„Szewcy” i Scurvy, czyli zajęcie aż do końca roku

Czytaj dalej
Jerzy Stuhr

„Szewcy” i Scurvy, czyli zajęcie aż do końca roku

Jerzy Stuhr

Jak to się zaczyna? Dostaje Pan nagle ciekawą propozycję artystyczną, reżyserowania „Szewców” Witkacego, a tu przecież głowa, dusza i wyobraźnia tkwią jeszcze zupełnie w innym wymiarze, we Włoszech, we freskach Piera della Francesca. Czy można się tak błyskawicznie i całkowicie przestawić?

Jak chcesz być artystą, to już nigdy nie będziesz miał spokoju! Bo jak nie chcesz być artystą, to spokój możesz mieć zupełny i możesz nie wychodzić np. spod fresków Piera della Francesca.

Ale rzeczywiście, spadła na mnie bardzo atrakcyjna propozycja, aby wyreżyserować „Szewców” Witkacego. I wtedy natychmiast zaczyna się myślenie „po nowemu”. Bo musisz tak zobaczyć tych „Szewców”, żeby ten dramat coś dzisiaj ludziom powiedział! Nie możesz „normalnie”, po akademicku, bo powinieneś lepiej wyczuć, co to mogłoby znaczyć dla kogoś, kto dzisiaj przyjdzie do teatru. No i uporczywie szukasz… A podświadomie każdy czyta sztukę pod swoim kątem. Wyłuskujesz takie fragmenty, które rozumiesz emocjonalnie i ideologicznie, a nie semantycznie, bo przecież Witkacy jest trudny.

Ja akurat, już z pierwszego oglądu widzę, że wszystkie postaci tragicznie poszukują tam idei. Łapię ten trop. Oczywiście, sprawdzę to moje wrażenie ze wszystkimi „łebaczami” od Witkacego, na czele z naszym profesorem Deglerem, ale najpierw muszę sam.

Widzę przecież, że tragiczne jest to poszukiwanie idei, której nie mogą znaleźć. I Sajetan, i Czeladnicy, i Scurvy, i Księżna…

To jest trudne, bo to, co tutaj wyłuskuję, ginie w magmie wielosłowia, strasznych monologów Witkacego, które trzeba „odczyścić”.

Ale na tym polega adaptacja tekstu. I dobrze, że Andrzej Bart mnie to dał, i ja się za to biorę. Muszę się temu poświęcić, do końca roku niczego więcej nie chcę.

Jakby wyłuskać taki spektakl, to byłaby to moja odpowiedź na to, co dzisiaj trapi polskie społeczeństwo: zdruzgotanie autorytetów i zafałszowanie wszelkich idei. Cyniczne zafałszowanie! Mało: bezwstydne pokazywanie tego zafałszowania.

To, co wyprawiają niektórzy politycy ze Smoleńskiem…

Wielu nawet nie kryje, że w to nie wierzy. Oni własną mimiką dają cynk, że kłamią. A aktor to widzi, bo zna mowę ciała: to nie jest prawda, mówią, i co mi zrobisz? Mnie wolno mówić, bo mam władzę! Że był zamach i bomba termo-jakaś…

Jeśli w porządnym państwie coś takiego się ogłasza, że tam Rosjanie podłożyli bombę, no to następuje zerwanie stosunków, ONZ musi się tym zająć, a tu nikt na to nawet nie zwrócił uwagi! Łącznie z autorami propagandy.

To nie jest tak, jak mówię w „Kontrabasiście”: postanowiłem zagrać tak pięknie, tak pięknie, jak nigdy dotąd i nikt tego nie zauważył! Ani „ona”, ani kolega przy basie obok - nikt nie zwrócił uwagi na moją niezwykle piękną grę…

Robi się wtedy cisza na widowni, no bo iluś ludzi ma taki problem, coś chce wykonać dobrze, a nikt na to nie zwraca uwagi. Ale tu jest inaczej. Jest przekonanie, że nas lekceważą. To jest wstyd… Międzynarodowy wstyd, którego nikt nie czuje?

Jak to się przekłada na masy?

U nas „masy” atakowane są różnymi obrazami. W TV pokazano plakat-portret Tuska w więziennym stroju, więc „naród” to zobaczył, bo mu to w telewizji specjalnie pokazano. Propagandowo. Wielokrotnie.

Dziś myślę, że to brak wstydu mnie najbardziej przeraża i ten brak kompetencji. Tego się boję. Zejście Misiewicza, zejście Berczyńskiego… Nie wiadomo, czy na stałe, czy nie, bardzo powoli się to „sypie”, bo to jest „na fali”.

Idzie przez Europę fala straszliwego populizmu, pełnego kłamstwa odwoływania się do najniższych instynktów społecznych.

W modzie jest prymitywizm. Im większym jesteś prymitywem, tym jesteś bardziej autentyczny, jesteś prawdziwy, a więc jesteś elitą.

Ale, jak idzie jakaś moda, to ja atawistycznie się od tego dystansuję. Moja natura wielokrotnie dawała mi komfort bycia z daleka. Dlatego nigdy do żadnej partii nie mógłbym należeć, bo tego bym nie zniósł, że ktoś mi ustawia moje myślenie. I to nawet nie z powodów ideologicznych, ale z powodów psychologicznych. Ja się do tego po prostu nie nadaję. To mnie też zawsze chroniło przed takim zrzeszonym chamstwem.

I myślę, że tak z młodymi ludźmi chciałbym rozmawiać: patrzcie, analizujcie, ale szukajcie siebie, bo im bardziej siebie określisz, tym łatwiej będziesz miał naturalną barierę przed uleganiem wpływom innych.

Pamiętam, że parę razy poddałem się wpływom w młodości i bardzo siebie nie lubię z tamtego okresu. Mam duży absmak. Ale sztuka musi widzieć. Bo to też można „artystycznie” wykorzystać!

Jerzy Stuhr

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.