Iwona Marciniak

Ramię w łapę zdobywali las, czyli Dogtrekking 2017 w Kołobrzegu

Ramię w łapę zdobywali las, czyli Dogtrekking 2017 w Kołobrzegu Fot. Przemysław Florys
Iwona Marciniak

Przyjechali tu ludzie i psy z całego regionu, także z Koszalina, Szczecina, Słupska.

O tej imprezie organizatorzy napisali na swojej stronie internetowej tak: dogtrekking to marsz z psem na orientację- impreza dla każdego, kto ma ochotę wyjść na spacer z psem i pooddychać świeżym powietrzem.

Żeby wziąć udział w dogtrekkingu nie trzeba być sportowcem - wystarczą chęci, pies i wygodne obuwie sportowe. Każdy pokonuje dystans we własnym tempie.

Marsz odbędzie się w pięknych okolicznościach przyrody, w gronie wspaniałych ludzi, zwolenników aktywnego spędzania czasu z psem. Gwarantujemy atmosferę zdrowej rywalizacji! I tak też było.

Podczas piątej edycji imprezy padł frekwencyjny rekord - w imprezie wzięło udział 175 osób i blisko 120 psów, w tym 11 z kołobrzeskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Tym ostatnim niezwykłą niespodziankę i szansę na adopcję (a nóż wpadłyby jakiemuś psiarzowi w oko?) zgotowali wolontariusze.Uczestnicy przyjechali z całego regionu, w tym z Koszalina, Słupska, Szczecina.

- To jedyna tak duża impreza w regionie, na którą można przyjechać z psami i świetnie razem spędzić czas - mówili nam młodzi ludzie ze zgranej ekipy ze Szczecina, którzy na kołobrzeskim dogtrekkingu byli już drugi raz.

Jacek Daszkiewicz ze Stramnicy też zameldował się na starcie tej imprezy po raz drugi. Z dwuletnim Czukiem, psem rasy Husky u boku.

- Korzystam z każdej okazji do spędzenia czasu z psem w ruchu, na powietrzu, bo on tego wymaga. A ta impreza to sama przyjemność, bardziej wydarzenie rekreacyjno - socjologiczne niż sportowy wyczyn, więc damy radę. Krótko po południu spod świetlicy w Rościęcinie w gminie Kołobrzeg ruszyły w las zarówno rodowodowe owczarki, samojedy, husky, border colllie, jak i owoce psich mezaliansów, czyli niepowtarzalne, duże i małe kundelki. Na długich i krótkich łapach (nie zabrakło pekińczyków i mopsa).

Wszystkie pod opieką swojego człowieka albo ludzi (w dogtrekkingu można było wziąć udział tworząc zespół), na smyczach - żeby czasem pies nie pofolgował instynktowi i nie pogonił za leśną zwierzyną. W las ruszyło także 11 psów schroniskowych z wolontariuszami.

Opiekunów wyposażono w wodę, kartę startową do zbierania punktów i oczywiście mapę, z oznaczeniem rozrzuconych po lesie kontrolnych punktów.

Uczestnicy sami szacowali na jaki wyczyn chcą się porwać, wybierając jedną z dwóch tras - dłuższą, 16-kilometrową lub o połowę krótszą. Kto liczył na podium, musiał stawić się na mecie jak najszybciej, i to z kompletem punktów, możliwych do zdobycia. Nie było łatwo, bo organizatorzy zadbali o to, by dotarcie do punktu kontrolnego było nie tylko wyzwaniem fizycznym, ale i intelektualnym - trzeba było przeanalizować polową mapę, nie pogubić kierunków (a jak sami widzieliśmy, gubili się nawet posiadacze GPS-ów) i jeszcze wykazać się naprawdę dobrym wzrokiem, by dojrzeć zakamuflowane, przypięte do drzewa oznakowanie punktu kontrolnego z perforatorem, dziurkującym karty zawodników.

- Nie mogło być za łatwo - śmiały się potem Katarzyna Kosecka i Sonia Sichau, wspólorganizatorki imprezy.

- Rok temu słyszałyśmy od części zawodników, że poszło im „zbyt gładko”. Te uwagi najwidoczniej wziął sobie do serca Remigiusz Jankowski z grupy Paramedic, tradycyjnie mocno zaangażowany w wyznaczanie trasy.

- Blisko 40 minut szukaliśmy punktu nr 2, ukrytego na skraju leśnego wąwozu. To było naprawdę frustrujące.Na dystansie 16 km najlepsi byli: Michał Kasprzak z Lilą, za nimi Tomasz Jakubiak, Tomasz i Mateusz Ciućka z psem Leonem, a na 3 miejscu Adam Kołodziej z suczką Megi.

Dystans 8 km najszybciej pokonali: Magdalena Kasprzak z psem Leo, Agnieszka i Wanesa Warsickie oraz Beata Laskowska z suczką Rają. Trzeci byli: Julia Krupowies i Jakub Trojanowski.

Najlepsi dostali atrakcyjne nagrody, m.in. legowiska i wielkie paki karmy dla pupili, a wszyscy oczywiście pamiątkowe dyplomy i paczuszki ze smakołykami dla zdrowo zmęczonych psów.

Iwona Marciniak

Piszę w Głosie Koszalińskim od 1998 roku. Mam szczęście mieszkać w Kołobrzegu, którego plaża - bez względu na porę roku - to najlepszy antydepresant i akumulator dobrej energii. Zwłaszcza gdy biega się po niej z psem (a najlepiej z psami ;))


Informuję o tym, co dzieje się w mieście i powiecie kołobrzeskim. Moje teksty można znaleźć w sieci na stronie www.gk24.pl, www.kolobrzeg.naszemiasto.pl, na fejsbukowym profilu Kołobrzeg nasze miasto oraz w papierowym wydaniu Głosu Koszalińskiego.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.