Osoba, która chce współpracować z wywiadem myśli tylko o swoim bezpieczeństwie

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
rozmawiał Tomasz Modzelewski

Osoba, która chce współpracować z wywiadem myśli tylko o swoim bezpieczeństwie

rozmawiał Tomasz Modzelewski

Z płk. Aleksandrem Makowskim, byłym oficerem wywiadu, współpracownikiem WSI i Urzędu Ochrony Państwa, rozmawia Tomasz Modzelewski.

Wiadomo już, że będzie poślizg z ujawnieniem danych ze zbioru zastrzeżonego IPN, opór widać w służbach, są naciski ze strony sojuszników Polski w NATO, żeby nie ujawniać wszystkiego... Głos rozsądku?

Żadne państwo i żadne służby nie mogą funkcjonować, jeśli co parę lat ujawniane są aktywa wywiadowcze, bo tak trzeba to nazwać. To żadne odtajnianie, tylko ujawnianie aktywów wywiadowczych, niektórych cały czas aktualnych. Są państwa, takie jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, które stosują politykę, aby po 50 czy iluś latach ujawniać niektóre informacje z archiwów wywiadowczych czy kontrwywiadowczych, ale żaden z tych krajów ani żaden inny, o którym słyszałem, nie ujawnia danych osobowych źródeł.

Bo...

Bo - jeżeli tak jak w 2007 roku państwo polskie ujawnia aktywa wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, a po 10 latach przymierza się do ujawnienia kolejnych - taki kraj jest totalnie niewiarygodny i żadne źródło, żaden agent nie będzie dla niego pracować.

To argument dla osób, które mogłyby współpracować, ale będą się bały, że po zmianie politycznej fakt ten zostanie ujawniony.

To są naczynia ze sobą połączone. Polska nie ma sieci satelitów, nie ma wywiadu elektronicznego działającego na skalę globalną i jedynym atutem wywiadowczym, jakim może się posługiwać, jest agent. Tak więc, żeby mieć informacje wywiadowcze czy jakiekolwiek inne, musi werbować agentów, zwłaszcza w dobie terroryzmu. Polska jako członek NATO jest zobowiązana do zwalczania organizacji terrorystycznych, a je można infiltrować tylko poprzez werbunek źródeł. Tak samo jest, jeśli chodzi o naszego wielkiego przeciwnika na wschodzie - jeśli chcemy mieć o nim informacje wywiadowcze, to musimy tam werbować źródła agenturalne. I jest chyba oczywiste dla wszystkich, nawet najgłupszych ludzi w różnych instytucjach, które chcą ujawniać nasze aktywa wywiadowcze, że nikt z polskimi służbami nie będzie współpracował, jeżeli co 10 lat będziemy ujawniać, tak jak to robimy w tej chwili, osobowe dane wywiadowcze. Żywych, konkretnych ludzi.

Tylko jak bardzo możemy mówić o danych, sprawach, które miały swój początek w okresie PRL i zostały przejęte przez III RP, a jak bardzo o sprawach, które są już kompletnie zamknięte?

Dla agenta, który zastanawia się, z jakim wywiadem ma współpracować, nie ma to żadnego znaczenia. Ważne jest, że to państwo polskie ujawnia dane agenturalne, i to wszystko. Taki człowiek pójdzie sobie poszukać wywiadu, który nie stosuje polityki ujawniania co 10 lat źródeł wywiadowczych, jest to oczywiste. W związku z tym popełniamy wywiadowcze harakiri, podrzynamy sami sobie nie tylko brzuch, ale i gardło, ponieważ nikt z nami nie będzie chciał współpracować. Zresztą w tym kontekście chciałbym przywołać stwierdzenie Grzegorza Małeckiego, byłego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który w udzielonym wywiadzie stwierdził, że polskie służby są w stanie śmierci klinicznej, właśnie m.in. dlatego że ujawniają dane agenturalne.

Mam wrażenie, że za odtajnieniem, ujawnieniem - czy jakkolwiek inaczej to określić - danych opowiadają się osoby związane z polityką, ale ludzie działający na rzecz bezpieczeństwa mają kompletnie inne zdanie. Że jest to rozgrywane politycznie, a nie merytorycznie.

W każdym państwie, w momencie gdy politycy zaczynają mieszać się do funkcjonowania służb, to skutek jest żałosny, ponieważ politycy mają swoje marne i nędzne cele polityczne, które są bieżące, a wywiad musi myśleć kategoriami dziesięcioleci.
Polityk odejdzie, nie będzie go, natomiast wywiady powinny funkcjonować przez ileś następnych lat na zasadzie ciągłości. To będzie ich zmartwienie, jeśli staną się totalnie bezużyteczne, a tak nie da się funkcjonować. To jakby redakcja ujawniała swoich informatorów co pięć lat i dziwiła się, że informatorzy nie chcą rozmawiać z dziennikarzami tego pisma.

Tak więc - niezależnie od oceny okresu PRL - najistotniejsza jest pewna ciągłość i możliwość dalszego utrzymywania swoich źródeł?

Ale to nie PRL ujawnia tych agentów, tylko obecna władza.

Odnosząc się do czasu PRL.

Ale agent nie myśli w takich kategoriach. Osoba, która potencjalnie chce z nami współpracować, myśli wyłącznie w kategoriach swojego bezpieczeństwa, ona nie rozróżnia PRL, II RP, czasów jagiellońskich. To nieważne. Dla niej jest ważne, że ta władza ujawnia własne aktywa agenturalne, bo gdyby chodziło o cudze, to jeszcze pół biedy, ale robi to z własnymi. W związku z tym agent musi zakładać, że jak za 10 lat przyjdzie inna władza, to też ujawni te dane. Na całym świecie jest twarda zasada: nie ujawniamy źródeł, danych osobowych agentów. Możemy ujawniać operacje, różne inne rzeczy, ale nie coś takiego, tym bardziej że w zbiorze zastrzeżonym znajdują się ludzie, którzy cały czas funkcjonują gdzieś za granicą albo z których państwo polskie czerpie jeszcze jakieś korzyści.

I w tym przypadku zasada jest złamana...

Oczywiście. Jak już mówiłem, nikt nie będzie współpracował z polskimi służbami, ponieważ agent w pierwszej, drugiej i trzeciej kolejności myśli o własnym bezpieczeństwie. Nie będzie pracować z takim państwem za żadne pieniądze. A ponieważ możemy tylko polegać na agentach, gdyż nie jesteśmy mocarstwem i nie mamy satelitów ani wywiadu elektronicznego, będziemy ślepi i głusi. Tak jak jesteśmy zresztą w tej chwili.

rozmawiał Tomasz Modzelewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.