Samobójstwo Walerego Sławka. Piłsudczycy bez wodza, trzy konie bez woźnicy

Czytaj dalej
Fot. Wikipedia/Domena publiczna
Paweł Stachnik

Samobójstwo Walerego Sławka. Piłsudczycy bez wodza, trzy konie bez woźnicy

Paweł Stachnik

2 kwietnia 1939. Walery Sławek popełnia samobójstwo. Był bliskim współpracownikiem Piłsudskiego i trzykrotnym premierem. Po śmierci marszałka został zmarginalizowany przez jego następców.

W chwili śmierci Józefa Piłsudskiego najważniejsze stanowiska w państwie zajmowali Ignacy Mościcki i Walery Sławek. Ten pierwszy od 1926 r. był prezydentem, ale jego rola od samego początku ograniczała się wyłącznie do reprezentacji. Przejawiało się to w złośliwym wierszyku krążącym po Polsce, który głosił: „Tyle znacy, co Ignacy, a Ignacy g…no znacy”. Rzeczywiście, Mościcki za życia marszałka w polityce niewiele miał do powiedzenia i skupiał się na godnym i dostojnym pełnieniu funkcji prezydenta.

Z kolei Walery Sławek był premierem i stanowisko to zajmował już po raz trzeci. Należał do najbliższego kręgu współpracowników Piłsudskiego, tych jeszcze z czasów PPS, i jako jeden z niewielu był z nim po imieniu. W młodości kochał się z wzajemnością w pasierbicy Komendanta, Wandzie Juszkiewiczównej. Pozycja polityczna Sławka była silna. Był premierem, stał na czele Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, przygotowywał nową, uchwaloną w kwietniu 1935 r. konstytucję, przyznającą dominującą rolę prezydentowi. Słabością Sławka były jego idealizm i prostolinijność, które nie pozwalały mu ostrzej walczyć o swoje.

Nieco osobną pozycję miał minister spraw zagranicznych Józef Beck. Należał do młodszego pokolenia współpracowników marszałka i został przez niego osobiście wybrany do kierowania polityką zagraniczną Polski. Komendant miał o Becku jak najlepsze zdane i uważał go za szczególnie zdolnego. Na swoim stanowisku Beck skupiał się na polityce zagranicznej i raczej nie angażował w wewnątrzkrajowe rozgrywki.

Odejście Piłsudskiego wywołało konieczność obsadzenia zajmowanych przez niego stanowisk ministra spraw wojskowych i generalnego inspektora sił zbrojnych. W nocy z 12 na 13 maja 1935 r. na specjalnym posiedzeniu rady gabinetowej (czyli rządu i prezydenta) spotkali się Mościcki i Sławek. Na to pierwsze stanowisko mianowali gen. Tadeusza Kasprzyckiego, zaufanego legionistę, w 1914 r. dowódcę 1. Kompanii Kadrowej. To drugie powierzyli gen. Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu, doświadczonemu wojskowemu z piękną kartą z lat legionowych i wojny polsko-bolszewickiej, od dawna forowanemu przez Piłsudskiego.

Wydawało się, że naturalnym kandydatem na szefa GISZ jest „najstarszy piłsudczyk” - gen. Kazimierz Sosnkowski, niegdyś jeden z najbliższych współpracowników Piłsudskiego, pozostający jednak na uboczu głównego nurtu obozu rządzącego. Sosnkowski mógł być jednak mniej wygodny dla prezydenta i premiera, bo stanowił pod każdym względem postać o wiele większego formatu niż uznawany za mało błyskotliwego Śmigły.

- Piłsudski w kwestii obsady szefostwa GISZ-u nie pozostawił żadnych wytycznych. Krążyły różne nazwiska, oprócz wspomnianych, Sławek myślał również o gen. Orliczu-Dreszerze. Sosnkowski od czasu zamachu majowego, kiedy to nie wsparł zamachu stanu i próbował popełnić samobójstwo, pozostawał na uboczu życia politycznego. Piłsudczycy, szczególnie z wciąż wpływowej grupy pułkowników, nie cenili go specjalnie. Kwestię następstwa Piłsudskiego na tym stanowisku rozstrzygnął Mościcki, przy aprobacie Sławka. Wydaje się, że to niezbyt duża wyrazistość Rydza-Śmigłego była jego atutem. Obie strony potencjalnego sporu o władzę (Sławek i Mościcki) nie widziały w nim konkurenta. A w Sosnkowskim - owszem - mówi dr Maciej Zakrzewski, historyk z Oddziałowego Biuro Badań Historycznych IPN w Krakowie. W dodatku Śmigły dotychczas trzymał się z dala od polityki, co mogło być prognostykiem, że i w przyszłości skupi się na sprawach wojskowych.

Polityczne ambicje

Taki podział władzy po śmierci Piłsudskiego mógł dawać nadzieję, że obóz rządzący będzie sprawnie dzierżył rządy i ominą go spory wewnętrzne. Szybko jednak stało się jasne, że jest to złudna nadzieja. „Okazało się bowiem, że w kalkulacji powyższej pominięto jeden z istotniejszych czynników życia publicznego - osobiste ambicje” - napisał historyk II RP prof. Paweł Wieczorkiewicz. Rzeczywiście, najważniejsi piłsudczycy - Mościcki, Rydz-Śmigły, Sławek - przyzwyczajeni dotychczas do posłusznego wykonywania woli Komendanta, poczuli teraz swobodę i obudziła się w nich polityczna ambicja.

Najlepiej widać to było po zachowaniu Ignacego Mościckiego. Przyjęta w kwietniu 1935 r. nowa, szyta pod Piłsudskiego konstytucja dawała prezydentowi bardzo duże uprawnienia, czyniąc go w praktyce najważniejszym organem politycznym w państwie. Po latach odgrywania dekoracyjnej roli Mościcki poczuł wreszcie realną władzę i ani myślał z niej rezygnować.

Gdy w 1933 r. Piłsudski wyznaczał go na drugą kadencję prezydencką, zastrzegł, że w przyszłości ma ustąpić na rzecz Walerego Sławka. Gdy jednak po jesiennych wyborach parlamentarnych 1935 r. Sławek udał się do Mościckiego z żądaniem zwołania Zgromadzenia Elektorów, które wybrałoby go na głowę państwa, Mościcki ku zaskoczeniu Sławka odmówił. Premier - choć dysponował odpowiednimi środkami politycznymi i poparciem wewnątrz obozu władzy, by zmusić Mościckiego do ustąpienia z urzędu - nie zrobił nic.

Drugą jego klęską stała się sprawa wprowadzenia do rządu Eugeniusza Kwiatkowskiego. Kwiatkowski był człowiekiem Mościckiego, ale niestety Piłsudski nie darzył go sympatią. W 1930 r. marszałek doprowadził do usunięcia go z rządu. Teraz prezydent zażądał od Sławka mianowania Kwiatkowskiego ministrem skarbu i wicepremierem. Sławek zgodził się albo na wicepremiera, albo na ministra, ale na taki połowiczny układ nie było z kolei zgody prezydenta. Wobec tego Sławek podał swój gabinet do dymisji, a ta została przyjęta.

Walery Sławek
fot. NAC Walery Sławek (na pierwszym planie), fotografia z 1919 lub 1920 r.

Dwa tygodnie później Sławek popełnił trzeci polityczny błąd - rozwiązał BBWR, uznając że po uchwaleniu nowej konstytucji i zmianach ustrojowych spełnił on swoją rolę. W ten sposób pozbawił jednak się politycznego zaplecza. W maju 1936 r. odebrano mu ostatnią znaczącą funkcję, tj. przewodniczenie Związkowi Legionistów. W ten sposób Walery Sławek został zmarginalizowany i odsunięty na boczny tor. Tak realizował się rozpad obozu piłsudczykowskiego na rywalizujące frakcje, nazwany najpierw w publicystyce, a potem w historiografii - dekompozycją.

Polityczny duumwirat

Odsunięcie Sławka było wspólnym dziełem Mościckiego i Rydza-Śmigłego, którzy zawarli taktyczny sojusz przeciw premierowi. Okazało się bowiem, że własne polityczne ambicje i plany ma także gen. Śmigły. Objęcie stanowiska szefa GISZ uświadomiło mu, że może odgrywać w kraju znacznie większą niż dotychczas rolę. Ten skromny człowiek uwierzył w swoją wielkość i geniusz, i chętnie wszedł w nową rolę.

Sposobem na zbudowanie sobie zaplecza miało być stworzenie nowej masowej organizacji na miejsce rozwiązanego BBWR. Nazwaną ją Obozem Zjednoczenia Narodowego (czyli Ozonem), a jej organizatorem został zaufany piłsudczyk płk Adam Koc. Deklarację ideową Ozonu poprawiał sam Rydz--Śmigły (w tym czasie zmienił nazwisko na lepiej brzmiące: Śmigły-Rydz) i w lutym 1937 r. została ona opublikowana w radiu i we wszystkich ważniejszych gazetach. Odebrano ją jako wybitnie konserwatywną, zachowawczą i nacjonalistyczną.

Dr Maciej Zakrzewski: Wydaje się, że niezbyt duża wyrazistość Rydza-Śmigłego była jego atutem

Nie był to przypadek. Środowisko skupione wokół Śmigłego próbowało przyciągnąć sympatyków najsilniejszej w Polsce partii - Stronnictwa Narodowego i jego radykalnych odłamów: ONR ABC i ONR Falanga. Nastroje prawicowe i nacjonalistyczne rosły w kraju w drugiej połowie lat 30., więc budujący swoje stronnictwo Śmigły-Rydz próbował to wykorzystać.

- Wokół Mościckiego zaczęła się integrować lewica piłsudczykowska. Prawica, po wejściu w cień Sławka, poszukiwała elementu spajającego, a tym okazał się Śmigły-Rydz - mówi dr Zakrzewski.

No właśnie, nominacja marszałkowska. 10 listopada 1936 r. prezydent Mościcki mianował Śmigłego generałem broni i marszałkiem Polski oraz udekorował najwyższym państwowym odznaczeniem - Orderem Orła Białego. Uroczystość wręczenia buławy marszałkowskiej odbyła się na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie. Starzy piłsudczycy przyjęli to z niesmakiem, uważając że godność taka należała się tylko Piłsudskiemu. Sławek uznał to podobno za „najsmutniejszy dzień w swoim życiu”.

Wcześniej, bo w lipcu 1936 r., Mościcki nakazał nowemu premierowi - Felicjanowi Sławojowi Składkowskiemu - wydanie okólnika, w którym Śmigły został określony jako druga osoba w państwie, a wszyscy funkcjonariusze państwowi z premierem na czele zobowiązani zostali do okazywania mu szacunku i posłuszeństwa.

Najbardziej stabilny rząd

Taktyczny sojusz nie oznaczał jednak braku konfliktów. Obydwaj panowie starali się zdobyć mocniejszą pozycję kosztem partnera, a polem rywalizacji stał się rząd. Po dymisji gabinetu Sławka nowym premierem mianowany został ppłk Marian Zyndram-Kościałkowski, legionista, wiceprezes BBWR. Wicepremierem i ministrem skarbu w jego rządzie został Eugeniusz Kwiatkowski. Oznaczało to, że gabinet jest bliski Zamkowi, czyli prezydentowi Mościckiemu. Nie podobało się to obozowi marszałka Śmigłego, który w kwietniu 1936 r. przypuścił prasowy atak na rząd. W efekcie 15 maja gabinet został odwołany, a nowym premierem został wyznaczony Felicjan Sławoj Składkowski, gorący piłsudczyk.

Zarówno Mościcki, jak i Śmigły usiłowali podporządkować sobie gabinet i ministrów. Na jego pierwszym posiedzeniu pojawił się marszałek i wygłosił przemówienie, w którym apelował do ministrów o współpracę w dziele wzmacniania obronności państwa. W reakcji na to, na jedno z kolejnych posiedzeń stawił się prezydent Mościcki i przypomniał ministrom, że według konstytucji odpowiadają wyłącznie przed nim.

Ten rząd kompromisu miał być w założeniu kolejnym gabinetem przejściowym, a okazał się najbardziej stabilnym rządem II RP. Działał bowiem przez ponad trzy lata, aż do wybuchu wojny. Skądinąd jego premier zasłynął z kontrowersyjnych wypowiedzi i ręcznego sterowania administracją terenową. Dbał też o malowanie wiejskich domów i parkanów, porządkowanie ulic oraz stawianie wychodków nazywanych od jego imienia „sławojkami”.

Nie podjął walki

A co stało się z Walerym Sławkiem? Po odsunięciu go od głównego nurtu polityki został prezesem Instytutu Badania Historii Najnowszej im. Józefa Piłsudskiego, co było wyraźną degradacją. Takie traktowanie zasłużonego piłsudczyka nie wszystkim się podobało, więc gdy w czerwcu 1938 r. zmarł marszałek sejmu Stanisław Car, na jego następcę posłowie wbrew woli obozu rządzącego wybrali Sławka. Na zemstę nie trzeba było jednak czekać długo. W następnych wyborach w listopadzie tego roku ani Sławek, ani związani z nim ludzie mandatów nie zdobyli.

Odsunięty i rozgoryczony były premier 2 kwietnia 1939 r. o 20.45 (czyli o godzinie, w której zmarł Piłsudski) popełnił samobójstwo. Strzelił sobie w usta z browninga, którego używał jeszcze w czasach Organizacji Bojowej PPS. Zmarł w szpitalu. Jego pogrzeb stał się manifestacją piłsudczyków przeciwnych Śmigłemu-Rydzowi. Obecne były także żona i córki marszałka Piłsudskiego. Gdy w kościele trumnę zdejmowano z katafalku, najbliżsi przyjaciele Sławka otoczyli ją i nie dopuścili do niej Śmigłego…

Premier nie zrobił nic, by zmusić Mościckiego do ustąpienia z urzędu

Dlaczego Walery Sławek poniósł osobistą i polityczną klęskę? - Najprościej mówiąc decydowały kwestie charakterologiczne. Sławek nawet specjalnie nie podjął politycznego wyzwania, zepchnięty na margines przy zgodnym współdziałaniu Rydza i Mościckiego. To nawet nie była klęska, ale kapitulacja. Sławek nie miał silnych atutów, ale nie był całkiem bezbronny, jednak nie próbował grać - tłumaczy dr Zakrzewski.

Czy rozpad obozu piłsudczykowskiego na rywalizujące ze sobą frakcje był nieunikniony? - Siłą spajająca obozu piłsudczykowskiego był wyłącznie Piłsudski. Nie było spójnej ideologii ani programu. Lewica i prawica piłsudczykowska radykalnie się od siebie różniły. To autorytet Piłsudskiego, jego ostateczna moc rozstrzygania, umożliwiała sprawne działanie. Po jego śmierci rozpad był nieunikniony. Piłsudski nie tyle nie zostawił, co nie wychował następcy. Samodzielnie myślących pozbywał się ze swojego otoczenia, w związku z tym po jego śmierci nie było silnej osobowości. Byli sami nawykli do słuchania poleceń. I de facto polska polityka po 1935 r. opierała się na wydzielonych strefach wpływów Mościckiego i Rydza, z niezależnym „księstwem” Becka. Ten brak zintegrowania na szczeblu władzy był jedną z przyczyn klęski w 1939 r. Mówiąc obrazowo: były trzy konie ciągnące wóz, ale bez woźnicy. Rozpad był nieunikniony, ale konieczna była ponowna integracja państwa, a ta nie nastąpiła - wyjaśnia historyk.

Paweł Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.