Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy Jan Paweł II spojrzał mi głęboko w oczy

Czytaj dalej
Fot. ze zbiorów archiwum diecezjalnego
Łukasz Winczura

Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy Jan Paweł II spojrzał mi głęboko w oczy

Łukasz Winczura

Przed 30 laty Mieczysław Menżyński witał w Tarnowie papieża w imieniu ówczesnych władz. Dwa medale, które otrzymał od Ojca Świętego oraz zdjęcia z tamtych dni traktuje jak relikwie.

Trzydzieści lat temu, przełom maja i czerwca. Co pan wówczas bardziej przeżywał: narodziny córki Mai czy zbliżającą się wizytę Jana Pawła II w Tarnowie i fakt, że ma pan powitać Ojca Świętego?

(Śmiech) Jedno i drugie wydarzenie było dla mnie olbrzymim przeżyciem. To zupełnie inny rodzaj wzruszeń. Ale zanim zaczniemy rozmawiać o pielgrzymce Jana Pawła II do Tarnowa, taką mam osobistą refleksję. Można?

Oczywiście, bardzo proszę.

Wspomniał pan, że niedługo przed przyjazdem papieża urodziła mi się córka. Proszę sobie wyobrazić, że teraz, dokładnie na trzydziestą rocznicę tego wydarzenia, Maja wyszła za mąż. Jak to dziwnym trafem jubileusze się nakładają i przez to podwójnie wzruszają.

Wróćmy do 1987 roku. W domu mała córeczka i jednocześnie kumulacja stresu wynikającego z przygotowań do wizyty papieża.

To nie tylko był stres. Miałem przeświadczenie, że wizyta Jana Pawła II to wydarzenie ponadczasowe. Niepowtarzalna historia w dziejach naszego miasta. Bo nawet, gdyby jakimś zrządzeniem Polak raz jeszcze zostałby papieżem, w co osobiście trudno mi uwierzyć, to jeszcze mniej prawdopodobna byłaby jego wizyta w Tarnowie. Miałem więc świadomość, że uczestniczę w wyjątkowym wydarzeniu.

Kiedy okazało się, że na trasie trzeciej pielgrzymki papieskiej do Polski znajdzie się Tarnów?

Takie pierwsze przecieki mieliśmy mniej więcej z końcem 1986roku, ale absolutną pewność uzyskaliśmy w lutym 1987 roku. Pamiętam, jak do Pałacu Biskupiego przy ówczesnej ulicy Dzierżyńskiego zaprosił nas biskup Jerzy Ablewicz i oznajmił nam tę nowinę.

No to czasu na przygotowania nie było zbyt wiele.

Rzeczywiście, było go niewiele ponad trzy miesiące. Zatem od razu trzeba było mocno wziąć się do roboty. Współpracowały ze sobą równolegle w tym zakresie sztaby wojewódzki i kościelny.

W jakiej atmosferze?

Moim zdaniem bardzo dobrej.

Mimo tego, że władzom komunistycznym nie w smak były wizyty Jana Pawła II w Polsce? A Służba Bezpieczeństwa prowadziła wówczas specjalną operację “Zorza II”?

Wie pan, pewnie jacyś malkontenci czy przeszkadzający byli. Ale proszę oddzielić dużą politykę od tego, co działo się „na dole”. Wszyscy mieliśmy świadomość, co taka wizyta znaczy dla historii Tarnowa.

Nie było punktów spornych?

Jeśli nawet były, to natychmiast je rozwiązywaliśmy. Nie było czasu dzielić włosa na czworo. Było poważnie i chodziło o to, by pokonywać problemy. Ale pamiętam też zabawne sytuacje. Na przykład podczas jednego ze spotkań, ktoś ze strony rządowej zwrócił się do biskupa Piotra Bednarczyka per: „Towarzyszu Księże Biskupie”. Biskupowi z wrażenia mało piuska z głowy nie spadła (śmiech).

Pan miał witać papieża w imieniu strony rządowej.

Tak.

No, ale z tego wiem, pan nie był w PZPR.

Nie byłem.

To skoro było tak miło, to dlaczego w delegacji powitalnej nie było nikogo spośród ważnych towarzyszy?

Delegacja państwowa była wyznaczana odgórnie. Wszędzie było tak samo. Witali przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej, wojewoda, wicewojewoda, prezydent miasta i dyrektor wydziału do spraw wyznań.

A kiedy się pan dowiedział, że przyjdzie mu wygłosić słowa powitania?

To też było ustalone od razu. Byłem wówczas przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Narodowej i chyba tak było przyjęte. Ale w momencie uściśnięcia dłoni każdy chciał coś powiedzieć. To naturalne.

W pańskim przypadku to miała być jakaś sztampowa formułka czy zamierzał pan coś powiedzieć od siebie?

Nie było żadnej sztampy. Chciałem, żeby to powitanie wypadło jak najgoręcej i od serca.

Udało się?

Myślę, że tak, chociaż byłem wzruszony. Natomiast dwie rzeczy zapadły mi w pamięci. Ląduje helikopter. Wysiada z niego papież. Najpierw wita się z duchownymi. Gdy zobaczył proboszcza katedralnego, nieżyjącego już księdza Kazimierza Kosa, rozłożył ramiona i niemal wykrzyknął: „Cześć, Kaziu!”. W ten sposób rozładował całą napiętą atmosferę. Drugi obraz jest już bardzo osobisty.

Mianowicie?

Wracam do tej mojej mowy, powitalnej. Zanim zacząłem poczułem jak Ojciec Święty patrzy mi głęboko w oczy. Ja też lubię patrzeć drugiemu człowiekowi prosto w oczy w bezpośredniej rozmowie. I tego przyjaznego wzroku papieża nie zapomniałem do dziś. Proszę więc się nie dziwić, że głos uwiązł mi w gardle.

Co pan powiedział papieżowi?

Na pewno powiedziałem, że społeczeństwo Ziemi Tarnowskiej wita gorąco i całym sercem Ojca Świętego na swojej ziemi. Coś w tym stylu. Zależało mi na podkreśleniu stwierdzenia: „swojej ziemi”, bo przecież jako kardynał często bywał w Tarnowie. Był u nas po raz ostatni tuż przed wyjazdem na konklawe w 1978 roku. Dokładnie w tym miejscu, z którego przemawiał, dziś stoi jego pomnik.

Dodajmy do tego wieloletnią przyjaźń z biskupem Jerzym Ablewiczem.

To także. I papież, prócz beatyfikacji Karoliny Kózkównej, zostawił nam prezent w postaci nominacji arcybiskupiej dla naszego ordynariusza.

Jak papież odpowiedział na powitanie?

Pamiętam, że mówił, jak bardzo się cieszy, że mógł do nas przybyć. To była krótka, bardzo kurtuazyjna mowa. W ogóle samo powitanie w Mościcach nie należało do najdłuższych.

Na widok proboszcza katedry papież rozłożył ręce i niemal krzyknął : „Cześć, Kaziu”!

Było niemałe opóźnienie.

Tak, z powodu burzy Jan Paweł II bodaj z godzinnym opóźnieniem wyleciał z Lublina. A w planach było przecież jeszcze spotkanie z młodzieżą przed Pałacem Biskupim. Wszystko zatem odbyło się szybko, ale bardzo godnie. No i nazajutrz msza beatyfikacyjna na „Falklandach”. Pamiętam tę noc z wtorku na środę. Mieszkałem wówczas na Osiedlu XXV-lecia. I te tłumy pielgrzymów, które przechodziły niemal pod moimi oknami. W sumie 2 miliony ludzi na placu.

A widzi pan, ówczesne władze podawały, że było „tylko” 800 tysięcy.

No cóż... Opinie uczestników były różne. Zresztą, jak panwie, do dziś są problemy z liczeniem uczestników różnych wydarzeń

W końcu nadszedł czas pożegnania.

Niestety. Pożegnanie wyznaczono na godz. 16.45, po nieszporach, które odbywały się na Placu Katedralnym. Nasza delegacja musiała przybyć odpowiednio wcześnie.

Względy bezpieczeństwa?

Tak, te środki bezpieczeństwa mocno zaostrzono po zamachu w 1981 roku. Jechaliśmy - podobnie jak na powitanie - poprzedzani wozami milicyjnymi „na kogutach”. Mijaliśmy bodaj trzy posterunki i na każdym byliśmy drobiazgowo kontrolowani. Trochę to dziwne uczucie być sprawdzanym w towarzystwie funkcjonariuszy z ostrą bronią.

Panu także przypadło żegnanie papieża w imieniu władz?

Tak. Pamiętam, jak dziękowałem, że zostawił swoje serce dla Tarnowa. Papież odpowiedział, że wizyta była dla niego wielkim wzruszeniem.

Tradycją jest wręczanie przez papieża różańców oraz medali.

Tuż przed odlotem dostałem od Jana Pawła II dwa medale -pierwszy upamiętniający pielgrzymkę, drugi to pamiątka dziewiątego roku pontyfikatu ze specjalnym certyfikatem. Traktuję te medale jak relikwie, szczególnie od czasu, gdy nasz papież został świętym. Jakiś czas po pielgrzymce od arcybiskupa Jerzego Ablewicza otrzymałem jeszcze jeden prezent. To była koperta wysłana z Włoch. Znajdowały się w niej zdjęcia, które zrobił papieski fotograf Arturo Mari. To dla mnie bezcenne pamiątki.

Łukasz Winczura

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.