonym drogą kropelkową np. grypie sezonowej (w przypadku której, szczyt zachorowań przypada w okresie od stycznia do marca każdego roku).

[polecane]19859081,19871275,19844315,19839679,19866735,19863779[/polecane]

Pawel Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.