Polacy lubią się śmiać, choć każdego śmieszy coś innego

Czytaj dalej
Fot. YT
Agaton Koziński

Polacy lubią się śmiać, choć każdego śmieszy coś innego

Agaton Koziński

Nie ma uniwersalnego dowcipu, który rozśmieszy każdego Polaka. Chętnie śmiejemy się z żartów politycznych. Ale w tym przypadku fakt, co nas śmieszy, jest ściśle związany z poglądami politycznymi – mówi socjolog prof. Beata Łaciak.

Pani ulubiony dowcip?
Nie mam jednego ulubionego.

To inaczej: woli pani dowcipy cenzuralne czy niecenzuralne?
Cenzuralne zdecydowanie. Śmieszy mnie humor abstrakcyjny, lubię zabawne gry słów.

Jak o ślepym koniu, który nie widział przeszkód, by wziąć udział w Wielkiej Pardubickiej?
Na przykład. Pan mnie pyta teraz o dowcipy, a ja pamiętam, jaki to był problem dla mojego doktoranta piszącego o humorze, żeby, ot tak, przypomnieć sobie i opowiedzieć już po obronie jeden dowcip.

Podobno to największa zmora kabareciarzy – ludzie oczekują, że będą nieustannie tryskać humorem, podczas gdy oni po zejściu ze sceny chcą mieć po prostu spokój.
Dobrze, to opowiem dowcip. Dwóch psychologów rozmawia o moczeniu w nocy. Jeden chwali się drugiemu, że wyleczył z tego swojego pacjenta. – Przestał się moczyć? – pyta kolega. – Nie. Ale jest z tego dumny – odpowiada pierwszy.

Dobry. Ja niedawno słyszałem o chirurgu, który leci samolotem w biznes klasie. Wzywa stewardesę i prosi, by ta poszukała anestezjologa. Po chwili zjawia się anestezjolog z klasy ekonomicznej. – W czym mogę pomóc? – pyta. – Może mi pan poprawić lampkę? – odpowiada chirurg.
Zabawne, właśnie tego typu dowcipy lubię. Podoba mi się także humor „Rancza”.

Tego serialu telewizyjnego? W nim dowcipu abstrakcyjnego nie ma za grosz.
Nieprawda. Dowcipy w tym serialu mają często kilka pięter, są bardzo złożone. Oprócz podstawowego poziomu, sytuacyjnego, pojawia się w nich też głębia, mająca wiele kontekstów społecznych.

Dowcip z „Rancza” jest reprezentatywny dla ogółu Polaków?
Popularność tego serialu pokazuje, że trafia on do wszystkich – właśnie przez swoją wielowarstwowość. To wiem ze swoich własnych badań. Polacy, z którymi rozmawiałam na ten temat, podkreślali, że „Ranczo” jest dowcipne – ale niemal każdego śmieszyło coś innego. Ten serial wyraźnie mówił o nas jako społeczeństwie coś więcej, dlatego też miał tak liczną widownię.

W nim skupia się jak w soczewce specyfika poczucia humoru Polaków?
W nim – ale także w internecie.

Chodzi pani o memy?
Tak. One dobrze oddają ducha współczesnego humoru w Polsce, dokładając do niego ważny element wizualny. Warto w tym przypadku przytoczyć badania dr. Juliana Madeja o społecznej percepcji humoru.

Co z nich wynika?
Zostały wykonane stosunkowo niedawne i wykazały ciekawą zależność. Wynika z nich, że większość dowcipów krążących na co dzień po biurach czy szkołach ma swoje źródło w internecie. Publikuje je w nich wąska grupa, a następnie są one szeroko powielane.

Dowciposetterzy?
Tak. To jest naprawdę niewielka grupa osób, która tworzy zdecydowaną większość dowcipów, które znamy. Podobnie jest z memami. Tworzy je wiele osób, ale tylko wąska część z nich przebija się do szerszej publiczności.

Czy jest jakiś dowcip, z którego będzie się śmiał każdy Polak?
Nie ma takiego dowcipu.

Nawet klasyczny: Przychodzi baba do lekarza, a lekarz też baba?
Tak, to dowcip bardzo znany – ale znajdzie się mnóstwo osób, których on nie śmieszy.

Bo jest bardzo oklepany. Ale nie uśmiechnęli się nawet, gdy go usłyszeli po raz pierwszy?
Też nie. Nie ma czegoś takiego jak uniwersalne poczucie humoru. Każdego bawi trochę coś innego.

Nie da się znaleźć wspólnego mianownika?
Jakiś czas temu w internecie pojawiła się sonda, której autorzy starali się znaleźć najbardziej uniwersalny dowcip.

Jaki wygrał?
O dwóch myśliwych. Jeden postrzelił drugiego i dzwoni na pogotowie, by to zgłosić. – Jest pan pewny, że pana kolega nie żyje? – pyta osoba przyjmująca zgłoszenie. Myśliwy podchodzi do kolegi, strzela do niego po raz drugi. – Teraz już tak – odpowiada.

A jest może jakaś cecha charakterystyczna polskiego humoru? Znamy angielski sarkastyczny dowcip czy przaśne poczucie humoru Niemców. Czy Polaków coś wyróżnia?
Gdybyśmy mieli szukać specyfiki polskiego humoru, to trzeba by wskazać na dowcipy polityczne – mamy do nich duże upodobanie. To efekt historycznych zaszłości, ale widać, że każda nowa sytuacja w polityce wyzwala w Polakach potężne pokłady humoru. Za poprzedniego rządu kpiono z ośmiorniczek, teraz żarty robi się z San Escobar czy z innych wpadek PiS-u.

Mój ulubiony dowcip o PiS. Idzie Kaczyński po wodzie, a siedzący na brzegu Tusk mówi do Grasia: zobacz, on nawet nie umie pływać.
Zabawne. Ale dowcipy polityczne nie śmieszą wszystkich, co pokazały badania.

Ciążą pewnie sympatie polityczne.
Dokładnie. To, z których polityków się śmiejemy, w dużej mierze zależy od naszych poglądów politycznych. Choć wiele lat temu z badań Sułkowskiego wynikało, że Polacy nie lubią czarnego humoru, żartów z wiary i polityki.

Kto najczęściej opowiada dowcipy?
Nie ma reguł, wydaje mi się, że zdolność do żartowania to cecha charakterologiczna. Dużo częściej żartują mężczyźni niż kobiety.

A wiek ma znaczenie?
Nie. Inne rzeczy śmieszą młodych, a inne starszych. Młodsi częściej szukają żartów w internecie, starsi z kolei wolą oglądać kabarety w telewizji. Inna ważna zmienna różnicująca dowcipy to wykształcenie. Ale generalnie wszyscy lubią się śmiać w podobnym stopniu.

Jak rozumie fenomen kabaretów? To, że tego typu programy telewizyjnie regularnie gromadzą gigantyczną widownię? Bo w innych krajach kabareciarze nie są tak popularni.
Przede wszystkim dlatego, że Polacy nie są takimi ponurakami, jak głosi stereotyp. Lubimy się śmiać, a kabarety to ułatwiają. Polacy zawsze mieli poczucie humoru, nie tracili go w najtrudniejszych chwilach historii. Śmialiśmy się także w czasach okupacji czy w latach komunizmu. Przecież w latach PRL-u powstały najlepsze polskie komedie.

Górski przedrzeźniał też posiedzenia rządu Tuska. A były premier spotkał się z nim
YT Górski przedrzeźniał też posiedzenia rządu Tuska. A były premier spotkał się z nim

Filmy Stanisława Barei ciągle żyją, każde pokolenie odczytuje je po swojemu.
Dziś są oglądane, bo nie powstają w Polsce tak dobre komedie jak „Miś” czy „Rejs”.

Ale komedie były i będą, powstają w każdym kraju. Natomiast kabaret, mam wrażenie, jest tylko polski. Skąd ten fenomen?
Kabaret zawsze jest aktualny i ta świeżość jest jego atutem. Tak było w PRL-u, kiedy mieliśmy opinię „najweselszego baraku komunizmu”, tak jest teraz.

Zaryzykuje pani tezę, że jesteśmy teraz „najweselszym barakiem w Unii Europejskiej”?
Bez przesady, inne narody też mają silnie rozwinięte poczucie humoru, choćby francuskie komedie, które ogląda cały świat. Tylko śmieją się z czegoś innego niż my.

Francuzi chętnie naśmiewają się z Belgów. A Polacy wolą żartować z siebie czy z innych?
Też chętnie żartujemy odwołując się do stereotypów narodowych. Przez lata „chłopcami do bicia” w dowcipach byli Niemcy i Rosjanie. Zawsze popularne były też żarty o Żydach.

Dowcipy o Niemcu i Rusku były mocno osadzone w kontekście historycznym – II wojny i komunizmu. Ale dziś jesteśmy w UE i NATO.
Rzeczywiście, stereotypy narodowościowe w dowcipach nie uległy zmianie, ciągle najczęściej kpimy z Rosjan – choć to też ewoluuje, ostatnio bardzo wyraźnie pojawił się aspekt noworuskich.

Tak, to kopalnia kawałów. Choćby taki. Noworuski chwali się koledze. – Mam nowy krawat, kosztował 500 dolarów. – Ale z ciebie frajer! Znam miejsce, gdzie można taki kupić za 800! – odpowiada kolega.
Ale podobnych żartów o Amerykanach już nie ma. Tak samo jak nie zetknęłam się z dowcipami o Unii Europejskiej.

Wielu polityków prywatnie potrafi błyszczeć humorem – ale publicznie tego nie robią, bojąc się śmieszności. Nic skuteczniej nie niszczy kariery politycznej niż śmiech wyborców.
To nie jest do końca prawda. Owszem, śmiech potrafi „zabić” polityka, ale z drugiej strony umiejętność żartowania z siebie może być atutem polityka, pokazywać dystans do siebie. Umiał to robić Donald Tusk. Choćby wtedy, gdy wyjeżdżał do Brukseli, ale przed odlotem spotkał się z Robertem Górskim, który wcześniej był premierem w występach kabaretowych i przedrzeźniał posiedzenia rządu Tuska, ciągle mówiąc o harataniu w gałę. To spotkanie z Górskim na pewno Tuskowi nie zaszkodziło.

Czyli teraz rząd Beaty Szydło oraz Jarosław Kaczyński też powinni się spotkać z Robertem Górskim, który ich przedrzeźnia w „Uchu prezesa”?
Mam nadzieję, że Robert Górski nie będzie chciał się z nimi spotkać.

Dlaczego? Skoro spotkał się z Tuskiem?
Nawet kabareciarze powinni mieć jakieś poglądy polityczne. Górski powinien mieć świadomość, że w ten sposób ociepliłby wizerunek prezesa – a przecież mamy sytuację, w której dochodzi do łamania konstytucji. Władza przekracza granice, a to nie jest czas na żarty.

Agaton Koziński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.