Nauczyciele w gimnazjum: serce można stracić do systemu, do ucznia nigdy

Czytaj dalej
Fot. Lucyna Nenow
Katarzyna Domagała-Szymonek

Nauczyciele w gimnazjum: serce można stracić do systemu, do ucznia nigdy

Katarzyna Domagała-Szymonek

Gimnazja to szkoły nastolatków. Już nie dzieci. Jeszcze nie młodzieży. My wiemy jak z nimi pracować - mówi Grażyna Nazar, dyrektor Gimnazjum nr 1 im. Powstańców Śląskich w Mikołowie. To jedna z pierwszych szkół w Śląskiem, na której pojawił się szyld broniący gimnazja przed likwidacją.

W mikołowskim Gimnazjum nr 1 im. Powstańców Śląskich na korytarzach gwar jak w każdej innej szkole. Uczniowie biegają, dyskutują, szykują się na kolejne lekcje. Napiętej atmosfery jaka od kilku miesięcy panuje w związku z reformą oświaty nie czuć. To nie znaczy, że o zamiarze likwidacji gimnazjów nikt tu nie dyskutuje. Wręcz przeciwnie. Co o pomyśle minister edukacji narodowej (zakłada m.in. powrót do 8-letniej szkoły podstawowej, 4-letniego liceum i 5-letniego technikum oraz zlikwidowania gimnazjów i zamiany zasadniczych szkół zawodowych w dwustopniowe szkoły branżowe - przyp. red) sądzą nauczyciele, rodzice i sami uczniowie, dowiemy się bez wchodzenia na teren szkoły. Na budynku jeszcze przed Dniem Edukacji Narodowej pracownicy wywiesili ogromny szyld. Napis na nim mówi wszystko - „Gimnazja to dobre szkoły! NIE dla ich likwidacji“. Drugi, mniejszy wisi tuż nad wejściem. Na nim prośba „Nie likwidujcie naszego gimnazjum“.

Gorzkie słowa pani minister

- Gimnazja to szkoły nastolatków. Już nie dzieci. Jeszcze nie młodzieży. Czasem zbuntowanych, sympatycznych młodych ludzi, ambitnych, pełnych pomysłów, fantazji, bywa, że leniwych, częściej pracowitych, którzy dobrze pokierowani potrafią działać, mobilizować się, rozwiązywać problemy, po prostu rozwijać się - zaznacza Grażyna Nazar, dyrektor mikoło- wskiego gimnazjum. - I my, pracownicy gimnazjów, przez siedemnaście lat ciężkiej pracy, ciągłego uczenia się, doskonalenia, poznawania naszych podopiecznych, znaleźliśmy dobre rozwiązania, by umożliwić uczniom rozwinięcie skrzydeł - dodaje.

Nazar w zawodzie jest od 30 lat. Z wykształcenia chemik. W jej gabinecie jest ramka z prezentem od uczennicy, którą przygotowywała do konkursów. W ramce wyhaftowany napis „dla najbardziej egzoenergetycznej nauczycielki chemii“. W 1999 roku, jak wielu obecnych pracowników mikołowskiego gimnazjum, współtworzyła je od podstaw.

- Wie pani, jak trudno słucha się słów Anny Zalewskiej. Pani minister powtarza, że gimnazja się nie sprawdziły, że nie wyrównały szans edukacyjnych młodych ludzi. To boli. Bo nie ma żadnych racjonalnych argumentów potwierdzających tę opinię - zaznacza. I od razu zabiera się za wyliczenia. Przez 17 lat w jej szkole 146 uczniów zdobyło tytuł laureatów wojewódzkich konkursów przedmiotowych, 109 ukończyło je z tytułem finalistów. Na początku października ministerstwo edukacji ogłosiło wyniki konkursu „Rotmistrz Pilecki Bohater Niezwyciężony“. Jednym z nagrodzonych jest Michał, gimnazjalista z mikołowskiej „1“.

Była to jedna z pierwszych szkół, na których zawisł szyld antyreformowy. - W ten sposób chcemy wyrazić swoje inne spojrzenie na temat zaproponowanych zmian. Nie jesteśmy przeciwni reformom w oświacie, one były, są i będą. W niektórych aspektach edukacji są konieczne. Jednak każda zmiana powinna być tak przeprowadzana, aby nie ucierpiał na niej uczeń. Reformy nie mogą odbywać się ich kosztem. A to, co proponuje rząd tak się właśnie skończy - komentuje pani dyrektor. I znów zaczyn wyliczać. Tym razem negatywne skutki zmian: dzieci przejdą o rok krótsze kształcenie ogólne. Zostając w szkołach podstawowych o dwa lata dłużej, mogą nie mieć szansy spotkać na swojej drodze nauczyciela specjalisty-pasjonata, który jest przygotowany do pracy z młodymi ludźmi w burzliwym wieku. Spore obawy wywołują u niej nowe podstawy programowe, a dokładniej ich brak. Zalewska zapewnia, że już są gotowe, ma je przedstawić pod koniec listopada. A bez nich nauczyciele nie wiedzą, czego będą mieli uczyć. Po zmianie uczniowie o rok szybciej będą musieli podjąć decyzję do jakiej szkoły pójdą dalej. Przypomina też, że wraz ze zmianą sieci szkół zmienią się obwody. Może okazać się, że nasza pociecha trafi do zupełnie innej szkoły, gdzie wyląduje pod opiekę zupełnie innych nauczycieli. Do tego podwójny rocznik uczniów w 2018/2019 roku szkolnym. Dwuzmianowość w szkołach. Nieuzasadnione niczym tempo zmian.

- Mówię to nie po to, aby bronić gimnazjów, bo one bronią się swoimi wynikami. Bardzo mi zależy, żeby rodzice wiedzieli jakie trudności napotkają ich dzieci w nowym systemie - podkreśla dyrektorka. Jak więc reformować oświatę? - Zająć się wyłącznie słabymi punktami, nie rozbijać systemu w całości - uważa pani dyrektor. Jej zdaniem naprawy wymagają, np. podstawy programowe czy ramowe plany nauczania tam, gdzie są trudności - głównie na etapie ponadgimnazjalnym, terminy matur.

Niepedagogiczne podejście

Szyld na budynku szkoły to jeden sposób na wyrażenie sprzeciwu wobec reformy PiS. Inny to wyjazd na manifestację. Ogólnopolska manifestacja nauczycieli odbędzie się jutro na Placu Piłsudskiego w Warszawie (start godz. 12). Wśród pikietujących nie zabraknie nauczycieli z mikołowskiego gimnazjum (z szacunków Okręgu Śląskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego wynika, że od nas pojedzie blisko 5 tys. osób - nauczycieli, rodziców oraz pełnoletnich uczniów).

- Ruszamy już o świcie - mówi Alicja Nowakowska, nauczycielka języka polskiego z ponad 30-letnim stażem (z gimnazjami związana od początku). Pytana o opinię na temat reformy mówi tak: chciałabym usłyszeć od pani minister odpowiedź na proste pytanie „dlaczego i po co chce zlikwidować gimnazja“. Do tej pory nikt nie przedstawił racjonalnych powodów. Do tego nikt nie zapytał nas o zdanie. Nikt nie odpowiedział na nasze pytania.

Zdaniem polonistki sposób działania minister edukacji jest zaprzeczeniem podstawowych metod pedagogicznych, jakie sama od zawsze stara się stosować.

- Jeśli chcę przekonać moich uczniów do pewnego pomysłu, to nie obrażam ich, nie neguję dotychczasowych osiągnięć, nie pokazuję braku szacunku. Staram się zauważyć ich plusy i powiedzieć, jakie możliwości dam im moja propozycja - wyjaśnia. - Tymczasem pani minister całkowicie neguje nasz siedemnastoletni dorobek, mówi, że gimnazja to samo zło, że rodzą się w nich patologie. Tak nie jest - podkreśla.

A dorobek Gimnazjum nr 1 sięga dużo dalej niż rok 1999. - Nasza szkoła została założona jeszcze przed II Wojną Światową, w 1934 roku. Od początku miała szczęście być nowatorską placówką - wspomina Nowakowska. - To u nas, wtedy w Szkole Powszechnej nr 1, Aleksander Kamiński, autor „Kamieni na szaniec“ prowadził tak zwany eksperyment mikołowski. Polegał on między innymi na pracy w grupie z uczniami czy nauce przez zabawę - opowiada polonistka. I zastanawia się, co się stanie z tą historią, gdy gimnazjum zostanie przekształcone w szkołę podstawową, która swoją nazwę, swojego patrona i historię już ma.

- Nam nie chodzi o stanowiska pracy, ale o dobro uczniów. My sobie poradzimy. Jak staniemy przed uczniami z innych szkół gorzej pracować nie będziemy. Bo serce można stracić do systemu, ale nie do uczniów. Mimo to niesmak po tak przeprowadzanej reformie pozostaje - przyznaje Agnieszka Głowacka-Wolniczak, nauczycielka wiedzy o społeczeństwie oraz historii z ponad 20-letnim stażem pracy. Delikatnie mówiąc, jej rodzina nie będzie w najlepszej sytuacji zawodowej. Jej mąż również jest nauczycielem w gimnazjum. Pracuje w Siemianowicach Śląskich. - W przyszłym roku ja nadal mam godziny w tym gimnazjum, mąż tylko pół etatu. Co będzie później nie wiem - przyznaje.

Nie jesteśmy dzikimi Hunami

Proszę powiedzieć pani minister, że nie jesteśmy dzikimi Hunami - mówi Janek, uczeń ostatniej klasy mikołowskiego gimnazjum. - Mam wrażenie, że tak nas nazywając szuka pomysłu, jak udowodnić, że gimnazja są złe. Ale my nie bijemy się na każdej przerwie, nie obrażamy, nie chodzimy z podbitymi oczami! - podkreśla. Przyznaje, że nieraz dochodzi między uczniami do nieporozumień . - Tak samo jak w każdej szkole. By je rozwiązywać uruchomiliśmy szkolne mediacje, uczniowie chętnie z nich korzystają - dodaje Miłosz, jego kolega ze szkoły.

Co myślą o wprowadzanej przez rząd reformie? - My już kończymy gimnazjum, więc zmiany aż tak nas nie obejmą. Ale nie widzę sensu cofać się w rozwoju - komentuje Miłosz. - Jak można mówić o reformie, skoro nie ma przygotowanych podstaw, to zmiany pisane na kolanie? - dodaje Janek.

- Jak to nie obejmą? - wtrąca się Marta (jej koledzy podkreślają, że szkołę zaczęła jako sześciolatka). - Ja odczuwam je na własnej skórze. W tym roku konkursy przedmiotowe są wyjątkowo trudne. Mam wrażenie, że to przez reformę - komentuje nastolatka. Zdaniem Miłosza, który czuwa nad organizowaniem mediacji między uczniami, we prowadzanej przez rząd reformie zabrakło szczypty ... demokracji.

Co im dała nauka w gimnazjum?

- Odkryłem w sobie cząstkę lidera. Jestem przewodniczącym samorządu uczniowskiego. Dobrze czuję się w tej roli i mam wrażenie, że dobrze ją wykonuję - mówi Miłosz. - Miałam możliwość ćwiczyć pracę w grupie - wymienia Marta. Zaś Jan przyznaje, że właśnie w gimnazjum zaczął grać na instrumentach klawiszowych. - W szkole organizujemy klimatyczne „Koncerty na schodach“, podczas których często występuje.

Katarzyna Domagała-Szymonek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.