Niezłomna sanitariuszka „Lotte”

Czytaj dalej
Fot. Fot. ze zbiorów Rafała Cabały
Dawid Golik

Niezłomna sanitariuszka „Lotte”

Dawid Golik

Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Młode dziewczyny i wojna. Małopolska też miała swoją „Inkę” - była nią związana z Limanowszczyzną Genowefa Kroczek.

Cała Polska zna historię „Inki”, nastoletniej sanitariuszki z oddziału „Łupaszki”. Niezłomnych dziewcząt i kobiet związanych z powojennym podziemiem niepodległościowym było znacznie więcej, a część z nich, podobnie jak Danuta Siedzikówna, zapłaciła za walkę o wolną Polskę najwyższą cenę. Także Małopolska miała swoją „Inkę” - była nią związana z Limanowszczyzną Genowefa Kroczek „Lotte”.

Pod Zielonym Krzyżem

Kroczkówna urodziła się 14 czerwca 1919 r. w Przyszowej, w chłopskiej rodzinie Wojciecha i Anny Kroczków. Rodziców stać było na to, żeby zainwestować w edukację dzieci. Jej brat został dentystą, a o wykonywaniu w przyszłości zawodu lekarza lub pielęgniarki marzyła także młodsza od niego Genowefa. Po ukończeniu szkoły powszechnej kształciła się w gimnazjum w Nowym Sączu, gdzie zdała maturę. Dalszą naukę przerwała jednak wojna.

Genowefa Kroczek jeszcze przed 1939 r. należała, jak wielu jej rówieśników, do Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. Także jej ojciec był miejscowym aktywistą Stronnictwa Ludowego. W naturalny więc sposób, w momencie kiedy tworzyły się podziemne struktury SL „Roch”, została w nie wciągnięta. Przyjęła wówczas pseudonim „Lotte” - jak relacjonowały znające ją osoby, na cześć niemieckiej działaczki filantropijnej, która zginęła z rąk pacjenta w wizytowanym przez siebie szpitalu dla umysłowo chorych. Jej koledzy i współpracownicy spolszczyli jednak i uprościli ten wyszukany według nich pseudonim. Tak „Lotte” stała się „Lotką” lub „Lutką”.

Szeregi konspiracji ludowej zasiliła w roku 1941. Została członkinią Powiatowego Kierownictwa Ludowego Związku Kobiet oraz stanęła na czele tzw. Zielonego Krzyża, czyli służby sanitarnej ludowców, w dawnym pow. limanowskim. Okazała się doskonałą organizatorką i instruktorką - do tego stopnia, że kierowana przez nią sieć była najsilniejsza w całym Okręgu Krakowskim.

Szkoliła sanitariuszki i pielęgniarki, wciągała do organizacji miejscowych lekarzy, założyła też cztery zakonspirowane szpitale, w których leczono rannych w akcjach polskich partyzantów, sowieckich dywersantów, a niekiedy także potrzebujących opieki medycznej cywilów. Łącznie przez sieć podległych jej placówek przeszło kilkadziesiąt osób - w tym 25 partyzantów Batalionów Chłopskich i 4 Sowietów.

Szczególnie bliskie relacje łączyły „Lotte” z działającym na Limanowszczyźnie oddziałem Ludowej Straży Bezpieczeństwa „Opór” Wojciecha Dębskiego „Bicza”. Odpowiadała za sekcję sanitarną oddziału, a jeden z zastępców „Bicza”, Teofil Górka „Dywan”, był jej narzeczonym. Poznali się, gdy został ranny i był przez nią leczony. Wraz z nim i całym oddziałem Kroczkówna ujawniła się w styczniu 1945 r. po wkroczeniu na te tereny Armii Czerwonej. Jej koledzy z ludowej konspiracji na rozkaz przełożonych przenikali wówczas do struktur nowej władzy.

Jeden z liderów ludowców na Limanowszyźnie, jednocześnie okupacyjny Powiatowy Delegat Rządu na Kraj, Adam Mamak, został pierwszym starostą limanowskim, a „Bicz”, wraz z większością swoich podkomendnych, wstąpił do UB. Ludowcy byli jednak pod baczną obserwacją kadry dowódczej limanowskiego PUBP, która wywodziła się z Niska na Podkarpaciu i składała się z członków PPR. Ludzie „Bicza” wydawali im się niepewni i zamierzano stopniowo usuwać ich z bezpieki. Komuniści zdawali sobie sprawę z tego, że współpracowali oni z akowcami, ukrywali broń, przemycali grypsy od aresztowanych.

W oddziale „Dywana”

17 kwietnia 1945 r. akowcy z grupy Jana Wąchały „Łazika”, we współpracy z pracującymi w limanowskim UB dawnymi partyzantami „Bicza”, postanowili przeprowadzić operację uwolnienia więźniów z aresztu PUBP w Limanowej. Uczestników akcji do budynku wprowadził osobiście „Dywan”, służący w tym czasie razem z innymi kolegami z partyzantki w plutonie wartowniczym UB. Wypuszczono łącznie kilkunastu aresztantów - oficerów AK, dawnych partyzantów, a także przebywające w zamknięciu dwie związane z konspiracją kobiety.

W celach pozostawiono jedynie volksdeutschów i przestępców pospolitych. Jedenastu wartowników, w większości wywodzących się z LSB i dowodzonych przez „Dywana”, przyłączyło się do uciekinierów. Po opanowaniu parteru budynku zaatakowano piętro, gdzie mieszkał kierownik urzędu oraz kilku pracowników i zdeponowane były też akta dotyczące rozpracowania podziemia. W czasie wymiany ognia zginęło dwóch partyzantów, ranny został kierownik UB, jego żona oraz jeden z funkcjonariuszy. Szturm partyzantów na gmach urzędu nie powiódł się i musieli wycofać się wraz z uwolnionymi zbiegami w kierunku Starej Wsi i Zalesia.

Po rozbiciu PUBP w Limanowej drogi „Łazika” i „Dywana” rozeszły się. „Łazik” utworzył z akowców i części dawnych bechowców Oddział Samoobrony AK, natomiast „Dywan” na czele kilkunastu dawnych kolegów z LSB stworzył własną grupę, skupiając się przede wszystkim na ukrywaniu przed bezpieką. Nie przeprowadzał większych akcji zbrojnych. Obydwa oddziały były jednak traktowane jako groźne „bandy” - bezpieka z Limanowej i Nowego Sącza rozpoczęła więc ich zwalczanie. Pierwszą ofiarą represji został Wojciech Dębski „Bicz”, którego dzień po rozbiciu więzienia aresztowano i zakatowano w Limanowej.

W zwalczaniu partyzantów wykorzystano w tym czasie wiedzę, jaką posiadał Tadeusz Lecyń „Czapka” - będący na usługach komunistów dawny partyzant z oddziału „Bicza” i człowiek, którego leczyła w czasie wojny Kroczkówna.

Zaczęto więc sprawdzać dawne bechowskie meliny, zatrzymywano współpracowników i byłych członków oddziału, a także ich rodziny. W ten sposób w ręce bezpieki wpadła na przełomie kwietnia i maja m.in. „Lotte”, którą podejrzewano o pomoc partyzantom i traktowano jako swoistą kartę przetargową w ewentualnych próbach skłonienia „Dywana” do ujawnienia się.

Zresztą już 23 kwietnia w jednym z raportów sytuacyjnych bezpieki pisano: „donoszę iż w Przyszowej o zamachu na PUBP wiedzieli Poldek i Genowefa Kroczek i synowie Franciszka Kroczka. Oni rozpowiadają, że wnet przyjdzie rząd angielski”.

Kroczkówna wydawała się więc być cennym więźniem. Przez kolejne dni była przesłuchiwana, a dodatkowo upokorzono ją tym, że w celi siedziała razem z Niemkami i Polkami, które w czasie wojny podpisały volkslistę.

Poza Kroczkówną w limanowskim areszcie znalazło się jeszcze kilkanaście innych osób, aresztowanych przez grupę operacyjną z Krakowa i podejrzewanych o kontakty z podziemiem. Zdając sobie sprawę, że mogą oni podzielić los „Bicza”, postanowiono ich uwolnić. Całą akcją kierował „Dywan”, który przy pomocy pozostałych jeszcze w strukturach UB ludowców postanowił po cichu i bez walki wypuścić więźniów.

Ucieczka została zorganizowana nieprzypadkowo w godzinach nocnych 9 maja 1945 r., kiedy komuniści oraz stacjonujący w mieście Sowieci świętowali przy alkoholu zakończenie wojny. Do aresztu przyszło wówczas „po cywilnemu” dwóch partyzantów, którzy wcześniej otrzymali klucze do cel i posiłkując się sporządzoną wcześniej listą wypuścili 13 osób. Jak relacjonował jeden z uwolnionych, Stanisław Mruk „Juhas”: W trakcie ucieczki uwolniliśmy sanitariuszkę „Lotkę”, która była mocno pokiereszowana przez UB. Umieściliśmy ją w zaprzyjaźnionym domu w Mordarce, skąd jednak na placówkę zabrał ją jej narzeczony - „Dywan”.

Strzelił jej w głowę

W bezpiecznej jak się wydawało kryjówce pod Modyniem (na granicy Kiczni i Młyńczysk), przebywał poza „Lotte” także „Dywan” ze swoimi ludźmi. 14 maja 1945 r. mieli zamiar zmienić dotychczasowe miejsce stacjonowania. Byli akurat w trakcie wynoszenia do lasu broni, gdy przybyła obława UB. Wartownik zaalarmował wszystkich wystrzałem, lecz siły były nierówne - nie stawiano więc oporu i wszyscy zaczęli chaotycznie uciekać.

Otwarto wówczas do nich ogień z broni maszynowej. Pozostawiona w tyle Kroczkówna została ranna i nie mogła dalej biec. Górce i jeszcze jednemu partyzantowi udało się uciec, a o losie swojej narzeczonej dowiedział się dopiero po jakimś czasie. Jak wspominał: „Moja narzeczona ranna, leżała przewrócona, bo dostała pocisk w nogę. Do niej podbiegł Tadeusz Lecyń ps. „Czapka”. Pytał gdzie jestem, ona odpowiedziała, że nie wie, a jakby wiedziała, to i tak by nie powiedziała. Strzelił jej w głowę”.

Ubecy pozostawili ciało „Lotte” tam, gdzie została zamordowana. Zabrali je dopiero ludzie „Dywana”, przybyli na miejsce kilka godzin po obławie. Została pogrzebana w rodzinnej Przyszowej, gdzie spoczęła na miejscowym cmentarzu.

Śmierć Kroczkówny była ciosem dla limanowskiego podziemia - dla samego Dywana”, ale też dla znających „Lotte” partyzantów AK z grupy „Łazika” czy z poakowskiego oddziału Zygmunta Jońca „Zyga”.

Nie można było tego zdarzenia pozostawić bez reakcji - zwłaszcza, że za śmierć sanitariuszki odpowiadał dawny partyzant „Bicza”. 19 czerwca 1945 r. dwaj akowcy - Marian Mordarski „Orzeł” i Jan Millan „Pantera” - dopadli Lecynia i śmiertelnie go postrzelili.

Kiedy trzy dni później jego koledzy z UB eskortowali wóz wiozący jego ciało, by z honorami pochować je na cmentarzu w Limanowej, wpadli w zasadzkę patrolu partyzanckiego „Zygi”. Spiesząca z odsieczą grupa operacyjna z Limanowej, obok roztrzaskanej trumny zdrajcy i mordercy, odnalazła tego dnia także ciała dwóch kolejnych funkcjonariuszy UB...

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 11

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dawid Golik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.