Tragedia w Prokocimiu. Gdy Alicja umierała z bólu, chirurg operował kolegę

Czytaj dalej
Bartosz Dybała

Tragedia w Prokocimiu. Gdy Alicja umierała z bólu, chirurg operował kolegę

Bartosz Dybała

W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w krakowskim Prokocimiu 13-letnia Alicja umierała z bólu przez całą noc, choć powinna trafić na stół operacyjny. Dziś nie mówi, nie chodzi, nie oddycha samodzielnie. Z naszych informacji wynika, że lekarz, który mógł pomóc małej pacjentce, tej samej nocy uczestniczył w operacji dorosłego mężczyzny. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że był to jego znajomy. Według informacji Gazety Krakowskiej i Onetu, Ministerstwo Zdrowia zleciło kontrolę w placówce.

Połowa lipca 2018 roku. Do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu trafia 13-letnia Alicja. Skarży się na ostry ból brzucha, wymiotuje krwią. Zostaje skierowana na oddział pediatrii i gastroenterologii. Jego ordynatorem jest profesor Krzysztof Fyderek, jednocześnie dyrektor całego szpitala.

Lekarze diagnozują u dziewczyny chorobę Leśniowskiego-Crohna, czyli przewlekłą przypadłość układu pokarmowego. Jej objawami są biegunka, krwawienie, wzdęcia brzucha, gorączka, wymioty. Często u pacjentów, chorujących na tę dolegliwość, potrzebna jest interwencja chirurga.

Mimo że dziewczynka cały czas przebywa na oddziale, w kolejnych tygodniach bóle brzucha się nasilają.

Spokojnie, operować nie trzeba

Kryzys przychodzi w nocy z 14 na 15 sierpnia 2018 roku. Następuje znaczne zwiększenie dolegliwości bólowych z towarzyszącymi pojedynczymi wymiotami.

O 2.14 do dziewczyny wezwany zostaje dyżurny chirurg, który klinicznie i radiologicznie stwierdza stan niedrożności jelit. Konieczności natychmiastowej interwencji chirurgicznej jednak nie widzi.

Zaleca podawanie leków przeciwbólowych.

Nastolatka otrzymuje je od pielęgniarek w godzinach: 2.30, 2.50, 3.40, 5.00 oraz 6.30. Ból jednak nie ustępuje.

- Konsultacja chirurgiczna trwała bardzo krótko. Lekarz dotknął brzucha Alicji, stwierdził, że jest miękki. A przecież był twardy jak deska! - opowiada ojciec dziewczynki. Dodaje, że chirurg przyszedł do jego córki ubrany w strój, jaki lekarze zakładają na salę operacyjną.

Serce przestaje pracować

O godzinie 7 rano matka dziewczynki zauważa, że Alicja szybko oddycha i jest cała zimna. Później jej skóra robi się sina, a dziewczynka jest zlana potem.

Rano na oddział przyjeżdża ciocia dziewczynki. Jest jej chrzestną, pracuje jako pielęgniarka na SOR-ze w Prokocimiu.

Ciocia wszczyna alarm. Natychmiast zawiadamia lekarza dyżurnego oddziału, na którym leży Alicja i udaje się na oddział chirurgii, prosząc o szybką konsultację lekarza.

Od tego momentu wszystko dzieje się już szybko. Alicja w stanie ciężkim zostaje przewieziona na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii, a następnie - na blok operacyjny. Dochodzi jednak do zatrzymania krążenia. Po chwili udaje się przywrócić pracę serca. Dziewczynce trzeba wyciąć fragment jelita.

W kolejnych dniach stan dziecka jest skrajnie ciężki, Alicja ma objawy niewydolności wielonarządowej.

Stan wegetatywny

W marcu tego roku Alicja zostaje wypisana ze szpitala. Nie mówi, nie chodzi, nie oddycha samodzielnie. Trafia do ośrodka, gdzie rozpoczyna rehabilitację.

Stan małej pacjentki lekarze określają jako wegetatywny.

Miesięczny koszt jej leczenia wynosi 20 tysięcy złotych.

O stanie zdrowia dziecka rozmawiamy z mecenas Jolantą Budzowską, jednym z najbardziej znanych w Polsce adwokatów, zajmujących się sprawami medycznymi i błędami lekarzy. Właśnie mecenas Budzowska w imieniu rodziców zgłosiła sprawę do Rzecznika Praw Pacjenta.

- Pomimo systematycznie pogarszającego się stanu zdrowia dziecka, niereagującego na próby leczenia zachowawczego i stwierdzonej w badaniu radiologicznym niedrożności jelit, która nie ustąpiła po zastosowanym leczeniu, zaniechano operacji. Zabieg przeprowadzono dopiero, gdy stan dziecka był krytyczny - mówi prawniczka.

Mecenas Budzowska dodaje, że jej zdaniem na brak należytego monitorowania stanu dziecka i zwlekanie z operacją mógł mieć wpływ fakt, że w nocy z 14 na 15 sierpnia był początek długiego weekendu - wielu członków personelu medycznego przebywało na urlopach, a ci, którzy pozostali na nocnym dyżurze, byli prawdopodobnie nadmiernie obciążeni.

- Ponadto, według informacji przekazanych rodzinie, w nocy z 14 na 15 sierpnia 2018 roku odbywała się operacja osoby dorosłej, co mogło utrudnić dostęp do świadczeń medycznych dziecku, które przecież w pierwszej kolejności powinno uzyskać pomoc w szpitalu dziecięcym - dodaje mec. Budzowska.

Z naszych informacji wynika, że w operacji dorosłego pacjenta uczestniczył ten sam chirurg, który po godzinie 2 przyszedł na konsultację do Alicji. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że pacjent był jego znajomym.

Szpital odpowiada

Chcieliśmy porozmawiać o Alicji z władzami szpitala oraz z chirurgiem, który konsultował dziewczynkę. Wysłaliśmy listę szczegółowych pytań. Pierwszy raz 17 stycznia tego roku. Później ponowiliśmy próbę jeszcze dwukrotnie. Dostaliśmy lakoniczny komunikat:

„W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie, który jest placówką dedykowaną przede wszystkim do leczenia pacjentów pediatrycznych, w sytuacjach wyjątkowych udzielane są świadczenia medyczne osobom dorosłym w ramach publicznego systemu ochrony zdrowia. USDK zawsze w pierwszej kolejności dba o dobro małych pacjentów, a jakakolwiek pozastatutowa działalność jest wykonywana jedynie w ramach dodatkowych możliwości” - czytamy w przesłanym oświadczeniu, w którym podkreślono, że „nie ma związku pomiędzy tymi dwiema sytuacjami, których dotyczą pytania”.

- Wszyscy pacjenci USDK mają zapewnioną opiekę zgodną z aktualną wiedzą medyczną oraz wszelkimi procedurami obowiązującymi w szpitalu - dodaje szpital w oświadczeniu. Jego przedstawiciele twierdzą, że „zespół, będący na dyżurze, jest zawsze w pełni dyspozycyjny dla pacjentów”.

Czy operacja dorosłego mężczyzny w szpitalu dziecięcym była „sytuacją wyjątkową”, o jakiej pisze szpital? Na to pytanie jego przedstawiciele nie udzielili odpowiedzi.

Zapytaliśmy za to policję, czy w nocy z 14 na 15 sierpnia zeszłego roku doszło w Krakowie do poważnego wypadku. Funkcjonariusze w swoich bazach danych nie mają zarejestrowanego takiego zdarzenia.

Jak jeden palec ratowano

Jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji, zabieg dorosłego mężczyzny zaplanowany był wcześniej. Personel medyczny miał się o nim dowiedzieć w godzinach popołudniowo-wieczornych. Placówka medyczna wystąpiła do Narodowego Funduszu Zdrowia o zgodę na rozliczenie tej operacji.

NFZ ostatecznie zabieg rozliczył.

- We wniosku szpital wyjaśniał konieczność przyjęcia pacjenta z urazem ręki (amputacja palca) przez Szpitalny Oddział Ratunkowy do Oddziału Ortopedyczno-Urazowego z powodu braku zgody na replantację palca w innych ośrodkach. Po wykonaniu zabiegu i obserwacji pacjenta został on przekazany do kontynuacji leczenia w 5 Wojskowym Szpitalu Klinicznym w Krakowie - wyjaśnia Aleksandra Kwiecień, rzecznik prasowy małopolskiego oddziału NFZ.

Postanowiliśmy sprawdzić, czy rzeczywiście inne placówki nie chciały przyjąć pacjenta. Zapytaliśmy o to przedstawicieli Szpitala im. Rydygiera. To jedna ze znanych placówek zajmujących się replantacjami kończyn.

„Po zasięgnięciu informacji w dostępnych mi źródłach nie potwierdziłem zgłoszenia się, a tym bardziej odmowy pomocy Pacjentowi wymagającemu zabiegu replantacyjnego w szpitalu im. Ludwika Rydygiera w okresie (...) wskazanym” - możemy przeczytać w odpowiedzi przesłanej nam przez lekarza Wojciecha Gąsiora, pełniącego obowiązki rzecznika prasowego szpitala. Pytaliśmy zarówno o 14, jak i 15 sierpnia 2018 roku.

Oznacza to, że przedstawiciele Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w piśmie, wysłanym do NFZ, mogli nie podać prawdziwej informacji. Zapytaliśmy przedstawicieli placówki, jakie szpitale odmówiły przyjęcia pacjenta.

Otrzymaliśmy wymijającą odpowiedź, że „wszystkie działania szpitala zgodne były z przepisami zawartymi w Zarządzeniu (...) Prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia z dnia 26 września 2017 r. w sprawie wniosków o indywidualne rozliczenie świadczeń i Bazy Rozliczeń Indywidualnych”.

Chcieliśmy się także dowiedzieć, kto podpisał się pod dokumentem, w którym mogą być nieprawdziwe informacje, ale szpital nam tego nie przekazał.

- Wnioski o indywidualne rozliczenie świadczeń podpisywane są przez dyrektora placówki lub przez osobę upoważnioną do jego reprezentowania - informuje NFZ.

Kontrola

Kilka razy prosiliśmy przedstawicieli szpitala o możliwość spotkania z dyrektorem lecznicy, jak również z chirurgiem, który konsultował Alicję. Za każdym razem szpital odmawiał.

Jak dowiedzieli się dziennikarze Gazety Krakowskiej i Onetu, Ministerstwo Zdrowia zleciło przeprowadzenie kontroli w szpitalu. To efekt pisma, jakie do resortu skierowali rodzice Alicji. Kontrolę przeprowadzą konsultanci krajowi w dziedzinach pediatrii, chirurgii dziecięcej oraz gastroenterologii dziecięcej.

Mają dokonać oceny „postępowania personelu medycznego oraz prawidłowości procesu diagnostyczno-terapeutycznego, zastosowanego wobec małoletniej pacjentki”.

Postępowanie wyjaśniające wszczął też Rzecznik Praw Pacjenta. - „Ma na celu sprawdzenie, czy nie zostały naruszone prawa małej pacjentki do świadczeń zdrowotnych” - poinformowano nas w biurze rzecznika. Sprawę w swoim biurze zarejestrował również Rzecznik Praw Dziecka.

Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Krakowie. Dotyczy ono m.in. „ewentualnego popełnienia przestępstwa z art. 156”, czyli spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Zapytaliśmy prokuraturę, czy badany będzie wątek operacji dorosłego mężczyzny. - „(...) badane są wszystkie wątki związane z ewentualnymi nieprawidłowościami w działaniach Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie” - brzmi odpowiedź.

Ciężar spoczywa na rodzicach

Rodzice dziewczynki nie chcą robić nikomu na złość. Nie żądają przeprosin ze strony szpitala. Mają jedynie nadzieję, że placówka wypłaci im odszkodowanie.

- Rehabilitacja Alicji jest droga. To koszt 20 tysięcy złotych miesięcznie. Może potrwać latami - mówi ojciec dziewczynki.

Alicja w maju miała 14 urodziny. Teraz kończyłaby 7. klasę. Jej mama wskazuje na obraz, namalowany przez dziewczynkę, który wisi na ścianie pokoju w centrum rehabilitacyjnym, gdzie teraz jest Alicja. Wspomina, że dziewczynka malowała, śpiewała. Była normalnym dzieckiem. Jak jej rówieśnicy.

Bartosz Dybała

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.