Sonia Śledź bez tajemnic. Piękność z Radomia na boiskach piłkarskiej Lotto Ekstraklasy

Czytaj dalej
Fot. Kamil Świrydowicz
Martin Nowak

Sonia Śledź bez tajemnic. Piękność z Radomia na boiskach piłkarskiej Lotto Ekstraklasy

Martin Nowak

Radomianka Sonia Śledź to postać bardzo ceniona i lubiana wśród piłkarskich kibiców. Dziennikarka nc+ pracuje na boiskach Lotto Ekstraklasy. Opowiada nam o swojej przygodzie w telewizji.

Pochodzi z Radomia, jest absolwentką III Liceum Ogólnokształcące imienia Dionizego Czachowskiego w Radomiu. Sonia Śledź to jedna z najbardziej lubianych reporterek w Polsce. Do telewizji trafiła już w czasie studiów i pracuje tam do dziś, głównie przy meczach piłkarskiej Lotto Ekstraklasy. Kibice ją uwielbiają. Sportem interesuje się od dziecka, stąd, jak twierdzi, jej obecność na boiskach, nie jest niczym niezwykłym.

Jesteś chyba jedną z niewielu kobiet w Polsce, która wie czym jest spalony?
- Nie generalizujmy, nawet nie wiesz ile kobiet w Polsce wie, co to spalony.

Czyli to stereotyp?
- Myślę, że tak. Generalnie w tym środowisku kobieta funkcjonuje często w świadomości mężczyzn jako jakiś stereotyp, a ten słynny spalony, to jest jeden z nich.

W Polsce w ostatnim czasie wzrosła liczba kobiet zajmujących się piłką nożną i ogólnie sportem? W Canal+ Sport, gdzie pracujesz, jest jeszcze choćby Daria Kabała-Malarz i Paula Czarnota-Bojarska.
- Daria i Paula pracują w Canal+ chyba ponad dziesięć lat i to chyba one były takimi prekursorkami rozmawiania z piłkarzami na boisku nie będąc przy tym mężczyznami. Może rzeczywiście jesteśmy świadkami tego, że różne środowiska otwierają się teraz na kobiety. W naszej polskiej rzeczywistości w ostatnich miesiącach mocno panuje ten dyskurs kobiet domagających się różnych swoich praw, ale ja nie wiem czy należy to łączyć z tym, że oglądamy coraz więcej kobiet na boiskach piłkarskich w różnych rolach. Dla mnie obecność kobiet w klubach piłkarskich jest bardzo naturalna, bo od kiedy ja współpracuję z drużynami ekstraklasy, to w każdej z nich właściwie jest kobieta, która coś znaczy dla klubu. Przykładem może być mistrz Polski, Legia Warszawa, gdzie rzeczniczką prasową od paru ładnych lat jest kobieta, Iza Kruk. Myślę, że nie ma konkurencji w tym, jak świetnie wykonuje swoje obowiązki. Nigdy nie potrafię odpowiedzieć na genezę tego zjawiska, ale wydaje mi się, że kobiety są po prostu tak samo silne i fajne jak faceci i nie ma znaczenia czy to jest piłka nożna czy kuchnia i gotowanie zupy pomidorowej i tak samo jak mężczyźni mogą sobie znaleźć tam miejsce.

Skąd u Ciebie miłość do piłki nożnej? No właśnie, czy miłość to dobre określenie?
- Ja bym raczej powiedziała, że jest to swego rodzaju zauroczenie. Wzięło się to z tradycji rodzinnych. Od kiedy pamiętam, oglądałam mecze piłkarskie, bo mój ojciec, brat i wujek cały czas zajmowali i zajmują się dalej piłką i generalnie sportem i dorastanie w takim środowisku było kompletne naturalne dla mnie. Ja sama uprawiałam tenis, grałam w siatkówkę i to nie było tak, że przyszedł konkretny moment, w którym zaczęłam oglądać piłkę nożną i się nią fascynować. Ona była zawsze obecna. Dzięki temu jest mi teraz łatwiej.

Jak doszło do tego, że trafiłaś do tak dużej stacji jak Canal+ Sport?
- To wszystko rozpoczęło się na studiach. Musiałam odbyć staż. Tworzyłam sportową audycję w radiu Politechniki Warszawskiej, ale nie chciałam, żeby to było coś, na czym się zatrzymam. Wysłałam więc zgłoszenie do ówczesnej telewizji nSport. To było jeszcze zanim platformy „n” i Canal+ się połączyły. Dostałam zgodę na ten staż. Po pół roku szefowie uznali, że dobrze sobie radzę w wypełnianiu swoich obowiązków i mnie zostawili. Kiedy nadeszła fuzja z Canal+, przenieśliśmy się tam całą redakcją nSport i po pewnym czasie zostałam poproszona na rozmowę do przełożonych, gdzie zostałam zapytana czy chcę spróbować swoich sił jako reporterka na meczach ekstraklasy. Bardzo chętnie się na to zgodziłam i potraktowałam jako jedno z fajniejszych wyzwań jeżeli chodzi o to, co do tamtej pory udało mi się w pracy osiągnąć. I tak pozostało.

Przeprowadzasz wywiady na żywo z zawodnikami i trenerami podczas meczów Lotto Ekstraklasy. Zgodzisz się chyba, że jest to jedna z trudniejszych rzeczy w pracy reportera? Nie jest łatwo namówić zawodnika, który właśnie schodzi po przegranym meczu, aby powiedział parę słów na żywo.
- Nie należy to do łatwych zadań, fakt. Rzeczywiście, wszystko, co dzieje się w telewizji na żywo ma troszeczkę wyższą skalę trudności od tego co można wcześniej nagrać i przygotować, a w razie potrzeby dublować w nieskończoność. Jeżeli coś jest na żywo, to z jednej strony ma niesamowity urok, bo jest to wtedy troszeczkę bardziej szczere przekazanie rzeczywistości, natomiast to też od nas dziennikarzy i reporterów wymaga tego, żeby być jak najlepiej przygotowanym do pracy. Trzeba też być gotowym na wszelkie różne możliwości, a w telewizji na żywo właściwie nie przewidzisz co się wydarzy. Szczególnie, jeśli pracujesz z osobami, które bardzo emocjonalnie podchodzą do wykonywania swojej pracy. Tak jak powiedziałeś, ja rozmawiam z zawodnikami choćby w przerwie meczu, czyli wtrącam się właściwie w środku ich pracy, kiedy udzielanie wywiadów jest ostatnią rzeczą, o jakiej w tym czasie myślą.

Ciężko w tej sytuacji uciec od banałów?
- Tak. Myślę, że im dłużej to robimy, tym trudniej, bo czasami łapiemy się na tym, że już coś kiedyś powiedzieliśmy, ale co może pasować do danej sytuacji, bo w piłce jednak coś się czasami powtarza i trzeba trochę pomyśleć, aby nie być banalnym w tym co się mówi z tygodnia na tydzień. Ja w trakcie sezonu jeżdżę średnio na 60-70 meczów i to trwa już trzeci rok. Na pewno każdy z nas się w pewnym momencie powtarza, ale jesteśmy od tego, żeby próbować spojrzeć na coś z innej strony, aby przekazać widzom coś dodatkowo ponadto co widać na ekranie telewizora. Wracając jeszcze do piłkarzy. Łatwiej namówić ich na wywiad po meczu, nawet jeśli to spotkanie jest przegrane, niż w jego trakcie. Tak jak mówiłam, oni są zajęci swoją pracą i to jest trochę przeszkadzanie im w tym co robią. Po meczu niektóre emocje opadają. Czasami jednak fajnie się rozmawia z kimś, kto cały czas jest w tych emocjach i daje się im ponieść i właśnie nie odpowiada banalnie, ale powie coś bardzo prawdziwego. Nawet jeśli to są piłkarze, którzy przegrali mecz i delikatnie mówiąc, nie mają humoru, to są wtedy fajne rozmowy, bo ja przynajmniej zawsze uważam, że prawdziwszą prawdę wyciągniesz od człowieka, który jest wkurzony, niż od tego, który jest zadowolony, bo tradycyjnie zdobył trzy punkty i patrzy już na przygotowania do kolejnego spotkania.

Jest parę barwnych osób w polskiej piłce. Masz może jakiegoś ulubionego rozmówcę?
- Wiem, że pewnie masz na myśli trenera Probierza (śmiech). Nie da się ukryć, trener Probierz jest tym, który sztampowo na pytania na pewno nie odpowiada i to też sprawia, że nie jest łatwym rozmówcą, ale dla nas to tylko ciekawe wyzwanie. Jeżeli chodzi o moich ulubionych rozmówców, to są ci, którzy nie odpowiadają powierzchownie. To znaczy nie odpowiadają tylko po to, aby odpowiedzieć i mieć to z głowy, tylko chcą ze mną chwilę porozmawiać. Wiem, że to są najczęściej dwie do czterech minut i to jest bardzo mało, ale bardzo sobie cenię tych rozmówców, którzy wchodzą w interakcję i nie uciekają od odpowiedzi. Nie wiem czy mogę przywołać jakieś konkretne nazwiska. Trener Stokowiec na pewno jest osobą, z którą bardzo ciekawie się rozmawia, podobnie jak trener Podoliński, którego obecnie w ekstraklasie nie ma. Trudno mi teraz sobie przypomnieć o innych, ale na pewno są takie osoby w piłce. Choćby ostatni mój króciutki wywiad z ubiegłej soboty, podczas meczu Legii Warszawa z Pogonią Szczecin, gdzie zawodnik tego drugiego zespołu, Adam Frączczak, został przesunięty z pozycji napastnika, gdzie ostatnio grał, na prawą obronę. Zazwyczaj piłkarz zapytany o to, jak ocenia decyzję trenera, o tym, że przesunął go z jakiejś pozycji na inną, odpowiada, że taka jest wizja trenera, że się z tym godzi, że będzie wypełniał założenia taktyczne itd. Adam jednak odpowiedział, że jemu taka sytuacja niezbyt pasuje. To mi się podobało, po prostu, było bardziej wiarygodne.

Jest jakaś rozmowa, która najbardziej zapadła Ci w pamięć? Ta słynna z Karolem Linettym?
- Tak, najprawdopodobniej nie zapomnę jej do końca życia (śmiech), choć tak naprawdę trudno nazwać to rozmową. To jest taka szkoła dla reportera w telewizji na żywo, którą chyba każdy gdzieś, kiedyś musi przejść. Bardzo mi pomogły wszystkie rozmowy z kolegami w pracy już po tym wywiadzie, bo ja bardzo się bałam ich reakcji, że zostanę skrytykowana, a oni powiedzieli - Słuchaj, Sonia, nie martw się, każdy z nas to przechodził i potraktuj to jako naukę. - Fajne było to wsparcie od nich i od tamtej pory mniej więcej wiem jak sobie radzić w takich sytuacjach. Tamta rozmowa z Karolem wypadła naprawdę dosyć zabawnie i chyba dobrze, że zabawnie niż żałośnie, przynajmniej tak to teraz odbieram.

Ta sytuacja zapewne miała wpływ na postrzeganie Ciebie przez kibiców, którzy nie ukrywają sympatii do Ciebie. Do tego stopnia, że założyli nawet Twój fanpage na Facebooku!
- To jest strasznie miłe! Ja się zawsze zastanawiam, jak to jest, że w ogóle komuś podoba się to, co ja robię, bo nie umiem się wyzbyć jakiejś krytyki wobec tego jak pracuję. Fajnie jednak zawsze pracować nad tym, aby być lepszym. Czasami zdumiewa mnie to, jak kibice mówią o mojej pracy i jak miło do mnie podchodzą. Nawet jak rozmawiamy choćby przez chwilę w jakimś mieście, na stadionie, nie znając mnie osobiście, mówią mi, że bardzo cenią to, co robię. To jest taka świetna motywacja do dalszej pracy. Jeśli coś takiego cię spotyka, to chyba dobrze, że robisz to, co robisz.

Z tego co zauważyłem, nie wykorzystujesz tego, aby zdobyć jeszcze większą popularność. Raczej chronisz swoją prywatność.
- Ja to robię świadomie, choć w internecie trudno uciec od jakiegoś rozgraniczenia osoby publicznej i prywatnej, jeżeli ktoś pracuje w telewizji i jest obecny choćby na portalach społecznościowych. To już samo przez się mówi, że jednak trochę prywatności gdzieś daję. Natomiast jeśli nie muszę i nie zmuszają mnie do tego okoliczności w pracy, to staram się unikać takich sytuacji, w których opowiadałabym zbyt dużo o sobie. Po prostu myślę, że nie jest to nikomu potrzebne.

Obecnie bardzo popularny wśród dziennikarzy sportowych jest twitter. Ty nie masz tam konta, czemu?
- Tak, nie ma mnie tam. To jest związane trochę z filozofią, którą wyznaję, że przesyt to nie jest nic dobrego. Ja w ogóle nie potrafię się zaprzyjaźnić z twitterem, bo tam wszystko jest tak szybkie, krótkie i często nieprawdziwe, że nie odnalazłabym się tym. Około dwa lata temu, kiedy wszyscy pytali mnie, czemu nie ma mnie na twitterze, chciałam wiedzieć o co z tym chodzi, ale nie przekonałam się. Konta, które tam są z moim nazwiskiem, nie należą do mnie. Wiem, że Twitter to na pewno bardzo szybki przepływ informacji. To jest jednak specyfika nowych mediów internetowych typu facebook, twitter, instagram, snapchat itd. Ja naprawdę cenię sobie taką potwierdzoną albo rozbudowaną informację, gdzie jest troszkę więcej niż te 140 znaków. Wydaje mi się po prostu, że twitter zbyt często ulega temu trendowi "fake newsów", które dziś w sieci są powszechne. Takie jest moje osobiste zdanie. Pewnie ma też dużo zalet. Jest to jednak moja świadoma decyzja, że mnie tam nie ma, ja tego do pracy nie potrzebuję.

Masz jakiś ulubiony klub piłkarski, niekoniecznie z Polski?
- Rzeczywiście, mówienie o takim klubie z Polski mogłoby być trochę nie na miejscu (śmiech), ale to też jest tak, że ja im więcej pracuje ze wszystkimi klubami ekstraklasy, tym bardziej mam wrażenie, że każdemu po trochu kibicuję. Tak generalnie, ponieważ jestem z Radomia i od zawsze Radomiak był obecny w mojej rodzinie i mojej świadomości, to jak najbardziej mu kibicuję i muszę tutaj powiedzieć, że tak jak chyba ostatnio większość kibiców, jestem trochę zmartwiona dyspozycją i wynikami tej drużyny. Jest mi smutno widząc, że z drugiej pozycji i ze sporą przewagą w tabeli drugiej ligi spadają na czwartą, nie wygrywając żadnego meczu wiosną. Wierzę jednak w to, że to takie budowanie emocji dla kibiców, że ten awans nie przyjdzie zbyt łatwo, musimy trochę was jeszcze potrzymać w niepewności (śmiech). Tak przynajmniej chciałabym, żeby było. Jest też jedna drużyna na świecie, której kibicuje od dziecka. Jest to Real Madryt. Pamiętam te wszystkie najwspanialsze składy. Raul Gonzalez Blanco to był najwspanialszy i mój ulubiony piłkarz, miałam jego koszulkę. Oglądałam chyba każdy mecz Realu w Lidze Mistrzów, to były czasy podstawówki i pamiętam, że kiedyś odpadł, już nie pamiętam w jakiej fazie, to na drugi dzień, wraz z koleżankami, przyszłyśmy do szkoły z tego powodu ubrane na czarno na znak żałoby (śmiech). Dziś już oczywiście bardziej racjonalnie podchodzę do wyników, śledzę ich poczynania, choć nie jest to już zagorzałe kibicowanie, ale jeśli jest w Europie jakaś drużyna, której jak najlepiej życzę, to na pewno jest to Real Madryt. Sentyment pozostał.

Może za parę lat zobaczymy Sonię Śledź przeprowadzającą rozmowę z jednym z piłkarzy Radomiaka w przerwie lub po meczu piłkarskiej ekstraklasy?
- Życzę piłkarzom Radomiaka, żeby oni za dwa czy trzy lata byli w ekstraklasie i jeśli będzie taka możliwość, to na pewno będę przeprowadzała wywiady z nimi podczas transmisji z meczów. To rzeczywiście byłoby coś strasznie fajnego dla mnie, na pewno!

Interesujesz się jakimiś innymi sportami poza piłką nożną?
- Generalnie jeśli chodzi o sport, to na pewno tenis. Od dziecka sama zresztą grałam. Teraz też czasami rekreacyjnie staram się to robić. Rozgrywki tenisa w całym cyklu, występy Polaków - to śledzę zawsze. Oprócz tego często poddaję się emocjom, jakie towarzyszą spotkaniom piłki ręcznej i nie mówię tylko o naszej reprezentacji, ale też o klubowych rozgrywkach, na przykład Vive Tauronu Kielce w Lidze Mistrzów. Ty też pracujesz w redakcji i wiesz jak to wygląda, nie zamykasz się na jedną dyscyplinę, ale obcujesz z kilkunastoma innymi, jeśli nie ze wszystkimi, które są możliwe, bo śledzisz cały świat sportu. Nie da się zamknąć na jedną dyscyplinę, bo to by było jakieś ograniczanie siebie i też nieprofesjonalne zachowanie, jeśli chodzi o dziennikarza sportowego. Fajnie wiedzieć co się dzieje dookoła.

Śledzisz pozostałe radomskie drużyny poza Radomiakiem? Choćby siatkarzy Cerradu Czarnych czy koszykarzy Rosy?
- Bardziej śledzę wyniki niż oglądam mecze, bo często jest tak, że kiedy te drużyny grają swoje spotkania, ja jestem w pracy i wtedy jest to rzecz jasna niewykonalne. Wyniki jednak śledzę jak najbardziej. Lokalny patriotyzm na pewno jest. Nie da się uciec od tego skąd jesteś i to jest część twojej tożsamości, więc to, co dzieje się w sporcie i pochodzi z mojego miasta, jest automatycznie tym, do czego wracam i co sprawdzam i z czym chcę być na bieżąco.

Zobacz także:
Dzień Sportu w III LO w Radomiu z udziałem Sonii Śledź.


Kto zdobędzie mistrzostwo Polski?

Martin Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.