Miliony za sztukę. Art Basel znowu świeciły pełnym blaskiem

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Rogacin
Wojciech Rogacin

Miliony za sztukę. Art Basel znowu świeciły pełnym blaskiem

Wojciech Rogacin

Największe targi artystyczne na świecie Art Basel przyciągnęły w czerwcu do Bazylei ponad 80 tys. miłośników sztuki. Nie brakowało wielomilionowych transakcji. Silnie obecni byli Polacy.

Każdego roku w połowie czerwca lotnisko nieopodal Bazylei staje się największym skupiskiem prywatnych odrzutowców na świecie. Milionerów i miliarderów - których liczba co prawda spadła ostatnio w wyniku wojny w Ukrainie - ale także zwyczajnych miłośników piękna przyciąga tu jedno: wielka sztuka. A dokładnie targi sztuki Art Basel, które są tym dla artystów, światowych galerii oraz kolekcjonerów, czym do 2016 roku były aukcje w Janowie Podlaskim dla miłośników koni arabskich: Art Basel wyznacza trendy w sztuce.

Najcenniejsze skarby

Wielkie hale targowe przy Messeplatz w Bazylei na tydzień od 13 do 18 czerwca zamieniły się w skupisko 284 galerii sztuki z 36 krajów świata - w tym dwóch z Polski - które przywiozły tu swoje najcenniejsze skarby: rzeźby, obrazy, instalacje, by tysiącom kolekcjonerów i zwykłych widzów pokazać częściowo dzieła współczesnych mistrzów, a w przeważającej mierze - nowych twórców, którzy wchodzą na artystyczny szczyt.

Dla szerokiej publiczności targi otwarte były od 15 do 18 czerwca, jednak kupujący, VIP-y oraz dziennikarze mogli oglądać stoiska już od 13 czerwca. Na parterze głównej hali ulokowane są największe galerie z całego świata. Wśród nich jedna z największych galerii szwajcarskich Hauser & Wirth z Zurychu. - To, co pan widzi na ścianach, jest już praktycznie sprzedane - mówi mi już pierwszego dnia targów Chloe Kinsman, globalna dyrektor komunikacji w Hauser & Wirth.

A jako pierwszy rzuca się w oczy wiszący na ścianie pokaźnych rozmiarów metalowy pająk. I jak się okazało, ta wykonana z brązu rzeźba Louise Bourgeouis „Pająk IV” z roku 1996 została kupiona już pierwszego dnia targów za 22,5 mln dolarów. 13 czerwca Hauser & Wirth sprzedała także m.in. tej samej artystki rzeźbę „Bez tytułu” z 1953 r. za 7,5 mln dolarów, czy też obraz Philipa Gustona „Cztery głowy” z 1975 roku - za 9,5 mln dolarów, a także inne dzieła.

- W takim razie to już dla was koniec targów? - pytam Chloe Kinsman. - W żadnym razie! - odpowiada. - Teraz powiesimy na ścianach nasze kolejne cenne dzieła, tym razem bardziej współczesnych twórców - dodaje. - Do tych targów przygotowujemy się wiele miesięcy i chcemy na nich zawsze przedstawić jak najlepszą ofertę - dodaje Kinsman.

A potwierdza to właściciel galerii Iwan Wirth, który w wydanym podczas imprezy komunikacie stwierdził: - Dla nas, jako galerii szwajcarskiej, Art Basel jest oczywiście najważniejszą imprezą, dlatego przywozimy tu najrzadsze i najbardziej wyjątkowe dzieła.

I dodaje, że pierwszy dzień targów w Bazylei jest tak naprawdę ostatnim dniem wielomiesięcznych przygotowań i konsultacji z kolekcjonerami, kuratorami sztuki. Ich opinia liczy się wyjątkowo dla wystawców sztuki.

I podobnie jest z innymi wystawcami.

Obroty liczone w milionach

Miliony dolarów - takie ceny padają nierzadko na Art Basel. Szacuje się, że tegoroczne targi mogły przynieść obroty sięgające blisko miliarda dolarów. Najdroższym wystawionym dziełem był obraz Marka Rothko z 1955 „Bez tytułu”, który galeria Helly Nahmad z Nowego Jorku i Londynu wyceniła na 60 milionów dolarów.

Thaddaeus Ropac, właściciel dużej galerii swego imienia, od pierwszych godzin otwarcia targów niemal bez przerwy rozmawiał z kolekcjonerami, przerywając co chwila rozmowy na telefony od klientów.

- Art Basel w tym roku jest niesamowity - mówi mi Ropac. - Wrócił ruch sprzed pandemii - dodaje. Jego galeria sprzedała na targach ponad 30 dzieł, w tym obraz Roberta Rauschenberga „My Panare Dream With Yutaje” za 2,8 mln dolarów.

Duże zyski liczyła właściwie większość wystawców. Tym bardziej, że już pierwszego dnia trudno było się często przecisnąć przez grupy kolekcjonerów oblegających poszczególne stoiska. - Od lat nie widziałem tutaj takich tłumów - mówił Andrew Fabricant, szef operacyjny znanej galerii Gagosian, mającej swe oddziały w największych metropoliach na całym globie.

Jak wykazał opublikowany w kwietniu raport o globalnym rynku sztuki, opracowany wspólnie przez Art Basel i szwajcarski bank UBS, w ubiegłym roku globalne obroty w handlu dziełami sztuki sięgnęły 67,8 mld dolarów i były wyższe niż z czasów przed pandemią COVID-19 sprzed 2019 roku. I to pomimo faktu, że liczba miliarderów na świecie - zwłaszcza w Chinach i Rosji - zmniejszyła się. Miało to związek zarówno z pandemią, jak i sankcjami spowodowanymi rosyjską agresją na Ukrainę.

Radziszewski i Foksal

Polska sztuka na Art Basel 2023 również była widoczna. W głównej części wystawowej prace prezentowały dwie warszawskie galerie, które już od lat są stałymi wystawcami w Bazylei: Foksal i Galeria Dawid Radziszewski.

Już od pierwszego dnia targów, jeszcze tego zamkniętego dla szerokiej publiczności, obie przeżywały oblężenie zwiedzających i kolekcjonerów. - Jesteśmy tu jako Polska bardzo silnie reprezentowani - mówi mi Dawid Radziszewski w przerwie między rozmowami z zainteresowanymi kupcami. Przekonuje, że polskie galerie stanowią niemal jeden procent wystawców na Art Basel, a przecież polski rynek sztuki w skali globalnej jest o wiele mniejszy niż ten wskaźnik.

Radziszewski mówi, że dziś na globalnym rynku sztuki nie zwraca się uwagi na narodowość artystów, ale po prostu na jakość dzieł. Na jego stoisku uwagę przykuwa ogromne malowidło (3 na 6,9 metra) pt. „Jak na górze, tak w dole” szwajcarskiej artystki Louise Galiardi, z którą galeria Radziszewskiego współpracuje od lat. Obraz został wyceniony na 115 tys. euro. - Ceny w galeriach takich jak nasza wahają się od kilku do kilkuset tysięcy euro - przyznaje Radziszewski.

Podobnie jak wszyscy wystawcy na Art Basel, jego galeria przyjeżdża tu w kilku celach: oprócz podstawowego, czyli sprzedaży dzieł sztuki i zarobku, jest też kwestia budowy wizerunku galerii, potwierdzenia jej znaczenia na rynku. - Jeśli nasza galeria znajduje się w głównej sekcji na Art Basel, to jest to wskazówka, że należymy do najważniejszych galerii sztuki w Polsce - mówi Dawid Radziszewski.

A to otwiera również możliwość pozyskiwania do współpracy kolejnych artystów, którzy wiedzą, że ich prace również mogą trafić na targi w Bazylei, gdzie przybywają kolekcjonerzy i miłośnicy sztuki z całego świata. W tym roku było ich ponad 80 tysięcy.

Inna warszawska galeria, Foksal, wystawia prace na targach w Bazylei już od dwudziestu lat. Wśród wystawianych przez nią dzieł dominują prace polskich artystów: Wilhelma Sasnala, Małgorzaty Mirgi-Tas, Piotra Janasa. W tym roku Foksal pokazała także dzieła Karola Panka i Agaty Słowak. - Pokazujemy w Bazylei przekrój tego, nad czym obecnie pracują nasi artyści - mówi mi Aleksandra Ściegienna z Fundacji Galerii Foksal.

A to nie wszystko. Galeria wystawiła również instalację rzeźb Pawła Althamera „Astronauci” w ramach projektu Parcours. To plenerowe instalacje artystyczne rozmieszczone w różnych miejscach Bazylei podczas trwania Art Basel. Rzeźby astronautów Althamer umieścił w prywatnym, malowniczym ogrodzie na tyłach kamienicy przy ul. St. Albans.

Więcej Azji

- Jest niesamowicie w tym roku na Art Basel - mówi zadowolony Thaddaeus Ropac. - Już się poszerza oferta galerii i artystów z całego świata. Mamy coraz więcej sztuki z Azji, Afryki - dodaje.

Te kontynenty były wcześniej słabiej reprezentowane na targach, jednak w tym roku widać było bardzo silną reprezentację sztuki zwłaszcza azjatyckiej. Począwszy od ułożonej z klocków Lego „Ostatniej Wieczerzy” wg Leonarda z 2022 r., autorstwa chińskiego artysty Ai Weiwei, po monumentalne - i być może tchnące nieco kiczowatością - dzieło innego chińskiego artysty Yu Honga z 2021 r. zatytułowane „Okręt głupców”. Tryptyk o wymiarach 2,5 na 9 metrów przedstawia grupę młodych ludzi rozpaczliwie próbujących dostać się na łódź targaną falami wśród pogrążonej w ognistej pożodze ziemi i pękających lodowców.

Motyw katastrofy grożącej planecie był mocno obecny w wielu pracach pokazywanych zwłaszcza w sekcji Unlimited na Art Basel. To specjalny dział, na którym wystawiane są szczególnie obrazy, rzeźby i instalacje wielkich rozmiarów, jak również gdzie artyści eksperymentują z materią.

Można tam było spotkać choćby takie instalacje, jak sklep z materacami. Czy to jeszcze sztuka? Dziś, jak widać, wszystko może być sztuką.

Tak czy inaczej sztuka azjatycka i galerie z tamtej części świata były widoczne w tegorocznym Art Basel. To również klucz do przyciągnięcia szerszej rzeszy kolekcjonerów.

Idzie nowe

W samej Szwajcarii opinie na temat Art Basel są podzielone. Z jednej strony podkreśla się dumę z faktu, że targi sztuki zainaugurowane w 1970 roku przez trzy galerie z Bazylei rozrosły się do największej na świecie imprezy handlu sztuki, gdzie przyjeżdża co roku blisko 300 galerii z niemal 40 krajów na świecie, a odwiedza ją 90 tys. osób.

Z drugiej strony jednak w rozmowach z ludźmi na ulicy słychać często opinie, iż jest to impreza komercyjna. - Przestałam odwiedzać Art Basel, odkąd zrozumiałam, że liczy się tam głównie handel sztuką. Impreza dla szerokiej publiczności zaczyna się zazwyczaj kilka dni po otwarciu dla VIP-ów. Wtedy wiele dzieł już jest sprzedanych i niektóre z nich nawet nie są już wystawiane.

Właściciele mniej znanych galerii skarżą się natomiast, że niezmiernie trudno się dostać na Art Basel jako wystawcy.

Dawid Radziszewski, który w tym roku po raz pierwszy ze swoją galerią znalazł się w głównej części wystawienniczej przyznaje, że „to niemal niemożliwe”. O trzy miejsca w tej części wystawy ubiega się około 500 galerii z całego świata. I to pomimo faktu, że wystawienie się tu wiąże się z pokaźnymi kosztami. Dla galerii Radziszewskiego to koszt ok. 200 tys. zł. Koszty dla galerii spoza Europy są nawet cztero-pięciokrotnie wyższe.

Jak mówiła szwajcarskiemu portalowi Swissinfo Shireen Gandhy, dyrektorka indyjskiej galerii Chemould Prescott Road, jej wniosek o miejsce na Art Basel odrzucano czterokrotnie. Dopiero po zaproszeniu byłego już dyrektora targów Marca Spieglera do Indii i pokazaniu mu tamtego rynku sztuki, drzwi dla galerii z tego kraju otworzyły się w Bazylei.

Być może wszystko się zmieni pod nowym kierownictwem Art Basel. Od listopada ubiegłego roku Marca Spieglera na czele Art Basel zastąpił Noah Horowitz, który wcześniej od 2015 do 2021 roku był dyrektorem tej instytucji na obszarze Ameryki, a w 2022 r. pracował dla Sotheby’s.

Horowitz już zaczął od powołania nowych dyrektorów targów odbywających się pod szyldem Art Basel w czterech miejscach na świecie: samej Bazylei, Paryżu, Hongkongu, a wkrótce też w Miami Beach. Targami w Bazylei od lipca kierować będzie Maike Cruse. Dyrektorką Art Basel Hongkong jest Angelle Siyang-Le, a w Paryżu Clément Delépine. Powołany jeszcze zostanie dyrektor Art Basel w Miami Beach.

- Potrzeba nam nowych osób i nowych głosów przy stole. Chcemy docierać w skali globu do jeszcze szerszej rzeszy ludzi niż obecnie - mówi mi Noah Horowitz.

I przyznaje, że koncepcja, jak tego dokonać, dopiero się ukształtuje w trakcie wspólnych prac. - To praca marzeń - mówi otwarcie. - To jest dla mnie zarazem wielka szansa, jak również wielkie wyzwanie - dodaje.

Targi Art Basel według jego wizji zobaczymy zatem za rok. Jak uważa jednak Thaddaeus Ropac, wiele się w nich nie zmieni. Bo targi mają już własny styl.

Poniekąd przyznaje to sam Horowitz: - To, co robimy jako Art Basel, tu w Bazylei, ale także jesienią w Paryżu, w grudniu w Miami i później w Hongkongu, to naprawdę wywiera piętno na tych miastach i regionach, w których się odbywają, oraz na całym globalnym rynku sztuki.

Wojciech Rogacin

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.