System ratownictwa medycznego umiera, a wraz z nim pacjenci, do których karetki nie dojeżdżają na czas. - Sytuacja jest bardzo trudna

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Gdak
Marta Danielewicz

System ratownictwa medycznego umiera, a wraz z nim pacjenci, do których karetki nie dojeżdżają na czas. - Sytuacja jest bardzo trudna

Marta Danielewicz

Karetki z chorymi, które czekają na przyjęcie do szpitala nawet kilka godzin. Pacjenci, którzy czekają na przyjazd ratowników medycznych nawet cały dzień. Tak wygląda dziś, a raczej umiera, jak mówią sami ratownicy, system ratownictwa medycznego. - Jestem pełen obaw, czy udałoby nam się wysłać kilka ambulansów z pomocą w przypadku dużego zdarzenia drogowego lub katastrofy, jak wybuch gazu w kamienicy - mówi poznański ratownik.

- Nie ma już co koloryzować, że jest dobrze. Sytuacja jest bardzo trudna – mówi wprost Robert Judek, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.

Miała objawy typowe dla zawału, ale nie trafiła do szpitala. Zobacz wideo:

Ratownicy medyczni w portalach społecznościowych wymieniają się doświadczeniami.

- Od 3 godzin czekamy pod szpitalem, aby przekazać pacjenta z podejrzeniem COVID-19 i nikt nie jest władny, by wymóc przyjęcie pacjenta. Ani dyspozytor, ani koordynator, ani policja

- opisuje Grzegorz.

Czytaj: Szpitale COVID-owe sparaliżowały inne placówki medyczne. Przed SOR-ami w całej Polsce ustawiają się kolejki karetek

- W pewnej miejscowości w Polsce, dyspozytorowi udało się znaleźć pierwszy wolny zespół po godzinie od przyjęcia wezwania do nagłego zatrzymania krążenia

- opisuje prowadzący blog To nie z mojej karetki.

Pani Barbara z kolei czekała dwa tygodnie na przyjazd wymazówki, by wykonać test na COVID-19.

Justyna po czterech godzinach od wezwania pomocy do tracącego przytomność brata, odebrała telefon od dyspozytora karetek, że zespół jednak nie przyjedzie i jeśli nadal chłopak będzie się źle czuł, to mają udać się na najbliższy SOR.

Takich historii w całej Polsce są setki. Ich finał niestety może być tragiczny.

Brakuje ratowników, karetki stoją w korku

Jak mówią niektórzy dyspozytorzy, dziś dostępnych jest 50 procent zespołów ratownictwa medycznego.

Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest kilka.

- To przede wszystkim braki personalne, w tych warunkach nie jest możliwa praca w godzinach nadliczbowych. Po drugie, wielu ratowników medycznych jest w kwarantannie, bądź jest zakażonych. A po trzecie, po prostu nie mamy, gdzie tych pacjentów przekazywać. Szpitale są zapełnione. To sprawia, że zespoły ratownictwa medycznego są wyłączone z działania nawet na długie godziny

- przyznaje rzecznik WSPR.

Czytaj: Oddziały psychiatrii w wielkopolskich szpitalach zostają przemianowane dla osób zakażonych COVID-19. Czy wpłynie to na innych pacjentów?

Jak mówi przedstawiciel Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych, chętnych do pracy brakuje już od kilku lat, zawód ratownika medycznego nie jest atrakcyjny dla młodych ludzi. Dziś te braki najlepiej widać.

- Środowisko ratowników medycznych od bardzo długiego czasu apeluje o ustawę o zawodzie ratownika medycznego. Ministerstwo sprawiło, że ten zawód jest pomijany w legislacji, nie istnieje ścieżka kariery. Ktoś, kto decyduje się zostać ratownikiem, nie może dalej rozwijać się w tym zawodzie, robić specjalizacji, uzyskiwać dodatkowych funkcje. A przecież sam ratownik w systemie ratownictwa medycznego pełni w pierwszej fazie leczenia funkcję lekarza. Kolejna kwestia to finansowanie i zbyt duża odpowiedzialność. Ratownik medyczny działa pod presją czasu. Za tym ryzykiem nie idzie dobre wynagrodzenie

– opowiada Jarosław Madowicz, prezes PTWRM.

- Wynagrodzenie do tej pory nie wzrosło. Często ratownicy medyczni spędzający nieustannie po 10 godzin w środkach ochrony indywidualnej w uzasadnieniu słyszą, że są „pozacovidową ochroną zdrowia”, taka sytuacja powoduje, że personel odchodzi pracować do innych podmiotów leczniczych oferujących znacznie wyższe wynagrodzenia w tym dodatki za pracę w warunkach szczególnie trudnych. Medialnie ogłaszane dodatkowe pieniądze dla personelu medycznego omija system Państwowe Ratownictwo Medyczne, które - w mojej ocenie - od początku pandemii funkcjonuje w niezmienionej formie i stanowi jeden z najważniejszych filarów w przeciwdziałaniu COVID-19

– dodaje Robert Judek.

Niektórzy ratownicy mówią wprost: następuje śmierć całego systemu ratownictwa medycznego.
Adrian Wykrota Robert Judek, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.

Brak ratowników medycznych powoduje, że karetki nie mogą wyjechać.

- Nie ma, kim obsadzić karetki, by wypełnić deficyt kadrowy – mówi J. Madowicz.

Ratownictwo medyczne umiera. Z nim pacjenci

Niestety, dzieje się i tak, że karetki nie dojeżdżają na czas do osób, które potrzebują natychmiastowej pomocy, mają zawał, udar.

Niektórzy ratownicy mówią wprost: następuje śmierć całego systemu ratownictwa medycznego.

- System ratownictwa medycznego nie funkcjonuje dziś zgodnie z ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Ustawa określa medianę czasu dotarcia do pacjenta, której realizacja obecnie jest praktycznie niemożliwa. Co do zasady, zespoły ratownictwa medycznego nie powinny interweniować u pacjentów wymagających podstawowej opieki zdrowotnej, czy też pacjentów przewlekle chorych, wymagających pielęgnacji. Naszym zadaniem jest ratowanie ludzkiego życia, które z przyczyn nagłych jest zagrożone. Jak mamy wykonywać swoje zadanie, do którego jesteśmy powołani, jeśli nasze zespoły czekają kilka godzin przed szpitalami i nie mogą udzielać tej pomocy? Kiedy do ciężko chorych przyjeżdżamy po pięciu, sześciu godzinach od zgłoszenia? To wyklucza interwencje pilną u pacjenta w stanie zagrożenia życia

– mówi Judek.

Zobacz: Znicze pod poznańskimi szpitalami i przychodniami. To protest lekarzy rezydentów: - Uczcijmy ofiary epidemii i niewydolnego systemu

Podkreśla, że to nie wynika ze złej woli lekarzy w szpitalach, czy ratowników medycznych.

- W tej chwili system po prostu nie funkcjonuje – mówi rzecznik WSPR w Poznaniu.

Brakuje ratowników w wymazówkach

Braki kadrowe widać także wśród tych ratowników, którzy jeżdżą tzw. wymazówkami w celu wykonania testu na COVID-19. Niektórzy, jak pani Barbara czekali dwa tygodnie na wykonanie testu.

- W końcu karetka przyjechała, z Ostrowa - mówi poznanianka.

- Do 30 października mamy podpisane umowy na 7 zespołów wymazowych. Z uwagi na liczbę wystawianych skierowań przez lekarzy POZ czy absencje pracowników w zespołach obsługujących wymazówki, mogło dojść do sytuacji dłuższego oczekiwania na pobranie wymazu. To jednostkowe sytuacje dotyczące osób niesamodzielnych, które nie mogą skorzystać z oferty punktów pobrań, które są zlokalizowane w każdym powiecie

- wyjaśnia Tomasz Stube, rzecznik wojewody wielkopolskiego.

Potrzebujesz pomocy? Na numer alarmowy się nie dodzwonisz

Kolejny problem zgłaszają też sami dyspozytorzy medyczni. Telefonów od pacjentów jest tyle, że praktycznie nie można się na numer alarmowy dodzwonić.

- Zastępowalność dyspozytorni nie funkcjonuje zgodnie z oczekiwaniami – dodaje Judek. - Jeszcze przed COVID-em, gdy dyspozytor nie odebrał w określonym czasie połączenia, to było automatycznie przekierowywane do dyspozytorni w sąsiednim województwie. Dziś sytuacja wygląda tak, że połączenia krążą po całej Polsce, bo wszyscy mają oczekującą listę połączeń lub jedna z dyspozytorni jest czasowo wyłączona z powodów epidemiologicznych i praca w tych pomieszczeniach jest niemożliwa. A nawet jeśli uda się dodzwonić, to z kolei dyspozytor czeka nawet kilka godzin, by zadysponować zespół ratownictwa medycznego, bo nie ma dostępnego zespołu - tłumaczy.

Zwraca uwagę, że dyspozytorzy w czasie pandemii są szczególnie dociążeni pracą, z jednej strony muszą bardzo uważnie decydować o tym, do kogo w pierwszej kolejności zadysponować zespół, z drugiej nieustannie poszukują dostępnych miejsc w szpitalach, aby umożliwić przekazanie pacjenta i przywrócenie zespołu do gotowości.

Czytaj: Przegraliśmy z pandemią koronawirusa - mówi lekarz. Zakażeń może przybyć nawet 200 tys. dziennie. Jesteśmy w stanie opanować COVID-19?

Pogotowie ratunkowe nie dojedzie na czas?

Robert Judek podkreśla, że nie taka rola powinna być pogotowia ratunkowego. - Właściwie jesteśmy sprowadzeni do roli nocnej i świątecznej pomocy doraźnej oraz transportu osób podejrzanych o zakażenie COVID-19.

Przyznaje, że gdyby w tej chwili doszło do dużego wypadku drogowego lub katastrofy budowlanej, to byłby spory problem, by kilka zespołów ambulansów zadysponować w tym samym czasie.

- Nie wyobrażam sobie tego. Jestem pełen obaw, czy bylibyśmy zdolni obsłużyć takie zdarzenie.

- W imieniu Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego chciałbym podziękować personelowi medycznemu zespołów ratownictwa medycznego oraz zespołom transportu sanitarnego i medycznego, że pomimo bardzo trudnej sytuacji, braków zespołów przejmują obowiązki wyłączonych zespołów i pomimo ogromu i trudu pracy nadal pozostają w gotowości do udzielania świadczeń na rzecz osób, których życie jest zagrożone. Osobiście, jako ratownik medyczny, doskonale wiem, jak wiele zdrowia fizycznego i psychicznego poświęcają tej pracy szczególnie w aktualnym czasie - dodaje Robert Judek.

-------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Marta Danielewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.