Rośnie nam pokolenie fajtłap i słabeuszy. Zwisają krócej, biegają równie marnie. Jak to jest ze sprawnością fizyczną dzieci?

Czytaj dalej
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
rozm. Agnieszka Kamińska

Rośnie nam pokolenie fajtłap i słabeuszy. Zwisają krócej, biegają równie marnie. Jak to jest ze sprawnością fizyczną dzieci?

rozm. Agnieszka Kamińska

W latach 70. dzieci były dużo bardziej sprawne fizycznie - mówi dr Janusz Dobosz z Narodowego Centrum Badania Kondycji Fizycznej.

Podobno dzieci teraz krócej zwisają na drążku niż kiedyś. Pan coś o tym wie?
(śmiech) Tak, ze zwisaniem jest coraz gorzej! Chłopcy w wieku 10 lat w 1979 r. byli w stanie utrzymać się na drążku 23-25 sekund. W kolejnych latach ten czas uległ skróceniu. W 1999 r. było to 15 sekund, a w 2009 r. - 12 sekund. Z ostatnich badań, które wycinkowo prowadzone były w ubiegłym roku wynika zaś, że przeciętnie wytrzymują już tylko 8 sekund. Zwis na drążku jest jednym z mierników w badaniu sprawności fizycznej dzieci i młodzieży, które prowadzimy w Polsce od lat.

Czy tylko w zwisaniu dzieci wypadają źle? Może chociaż lepiej biegają?
Nie, biegają równie marnie. Na dystansie 600 metrów, w 1979 r., przeciętny 7-letni chłopiec uzyskiwał czas o 39 sekund lepszy niż obecnie. Dzisiejsze dzieci fatalnie też skaczą. W 1979 r. kilkulatek był w stanie skoczyć w dal prawie 130 cm, w 2009 r. ledwo skoczył 110 cm. Dziewczynki wypadają jeszcze słabiej - w latach siedemdziesiątych w biegu na 600 metrów siedmiolatka uzyskiwała czas o 43 sekundy lepszy niż współcześnie. Sprawność fizyczna dzieci pod każdym względem pogorszyła się.

Rośnie nam pokolenie fajtłap i słabeuszy. Zwisają krócej, biegają równie marnie. Jak to jest ze sprawnością fizyczną dzieci?
Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dzisiejsze dzieci są w tyle za tymi z lat siedemdziesiątych. Czy może i za tymi z czasów przedwojennych?
Historia badań sprawnościowych ma rodowód przedwojenny. Dla marszałka Józefa Piłsudskiego wychowanie fizyczne dzieci rzeczywiście było istotne. Uważał, że musi ono przebiegać równolegle do nauki innych przedmiotów. Dzieci uczestniczyły m.in. w zajęciach gimnastycznych, na których obowiązywała żelazna, wręcz wojskowa, dyscyplina. Piłsudski uruchomił szereg działań w ramach Państwowej Rady Wychowania Fizycznego i promował ideę diagnozy sprawności fizycznej dzieci w Polsce, którą kierujemy się i dziś. Pierwsze badania przeprowadził w 1932 r. słynny prof. Jan Mydlarski. W 1979 r. wykonał je prof. Roman Trześniowski i to one są miarodajnym punktem odniesienia dla dzisiejszych analiz.

Sprawność fizyczna dzieci jest gorsza niż przed laty, ale przecież warunki życia są nieporównywalnie lepsze. W czasie komuny w sklepach nic nie było...
Nie było takiego sprzętu sportowego, jaki jest dziś. Dzieciaki mają teraz do dyspozycji świecące deskorolki, różne rodzaje rowerów, trampoliny do skakania. W latach siedemdziesiątych brakowało też infrastruktury. O profesjonalnych boiskach czy salach gimnastycznych można było tylko pomarzyć. Do tego opieka medyczna i warunki higieniczne były znacznie gorsze. W wielu domach brakowało łazienki czy toalety. Mimo tych wszystkich niedogodności, dzieci były sprawniejsze. Po prostu prowadziły inny styl życia. Nie miały przecież komputerów. Ba, nie w każdym domu był telewizor. Wychodziły więc przed blok, bawiły się na trzepakach, chłopcy grali w piłkę na byle placyku osiedlowym. Stawiali dwa słupki albo dwa tornistry i to była bramka. Widziała pani, żeby teraz dzieci tak grały w piłkę? Czy w ogóle widuje pani dzieci sąsiadów, które się bawią lub grają w coś na dworze, przed domem?

O matko, rzeczywiście, jak tak teraz pomyślę, to nie, nie widuję ich na dworze.

No właśnie, ja też nie. Może tylko podczas wakacji. W czasie roku szkolnego dzieci jakby nie było. Mam wrażenie, że istnieją tylko w wirtualnym świecie. Nawet już do szkół nie chodzą. Tylko są dowożone przez rodziców. To fatalna praktyka, ale też trudno się temu dziwić, gdy co chwila słyszmy o potrąceniach pieszych na przejściach. W szkołach również dzieci nie są aktywne. Kiedyś na przerwach biegały, w coś grały np. dziewczynki w gumę i w klasy. A teraz tylko smartfon i smartfon. Niska aktywność fizyczna w życiu codziennym powoduje, że dzieci niechętnie chodzą na lekcje wychowania fizycznego, bo boją się rywalizacji sportowej. Wiedzą, że np. w biegu źle wypadają, robią więc wszystko, żeby nie biegać. Natomiast nie podejmują wyzwania i nie trenują tego biegania. Wolą odpuścić i załatwić sobie zwolnienie. A to z kolei ma fatalny wpływ na ich samoocenę.

Rośnie nam pokolenie fajtłap i słabeuszy. Zwisają krócej, biegają równie marnie. Jak to jest ze sprawnością fizyczną dzieci?
Narodowe Archiwum Cyfrowe

Dlaczego tak łatwo zwalnia się z WF-u? Na dłuższy czas zwolnienie powinien wystawić przecież lekarz.
Na pewno są przypadki, gdy takie zwolnienie jest konieczne i zasadne. Czasem dziecko mówi w domu, że się męczy na WF-ie. A rodzic dochodzi do wniosku, że po co ma się biedak męczyć. Jeśli więc ma taką możliwość, załatwia dziecku zwolnienie. Panuje przyzwolenie na te zwolnienia, bo przecież WF to nie matematyka. Szczególnie dziewczęta w wieku nastoletnim nie chcą ćwiczyć w szkole. W tym wieku wiele z nich bardzo dba o wygląd. Niektóre wręcz tłumaczą, że boją się o fryzurę. Nastolatki malują się i mają zrobione paznokcie. Jak grać w siatkówkę z doklejonymi tipsami? Ale to jest, moim zdaniem, dużo głębszy problem. Nastolatki podlegają presji środowiska. Dziewczyny malują się i przyklejają te tipsy, bo w ich klasie wszystkie tak robią. Taka jest moda, a osoby, które się nie dostosują, są krytykowane czy wręcz narażają się na szyderstwa i wyeliminowanie z grupy. Dla młodych osób brak akceptacji rówieśników jest sprawą bardzo trudną, może doprowadzić do załamania psychicznego czy depresji. Nastolatek boleśnie odbierze komentarz na Facebooku, napisany przez innych uczniów z klasy, że po WF-ie cuchnął potem. Dla niego to zniewaga, choć przecież po wysiłku fizycznym pot to rzecz normalna. Nie wszystkie szkoły są wyposażone w prysznice.

Kiedyś uczniowie nie narzekali na pot po WF-ie, a prysznice to była rzadkość.
Jeśli wszyscy ćwiczyli na WF-ie, to wszyscy byli spoceni. Poza tym presja otoczenia nie była tak silna. Status materialny i społeczny uczniów był w miarę wyrównany - w czasach komuny wszyscy mieli tak samo mało. A teraz podziały społeczne są głębsze.

A może za niechęć do WF-u odpowiada też szkoła? Słyszałam o nauczycielce WF-u, która na lekcje przychodziła w szpilkach i w sukience. Nie pokazywała uczniom, jak wykonać ćwiczenie. Dzieci na jej lekcjach odrabiały zadania domowe z innych przedmiotów.
Bywa nawet, że nauczyciel daje piłkę uczniom i mówi, żeby sobie sami w coś pograli. Uczniowie bardzo często narzekają, że lekcje są nudne, sztampowe, mają np. przez całe zajęcia wykonywać przewroty. Nikt nie chciałby chodzić na taki WF! Z nauczycielami jest tak, jak z przedstawicielami każdego innego zawodu. Zdarzają się bardzo źli nauczyciele, którzy nigdy nie powinni uczyć. Ale są też ludzie z pasją, którzy potrafią zarazić nią młodzież i sprawić, że o zwolnieniach nikt nie myśli. Takie osoby mają pomysł na lekcje i co więcej, żeby je prowadzić, nie muszą mieć drogiego sprzętu sportowego czy nowoczesnej sali gimnastycznej.

W wielu gminach powstały „orliki”, a nawet profesjonalne centra sportowe z kortami, siłowniami i basenami. I nawet to nie wpłynęło na poprawę kondycji dzieci?
Bardzo dobrze, że powstały. Musimy iść w tym kierunku, żeby tworzyć jak najwięcej propozycji sportowych dla dzieci. Ale sama infrastruktura to za mało. Są szkoły, gdzie nie ma infrastruktury, ale jest kreatywny nauczyciel, który potrafi zrobić świetną lekcję na korytarzu. Wychowałem się we Wrocławiu i któregoś razu na osiedlu pojawił się ktoś, kto zorganizował drużynę piłkarską. Nie miał sprzętu ani infrastruktury, ale treningi prowadził tak, że przychodziła na nie cała osiedlowa dzieciarnia.

Jak wytłumaczyć obniżenie sprawności ruchowej dzieci w kontekście mody na fitness? W parkach miejskich widzimy mnóstwo biegaczy, co chwila słyszy się o maratonach lub zawodach triathlonowych.
Mam wrażenie, że tych imprez, choć są rozreklamowane, jest jednak cały czas mało. To jest kropla w morzu potrzeb. W aglomeracji warszawskiej mieszka ok. 2,5 mln osób, a w maratonach startuje najwyżej kilka czy kilkanaście tysięcy osób. Ta liczba na szczęście wzrasta. I rzeczywiście jest tak, że gdy robi się ciepło, w parkach czy na trasach rowerowych można spotkać rzesze Polaków. Ale to są dorośli, a nie dzieci! Wielu z nich to osoby pracujące w korporacjach, całymi dniami ślęczące przed komputerami. Tak, dziś mamy modę na bycie fit, na smukłą sylwetkę. Ale to tylko moda. W wielu przypadkach osoby podejmują aktywność fizyczną, żeby dobrze wyglądać w gronie menedżerów czy prezesów. Twierdzą, że na ich sukces zawodowy, wpływa też ich wygląd. I pewnie tak jest w przypadku jakichś prezentacji czy sprzedaży jakiegoś produkty. Być może osoba szczupła odbierana jest jako bardziej energiczna, dynamiczna, może budzi zaufanie? Z kolei osoba z nadwagą kojarzy się z powolnością w pracy? To oczywiście stereotypy, ale takie myślenie może niektórych motywować do uprawiania sportu. Może też chodzić o obracanie się w pewnym towarzystwie - ktoś zaczął ćwiczyć triathlon, bo wszyscy z jego branży to trenują. No coż, dobry i taki motyw. Najczęściej myśl, że jednak trzeba coś ze sobą zrobić, pojawia się, gdy zaczynają nam doskwierać dolegliwość, gdy czujemy się ociężali i nie możemy już wejść po schodach. Albo gdy wreszcie przemówił nam do rozumu lekarz. Dwudziestolatek, który dobrze wygląda, świetnie się czuje i nic go nie boli, może nie widzieć potrzeby uprawiania sportu. W tym wszystkim zaś zapominamy o dzieciach.

Rośnie nam pokolenie fajtłap i słabeuszy. Zwisają krócej, biegają równie marnie. Jak to jest ze sprawnością fizyczną dzieci?
Narodowe Archiwum Cyfrowe

Co najbardziej szwankuje, gdy się nie ruszamy? I dlaczego ruch tak ważny jest u dzieci? Piłsudski miał rację z tym gimnastycznym drylem?
Absolutnie miał rację. Brak ruchu skutkuje tym, że właściwie wszystkie układy szwankują. Aktywność fizyczna wpływa na sprawność i rozwój układu mięśniowego, kostnego, zwiększenie mineralizacji kości, lepiej działają nam stawy i mamy mniejsze problemy z osteoporozą na starość. Regularne ćwiczenia pobudzają rozwój układu krążenia i oddechowego, wzmagają też aktywność układu odporności, ale też korzystnie wpływają na sen. U każdego człowieka, z czasem, systematycznie obniżają się możliwości motoryczne i to jest naturalne. Jeśli w młodości mieliśmy dobrą kondycję i byliśmy sprawni, to na starość będziemy w lepszej formie niż ktoś, kto w młodości nie wykonywał żadnych ćwiczeń. Jest szansa, że dłużej pożyjemy. Brak ruchu u dzieci powoduje same problemy w wieku dorosłym. Dzieci, które ćwiczą są bardziej pogodne, lepiej radzą sobie z trudnościami, a przede wszystkim ze stresem. Później takie osoby w mniejszym stopniu są zagrożone depresją. Aktywność fizyczna poprawia też zdolność uczenia się, a zwłaszcza czytania. Dodatkowo wpływa pozytywnie na kompetencje społeczne - przede wszystkim gry zespołowe sprawiają, że dziecko lepiej funkcjonuje w grupie i łatwiej podejmuje decyzje. Spadek sprawności fizycznej dzieci może przyczynić się do gorszej produktywności w pracy, gdy będą one dorosłe. A to dlatego, że zmęczenie u osób mniej wysportowanych występuje szybciej i w większym natężeniu.

A czy widzi pan jakieś światełko w tunelu? Powstają już przedszkola, w których kładziony jest nacisk na sprawność ruchową
Tak, oczywiście, jest sporo ciekawych przedsięwzięć. Ale cały czas problemem jest to, że tego ruchu dzieci mają za mało i tego braku nie zrekompensuje najwspanialsza inicjatywa czy program. Dzieci po prostu muszą ruszać się więcej. Światełkiem w tunelu są też alternatywne rozwiązania, dotyczące poruszania się po mieście. Mam tu na myśli elektryczne hulajnogi czy rowery miejskie. To dobry kierunek.

Czy możliwy jest powrót do tej sprawności, jaką miały dzieci w 1979 roku?
W przypadku niektórych dzieci to jest możliwe. Kilka miesięcy temu były przeprowadzane badania dzieci, które uczestniczyły w szkolnych klubach sportowych. Z tych badań jasno wynika, że w ich przypadku zatrzymało się pogarszanie sprawności ruchowej. A nawet można było mówić o tendencji odwrotnej. Badanie dotyczyło jednak wyłącznie dzieci, które chodziły systematycznie na zajęcia sportowe. Gdy zaś spojrzymy na badanie, w którym uczestniczyli uczniowie podstawówek z programu Aktywne Szkoły MultiSport, to okazuje się, że sprawność jeszcze bardziej się pogorszyła. W tym badaniu wzięły udział dzieci aktywne i nieaktywne sportowo. Gdyby na szeroką, ogólnopolską skalę wprowadzić zajęcia SKS, to negatywną tendencję można by było przynajmniej zatrzymać. Na te zajęcia musiałby chodzić wszystkie dzieci, a nie garstka. Konieczne byłyby działania systemowe, a nie - jak to ma miejsce teraz - przypadkowe. W niektórych szkołach czy przedszkolach są prowadzone pilotaże, projekty sportowe. I świetnie, ale my już nie mamy czasu na pilotaże, bo rośnie nam pokolenie dzieci-słabeuszy, które zaraz przekształci się w dorosłych -cherlawe fajtłapy. Jeśli negatywna tendencja się utrzyma, to 60 proc. dzieci w naszym kraju może mieć bardzo słabą sprawność i gigantyczne kłopoty w dorosłym życiu.

Ile czasu dzieci powinny przeznaczać na ruch?
W przypadku 10- i 11-latków to powinna być przynajmniej godzina dziennie. Tyle potrzebują dzieci, żeby w przyszłości zdrowo żyć. Nasze dzieci w te standardy się nie wpisują. Z badania z 2018 r., prowadzonego pod egidą Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że w naszym kraju zaledwie 21 proc. dziewcząt i 24 proc. chłopców w wieku 11 lat co dzień podejmuje godzinną aktywność fizyczną.

Czy z tych wszystkich badań wynika coś pozytywnego? Mam wrażenie, że zmierzamy ku zagładzie.
Dziś dzieci są wyższe.

I grubsze!
To fakt, niestety. I kolejna zmora. Co trzeci ośmiolatek w Polsce ma nadwagę, co dziesiąty zmaga się z otyłością i również co dziesiąty ma nadciśnienie tętnicze. Wszystko układa się w jedną całość. Bezruch to tycie, a zbyt duża masa ciała zwiększa ryzyko wielu chorób przewlekłych. Powiem pani na pocieszenie, że coraz mniej negatywnych czynników wpływa teraz na nasz rozwój, powodując jego ograniczenie. Rozwijamy się na tyle, na ile pozwalają nam nasze geny i to akurat jest pozytywne. Dzieci lepiej radzą sobie np. z informatyzacją. Ale co z tego, bez zadbania o sprawność fizyczną i tak będą zgubione.

Czy w innych krajach jest równie źle? Czy może tylko polskie dzieci to słabeusze i cherlaki?
Zmiany, jakie obserwujemy w Polsce, nie różnią się niczym od tych, które dotykają większość Europy. Co ciekawe, pogarszająca się sprawność dzieci nie ulega zróżnicowaniu ze względu na region Polski. Ten proces jest dość podobny na wsiach i w miastach. Od 1999 r. to jest problem, który przebiega mniej więcej tak samo w całym kraju. Dwadzieścia lat temu badanie wykonywano biorąc pod uwagę m.in. stopień zurbanizowania, wykształcenia mieszkańców i liczebność rodzin. Okazało się wówczas, że różnice uległy zatarciu.

rozm. Agnieszka Kamińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.