Uratował koleżankę, gdy zabijał ją czad. Władza nie czuje się winna zaczadzeniu
Kolega najemczyni ją broni, a wójt i dyrektor ZGK bronią siebie.
Gdy Henryk Konopa przyjechał do jej mieszkania, leżała bez sił na podłodze. Na szczęście jej niepełnosprawny syn zdołał otworzyć mu okno.
Noc z poniedziałku na wtorek Henryk Konopa z Karżniczki będzie pamiętał do końca życia, bo gdy nie mógł się dodzwonić do koleżanki Ireny Brody z Damnicy, postanowił do niej pojechać.
- Był w tym palec Boży, bo gdybym tam nie pojechał, to pewnie by nie żyła - opowiada. Początkowo nie mógł się dostać do zamkniętego od środka mieszkania komunalnego w zaniedbanym budynku gminnym przy ul. Witosa w Damnicy. Na szczęście na jego pukanie zareagował niepełnosprawny 29-letni syn pani Ireny. Zdołał otworzyć okno, przez które wszedł Konopa. - Irena leżała już bez sił. Natychmiast zrobiłem przeciąg i wezwałem pogotowie - opowiada.
Ratownicy pojawili się bardzo szybko. Od razu włączyli czujnik czadu, który wykazał, że gaz znajdował się w całym mieszkaniu. Pani Irena i jej syn trafili do szpitala w Słupsku, a później w Trójmieście, gdzie ich odtruwano. Teraz przebywają w mieszkaniu pana Henryka w Karżniczce, gdzie dochodzą do siebie.
Pan Henryk natomiast postanowił, że będzie zabiegał o odszkodowanie dla koleżanki, bo według niego mogła stracić życie wskutek źle przeprowadzonego remontu pieca, który wykonano latem ubiegłego roku.
- Piec miał być przebudowany, bo nie robiono tego od wielu lat. Zdun jednak przełożył tylko kilka kafli. Wszystko zrobiono trochę na odczepnego - przekonuje Konopa.
Wójt Jaworski nie ma najlepszego zdania o najemczyni mieszkania
Henryk Konopa twierdzi, że jego koleżanka miała trudne życie, bo długo, prawie sama, wychowywała sporą gromadkę dzieci. Teraz mieszka już tylko z dwoma synami, w tym jednym niepełnosprawnym.
- Utrzymuje się z jego zasiłku i opiekuńczego dla niej. To na dużo nie wystarcza. Dlatego nie można się dziwić, że mieszkanie było zaniedbane i Irena je przez pewien czas zadłużała, ale od dwóch lat czynsz już płaci - opowiada Henryk Konopa.
Latem ub. roku kierownictwo Zakładu Gospodarki Komunalnej w Damnicy zdecydowało się na remont mieszkania. - Zrobili to jednak tak, jakby biedny najemca nie zasługiwał na to, aby mieszkać w dobrych warunkach - denerwuje się Konopa.
Zaraz też pokazuje malutką łazienkę w przybudówce, do której nie doprowadzono ogrzewania. - Niech pan patrzy, tu nie ma toalety, a wanna jest dziurawa. Właściwie tylko pomalowano kawałek ściany. W pokojach także przykryto gnijące podłogi, a w rogu jednego z pokojów już widać, jak robi się mokra. To skutek źle obrobionych fundamentów i rynny, z której woda leje się na ścianę. Oczywiście budynek nie ma także elewacji, ale życiu zagraża kaflowy piec, który ma ogrzać dwa pokoje. Tu już z daleka widać, że coś się z niego wydostawało - mówi Konopa, który podkreśla, że wraz z rodziną i członkami jej rodziny pomógł koleżance w zdobyciu lub kupieniu przechodzonych i nowych mebli oraz pralki i pieca.
Grzegorz Jaworski, wójt Damnicy, twierdzi, że zna sytuację pani Ireny. Nie ma o niej najlepszego zdania. Od razu wypomina jej zadłużenie, wspomina, że nie zawsze była trzeźwa i że zapuściła mieszkanie, a potem odsyła do Grzegorza Grabowskiego, dyrektora ZGK w Damnicy.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia - podkreśla w trakcie rozmowy Grabowski. Nie ukrywa jednak, że zdziwiła go informacja o czadzie w mieszkaniu pani Ireny, bo w końcu został tam wykonany remont, a mistrz kominiarski z Główczyc w oficjalnej opinii potwierdził, że komin w tym mieszkaniu był czynny. Nie powiedział natomiast, czy dobrze wykonano przebudowę pieca kaflowego.
Podkreślał także, że nie wykazano, aby w mieszkaniu wystąpił wyciek gazu do gotowania.
W rozmowie z „Głosem” dziwił się, że pani Irena długo mieszkała u kolegi, a nie we własnym mieszkaniu, co jego zdaniem dobrze temu mieszkaniu nie robiło. Na koniec natomiast zapowiedział, że będzie się starał, aby w najbliższym czasie doszło do remontu elewacji budynku, w którym mieści się mieszkanie pani Ireny, bo znajduje się on na wylocie Damnicy i robi złe wrażenie, gdy się tam wjeżdża od strony Główczyc.