Nic nam nie ucieknie. Góry nadal będą. Morza też. Jaka będzie tegoroczna majówka dla poszukiwacza przygód?

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Michała Leksińskiego
Tomasz Chudzyński

Nic nam nie ucieknie. Góry nadal będą. Morza też. Jaka będzie tegoroczna majówka dla poszukiwacza przygód?

Tomasz Chudzyński

Przygodą może być nauka nowych umiejętności z najbliższymi. Niesamowitych i pięknych miejsc z zaklętą historią możemy poszukać wokół własnego podwórka, nie musimy jechać na inny kontynent - mówi Michał Leksiński, podróżnik, miłośnik gór wysokich, autor książki „Projekt: Wyprawa”, wykładowca Collegium Civitas. Czas majówki Michał Leksiński wykorzysta m.in. na rozmyślanie o strategii kolejnych ekstremalnych wypraw, planowanie następnych celów górskich.

Poszukiwacze przygód, sportowcy, także ci ekstremalni, będą cierpieć w czasie najbliższej majówki?
Pamiętam moje poprzednie majówki - większość z nich wiązała się z dalekimi wyjazdami, co połączone było rzecz jasna z planowaniem, budżetowaniem i organizowaniem trasy. Oprócz miło spędzonego czasu pojawiał się także i stres. Tym razem nie musimy się z tym mierzyć, zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym wymiarze. Jeszcze parę tygodni temu, w rzeczywistości pięknych widoków z Instagrama czy Facebooka wielka przygoda, emocje wielkiej wyprawy wydawało się, że czekają nas tylko w egzotycznych lokalizacjach. Jeśli wypoczynek, to tylko gdzieś daleko, na pewno nie u nas w Polsce, po sąsiedzku, a już na pewno nie w najbliższej okolicy. Tymczasem to nieprawda. Można się zagłębić w historię miejsc, wokół których mieszkamy, a często tuż obok naszego podwórka czai się niesamowita opowieść zaklęta w jakimś budynku czy parku. To może być cel na majówkę, na świeżym powietrzu i zgodnie z zasadami, które nas obecnie obowiązują. W ubiegłym tygodniu przebiegłem samodzielnie wyznaczoną trasę tzw. Korony Warszawy, czyli najwyższych wzniesień, usypanych sztucznie wokół naszej stolicy, mających powyżej 100 m. Wymyśliłem, że w hołdzie pionierom, którzy Koronę Warszawy odkryli, co miało miejsce 5 lat temu, pobiję światowy rekord prędkości jej zdobycia. Wyruszyłem o 6 rano, przebiegłem całą trasę, w sumie 34 km, w niecałe 5 godzin. Oglądałem z góry dzielnice miasta, poznając historię tych sztucznych pagórków. Nie trzeba jechać na drugi kontynent, by przeżyć przygodę, wystarczy rozejrzeć się dookoła. Niemal codziennie odkrywam piękne lokalizacje wokół swojego miejsca zamieszkania, np. ukryte w lesie nowe, niesamowite ścieżki, którymi chyba nikt nigdy nie stąpał.

Regularnie trenuje pan w czasie izolacji...
Przestrzegam zasad kwarantanny. Szukam miejsc odległych na trening, ćwiczę o takich porach, by nikogo nie spotkać albo by prawdopodobieństwo takiego spotkania było jak najniższe. Oczywiście, odcinki uliczne w czasie biegania pokonuję w maseczce. Gdy nie było w ogóle można korzystać z dobrodziejstw natury, zorganizowałem u siebie w ogródku, pod domem, półmaraton. Staram się korzystać z technologii i podpowiedzi, np. dotyczących treningu siłowego, udzielanych przez wirtualne aplikacje. Organizm trzeba wzmacniać, by nie okazało się, że po kwarantannie siła i wytrzymałość leżą całkowicie.

Kilka tygodni bez treningu może kosztować bardzo dużo...
Siła utrzymuje się dłużej, ale wytrzymałość spada znacznie szybciej. Liczę, że góry jeszcze zobaczę w tym roku, zatem chciałbym być w formie.

Półmaraton w ogródku wielkości 8x5 m. to wyczyn. Pan taki bieg zorganizował, a przy okazji transmisji online zbierał pan pieniądze na pomoc seniorom. Nie kręciło się panu w głowie od biegania w kółko?

Pytanie o wariujący błędnik chyba najczęściej się pojawiało przy tej akcji. Przed półmaratonem w ogródku nie myślałem, że może to być problem. Fakt - co kilometr musiałem zmieniać kierunek biegu, żeby nie oszaleć. Udało się osiągnąć „metę”. Podobnych śmiałków jest znacznie więcej. Organizują nawet maratony w swoich ogródkach. Wiele osób stara się walczyć o aktywność fizyczną. Własne granice można przesunąć także w czasie izolacji. Wydawało mi się, że dystans półmaratonu, z uwagi na wcześniejszą, ciężką kontuzję, jest moim limitem, że kolano na więcej nie pozwoli. Okazało się jednak, że dobrze trenując, udało mi się niedawno pokonać dystans 34 km, szlakiem Korony Warszawy.

W pańskich mediach społecznościowych można zobaczyć dość nietypowe zdjęcie, z wyjścia do ogródka w wysokogórskim sprzęcie wspinaczkowym. Towarzyszył panu syn.
Śmieję się, że był to efekt przedłużającej się izolacji. Różne pomysły przychodzą do głowy... Był akurat dość mroźny dzień i stwierdziłem, że włożę część „szpeju” (popularna nazwa sprzętu wspinaczkowego - red.) i kombinezon, zabiorę liny, przypomnę sobie węzły. Zabrałem ze sobą syna, który ma już chyba ciągoty do wspinaczki. Ogrodowa drabinka jest jedną z jego ulubionych zabawek, a na wchodzeniu na nią i schodzeniu chętnie spędza czas. Pamiętam, że jeszcze na początku „lockdownu”, podobnie jak wielu innych mieszkańców polskich miast i wsi, postanowiłem zrobić porządki. One dotknęły też mój „szpej”. Wyciągnąłem go, a dla syna była to największa skarbnica zabawek. Oczy mu się świeciły, a ja to porządkowałem. Różne są sposoby, by o sporcie pamiętać, by go trenować.

Na przykład trening mentalny, przygotowanie psychiczne do rywalizacji, jej skutków, znoszenia bólu, nieustępliwości i godzenia się z pewnymi konsekwencjami. Psychika może „uciec” nawet największym twardzielom.
Mówi pan o podążaniu niemal mentalną „drogą samuraja”. Zgadzam się. Nie ma co ukrywać, że dla wszystkich nas izolacja nie jest łatwym czasem. Zapewne dla osób, które uprawiają sporty podwyższonego ryzyka, a tym samym potrzebują więcej adrenaliny, jest to czas trudny. Z drugiej strony opanowanie emocji w czasie uprawiania sportów ekstremalnych, w czasie trudnych wypraw, jest przydatne i w obecnym czasie. Osoby, które uprawiają tzw. sporty wytrzymałościowe, nie tylko wspinaczkę, doskonale znają stan, w którym trzeba umysł „zamknąć” na bodźce, gdy trzeba go zmusić do działania w określonych sytuacjach, gdy coś boli, gdy brakuje tchu, siły lub zmusić do cierpliwości. Są też np. takie sytuacje, gdy siedzi się w bazie pod górą i czeka na korzystne warunki pogodowe, gdy trzeba znosić bezczynność. Sport wyrobił u mnie mechanizmy, które sprawiają, że izolację znoszę... godnie. Nie jest to proste w kontekście szukania przygód. Dziś umysł trzeba uspokoić - on chce coś robić, nakazać ciału wyrwanie się z izolacji, chce wyruszyć na wyprawę. Kluczem jest zrozumienie tego, że izolując się, pozostając w domach, robimy coś dla większego dobra. Ponadto pamiętać trzeba, że nic nam nie ucieknie - góry nadal będą, morza też. Ten obecny okres może być czasem planowania kolejnych wypraw, określenia celów. Swoją drogą, moi znajomi, którzy planowali w tym roku zdobywać ośmiotysięczniki w Himalajach, liczą, że sezon jesienny im nie przepadnie. Sam muszę zrewidować swój projekt zdobycia Korony Ziemi (jej zdobywca musi stanąć na najwyższych szczytach wszystkich kontynentów - red.). Zostały mi obecnie trzy szczyty, a właściwie dwa - Mount Everest w Azji, Masyw Vinsona na Antarktydzie, oraz jeden do powtórki - Denali na Alasce, w Ameryce Północnej. Everest i Denali zdobywa się zazwyczaj wiosną (z uwagi na warunki pogodowe - red.), więc w tym roku terminy przepadły. Liczę, że wejście na Masyw Vinsona na Antarktydzie, który zdobywa się w okresie grudzień/styczeń, będzie możliwe na przełomie 2020/21 r. Siedzę i myślę nad strategią.

Napisał pan książkę o organizacji wypraw, o marketingu sportowym, pozyskiwaniu finansowania na projekty sportowo-ekstremalne. Dzisiaj to chyba trudne?
Takie projekty jak Antarktyda czy Everest są szalenie kosztowne. Dla zwykłego śmiertelnika nieosiągalne wręcz finansowo, nie do zrealizowania własnym sumptem. Bez wsparcia partnerów, sponsorów nie będę w stanie nawet na Antarktydę dotrzeć, a co dopiero mówić o wspinaniu. Proces pozyskiwania sponsorów na najbliższe wyprawy miałem już rozpoczęty. Jednak obecna sytuacja rynek sponsoringu sportowego wywróciła do góry nogami. Budżety marketingowe jako te, z których najłatwiej zrezygnować, padły ofiarami redukcji kosztów wprowadzanych w firmach. Ponadto wiele imprez masowych - sportowych, muzycznych jest przesuwanych na przyszły rok albo późne miesiące roku bieżącego, razem ze środkami marketingowymi. W takim układzie gra o sponsoring wypraw jest, może nie niemożliwa, ale bardzo trudna. Mam jednak przekonanie, że sport szeroko pojęty, będzie latarnią wskazującą drogę powrotu do stanu, jaki pamiętamy sprzed epidemii. Pozytywne emocje zawsze były w sporcie zaklęte. Z drugiej strony, sporty masowe - widowiska, jak mecze piłkarskie czy mityngi lekkoatletyczne, będą organizowane ostrożnie, najpierw bez udziału publiczności. Mogę sobie zatem wyobrazić, że np. wyprawy wysokogórskie, mogą stać się elementem poszukiwania nowej nadziei - wyprawy na koniec świata, zdobywanie nowych szczytów, tego co nieosiągalne... To może być ciekawa narracja.

Może nie tylko czynni zawodnicy skorzystają na izolacji? Nawet ci, którzy nie są sportowcami muszą być dziś zorganizowani, przygotowani, muszą o siebie zadbać. W pewnym sensie wchodzą na drogę samuraja.
Tempo życia jest dziś zawrotne. Żyjąc z dnia na dzień, często nawet nie przyglądamy się najprostszym czynnościom, które współdzielimy z pozostałymi domownikami. I oto zaczynamy dostrzegać znacznie więcej niż dotychczas. Musimy się lepiej zorganizować, bo trzeba pracować z domu, podzielić przestrzeń na tą zawodową i prywatną, opiekować się najmłodszymi i robić to tak, by maluch się nie nudził. To wyzwanie! W Internecie biją rekordy oglądalności poradniki „zrób to sam”. Zdałem sobie sprawę niedawno, że staję się coraz większym ekspertem od ogrodnictwa i zastanawiam się nawet nad budową małej szklarni w ogródku. To jest niesamowite, do jakiej możemy dojść wprawy w samoorganizacji i wykorzystywaniu czasu, którego nam obecnie nie brakuje, do nauki nowych umiejętności. Kreatywne spędzanie czasu, nauka, uczenie bliskich może być niesamowitą przygodą i świetną zabawą. Także w majówkę.

Co poszukiwacz przygód będzie robił w czasie najbliższych, wolnych dni? Przyznam, że ja chciałbym zwiedzić Montevideo za pomocą zdjęć satelitarnych, czyli odbyć staromodną podróż „palcem po mapie” za pomocą nowych technologii.
Na pewno będę trenował w terenie, by myśli o przyszłych wyprawach uporządkować. Będę też układał plan, gdzie szukać sponsorów w tych trudnych czasach. Palcem po mapie ruszę w góry i poszukam miejsc, w które można by się wybrać, jak będzie już taka możliwość. Majówka to przede wszystkim spokojny czas spędzony z najbliższymi, snucie planów o wspólnych wyjazdach.

Tomasz Chudzyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.