Jarosław Zalesiński

O wyższości państwa partyjnego nad teoretycznym lub odwrotnie [FELIETON]

O wyższości państwa partyjnego nad teoretycznym lub odwrotnie [FELIETON] Fot. Bartek Syta
Jarosław Zalesiński

Dawno już nie miałem takiej uciechy z lektury prasy i portali, jakiej dostarczyły mi próby wyjaśnienia od kulis niedawnej dymisji prezesa PZU Michała Krupińskiego. Dymisji co się zowie nieoczekiwanej, przynajmniej dla samego prezesa Krupińskiego, bo dosłownie w przeddzień podzielił się z dziennikarzem PAP szeroką wizją długofalowej działalności PZU.

O wyższości państwa partyjnego nad teoretycznym lub odwrotnie [FELIETON]

A nazajutrz bęc, dymisja i upadek (z sutą, co prawda, odprawą)...

Rzecz sama prosiła się o próbę racjonalizacji. Najzabawniejszą, wypisz wymaluj jak z kabaretowego „Ucha prezesa”, zaproponowała gazeta, której nie jest wszystko jedno, a już na pewno nie jest wszystko jedno, jak długo rządzić będzie PiS. Według tej wersji pewien minister i wicepremier w jednej osobie wykorzystał wyjazd prezesa Jarosława Kaczyńskiego do Londynu, by o godzinie, gdy do prezesa nie można było wykonać telefonu, odwołać szefa PZU, związanego z frakcją innego ministra, i usadowić w fotelu prezesa PZU swojego człowieka. Pierwsza część planu się powiodła, druga już nie. Czy tak rzeczywiście było - nie wiem, ale wiemy wszyscy, że dość podobna historia, rzeczywiście jak z „Ucha prezesa”, rozegrała się przy okazji omal odwołanego prezesa TVP, który tylko dzięki temu, że błyskawicznie (pewnie swoim zwyczajem przekraczając dozwoloną prędkość), dojechał do gabinetu prezesa Kaczyńskiego przy Nowogrodzkiej, uratował swoje stanowisko, z którego chcieli go wyautować jego oponenci w PiS.

Może jednak w przypadku prezesa Krupińskiego rzecz rozegrała się prościej, rzec by można banalniej, tak jak to odtwarza portal rozsławiony ostatnio newsletterem swojego właściciela. Według tego portalu zwolnienie prezesa PZU dokonało się za wiedzą prezesa Kaczyńskiego, który traktował to jako element rozgrywania różnych frakcji we własnej partii. Co osobliwe, w tej dziennikarskiej wersji nie jest wykluczone, że prezes Krupiński, po powrocie z zagranicznych wojaży prezesa Kaczyńskiego i premier Szydło, jeszcze swoje stanowisko odzyska. Aż trudno dać temu wiarę, bo to by dopiero był kabaret...

Ten kabaret ma swoją nazwę: to państwo partyjne, w którym przeróżne instrumenty i możliwości, związane z państwem i znajdujące się w ręku lidera partyjnego, są wykorzystywane do wewnątrzpartyjnych gier. Jak polityka długa i szeroka, tak się wszędzie dzieje. Tak też działo się oczywiście w naszym pięknym kraju za poprzedniej ekipy. Czy np. obsadzanie spółek, tworzonych w związku z projektami rozwijania u nas energetyki jądrowej, wolne były od tej przypadłości? Nie wydaje mi się. Podobnych przykładów można by podać więcej.


Cóż, elity polityczne i ich liderzy grają tak, jak im wyborcy pozwalają. A wyborcy w Polsce są jakoś pogodzeni z faktem, że kolejne siły polityczne po wygranych wyborach traktują państwo jak polityczny łup.

Zmienić by to można dopiero wtedy, gdyby stopniowo zmniejszać udział państwa w gospodarce. Czy jednak ktoś wygrałby dziś wybory w Polsce z takim hasłem?

Po to, by BOR lepiej spełniał swoje ważne funkcje, można by zacząć pilnować ściśle procedur, tak by nikomu nie strzeliło do głowy założyć w prezydenckiej limuzynie zużytą oponę. Ale można po prostu zwolnić szefa tej służby i na jego miejsce powołać kogoś zaufanego. Można by - wracając do biznesu - stopniowo oddzielać gospodarkę od partyjnych gier, ale cóż, zbyt kuszące okazuje się rozdzielanie fruktów pomiędzy ludźmi władzy. Tylko że w tym drugim przypadku - obawiam się - nieuchronnie, w miarę jak partyjne frakcje zaczną sobie podstawiać nogę i kopać się po kostkach, ciążyć to będzie coraz bardziej w stronę kabaretowych wyścigów do ucha prezesa.

Jarosław Zalesiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.