Małopolska mistrzem Polski!

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Wisniewski / Polskapresse
Przemysław Franczak, Bartosz Karcz

Małopolska mistrzem Polski!

Przemysław Franczak, Bartosz Karcz

Bruk-Bet, Cracovia, Sandecja, Wisła. Aż cztery drużyny z naszego regionu będą grać w ekstraklasie. - To nie przypadek - mówi Ryszard Niemiec, prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.

Co Pan robił w 1948 roku?

Byłem kibicem Cracovii. Rok wcześniej przyjechałem do swojego ojca na wakacje - mieszkał tu przez rok. To była taka historia polityczna, mikołajczykowsko-PSL-owska, musiał uciekać z Rzeszowa i schronił się tutaj. Był lipiec, wziął mnie na mecz Cracovia - AKS Chorzów. Wtedy liga była podzielona na trzy grupy, prawdziwa ekstraklasa dopiero się formowała. W 86 minucie AKS, który dostawał w łeb 6:1, zszedł z boiska. U chorzowian grał wiślak, wychowanek jeszcze sprzed wojny, nazywał się bodajże Cholewa. Stąd część widowni prowiślackiej kibicowała AKS-owi. Mój tata też. A ja, z przekory, na odwrót. Zatem w 1948 roku świętowałem mistrzostwo Polski dla Cracovii.

Wie Pan dlaczego pytamy o 48?

Bo to ostatni rok, kiedy cztery drużyny z Małopolski grały w ekstraklasie. Dobrze, że nie poprosiliście o wspomnienie z 1934 roku, chociaż za to - Bóg zapłać (śmiech).

To przypadek, że mamy tu taki piłkarski ekstraregion? Bo przecież oprócz Cracovii, Wisły, Bruk-Betu i Sandecji są jeszcze Puszcza Niepołomice, która awansowała do I ligi, Garbarnia walcząca o promocję do drugiej.

Mam na to swoją teorię, która jest podbudowana refleksją historyczną, socjologiczną i ekonomiczną.

Zamieniamy się w słuch.

Po pierwsze Małopolska w sprawach radzenia sobie w jakiejkolwiek dziedzinie życia ma przewagę nad innymi w postaci pół wieku samorządności z czasów galicyjskich. To był trening intelektualny elit małopolskich. Z tego samego powodu, że właśnie tu było otwarcie na Zachód, otwarcie na nowe idee i prądy, powstał Polski Związek Piłki Nożnej w 1911 roku, powstały pierwsze kluby we Lwowie, Krakowie. Cały ewenement Małopolski brał się z tego, że podczas gdy w Wielkopolsce, Kongresówce, problemem było przetrwanie z dnia na dzień, a policmajstrom trzeba było kłaniać się w pas, tu kwitła swobodna myśl.

W czasach PRL, kiedy w innych regionach wyczynotwórczym zarzewiem był przemysł, huty, stocznie, kopalnie, to u nas takie Tarnovie, Sandecje, Żabna, Soły Oświęcim, działały i organizowały się w innej rzeczywistości. A kiedy przyszły lata, że trzeba było przetrwać w warunkach wolnego rynku, to spadkobiercy tego samorządnego urządzania się w różnych dziedzinach życia dali sobie radę. Ostatnio „Dziennik Gazeta Prawna” zrobiła ranking miast i samorządów. Wysokie miejsca Niepołomic i burmistrza Romana Ptaka oraz Nowego Sącza i prezydenta Ryszarda Nowaka są tutaj symptomatyczne.

A futbol staje się lustrem kondycji, głównie materialnej, lokalnej społeczności?

To syntetyczny wskaźnik, tak bym to ujął. Ja generalnie jestem zbudowany poziomem ludzi, którzy stoją za tymi sukcesami. Wbrew temu, co się w Polsce utarło, że działacz piłkarski to jest skrzyżowanie gamonia, pijaka, gotowego do przekrętów intelektualnego zacofańca. Popatrzmy na Sandecję. Okazało się, że Andrzej Danek, czołowy w branży piekarniczej fachman, niepozorny człowiek, być może przez warszawskich matadorów lekceważony, nagle w pierwszej lidze przeskoczył wszystkich magnatów ze Śląska.

Dobrze, ale Sandecja w ekstraklasie to długotrwały projekt? To ma ręce i nogi? Teraz miasto musi ponieść już znacznie większy wysiłek finansowy.

Nie dysponuję danymi, co do konkretnych wyliczeń i budżetowych niuansów, natomiast mam przed oczyma poziom determinacji i skalę satysfakcji, jaką demonstrują ludzie z sądeckiego ratusza. To coś nieprawdopodobnego. Nie chcę też interpretować kroków prezydenta Nowaka, ale łagodne przejście z fazy stowarzyszenia w profesjonalną spółkę, wprowadzenie doń ekonomistów, oznacza otwarcie się na wielki biznes sądecki. Wiśniowskiego, Florka, Korali, Kluskę, Jakubasa.

Wystarczyłoby, że jeden pstryknąłby palcami, a w Sączu byłyby europejskie puchary. Ale do tej pory nie byli żaden z nich do sponsorowania klubu.

Potencjał jest jednak potężny. Moja teoria jest taka: nie znaleziono na razie właściwego języka z tym obszarem biznesu. Ten język jest w tej chwili budowany. Wszyscy mówią: mowy nie ma, żeby firma Korali weszła w Sandecję. Dobrze, ale firma Korali w sytuacji, gdyby Sandecja zagrała w europejskich pucharach, to aby przebić skuteczność tego rodzaju promocji musiałaby promocyjne przeciwstawić pięć Maryli Rodowicz.

Drużyna w ekstraklasie to coś, co pozwala zedrzeć etykietkę prowincji? Nie wszędzie w końcu można wybudować lotnisko.

Futbol ma taką siłę. Bo jak myślicie, dlaczego Rzeszów, uznawany za najbardziej rozwijające się miasto, stolicę innowacyjności, już kolejny raz sięga po rozpaczliwą metodę kupienia statusu pierwszoligowego dla Stali? To jest ta chęć wybicia się na przestwór ogólnopolski. My w Małopolsce mamy lekcję po Niecieczy, kiedy na salonach warszawskich musieliśmy przekonywać najbardziej wpływowe postacie, także na szczeblu ministerialnym, że to nie jest wybryk natury, że stoi za tym konkretny plan. Z trudem to szło, pamiętam słynne słowa pewnego męża futbolowego: „czy ty Rysiu myślisz, że Legia do Niecieczy przyjedzie grać w piłkę?”. Odpowiedziałem, że mogą nie przyjeżdżać, ale to będzie walkower. Minęło kilka lat i przyjeżdżają tam teraz pan Wandzel (prezes Ekstraklasy SA - red.), prezes Boniek, prezes Koźmiński i brakuje im słów, by opisać rozmach czy odwagę małżeństwa Witkowskich. Przecież oni zbudowali kompleks obiektów treningowych, jakich nie ma Wisła, Cracovia, Legia ani Lech. Tam jest epicentrum wyczynu futbolowego. W Niecieczy! Na dodatek wybudowali to za swoje pieniądze, gmina czy ministerstwo nie dały nawet złotówki.

Cud na skalę europejską, nawet BBC tam było.

Tyleśmy wnieśli w strumień świadomości Europejczyków. Dajmy teraz dwa-trzy lata Sączowi. Już za PRL-u to miasto zasłynęło niesłychaną aktywnością samorządu. Eksperyment sądecki - wiecie co to było? Nie wiecie. Władze samorządowe wymusiły na centrali przyznanie większych kompetencji niż zwykłemu powiatowi się należało. Efekt? W Sączu nie ma takich negatywnych skutków utraty statusu województwa jak w Tarnowie na przykład, jak w Przemyślu, Tarnobrzegu, Zamościu. W Sączu są dwie wyższe uczelnie, kultura kwitnie.

Równocześnie wy stajecie się najpotężniejszym regionalnym związkiem w PZPN.

Fakty są bez bezwzględne. 53531 zawodników zarejestrowanych w systemie Ekstranet. Drugie tyle jest - zapewne, bo tego nikt nie bada - poza nim. Mamy najwięcej klubów w Polsce, zbliżamy się do 900. Najwięcej w Polsce mamy struktur zajmujących się promocją, organizacją, zarządzeniem piłką. 13 podokręgów, dwa okręgi. Jeśli liczyć ludzi, którzy krzątają się przy tym wszystkim - od rachowania kartek po orzekanie kar - to wyjdzie kilka tysięcy. Ludzie-piłki. Pasjonaci. Co jeszcze może być kryterium?

Pieniądze. MZPN to dochodowa firma?

Nie ma takiej kategorii „dochodowość”. Co by to miało znaczyć?

Że tak jak PZPN macie na kontach odłożone ileś tam milionów złotych.

Ale my jesteśmy organizacją non profit.

Firma to skrót myślowy. Zyski generujecie - choćby z procentów od transferów. Im więcej małopolskich klubów w ekstraklasie, tym większy ruch w interesie.

To jasne. Proces stepowienia futbolu wielkopolskiego, bez Amiki Wronki, bez Grodziska Wielkopolskiego, doprowadził do tego, że ich okręgowy związek musiał wyprowadzić się ze stadionu Lecha i szukać lokalu na Olimpii. Najgorszy z możliwych adresów, bo tani. A my w tym samym czasie kupiliśmy za niespełna milion złotych nowy lokal. Nie jesteśmy jednak organizacją, która nastawiona jest na zysk. Jako jedyny związek w Polsce, i proszę podkreślić to wężykiem, mamy swoją fundację. W ciągu dwóch lat skupiła pod swoimi skrzydłami ok. 20 byłych piłkarzy potrzebujących pomocy. Wydaliśmy na to na razie 70 tysięcy, z nieba to nie spadło. Wydatki związku są potężne. Sama organizacja zimowych turniejów w różnych kategoriach wiekowych to koszt 200 tysięcy złotych.

Prowizja z transferu Bartosza Kapustki z Cracovii do Leicester to wiele, wiele więcej. Tak na marginesie: Cracovia zapłaciła wam już procent od tej transakcji?

Zapłaciła po wielkich rozterkach własnych i kwestionowaniu zapisów. To jednak kropla w morzu potrzeb związku. Przypomnę, że mamy m.in. na utrzymaniu pięć reprezentacji Małopolski. Ale oczywiście - dla nas im więcej klubów w ekstraklasie, tym lepiej, bo to znaczy, że poziom kwot transferowych idzie znacząco w górę.

A Pan gdzie lepiej się czuje: w swojskim klimacie na stadionie Sandecji czy biznesklasie na Cracovii?

Na Cracovię w ogóle nie chodzę. Od momentu, gdy były prezes Cracovii Andrzej Palczewski powiedział mi przed jednym z meczów, żebym nawet nie zbliżał się do loży Gold, bo zostałem z niej skreślony. No to zrobiłem w tył zwrot, założyłem czapkę i pojechałem na mecz do Niecieczy.

Tłem była historia z transferem Kapustki?

Tło było chyba bardziej ogólne, choć chcę przypomnieć, że historia Kapustki za chwilę będzie miała drugi rozdział. 1 lipca uruchamia się skuteczność pierwszego, zasadniczego bonusu w umowie z Leicester, dotyczącego liczby punktów, zdobytych przez angielski zespół. On wynosił dziesięć punktów i już w październiku było wiadomo, że ten bonus wejdzie w życie. Czekamy jednak spokojnie do 1 lipca, żeby wysłać fakturę na taką samą kwotę, jak wynosi kwota bazowa, czyli 2,5 mln euro. Od tego należy nam się dwa procent. Później będą kolejne bonusy, które będą już trochę mniejsze.

Andrzej Wisniewski / Polskapresse

Jest Pan dzisiaj persona non grata na stadionie Cracovii?

Tak to odbieram.

Co się takiego konkretnego wydarzyło?

Musielibyśmy cały czas wracać do relacji na linii klub - MZPN. W optyce niektórych działaczy Cracovii, związek to jest struktura, która stworzona została dla zdzierstwa finansowego wobec wyczynu piłkarskiego. Jakby to była jakaś nowość, jakbyśmy to my pisali przepisy. To jest nawet ciekawe, bo na zarządach PZPN siedzimy z prezesem Jakubem Tabiszem twarzą w twarz i dogadujemy się w sposób konstruktywny.

Ale nie tutaj.

Wiem, że każdy pieniądz wydawany parzy, ale w sprawie Kapustki jest jak jest. Cracovia, która miała przysłać kopię umowy transferowej, przysłała pierwszą stronę umowy normalnie, a druga, trzecia, czwarta strona, tam gdzie były kwoty bonusów, dziwnym trafem były zaczernione. Może faks im nawalił… Mówiąc poważnie, to jest sztos trampkarski. Nie wiem, czy oni sobie myśleli, że w MZPN jest grupa niezgułów, którzy nie znają angielskiego? Nie wpadli na to, że możemy zwrócić się do federacji angielskiej o kopię dokumentów, albo że pójdziemy do PZPN i sprawdzimy papiery? Zaczęły się mnożyć dziwne ruchy. Jak my wysyłamy do nich papiery, że na koniec roku są nam winni tyle i tyle, to oni odpisują, że saldo wynosi zero. My zgodnie z harmonogramem spłat, wysyłamy im fakturę, a oni odpowiadają, że będą odwoływać się do PZPN. W centrali nie uzyskali akceptacji dla tego typu filozofii. Jest zresztą kolejna sprawa między nami, znacznie mniejsza, dotycząca Krzysztofa Piątka.

Jest też jeszcze inny problem. Tak sobie tu rozmawiamy o rozwijającym się małopolskim futbolu, a bywają sytuacje, gdy duże klub próbują wykorzystać mniejszy, nie realizując np. przepisów UEFA o ekwiwalencie za wyszkolenie. Albo kwestionują zapisy transferowych umów, jak było - znowu - w przypadku transferu Kapustki i Cracovii, która weszła w konflikt z Tarnovią i ociągała się ze spłatą zobowiązań. Jest dużo więcej takich spraw?

Pojawiają się. Dlaczego? Posłużę się cytatem ze Zbigniewa Bońka, który mówi, że polski futbol wciąż jest niedoinwestowany. Stąd rodzą się takie zjawiska, jak np. próby uniknięcia płacenia należnych kwot czy to klubom, czy określonym związkom. Boniek mówi, że niedostatek rodzi problemy. Jak jest krótka kołdra, to jeden stara się ją ściągnąć z drugiego. Dużo zależy od wzajemnego zrozumienia, kultury osobistej, również taktu.

Ustaliliśmy, że na Cracovię Pan nie chodzi, ale w nowym sezonie wybór, gdzie pojechać będzie trudny. Na którym stadionie najlepiej Pan się czuje?

Wszędzie bardzo dobrze się czuję, łącznie z Armaturą Kraków. Zawsze w maju prezydium MZPN i pion szkoleniowy obowiązkowo musi zaliczyć mecz klasy B lub C. Harmonogram już został członkom wręczony i niech sobie wybiorą odpowiednie mecze. Niech łykną pejzażu futbolu na tym niższym poziomie. Później spotykamy się i wszyscy zdają relację ze swoich obserwacji.

Czemu służą?

Rozmawiamy o bolączkach, bo nie wszystko jest takie piękne, jak to się wydaje przez pryzmat klubów ekstraklasowych. Kluby wciąż mają swoje problemy, muszą szukać pieniędzy na sędziów czy wapno, żeby linie wymalować na boisku. To nie jest tak, że złapaliśmy pana Boga za nogi, bo mamy cztery kluby w ekstraklasie. Razem z LZS chcemy zwrócić się do samorządów, żeby wskazać im, gdzie na tych najniższych szczeblach są białe plamy, jeśli chodzi o futbol. W okolicach Miechowa czy Proszowic to wciąż jest futbolowa Małopolska B. Na zachodzie Małopolski od Wadowic przez Oświęcim po Chrzanów nie ma obiektu, na którym można by zorganizować piłkarską imprezę międzynarodową, która stymulowałby popularność futbolu w tym obszarze. Oświęcim, takie ogromne centrum sportowe, z lodowiskiem, pływalniami, nie może się zdobyć na porządny stadion piłkarski. Chcemy doprowadzić do podpisania umowy ze Związkiem Gmin i Powiatów, żeby wypunktować miejsca, które wymagają inwestycji infrastrukturalnych. Chodzi o to, żeby nie uciekła nam czołówka.

Mamy stadion w Niecieczy, w Niepołomicach, w Krakowie dwa, będziemy mieć w Nowym Sączu, ale jak się dobrze rozejrzeć, to jesteśmy w wielu miejscach regionu w krzakach. Nie wiem, czy to jest brak aktywności lokalnego środowiska, czy mała zapobiegliwość tamtejszych klubów. Jest jednak, co robić. Na jednym ze zjazdów wyborczych, powiedziałem publicznie, że swoją powinność i ambicje lokuję w powtórzeniu sytuacji z 1948 roku i sprawa się dokonała, co jasno pokazuje, że moja misja dobiega końca. Zamierzam działać do końca kadencji, a później oddać stery młodszym ludziom, których w MZPN jest dużo.

Żeby ta klamra z 1948 rokiem dopięła się w pełni, musi być jeszcze przynajmniej medal w ekstraklasie. Kto Pańskim zdaniem ma na to największe szanse?

Napisałem już nawet na Twitterze, że formalne zrównanie się z latami 1933-1934 i rokiem 1948 to jest na razie tylko statystyka. W tamtych latach były jednak wicemistrzostwa i mistrzostwo Polski. Wypadałoby zatem, żeby teraz ilość przeszła w jakość.

Któraś z małopolskich drużyn, Pańskim zdaniem, zakończy przyszły sezon na podium?

Paradoksalnie uważam, że największe szanse na medal ma Cracovia. Pomimo obecnego sezonu. Nie dopuszczamy do swojej świadomości, że w Wiśle zachodzi proces odbudowy ekonomicznej, która wciąż jest daleka od ideału. Tam nadal wypadają trupy z szafy. Oczywiście, ekipa, która dzisiaj rządzi na Reymonta, jest godna medalu za dzielność i determinację, ale jak przeczytałem, że miasto podało klub do sądu… Zrozumiałem, że wciąż tego typu trudności ograniczają rozwój sportowy „Białej Gwiazdy”. A w Cracovii jest wszystko z górki.

Przemysław Franczak, Bartosz Karcz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.