Niesłusznie skazani wychodzą zza krat i uczą się życia na nowo

Czytaj dalej
Fot. Bartek Syta
Dorota Kowalska

Niesłusznie skazani wychodzą zza krat i uczą się życia na nowo

Dorota Kowalska

Arkadiusz Kraska, Tomasz Komenda, Czesław Kowalczyk - ich historie nie są odosobnione. Trafiają do więzień, choć nie złamali prawa. Potem śledczy naprawiają błędy swoich kolegów, zdarza się jakiś „cud”: ktoś sobie coś przypomni, ktoś inny zmieni zeznania. Takie historie zdarzają się na całym świecie: niewinne osoby spędzają za kratami po kilkanaście lat, zdarzało się, że w Stanach Zjednoczonych, Chinach czy Tanzanii wymierzano im karę śmierci.

6 maja 2019 roku. 45-letni Arkadiusz Kraska opuszcza mury aresztu śledczego w Szczecinie. Sąd Najwyższy zgodził się, aby po 19 latach spędzonych za kratami wyszedł z więzienia. Kraska będzie czekał na decyzję w sprawie uniewinnienia na wolności.

- Pierwsze, co zrobię, to coś zjem - mówi Kraska. Cały czas się uśmiecha.

Przed aresztem śledczym od południa czeka na niego rodzina i znajomi. W rękach trzymają transparenty, sałatkę i bezalkoholowego szampana.

- Dziękuję pani prokurator Barbarze Zapaśnik, dziennikarzom, wszystkim, którzy mi pomogli. Jestem niewinny. Mam nadzieję, że osoby, które mi to zrobiły, przejdą przez to samo co ja. Traktowano mnie jak najgorszego kryminalistę - mówi 45-latek.

Dowody na niewinność Kraski od kilkunastu miesięcy zbierała właśnie prokurator Barbara Zapaśnik, nazywana pogromczynią gangów. To ona doprowadziła przed wymiar sprawiedliwości między innymi grupę Marka M., pseudonim Oczko. Na początku marca skierowała do sądu wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy i uniewinnienie Kraski.

- Ja zawsze mówię, że o Arka walczyły kobiety. Jego siostra, Dorota, ja, była narzeczona, prokurator Zapaśnik. W tej grupie są także dziennikarki, jak Ewa Ornacka, Magda z Polsatu i Alicja Wirwicka z portalu Onet - mówi Onetowi żona Kraski.

Arkadiusz Kraska został skazany za zastrzelenie w 1999 roku w Szczecinie Marka C. i Roberta S. Sprawę szeroko opisał Onet. Do strzelaniny doszło w centrum miasta, śledczy uznali wówczas, że strzelał Kraska. Mężczyzna w 2001 r. skazany został na dożywocie, łącznie odsiedział 19 lat.

Z artykułu Onetu wynika, że w śledztwie mataczyli funkcjonariusze policji, grożąc świadkom „szantażem i zmuszaniem do seksu”. Jeden z mundurowych miał zmuszać do seksu partnerkę mężczyzny, inni wywieźli jego syna do domu dziecka. Wszystko po to, aby zamknąć mu usta. Kraska aniołem nie był. W przestępczym światku nosił pseudonim „Willy”. „Kojarzono go z jednym z gangów, toczących walkę o panowanie nad miastem. (...) Chodził na ustawki, szkolił się w walkach, był silny jak tur” - pisał o Krasce Onet.

Sąd Najwyższy w poniedziałek poinformował o wstrzymaniu wykonania kary dożywocia, którą odsiadywał Kraska. - Dzisiejsza decyzja nie przesądza ostatecznego rozstrzygnięcia Sądu Najwyższego - zastrzegł Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego Sądu Najwyższego.

- Nie jestem zabójcą - mówi przed aresztem Kraska.

Dzień później, 7 maja, przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu miał się rozpocząć proces ws. zbrodni miłoszyckiej. To właśnie za nią 18 lat w więzieniu spędził niesłusznie skazany Tomasz Komenda.

Tym razem na ławie oskarżonych zasiedli Ireneusz M. i Norbert B. Śledztwo w sprawie miłoszyckiej zbrodni prokuratura wznowiła po latach, na wniosek rodziców zamordowanej Małgosi. Przeprowadzono ekshumację i zbadano ubranie nastolatki. Znaleziono na nim ślady biologiczne z DNA. Przebadano wielu mężczyzn, którzy byli na dyskotece, na której bawiła się dziewczyna. Wyniki były jednoznaczne i doprowadziły do zatrzymania dwóch wymienionych wyżej mężczyzn. Norbert B. był na dyskotece, na której zamordowano 15-latkę. Choć nie był tam zatrudniony, miał pomagać ochroniarzom. Po morderstwie był przesłuchiwany. Występował wówczas wyłącznie w charakterze świadka. Po zdarzeniu mężczyzna kilkukrotnie spotykał się z rodzicami zamordowanej Małgosi, potem z dziennikarką Polskiego Radia Wrocław, której opowiadał, kto jego zdaniem może stać za zbrodnią. Żadna z osób, o których mówił, nigdy nie usłyszała zarzutów. Zdaniem śledczych, którzy postawili mu zarzuty, takim właśnie zachowaniem chciał odwrócić uwagę od siebie. Niedługo po morderstwie od Norberta B. pobrano ślady biologiczne i odcisk szczęki. Dziś prokuratorzy, którzy zlecili nowe, znacznie dokładniejsze badania twierdzą, że to właśnie on jest jednym ze sprawców.

Śledczy przeanalizowali jeszcze raz zeznania Norberta sprzed lat i zauważyli, że różnią się między sobą. Ich zdaniem może to świadczyć, że dwadzieścia lat temu mężczyzna miał coś do ukrycia. Podczas jednego z przesłuchań twierdził, że zna Małgosię i widział ją na dyskotece, innym razem przekonywał, że nie ma pojęcia, kim była ofiara.

Kiedy doszło do zbrodni w Miłoszycach, Norbert B. miał niespełna dwadzieścia lat. Potem poznał swoją przyszłą żonę. Wkrótce urodziło im się pierwsze dziecko, kilka lat później drugie. Mężczyzna od kilkudziesięciu lat pracuje w straży pożarnej. Zaczynał jako ochotnik w jednostce w Miłoszycach. Dziś jest to jego zawód. Norbert B. do aresztu trafił cztery miesiące temu, z najcięższym z zarzutów: gwałtu i morderstwa.

Kim jest drugi podejrzany? 43-letni Ireneusz M. to niezwykle groźny kryminalista-recydywista. Na przesłuchanie trafił prosto z zakładu karnego, gdzie odsiaduje wyrok za inne gwałty. Na jego trop specjalny zespół policyjno-prokuratorski wpadł dopiero podczas ponownego analizowania akt śledztwa dotyczącego zbrodni miłoszyckiej. „Jak przeczytaliśmy jego zeznania z 4 stycznia 1997, wiedzieliśmy, że to on. W swoich zeznaniach opowiadał tylko o jednej dziewczynie (chodzi o zamordowaną i zgwałconą 15-letnią Małgosię). Pamiętał, że siedziała komuś na kolanach, pamiętał, co robiła na scenie w klubie Alcatraz. Opisał wreszcie, jak była ubrana, mówił, że miała kozaczki, zakrywające kostki. Powiedział wreszcie, że miała białe skarpetki z czerwonym paskiem” - opowiadał „Kurierowi Porannemu” jeden ze śledczych. I właśnie to zgubiło seryjnego gwałciciela. Żeby zobaczyć te skarpetki, musiał widzieć Małgorzatę Kwiatkowską bez butów i rajstop. Gdy znaleziono martwą nastolatkę, miała na sobie tylko opisane przez M. skarpetki.

To być może za tych właśnie mężczyzn za kraty trafił Tomasz Komenda. Jego sprawa jest jedną z najgłośniejszych z ostatnich lat. W 2018 roku śledczy Robert Tomankiewicz i Dariusz Sobieski złożyli do Sądu Najwyższego wniosek o uniewinnienie prawomocnie skazanej osoby, właśnie Komendy. 15 marca 2018 Sąd Okręgowy we Wrocławiu z urzędu warunkowo zwolnił Komendę z odbycia kary. Mężczyzna nie krył wzruszenia. Po ogłoszeniu decyzji popłakał się, podobnie jak jego rodzina.

Pozostało jeszcze 60% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.