„Stalingrad” nie przeszedł przez gardła Czarnych Golfów
Dlaczego lata 70. były chude dla trójmiejskiego rocka, co palono w Piwnicy im. Witkacego i jak to możliwe, że milicja tolerowała pirackie radio w Sopocie - wyjaśniają autorzy książki „Rockowisko Trójmiasta. Lata 70.”, Stanisław Danielewicz i Marcin Jacobson.
Jestem trochę zaskoczony ogromną objętością książki, którą Panowie napisali. Przecież lata 70. w polskim rocku to zdecydowany regres, po rozkwicie bigbitu w poprzedniej dekadzie.
Marcin Jacobson: Cały problem polegał na tym, że zespoły, które wyskoczyły w latach 60., wypracowały sobie bardzo mocną pozycję i pilnowały swoich miejsc, co wcale nie znaczy, że nie pojawiały się nowe orkiestry, takie jak na przykład Klan czy Zdrój Jana. Te jednak szybko „nakryto czapką”, bo nikt nie był zainteresowany, by się dzielić tym, ograniczonym w gruncie rzeczy, kawałkiem tortu, jakim był nasz rynek estradowy.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 2,46 zł dziennie.
już od
2,46 ZŁ /dzień