Nic tak nie scala rodziny, jak wspólne lukrowanie pierniczków przy stole

Czytaj dalej
Fot. Katarzyna Gajdosz
Katarzyna Gajdosz-Krzak

Nic tak nie scala rodziny, jak wspólne lukrowanie pierniczków przy stole

Katarzyna Gajdosz-Krzak

Stachurscy są rodzicami zastępczymi od 13 lat. Pierwsze dziecko przyjęli w Boże Narodzenie. Do wieczerzy wigilijnej zasiada u nich 40 osób. Dorosłe oraz nowe dzieci, wnuczęta i przyjaciele

Kiedy Halina i Jerzy Stachurscy, rodzice dwóch dorosłych już córek i syna, zdecydowali się zostać rodziną zastępczą, z niecierpliwością oczekiwali na pierwsze dziecko.

- Czekamy jeden miesiąc, drugi. I nic. Żadne dziecko do nas nie trafia. Już zaczęliśmy się zastanawiać, czy z nami wszystko w porządku. A tu taka niespodzianka! Tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia przyszło. Czy to nie znamienne? - pyta Halina Stachurska, wspominając święta Bożego Narodzenia 2003 roku.

- Nie zapomnę chwili, gdy stanęła w progu naszego domu. Taka przestraszona i smutna. Czekaliśmy właśnie na nią. Edytka miała wtedy 10 lat. Dla nas była najprawdziwszym bożonarodzeniowym cudem - mówią Stachurscy.

Lukrowanie spaja rodzinę

Tuż przed świętami w ich domu gwar i zabawa. Zaczyna się dekorowanie pierników, upieczonych już dwa tygodnie temu. Zapach Bożego Narodzenia unosi się w domu Haliny i Jerzego Stachurskich przez cały grudzień.

- To taka nasza tradycja. Dzieci, choć już dorosłe, nie wyobrażają sobie świąt bez wspólnego pieczenia i dekorowania pierników- opowiada z uśmiechem Halina.

Jerzy Stachurski : Jako harcerze zawsze mamy w domu światełko betlejemskie

Kiedy pierwsza „zastępcza” córka Edyta weszła do ich domu, trudno jej było oswoić się z nową rzeczywistością. Stachurscy wspominają, że to właśnie pierniki przełamały jej strach przed ludźmi, którzy mieli na wiele lat stać się jej rodzicami.

- Nic tak nie spaja rodziny jak pierniki i oczywiście wigilijny stół - mówią. - Do teraz mam przed oczami pierwszy uśmiech, jaki pojawił się na twarzy Edytki , gdy z wielkim zaangażowaniem pierwszy raz ozdabiała pierniki - dodaje „zastępcza” mama.

Zaraźliwe rodzicielstwo

Przy kuchennym stole Stachurskich pierniki dekoruje dzisiaj spora gromadka dzieciaków. Halina i Jerzy wychowują obecnie 8-letniego Kubę, 12-letnią Karolinę, 14-letni ego Marcina i 16-letniego Pawła.

- Jeszcze nas niewiele. Nasza Wigilia, to dopiero jest zabawa - mówi Karolinka. Nie może się doczekać, kiedy założy piękną sukienkę, którą kupiła jej babcia Halina. Bo podczas Wigilii obowiązuje wszystkich odświętny strój. Do stołu zasiada ponad 40 osób, ponieważ Stachurscy obchodzą święta wspólnie z zaprzyjaźnionym rodzinnym domem dziecka Dziedziców.

To właśnie Beata (siostra pani Haliny) i Paweł Dziedzicowie zarazili Stachurskich rodzicielstwem zastępczym.

Zobaczyli, ile szczęścia Dziedzicowie dają dzieciom, których los pozbawił kochających i bezpiecznych rodzin. Sami też zapragnęli podzielić się miłością.

Jako nauczyciele przechodzili już na emeryturę. Ich własne dzieci Gabriela, Łukasz i Justyna były już dorosłe. Mogli więc poświęcić się innym. Dziś mówią, że to zaraźliwe. Syn państwa Stachurskich i jego żona Monika rok temu założyli pogotowie rodzinne. To jedna z form rodzicielstwa zastępczego. Do rodziny trafiają dzieci na pobyt okresowy - do czasu unormowania sytuacji życiowej. Zostają w niej nie dłużej niż rok.

Halina Stachurska: Składanie życzeń przed Wigilią zajmuje nam prawie godzinę

- Dzieci, które do nas przychodzą, zwykle pozostają do pełnoletności, a w praktyce dłużej - opowiada pani Halina, wskazując na przybudówkę domu z osobnym wejściem. To mieszkanie, które wybudowali z myślą o swoich podopiecznych, aby po uzyskaniu pełnoletności mieli gdzie się podziać, zanim odnajdą swoje miejsce. Jako pierwsza w przybudówce zamieszkała Edyta, ich bożonarodzeniowa córeczka. Dziś całkowicie samodzielna kobieta.

Pierogi bardzo leniwe

Przygotowanie kolacji dla takiej gromadki to nie lada wyzwanie. Ale po latach praktyki mają już opracowany system dzielenia się obowiązkami. Listę, co kto przygotowuje sporządzają na urodzinowej imprezie u córki Gabrysi. To ich tradycja.

Na Wigilię zwykle Stachurskim przypadało lepienie pierogów z kapustą. Gdy ich liczba przekroczyła 250 sztuk, poddali się i zaczęli zamawiać gotowe.

- Trochę szkoda, bo przepadła jedna z naszych rodzinnych tradycji - przyznaje.

Do jednego z pierogów zawsze wkładał migdała. Kto podczas kolacji trafił na niego, w święta nie musiał nic robić. - Żadnego zmywania, podawania do stołu. Samo świętowanie - wzdycha dziadek Jurek.

Bo dzieciaki mówią do swoich rodziców zastępczych: babciu i dziadku.

- Mamą i tatą czy ciocią i wujkiem, nazywali nas starsi podopieczni, przestaliśmy być nimi w momencie, gdy na świat przyszły nasze wnuki - uśmiecha się Jerzy.

Katarzyna Gajdosz-Krzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.