Po wielkim pożarze w Rudach: Czarna plama, ptaki tu nie śpiewały... [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Czytaj dalej
Fot. ARC
Katarzyna Śleziona

Po wielkim pożarze w Rudach: Czarna plama, ptaki tu nie śpiewały... [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Katarzyna Śleziona

Wiktor Jelocha z Nadleśnictwa Rudy Raciborskie zdradza nam jak walczono ze skutkami pożaru w Kuźni Raciborskiej z 1992 roku.

W tym roku minęła 22. rocznica tragicznego pożaru z 1992 roku. Był pan w pracy, gdy wybuchł pożar w lasach w Kuźni? Jak pan to wspomina?
To był bardzo duży stres. Każdy z nas to przeżył na swój sposób. I jeszcze ta trauma związana ze śmiercią mł. kpt. Andrzeja Kaczyny i dh. Andrzeja Malinowskiego. Byłem w pracy. Mieliśmy wtedy tzw. ocenę upraw - obchód z leśniczym Kusiem. W pewnym momencie zaobserwowaliśmy ogromny dym. Skontaktowaliśmy się z Nadleśnictwem i dowiedzieliśmy się, że jest pożar, i że będzie to duży pożar. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na miejsce. Pomagaliśmy zabezpieczać odnogi pożaru, które podchodziły pod wieś Solarnia i z drugiej strony pod wieś Kuźnia. Potem dotarła tragiczna wiadomość o śmierci strażaków.

Jak wyglądał teren lasu po ugaszeniu pożaru?
To była jedna wielka czarna plama. Wjeżdżało się do lasu i nie było słychać śpiewu ptaków. Z drzew odchodziła kora. Wszędzie było czarno, popioły, zgliszcza. Po prostu płakać się chciało.

To był duży stres. Każdy przeżył to na swój sposób. I ta trauma związana ze śmiercią strażaków

A Pan płakał?
Niejeden płakał. Ja płakałem, gdy wydawało się, że ogień jest nie do opanowania.

Po ugaszeniu pożaru czekało wiele pracy...
Była ta świadomość, że odbudowa lasu może potrwać kilkanaście lat. Trzeba było porządkować tę powierzchnię, wyciąć drewno, sprzedać je, posadzić nowe uprawy. To udało się w ciągu kilku lat. Mobilizacja wśród ludzi była olbrzymia. Przyjeżdżały całe szkoły. Nie ma chyba mieszkańca okolicznych wsi, który by nie włożył swojej cząstki w odbudowę lasu. W naszym Nadleśnictwie posadziliśmy ok. 100 mln sadzonek. Trochę natura pomogła, bo powstawały tzw. odnowienia naturalne - były samosiewy brzozy i sosny. Trzeba było też wprowadzić odnowienia sztuczne i posadzić nowe drzewka.

Jak wygląda dziś teren pożarzyska?
Wygląda przepięknie. W tym miejscu mamy już nie młodniki, ale żerdziowiny, drągowiny - drzewostany mają 22 lata. W związku z tym śladu po ogniu nie ma. Jedynym śladem jest nowy pożar, który rok temu powstał na powierzchni 17 ha. To może przypominać, jak było na tej wielokrotnie większej powierzchni 22 lata temu.

Ptaki znowu śpiewają?
Ptaki śpiewają, zwierzęta się pojawiają. Możemy usłyszeć np. lelki kozodoje, dudki, żurawie, których przed pożarem nie było. Ze zwierząt mamy m.in.: sarny, daniele, jelenie, dziki, lisy. We wrześniu było rykowisko. Trwał okres godowy jeleni.

Jakie teraz dominują drzewa w tym miejscu?
Nie ma już takiego monolitu, jak przed pożarem. Kiedyś w 99 proc. mieliśmy sosny. Teraz gatunki są bardziej zróżnicowane. Są: sosny, brzozy, olsze czarne, modrzewie, buki, dęby. Chcemy jeszcze doprowadzić do większego zróżnicowania struktury wiekowej drzew i posadzić nowe, ciekawsze. Rozważamy możliwości przebudowy i zastanawiamy się, kiedy ją rozpocząć. Koncepcje są różne. Jedna mówi, że teraz, a druga, że warto poczekać 20 lat. Przebudowa potrwa kilkadziesiąt lat.

Katarzyna Śleziona

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.