Rekonstrukcja rządu. Techniczny gabinet na wygranie wyborów jesienią

Czytaj dalej
Fot. fot marek szawdyn/polska press
Anita Czupryn

Rekonstrukcja rządu. Techniczny gabinet na wygranie wyborów jesienią

Anita Czupryn

Sięgnięcie po ludzi z drugich czy trzecich szeregów PiS wskazuje, że ma to być rząd na wygranie jesiennych wyborów. Jarosław Kaczyński nie potrzebuje teraz rewolucyjnych zmian. Wzmacnia za to swoją kontrolę.

Rekonstrukcja rządu wymuszona wyborami do Parlamentu Europejskiego, a także, zdaniem niektórych obserwatorów politycznych - sprawą minister finansów Teresy Czerwińskiej (o której później) - ogłoszona 4 czerwca, niekoniecznie musiała oznaczać chęć przykrycia przez PiS obchodów 30. rocznicy częściowo wolnych wyborów i uroczystości w Gdańsku.

- Choć wiadomo, że środowisko PiS dalekie jest od entuzjazmu i wykazuje ambiwalentny stosunek do tej daty - zauważa dr hab. Jarosław Flis, socjolog i polityczny komentator. Dodaje przy tym żartobliwie, że datę tę można też odczytać jako pamiątkę po nocnej zmianie, kiedy to upadł rząd Jana Olszewskiego - pierwszy rząd wyłoniony po całkowicie wolnych wyborach.

Dla Jarosława Flisa obserwującego rekonstrukcję rządu, jak mówi, z perspektywy Krakowa, zmiany są minimalne. To, co jest jego zdaniem ciekawe, a poniekąd związane z 4 czerwca, to fakt, że jesteśmy dziś świadkami procesu, w którym od rządzenia odchodzą przedstawiciele z pokolenia Solidarności, a przychodzi pokolenie, które wyrosło na samorządach.

- Pokolenie Solidarności oddaje władzę i jest zastępowane przez pokolenie samorządności - mówi dr hab. Flis i wymienia: - Patrząc czy to na Michała Wosia, czy Bożenę Borys-Szopę, czy Dariusza Piontkowskiego, widzimy, że te osoby mają za sobą karierę w samorządzie wojewódzkim. To dla mnie istotny sygnał zmiany - podkreśla socjolog, argumentując, że do tej pory tak nie było, kiedy spojrzeć na wcześniejszy rząd. Platforma Obywatelska i PSL deklaratywnie wspierały samorządy, ale tak naprawdę wśród ich ministrów nie było nikogo, kto by wcześniej sprawował funkcję w zarządach województw. - Natomiast w tym momencie już mamy dwójkę ministrów, która ma taki punkt w biografii. Nawet jeśli Jarosław Kaczyński i całe środowisko PiS jest sceptycznie nastawione do czerwcowych wyborów 1989 roku, to chcąc nie chcąc, nie da się zignorować tego, że jednym z owoców Solidarności była samorządność, która nadeszła rok później po wyborach czerwcowych. Ignorowanie tego naraża na śmieszność. Natomiast nawet jeśli to środowisko jest też negatywnie nastawione do samorządności, przejawia wobec niego sceptycyzm, to jednak widać ten element normalności - uważa Flis. Albowiem w normalnych krajach tak właśnie wygląda polityka - tak zaczynali swoje kariery wielcy politycy w europejskich krajach, jak np. kanclerz Kohl - od radnego w swojej rodzinnej miejscowości.

- Teraz Polska też się staje jednym z takich krajów - wcześniej pokolenie Solidarności od razu wskoczyło na poziom rządowy, korzystając z pięknych czasów przełomu, natomiast pokolenie, które przychodzi po nim, to, które przejmuje pałeczkę, to jest to pokolenie, które zdobywało ostrogi w samorządzie, w tej bardzo głębokiej i najmniej podważanej rewolucji - mówi Jarosław Flis. I nawet jeśli nie wszystko w tym samorządzie jest idealne, to prawdą jest, że to naturalna kolej rzeczy. W takich miejscach jak samorządy ludzie się sprawdzają, budują swoje pozycje, co pozwala im sięgać wyżej.

Co do tego, że rekonstrukcja rządu nie była jakimś wielkim, odświeżającym wydarzeniem, a raczej czymś, co sam prezes Kaczyński zminimalizował, zgadza się też Paweł Piskorski, szef Stronnictwa Demokratycznego i baczny obserwator politycznej sceny. - Wskazują na to postaci typowo techniczne, jakie do rządu weszły - motywuje Piskorski. A to oznacza, jego zdaniem, że od składu rządu, jako ciała technicznego, niewiele zależy. - Prawdziwy wynik PiS zależy od inicjatyw, od piątki Kaczyńskiego, od tego, co nazwano transferami społecznymi i dynamiką państwa. Czyli generalnie ta rekonstrukcja to ustanowienie marginalizacji rządu. To nie rząd jest podstawowym organem decyzyjnym. W nim zasiadają osoby techniczne - mówi Piskorski.

Być może zmiany w rządzie Mateusza Morawieckiego z pozoru nie wydają się wielkie, sam premier określił je mianem „aksamitnych”, ale już bliższe przyjrzenie się ostatnim personalnym decyzjom pokazuje jednak kierunek, do jakiego dąży prezes Jarosław Kaczyński. Jaki więc obraz wyłania się z tego wewnętrznego politycznego przetasowania?

Pozostało jeszcze 73% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.