Wielka kariera i wielki upadek Anny H. (cz. 2)

Czytaj dalej
Andrzej Plęs

Wielka kariera i wielki upadek Anny H. (cz. 2)

Andrzej Plęs

Dotarliśmy do aktu oskarżenia przeciwko Annie H., byłej szefowej Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. Dziś przedstawiamy kolejne zarzuty śledczych.

Przyjmowanie gotówki na budowę domu od właściciela podkarpackiej firmy dystrybucji paliw, kartonów markowych win, remont garażu sfinansowany przez tego samego przedsiębiorcę to niejedyne zarzuty, jakie Prokuratura Krajowa w Katowicach postawiła Annie H., byłej szefowej prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie.

Zdaniem śledczych, pani prokurator dopuściła się także wyłudzenia pożyczki z Ministerstwa Sprawiedliwości, ustawiała konkursy na stanowiska w prokuraturze, którą kierowała, składała korupcyjne propozycje prokuratorowi w prokuraturze rejonowej, ingerowała w przebieg egzaminu adwokackiego, do jakiego miała przystąpić córka paliwowego biznesmena. Oto co opisuje akt oskarżenia, do którego dotarliśmy w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie.

PIERWSZA CZĘŚĆ TEKSTU: Ze szczytu na dno. Kariera prokurator Anny H.

Pożyczka na lewych fakturach

Na mocy ustawy, pochodzącej jeszcze z lat 80., prokuratorom przysługuje pożyczka z budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych. Kiedy Anna H. kupiła działkę pod Rzeszowem, zdecydowała się skorzystać z tego przywileju, złożyła więc wniosek o pożyczkę na budowę domu.

Podstawowy warunek, by ją otrzymać: wnioskodawca musi udokumentować, że na ten cel ze środków własnych wydał 10 procent wartości pożyczki, o którą się ubiega. Anna H. wysłała więc do ministerstwa wniosek z dokumentami potwierdzającymi wkład własny, ale Biuro Dyrektora Generalnego w ministerstwie zauważyło, że wkład własny pani prokurator jest niższy niż wymagane 10 proc., poleciło jej więc wniosek uzupełnić. Wtedy Anna H. dostarczyła jeszcze fakturę VAT, na której stało, że zapłaciła firmie za niwelację terenu pod budowę domu. Dopiero później śledczy doszli do tego, że faktura miała zawyżoną wartość. Mało tego, wykonawca usługi zeznał, że tylko wykosił trawę i wyciął krzewy, czego niwelacją nazwać nie można. I pieniądze dostał do ręki, znacznie mniej niż stało na fakturze.

Że na działce pani prokurator niwelacji nie było, potwierdzały także zeznaniach byłych właścicieli nieruchomości, jak również wykonane w dniu zakupu działki fotografie. Potem Anna H. tłumaczyła śledczym, że resztę pieniędzy (do pełnej wartości przedstawionej faktury) miała wykonawcy zapłacić w chwili, kiedy dostanie z ministerstwa pożyczkę. Śledczy nie uwierzyli.

Upychanie „swoich”

Na stanowisko w sekretariacie Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie chętnych było wielu, miał je otrzymać ten z kandydatów, który w konkursie otrzyma najwyższą liczbę punktów. Do konkursu stawała też znajoma Anny H., czego ta nie ukrywała. Ponieważ znajomość obu pań przestała być tajemnicą, Anna H. poprosiła, by w komisji egzaminacyjnej zastąpiła ją wiceszefowa prokuratury. To miał być sygnał, że szefowa Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie unika sytuacji, w której mogłaby być posądzona o wpływanie na wynik konkursu. W komisji rzeczywiście nie uczestniczyła, co nie powstrzymało jej przed ingerencją.

Kiedy do trzeciego etapu konkursu dostała się znajoma Anny H., ta poprosiła jednego z członków komisji konkursowej, a swojego podwładnego, by skopiował dla niej listę pytań konkursowych wraz z zaznaczonymi odpowiedziami prawidłowymi. A że szefowi w tej branży się nie odmawia, toteż podwładny polecenie wykonał.

Anna H. była tak pewna swojej pozycji, że jeszcze w obecności tego samego podwładnego zapakowała karty z pytaniami do koperty i wręczyła firmowemu kierowcy prokuratury z poleceniem, by dostarczył kopertę do rąk znajomej. Po czym do owej znajomej zatelefonowała, uprzedzając, kto do niej jedzie i z czym jedzie. Potwierdzenie takiej rozmowy jest w zapisach działań operacyjnych CBA. Taki przebieg wydarzeń potwierdził też śledczym kierowca prokuratury.

W zapisie rozmowy jest i taki passus: pani prokurator informuje znajomą, że zaznaczyła swojemu podwładnemu w komisji konkursowej, by akurat ten zestaw pytań i odpowiedzi trafił podczas konkursu do znajomej - kandydatki. Kiedy potem śledczy przeszukali mieszkanie owej kandydatki, znaleźli kartki z listą pytań i zaznaczonymi prawidłowymi odpowiedziami.

Anna H. przebywać będzie w areszcie do połowy października - zdecydował Sąd Rejonowy w Rzeszowie.
Tydzień temu opisaliśmy „interesy” prokurator Anny H. z Marianem D., właścicielem leżajskiej firmy paliwowej. Dziś przedstawiamy kolejne zarzuty sformułowane przez Prokuraturę Krajową w Katowicach.

Sprawiedliwość „na telefon”

Biegły sądowy M. znany był z tego, że zwleka z wydaniem opinii dla potrzeb prokuratury i sądu. W tym przypadku dla rzeszowskiej prokuratury rejonowej, która prowadziła postępowanie w sprawie wypadku komunikacyjnego. Biegły miał orzec, czy ofiara wypadku doznała uszkodzeń upośledzających czynności życiowe na mniej czy na więcej niż siedem dni. Od tego orzeczenia zależało, jaki zarzut zostanie postawiony sprawcy, więc taką zwłoką biegły praktycznie zablokował śledztwo.

Prowadząca tę sprawę pod nadzorem prokuratury policja ponaglała, monitowała, przypominała niejednokrotnie, biegły na jej apele pozostawał głuchy. Aż zniecierpliwił się prokurator prowadzący sprawę i nałożył na biegłego karę finansową za zwłokę. Wtedy biegły się ocknął, ale nie po to, by opinię dostarczyć, a odwołać się od decyzji prokuratora. Niepewny wyniku odwołania, skontaktował się z Anną H. Niech ta wpłynie na prokuratora, który jej pośrednio podlega. Jest taki fragment w ich rozmowach, który mówi wprost, że znali się od bardzo dawna, choć chyba nikt o tej znajomości nie wiedział. Szefowa prokuratury apelacyjnej zapewniła, że sprawę załatwi.

W tym celu zadzwoniła do szefa zniecierpliwionego prokuratora w rzeszowskiej prokuraturze. I to kilka razy. By ten uchylił decyzję swojego podwładnego o nałożeniu kary pieniężnej na biegłego. Formalnie nie mogła mu wydać takiego polecenia, ale… I tu zapisy rozmów telefonicznych przedstawiają przebieg pertraktacji.

W rozmowie z szefem prokuratury w „rejonówce” Anna H. przyznała, że biegły znany jest z tego, że mocno się spóźnia z dostarczaniem ekspertyz, ale może coś dałoby się zrobić. Na jednym niemal oddechu wymieniła, kto z prokuratury okręgowej odchodzi, kto przechodzi w stan spoczynku, że skutkiem tego w „okręgówce” zrobi się miejsce, i... „bo jakąś tam szansę widzę na delegację pana”. Szansę na delegację z prokuratury rejonowej do okręgowej! To dla prokuratora duży awans.

„Tylko, broń Boże, niech pan nie odbiera tego, że ja o M. proszę prywatnie”

- zastrzegła pani prokurator.

Żeby sobie prokurator w „rejonówce” nie pomyślał, że jego karierę pani prokurator apelacyjna uzależnia od jego decyzji w sprawie biegłego M., ale dla obojga przekaz był czytelny. Niemniej jednak prokurator rejonowy zapewnił, że oczywiście nie wiąże tych dwóch spraw, że rozumie, iż po co Anna H. miałaby do niego dzwonić dwa razy w dwóch różnych sprawach.

Kilka minut po tej rozmowie Anna H. zatelefonowała do biegłego M., informując go o przebiegu interwencji. Potem była między nimi jeszcze jedna rozmowa telefoniczna, w której zapewniła:

„załatwione masz wszystko, jeszcze póki co jestem ich szefem, a jemu (prokuratorowi w „rejonówce” - dop. red.) na paru rzeczach zależy, które ode mnie zależą, tak że damy radę”.

Śledczy nie mieli wątpliwości: z rozmysłem do rozmowy włączyła wątek delegacji prokuratora do prokuratury okręgowej. Materiał dowodowy musiał być mocny, skoro pani prokurator podczas przesłuchania przyznała, że szereg okoliczności przytoczonych przez śledczych jest prawdziwych. Ale do popełnienia zarzucanych czynów nie przyznała się. Ani do zamiaru ich popełnienia.

Ofiara tzw. afery podkarpackiej

Anna H. trafiła w krąg zainteresowania operacyjnego Centralnego Biura Antykorupcyjnego w związku ze sprawą Zbigniewa N., byłego szefa Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, z którym była w bliskich relacjach. CBA i katowiccy śledczy podejrzewają N. o powoływanie się na wpływy m.in. w: Naczelnym Sądzie Administracyjnym, Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, leżajskiej prokuraturze, nawet w Ministerstwie Sprawiedliwości. Dzięki kontaktom lobbował w sprawach Mariana D., właściciela leżajskiej firmy paliwowej. Śledczy wyliczyli, że za „usługi” wobec leżajskiego przedsiębiorcy (głównego oskarżonego w tzw. aferze podkarpackiej) otrzymał od niego ok. 450 tys. zł korzyści materialnych, z czego 350 tys. w gotówce. To dzięki niemu Anna H. zyskała kontakt z leżajskim przedsiębiorcą i także ona miała z tej znajomości wymierne korzyści.

Zbigniew N., prokurator w stanie spoczynku, stracił immunitet w sierpniu 2016 r., w październiku został zatrzymany przez CBA. Sąd Rejonowy w Rzeszowie przedłużył mu areszt tymczasowy do połowy lipca br. Jeśli w sądzie potwierdzą się zarzuty prokuratorskie, grozi mu do 8 lat więzienia.

Anna H. przebywać będzie w areszcie do połowy października - zdecydował Sąd Rejonowy w Rzeszowie. Nie wiadomo kiedy rozpocznie się jej proces, ponieważ kolejni sędziowie SR w Rzeszowie składają wnioski o wyłączenie ich z prowadzenia sprawy.

W tzw. aferze podkarpackiej zakończył się proces głównego oskarżonego Mariana D. Przed sądeckim sądem rejonowym przedsiębiorca dobrowolnie poddał się karze. W kolejnym wątku tej samej afery zarzuty usłyszał były poseł PSL Jan B. Na proces czeka Zbigniew R., były wiceminister infrastruktury. W Rzeszowie kończy się proces ks. Roberta M., byłego proboszcza Katedry Polowej Wojska Polskiego oraz Edwarda B., byłego dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.

Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.