Prof. Roman Lesyk ze Lwowa: Uda nam się, bo walczymy o naszą wolność. Pokazaliśmy już, że umiemy to robić

Czytaj dalej
Fot. Archiwum prywatne
Agata Sawczenko

Prof. Roman Lesyk ze Lwowa: Uda nam się, bo walczymy o naszą wolność. Pokazaliśmy już, że umiemy to robić

Agata Sawczenko

Jeśli świat będzie z nami, to mam nadzieję, że wojna szybko się skończy - mówi prof. Roman Lesyk z Uniwersytetu Medycznego we Lwowie.

Mieszka pan we Lwowie, ostatnim dużym względnie spokojnym ukraińskim mieście.
Prof. Roman Lesyk: A tydzień temu byłem w Białymstoku na obronie pracy doktorskiej, której jestem recenzentem.

To do domu wrócił pan akurat na wojnę… Jak teraz jest we Lwowie? Co się dzieje?
We Lwowie czasem jest spokojnie, czasem mamy alarmy. W niedzielę było ich aż pięć, w poniedziałek tylko jeden. W czasie alarmu idziemy do piwnicy, do schronów. A tak na co dzień – cały czas są ludzie na ulicach, pomagają wojsku, wszyscy starają się ze sobą współpracować. Bardzo u nas teraz patriotycznie. Lwów zawsze był patriotycznym miastem – a teraz ten patriotyzm jest na naprawdę już wysokim poziomie. Pomagają wszyscy: młodzi, starzy. Mój syn studiuje medycynę na naszym uniwersytecie, teraz studenci zajmują się sortowaniem leków dla wojska. We Lwowie, dzięki Bogu, dzięki wojsku naszemu, jest spokojnie.

Ale z tego, co Pan mówi, wynika, że czuje się tu wojnę.
Tak, czuje się. Każdy co chwilę zerka do internetu, by sprawdzić, co się dzieje. Inni oglądają telewizję. Z kim nie rozmawiasz, to pierwsze słowa są zawsze o tym, co się dzieje. Bardzo wszystko przeżywamy, martwimy się o tych, którzy są na wschodzie. Ja mam wielu kolegów w Charkowie. W Charkowie jest Narodowy Uniwersytet Farmaceutyczny. To taki unikatowa uczelnia, gdzie studiuje się tylko farmację. To taki ośrodek nauki i kształcenia farmaceutycznego w Ukrainie. Teraz jest tam bardzo trudno. A większość tych moich kolegów została w Charkowie. Mówili, że zginęła już jedna z ich studentek.

Co chwilę mam nadzieję, że opowiada mi Pan o jakimś filmie. A to przecież prawda, straszna prawda. Proszę jeszcze opowiedzieć o Lwowie – czyli miejscu, gdzie nadal jest nieco spokojniej.
Spokojniej, ale i tak mamy te alarmy, które ostrzegają nas o niebezpieczeństwie. Włączają się, gdy nasze systemy informują o czymś podejrzanym w powietrzu. Po ulicach chodzą żołnierze samoobrony terytorialnej, którzy pilnują, by było bezpiecznie.

Jesteście spakowani, by w razie potrzeby uciekać? By przeżyć w schronie kilka dni.
Każdy ma pakunek z dokumentami, na wypadek, jakby coś się działo. Do tego kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Ale mamy nadzieję, że to się nie przyda, że nie dojdzie do tego.

Pakujecie też wodę, konserwy?
Nie, z tym u nas nie ma problemu. Sklepy cały czas pracują. Pierwszego dnia tylko były problemy z chlebem. Ale ten pierwszy szok przeszedł i ludzie już zorganizowali to wszystko, co jest potrzebne do codziennego życia.

Chodzicie normalnie do pracy?
Nie, uniwersytet nie pracuje, tylko administracja. Pracują sklepy, piekarnie, urzędy. Inni starają się też pracować – dla wojska. Wszyscy robią wszystko, żebyśmy to my wygrali.

Lwów szykuje się już do obrony?
Tak. Nie chcemy, żeby do tego doszło, ale Lwów powinien być gotowy. Wiele osób ma już odpowiednie dokumenty, żeby mieć broń. I wielu młodych ma tę broń. Dużo jest ochotników, dużo jest ludzi gotowych do działania. Mój doktorant ma już doświadczenie, walczył w pierwszej naszej wojnie. Wczoraj (czyli 1 marca) zadzwonił, że idzie do wojska.

I co się czuje w momencie, jak dzwoni doktorant i mówi takie rzeczy?
No co się czuje? Taką mamy sytuację… To jest tragiczne, ale… Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Powinno być dobrze. Bo my walczymy o wolność.

Za to, by było dobrze, wszyscy trzymamy kciuki. A jak Pan myśli, jakie ma Pan nadzieje: kiedy to wszystko się skończy? Czy Putin w końcu się wycofa? Czy będziecie musieli dalej walczyć?
Ja nie jestem politykiem, nie potrafię przewidzieć, co będzie. Ale na razie sytuacja jest nieco lepsza. Każdy Ukrainiec jest wdzięczny Polakom, bo wasze wsparcie zmieniło naszą sytuację. Dzięki temu, że Polska prowadziła teraz taką politykę, świat do nas powrócił i otrzymaliśmy wsparcie od świata. Polacy są niesamowitym narodem. Dużo od was dostajemy, dużo informacji do nas przychodzi o tym, ile ludzie w Polsce robią dla Ukrainy. Ile jest zbiórek, ile pomocy. Dostałem już nawet informację z Białegostoku, że doktoranci chcą jechać na wolontariat do Ukrainy. Jak dzieją się takie rzeczy, jak świat jest za nami, to mam nadzieję, że ta wojna szybko się skończy.

Czy Lwów pomaga innym ukraińskim miastom?
Oczywiście. Jest u nas organizowanych wiele punktów, gdzie ludzie pomagają i w zbieraniu żywności i innych rzeczy. Są też zbiórki pieniężne dla innych części Ukrainy. Jest i wielu wolontariusz, którzy dostarczają to wszystko, co jest potrzebne, do tych część Ukrainy, która jest teraz w ciężkiej sytuacji. Poza tym na poziomie rządu, województwa, miasta jest tak wszystko organizowane, by ludzie mogli dołączyć do tego wsparcia. Lwów wspiera Ukrainę.

Współpracuje Pan z naszym Uniwersytetem Medycznym w Białymstoku. Czy rozmawialiście już o tym, żeby nasza uczelnia przyjmowała Waszych studentów, by się kształcili, by nie tracili roku.
Tak, ja mocno współpracuję z Polską, z uczelnią w Białymstoku, ale też od wielu lat z Poznaniem, trzy lata temu dostałem nawet tytuł Doctora Honoris Causa Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Mamy już deklaracje i od Białegostoku, i od Poznania, że mogą przyjąć naszych studentów, naszych doktorantów, nauczycieli. Są różne możliwości, różne programy – odczuwamy, że mamy wsparcie również na tym akademickim poziomie. Zobaczymy, jak będzie, bo sytuacja jest jeszcze gorąca.

Mówił Pan, że ma Pan wielu przyjaciół na wschodzie Ukrainy. Do nas wiele informacji dociera, wiemy, które miasto zostało zaatakowane, któremu udało się odeprzeć atak, a któremu nie. Niewiele wiemy natomiast, jak wygląda życie zwykłych ludzi.
Wczoraj (1 marca) zadzwoniłem do kierownik katedry w Narodowym Uniwersytecie w Charkowie. Pytam: Wiktoria, jak wygląda sytuacja? Odpowiedziała: „Charków jest żywy i zły”. Ludzie chcą walczyć. Nie mamy już żadnego poczucia braterstwa z rosyjskim narodem. I to trzeba zrozumieć. Z drugiej strony jest dużo alarmów. Wróg niszczy wszystko, strzela po domach. Wszyscy widzieli, co działo się na placu Wolności w Charkowie – to największy plac w Europie. Teraz jest zniszczony.
Rozmawiałem też z kolegą, jest profesorem farmacji. Jego ojciec pięć dni temu miał bardzo poważną operację. Mój kolega jest z nim w szpitalu. Jak tylko jest alarm, on tego ojca musi prowadzić do schronu. Gdy alarm mija, wracają. To bardzo trudne.
A propaganda w Rosji mówi, że to myśmy sami wszystko zrobili. Że wojsko rosyjskie przyszło do nas tylko po to, by zrobić nam porządek. Ale po co nam ten ich porządek? Co mieli nam tu posprzątać?
Jeszcze rozmawiałem z kolegą, który jest kierownikiem dużej apteki, tak naprawdę to przedsiębiorstwo, które wyrabia leki w Kijowie. On już piątą noc w pracy. Pracują, by dostarczyć leki dla wojska. Cały kraj zresztą teraz – jak jeden człowiek – pracuje po to, by pomóc państwu, by pomóc swemu krajowi.

Czy tam, na froncie właściwie trzeba by powiedzieć, brakuje leków, żywności? Czegokolwiek?
Nie wiem. Wiem tyle, co z telewizji. Bardzo dobrze, że będą dostawy broni. Mam nadzieję, że ta nowoczesna broń pomoże przełamać tę napaść.

Zachód dostarcza broń, nakłada sankcje na Rosję. Ale czy uważacie, że ta pomoc jest dostateczna?
Zawsze liczy się na większą pomoc. Ale rozumiem, że jest polityka, że są różne polityczne uwarunkowania, relacje. Ale i tak odczuwamy, że cały świat jest z nami. I rozumiemy, że obronić swoje państwo możemy tylko my sami. Choć jakby tej pomocy było więcej, to byłoby nam łatwiej.

Bierzecie w ogóle pod uwagę, że coś może pójść nie tak, że coś może się nie udać?
Nie. Wierzymy, że wszystko będzie dobrze. My chcemy być w Europie, nie tylko geograficznie. Chcemy być państwem europejskim. Mamy dużo doświadczenia, wiemy, jak to jest być w Związku Radzieckim i nie chcemy więcej tam być. I ani tego Związku radzieckiego, ani tego Putina, nie potrzebujemy. Jak ktoś chce być przy Rosji, to jego wybór. My nie.

Myśli Pan, że będziecie musieli wygrać tę wojnę? Czy Putin w końcu uzna: nie udało mi się, wycofujemy się?
Nie wiem. Nie potrafię powiedzieć. Czekamy, może na negocjacje, mówili, że może dziś (2 marca) będzie. Ale to bardzo trudna sytuacja. Rosja jest bardzo dużym krajem, Ukraina dużo mniejszym… Ale uważam, że już całemu światu pokazaliśmy, że umiemy i możemy bronić naszej niepodległości i demokracji.

Czy dużo ludzi wyjeżdża już ze Lwowa? Czy jeszcze macie nadzieję, że do Was ostrzał nie dojdzie?
Praktycznie wszyscy moi koledzy zostali we Lwowie. Niektórzy poodwozili żony, dzieci do Polski czy innych krajów i wrócili. Ale zostało wiele całych rodzin. Wierzymy, że będzie dobrze.

A Pan dlaczego wrócił z Białegostoku? Dlaczego został Pan w Ukrainie?
Lwów to jest mój dom. Tu jest mój syn, tu moja żona. Gdzie ja mam jechać? Jestem potrzebny tam, gdzie się urodziłem.

Prof. Roman Lesyk, profesor chemii farmaceutycznej, czyli chemii leku. Jest kierownikiem Katedry Chemii Farmaceutycznej, Organicznej i Biochemicznej Narodowego Uniwersytetu Medycznego we Lwowie. W zakresie jego badań jest synteza cząsteczek o działaniu przeciwnowotworowym, przeciwdrobnoustrojowym i przeciwwirusowym. W Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku współpracuje z zespołem Anny i Krzysztofa Bielawskich.

Agata Sawczenko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.