Trzęsienie ziemi w żłobkach. Opiekunki apelują do rodziców o wsparcie

Czytaj dalej
Fot. 123rf

Trzęsienie ziemi w żłobkach. Opiekunki apelują do rodziców o wsparcie

Oplakatowane placówki, demonstracja w stolicy - opiekunki z pomorskich żłobków protestują. Powodem są plany rządu, który chce ułatwić otwieranie nowych placówek, ale jednocześnie dokłada pracy opiekunkom.

Magda tęskni za mamą i nie chce zejść z kolan opiekunki. Piotrek chce się bawić z Dawidem, ale ten zagarnia zabawki tylko dla siebie. Wybucha awantura. Julka właśnie przewróciła się i płacze na dywanie. Zuzia jest śpiąca, więc kwili pod drzwiami sypialni. Mikołaj ma chyba gorączkę. Daniel (bez pieluchy) chce siku, a pielucha Martynki właśnie puściła, więc dziewczynkę trzeba szybko umyć i przebrać. A właśnie zbliża się pora karmienia i trzeba przygotować stół.

Od stycznia do tej codziennej „łamigłówki” dołączy najpewniej jeszcze dwoje dzieci. Każde ze swoimi potrzebami. Dziś ośmioro dzieci na jedną opiekunkę w żłobku to górny limit ustawowy. Ale Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowało projekt zmiany w przepisach podnoszący go do dziesięciorga dzieci na jedną opiekunkę dziecięcą. A to niejedyna zmiana w ustawie żłobkowej szykowana przez ten resort.

Od 1 stycznia radykalnie mają zmienić się warunki funkcjonowania żłobków i zatrudniania opiekunek dziecięcych

Oprócz podniesienia limitu dzieci na opiekunkę nowe przepisy znacznie liberalizują wymogi lokalowe. Obecnie żłobek musi mieć co najmniej dwa pomieszczenia przeznaczone na pobyt dzieci, z czego jedno musi być przystosowane do ich odpoczynku. Obowiązują też ścisłe normy dotyczące metrażu. Wedle nowych zasad wystarczyć ma jedna sala do zabawy, spania i jedzenia. Pomieszczenia będą też mogły być mniejsze.

- Obniżenie kosztów inwestycyjnych oraz bieżących związanych z założeniem i prowadzeniem żłobka spowoduje znaczny wzrost ich liczby. Zwiększy się również liczba miejsc w żłobkach już istniejących - przekonuje resort polityki społecznej.

To nie koniec. Jeśli nowe przepisy zostaną uchwalone, dużo łatwiej też będzie zatrudnić się jako opiekunka dziecięca. Wystarczy ukończyć dowolny kierunek studiów, podczas których poruszano szeroko rozumiane zagadnienie związane z opieką lub rozwojem małego dziecka lub zdać maturę i wykazać się co najmniej rocznym doświadczeniem w pracy z dziećmi w wieku do trzech lat. Nowością będzie wymóg przedstawienia zaświadczenia o niekaralności za przestępstwa seksualne, a także konieczność odbycia cyklicznych szkoleń z pierwszej pomocy.

Projekt ministerstwa ma też ujednolicić zasady dofinansowania żłobków z kasy gmin. Rząd chce także, by wyasygnować 250 mln złotych na nowe placówki. Pieniądze mają pochodzić z rezerwy Funduszu Pracy.

„Zaproponowane przez resort rodziny zmiany po pierwsze pozwolą rodzicom wrócić do ról zawodowych, a po drugie wygenerują ok. 15 tys. nowych miejsc pracy dla opiekunów” - argumentuje ministerstwo w komunikacie opublikowanym w sobotę. Według minister Elżbiety Rafalskiej niższe koszty prowadzenia żłobków będą mogły przełożyć się na zatrudnienie personelu obsługowego zajmującego się chociażby sprzątaniem czy wydawaniem posiłków, co z kolei „ewidentnie ograniczyłoby zdarzające się dziś zjawisko przerzucania na opiekunów innych czynności niż opieka nad dziećmi”.

Tymczasem opiekunki nie tylko nie podzielają entuzjazmu minister Rafalskiej, ale wręcz alarmują, że szykowane zmiany doprowadzą do dramatu.

- Zamiast inwestować w nowe żłobki, rząd chce poupychać jak najwięcej dzieci w starych placówkach - bulwersują się nasze rozmówczynie. W sobotę z Gdańska, Sopotu i Słupska wyruszyły autokary z opiekunkami dziecięcymi, które postanowiły zaprotestować przeciwko szykowanym zmianom.

Co ciekawe, zmiany z zadowoleniem przyjmuje Arkadiusz Gawrych, prezes Pozytywnych Inicjatyw, największej prywatnej sieci żłobków na Pomorzu.

- W tej chwili, by otworzyć żłobek, trzeba 160 metrów. To za dużo. To absurd. Przedszkole o takiej powierzchni spokojnie pomieści ok. 35-40 dzieci - mówi Gawrych i wskazuje, że obowiązujące przepisy wielokrotnie są absurdalnie restrykcyjne.

Niemniej wśród prowadzących żłobki zdania są mocno podzielone. - Osoby, które wymyślają takie nieracjonalne przepisy, zapraszam do siebie na jeden dzień, aby poznać specyfikę pracy z najmłodszymi dziećmi - mówi Joanna Brzozowska, właścicielka Niepublicznego Przedszkola i Żłobka „Bajkowe” w Tczewie. - W naszym żłobku grupą 30 dzieci opiekuje się 6 opiekunek. Nie wyobrażam sobie, aby na jedną panią przypadało aż 12 dzieci. Może niektórym pracodawcom taka możliwość się spodoba, bo będą mogli zatrudnić mniej pracowników, ale ja z pewnością do takiej placówki dziecka bym nie posłała.

Opiekunki wyliczają, że podniesienie obowiązującego limitu to nie jest kwestia dwojga czy czworga dzieci więcej, tylko należy brać pod uwagę całą grupę. I tak na przykład grupa z 24-osobowej będzie mogła powiększyć się do 30-osobowej przy tej samej obsadzie kadrowej.

- Jak zapewnić dzieciom w takim tłoku komfort psychiczny? - martwi się pani Paulina, 30 lat stażu w żłobku. - Dzieci w tak dużych gromadach stają się rozdrażnione i rozkojarzone.

Wszystkie opiekunki dziecięce, z którymi rozmawialiśmy, krytykowały także pomysł likwidacji wymogu sali sypialnej.

- Kiedy wietrzyć pomieszczenia? Wyobrażają sobie państwo, żeby trzydziestka dzieci plus dorośli siedzieli w tej samej sali przez osiem godzin, a często i jeszcze dłużej? Jak maluch w takich warunkach ma się wyciszyć, skupić na zajęciach albo po prostu zasnąć - dopytuje pani Justyna, 4 lata stażu.

Nowe przepisy miałyby wejść w życie już od 1 stycznia. Konsultacje publiczne projektu kończą się w najbliższy czwartek. Działaczki NSZZ Solidarność opiekunek żłobkowych apelują do rodziców o włączenie się w debatę.

(współpraca at)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.