Smecz towarzyski. Wybory 2020. Dama lata sama

Czytaj dalej
Fot. Adam Jankowski
Przemysław Franczak

Smecz towarzyski. Wybory 2020. Dama lata sama

Przemysław Franczak

"Rola pierwszej damy jest do gruntownego przeorganizowania, dziś toż to jest jedynie spełnienie mokrego snu ultrakonserwatysty o uświęconym podziale społecznych ról".

W pierwszej turze wyborów prezydenckich zagłosowałem nie na tego kandydata, na którego zamierzałem głosować. Nie było w tym pomyłki, hipnozy, nie zasłoniłem sobie przypadkowo maseczką oczu. Oddałem swój głos nastoletniej córce, w końcu to jej przyszły świat dziś urządzamy, a ona sama prawa wyborcze nabędzie dopiero za chwilę. Zagłosowałem, jak chciała. Jej wybór. Kandydat przepadł, ale ten głos ważył znacznie więcej niż zwykle, a przynajmniej tak lubię myśleć.

Jako ojcu dwóch córek towarzyszy mi przeświadczenie, że w dorosłość będą wchodzić w dziwnym czasie. Z jednej strony w takim, w którym zdrowy rozsądek porażają prądy myślowe XIX-wiecznej mizogini i obie będą musiały o swoje prawa wciąż walczyć, nawet o te już raz wywalczone. Z drugiej - to będzie też świat, w którym dziewczyny biorą sprawy w swoje ręce (spójrzcie na rozmaite młodzieżowe protesty, chłopaki w mniejszości). I zostają prezydent(k)ami, a nie pierwszymi damami.

O, najbardziej cieszę się właśnie z tego, że wyborów nie wygra Hołownia, bo gdyby wygrał, to uziemiliby jego żonę i nie mogłaby już śmigać MiG-iem 29. A historia kobiety, która przełamuje bariery (także dźwięku) i zostaje pilotem myśliwca wciąż jest jednak o wiele bardziej inspirująca niż historia konferansjera-dziennikarza, który zostaje prezydentem (i tym samym uziemia własną małżonkę). Ponadto przykładów, jak życiowo upupiająca może być przymusowa rezygnacja z pasji oraz zawodowej samorealizacji jest bez liku, pierwszy z brzegu, który przychodzi mi do głowy, to historia pewnej lubianej przez uczniów germanistki, którą pięć lat temu pozbawiono szansy na dalszą pracę z młodzieżą w liceum. Potem zamknęła się w sobie i od tego czasu ani me, ani źle, ani wunderbar.

Dlatego, pani Urszulo, niechaj osuszy pani mężowi łzy - przy prędkości jednego macha powinno pójść błyskawicznie - i dalej pilotuje myśliwce nie tylko ku chwale ojczyzny, ale przede wszystkim dla własnej frajdy. I w imieniu tych wszystkich kobiet, które w Polsce próbują się rozpędzić, ale czasem nie mogą, które muszą przełamywać bariery osobiste i środowiskowe, którym słabo się robi na widok samców polskiej prawicy, a czasem i lewicy.

Generalnie rola pierwszej damy jest do gruntownego przeorganizowania, dziś toż to jest jedynie spełnienie mokrego snu ultrakonserwatysty o uświęconym podziale społecznych ról. Dobra żona - mężowi korona. Kwiatek do kożucha, który po pięciu latach oceniany jest z perspektywy doboru garsonek, a bólu nie ukoi tu nawet pozytywna recenzja od Christiana Paula. Może oczywiście pierwsza dama być aktywna, może rzucać się w wir spraw społecznie istotnych, służyć mężowi cichą radą, ale jednak wiecie: nie dość, że hajsu za to nie dostaje, to jeszcze traktowana jest tylko jako dodatek ocieplający wizerunek głowy państwa. A kto w tej kampanii miał największe pojęcie o np. kwestiach wojskowych, od podszewki znał branżę? Otóż to - żona jednego z kandydatów.

I chyba najważniejsze - to głos kobiet będzie decydujący w drugiej turze.

Przemysław Franczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.