Smacznego, witamy w jadłodzielni, a nie w jadłodajni

Czytaj dalej
Fot. Anna Kaczmarz / Polska Press
Paulina Padzik

Smacznego, witamy w jadłodzielni, a nie w jadłodajni

Paulina Padzik

Reguły są takie: przychodzisz, zostawiasz jedzenie, wychodzisz. Zabrać je może każdy - kobieta, która przyjedzie mercedesem i starszy pan, który przyjdzie piechotą. Jadłodzielnie to nie punkty pomocy, tylko miejsce budowania świadomości o tym, jak nie marnować jedzenia.

Lodówka stoi w centralnym miejscu. Dziennie otwierają ją setki rąk. W środku pojemnik ryżu i taki sam pojemnik z sosem. Talerz z kromkami chleba, duży garnek z bulionem, kilka słoików zupy. Obok półka z pustymi słoikami i skrzynka z dwoma bochenkami chleba. Wchodzę do jadłodzielni w Krakowie przy ul. Dolnych Młynów.

- Ta jadłodzielnia to dla mnie duża pomoc - mówi Karol, student Politechniki Krakowskiej, przetrząsając słoiki w skrzynce obok lodówki. - Na jedzenie wydałbym dodatkowe 100 złotych miesięcznie, to dużo - dodaje.

Sam przyniósł zupę, bo nagotował jej dużo, a teraz nie chce, żeby się zmarnowała. Dla siebie wziął ryż i sos oraz kilka kromek chleba, które leżały na talerzu.

Dwa bochenki zabrał wcześniej inny chłopak.

Wszedł szybko, na ramieniu wisiał mu znoszony plecak. Wziął dwa duże bochenki chleba i niemal wybiegł.

Czytaj więcej o krakowskiej inicjatywie foodsharingu

Pozostało jeszcze 86% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Paulina Padzik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.