Krzyże przy drogach. U nas trwają, póki trwa pamięć o tych, którzy zginęli [ZDJĘCIA]

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembinski
Dorota Abramowicz

Krzyże przy drogach. U nas trwają, póki trwa pamięć o tych, którzy zginęli [ZDJĘCIA]

Dorota Abramowicz

Upamiętnianie przydrożnymi krzyżami i pomnikami, a nawet kapliczkami ofiar wypadków komunikacyjnych nie jest jedynie polskim obyczajem...

Czasem przybito je do drzewa, okaleczonego przez samochód. Czasem postawiono w pasie drogi. Niektóre bezimienne, inne opatrzone danymi ofiary, jej fotografią, z datą urodzenia i śmierci i pożegnaniem od bliskich. Przestrzegają, budzą refleksję, czasem jednak także kontrowersje.

Poznań
Marcin Oliva Soto Wojcieszów, obok Jeleniej Góry

W październiku tego roku część mieszkańców Legnicy wzburzyła decyzja tamtejszego Zarządu Dróg Miejskich, który nakazał usunąć wszelkie krzyże, tabliczki i znicze upamiętniające ofiary wypadków drogowych. Urzędnicy powołali się na dwa przepisy ustawy o drogach publicznych. Pierwszy z nich (art. 39 ust. 1 pkt 1). zabrania umieszczania obiektów niezwiązanych z drogą lub ruchem na niej. Drugi (art. 40 ust. 1) wskazuje, że na każde zajęcie pasa drogowego na cele niezwiązane z budową, przebudową, remontem, utrzymaniem i ochroną dróg, wymagane jest zezwolenie zarządcy drogi.

Nie da się jednak ukryć, że przepisy, w zależności od polityki samorządów i zarządców dróg w poszczególnych rejonach kraju, traktowane są dowolnie. W niektórych miastach, jak np. w Warszawie, przydrożne krzyże usuwane są nocami, po cichu. W wielu innych są już stałym elementem krajobrazu. I nikt nie śmie ich ruszyć.

Spontaniczna pamięć

Ulica Sopocka w Gdyni. Na skraju lasu stoi mały krzyż, przy nim nie tylko w Dzień Zaduszny płonie znicz. W tym miejscu, przed laty, zginęło dwoje młodych ludzi. Maturzystów, których motocykl wpadł w poślizg na pasie rozdzielającym jezdnię.

Nieco niżej, za Brodwinem na ul. Malczewskiego od 10 lat stoi znak, przypominający śmiertelny wypadek kierowcy rajdowego z Gdyni.

Gdańsk, Trakt Świętego Wojciecha. Na niewielkim krzyżu wisi kask, upamiętniający motocyklistę, który zginął w zderzeniu z samochodem osobowym.

Krzyż na drzewie na trasie Egiertowo-Nowa Karczma. W 1993 r. w bezsensownym wypadku zginęła tu 35-letnia kobieta.

W Wiślince dwa białe krzyże każą pamiętać o szesnastoletnich dziewczynach, podróżujących skuterem, zabitych na drodze przez pijanego kierowcę.

W artykule „Krzyże pamięci przy ulicach Trójmiasta” z 2012 r., opublikowanym w „Pracach Komisji Krajobrazu Kulturowego” Lucyna Przybylska z UG doliczyła się w Gdańsku, Gdyni i Sopocie łącznie 27 takich spontanicznych miejsc pamięci, ustawionych przez bliskich ofiar wypadków.

To są jedyne dane liczbowe, mówiące o miejscach pamięci przy pomorskich drogach. Dziś Gdańsk „swoich” krzyży nie liczy i jak podkreśla Katarzyna Kaczmarek, rzeczniczka Zarządu Dróg i Zieleni - nie ma zamiaru ich usuwać. W Sopocie są tylko dwa miejsca upamiętniające ofiary wypadków - wspomniany już krzyż z Brodwina i z ul. Powstańców Warszawskich. - Krzyży nie usuwamy, na szczęście nie ma od dawna śmiertelnych wypadków drogowych - mówi Magdalena Jachim, rzeczniczka prezydenta miasta.

Podobną politykę prowadzi Gdynia. - Nie prowadzimy ewidencji tego typu miejsc pamięci, krzyży nie usuwamy - twierdzi Sebastian Drausal, rzecznik prasowy gdyńskiego magistratu. - Zasada jest taka - jeśli krzyż nie stanowi zagrożenia dla ruchu drogowego, pozostaje na swoim miejscu. Osobiście uważam, że jego obecność jest ważna i dla rodziny ofiary wypadku, i dla innych kierowców. Zresztą nie jest to przecież jedyna forma ostrzegania przed ryzykiem na drodze.

Fakt, że na o wiele bardziej szokujące, niż stawianie krzyży, pomysły przestrzegania kierowców wpadają nawet policjanci. Przed kilkoma dniami internet obiegły zdjęcia z Chełma. Przy drodze krajowej nr 12 stanął radiowóz, obok leżało „ciało” w czarnym worku, nad którym pochylała się śmierć z kosą. Kierowcy, którym w ten sposób przypominano o konieczności ostrożnej jazdy na groby, ponoć ostro na widok kostuchy hamowali.

Za i przeciw

Poznań
Arkadiusz Dembinski Osiek

Czy dla policji drogowej przypominanie o ofiarach wypadków jest więc przestrogą, zwiększającą bezpieczeństwo, czy też raczej zagrożeniem dla ruchu drogowego?

- Nikt nas nie pyta, czy przy drodze może stanąć krzyż - mówi Mateusz Kmiecik z wydziału ruchu drogowego KWP w Gdańsku. - To zarządzający drogą muszą wyrazić na niego zgodę, a gdy uznają, że stanowi zagrożenie - mogą go usunąć. Nam nic do tego. Policji krzyże nie przeszkadzają.

Z kolei Jerzy Góra, sekretarz Wojewódzkiej Rady Bezpieczeństwa Drogowego, nie jest entuzjastą zastawiania zniczami, pomnikami i krzyżami pasa drogowego.

- Mam mieszane uczucia - przyznaje. - Z jednej strony jest to jakaś forma ostrzeżenia, przypominająca o wypadku w tym miejscu. Z drugiej jednak strony nie wiemy, jakie były przyczyny wypadku. Czy przyczyniła się do tego śliska nawierzchnia? A może nadmierna prędkość? Nie mamy więc informacji, czy jest to rzeczywiście niebezpieczne miejsce, czy też mieliśmy do czynienia z ryzykowną jazdą lub nieszczęśliwym zbiegiem pechowych okoliczności. Ponadto taki pomniczek lub krzyż umieszczony tuż przy drodze może stać się przyczyną kolejnego wypadku. Ktoś się zagapi, ktoś w niego wjedzie... To nie jest znak drogowy. Rozumiem intencje bliskich ofiar, jednak mam wiele wątpliwości.

Ksiądz Krzysztof Masiulanis, proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Sobowidzu, od ponad 20 lat motocyklista, nie tylko święci pojazdy na wiosenne rozpoczęcie sezonu, ale także odprowadza tych motocyklistów, którzy zginęli, na cmentarze. Widząc krzyż przy drodze zawsze się modli.

- Niektóre z nich stoją od lat, wrastając w krajobraz Gdańska - twierdzi ks. Masiulanis. - Tak jest z krzyżem przy Trakcie św. Wojciecha i przy Praktikerze na Przymorzu. Nie przeszkadzają nikomu, są umieszczane na trawnikach, w odpowiedniej odległości od jezdni, nie stanowiąc żadnego zagrożenia. Nie zasłaniają znaków drogowych, nie blokują ruchu. Za to przypominają o tych, którzy w tym miejscu zginęli. Stanowią też widoczne ostrzeżenie dla innych. Przypominają, że prowadzenie pojazdów to nie zabawa, że nie trzeba się spieszyć, a zmęczenie i senność mogą sprawić, że nie dotrzemy do celu podróży. Taką przestrogą są znicze na długim pasie prostej drogi między Trąbkami Wielkimi a Sobowidzem, na którym rozpędzają się mieszkańcy Trójmiasta jadący na weekendowy wypoczynek i z niego wracający.

Wiele przydrożnych krzyży zostało poświęconych przez księży.

- Mnie też kilka razy proszono o ich poświęcenie - mówi proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Sobowidzu. - Pyta pani, co by się stało, gdyby zarządca drogi kazał je usunąć? Można przenieść je w pobliże kościoła lub kaplicy...

Nie jesteśmy sami

Upamiętnianie przydrożnymi krzyżami i pomnikami, a nawet kapliczkami ofiar wypadków komunikacyjnych nie jest jedynie polskim obyczajem. We wspomnianym już artykule „Krzyże pamięci przy ulicach Trójmiasta” Lucyna Przybylska przytacza badania, z których wynika, że w drugiej połowie XX wieku zjawisko to stało się powszechną praktyką w Australii, Nowej Zelandii, Japonii, obu Amerykach oraz Europie. Na Bałkanach są to małe cerkiewki, wokół Rzymu przy drogach rosną krzyże.

Różna jest przy tym polityka zarządców dróg wobec miejsc pamięci. W USA połowa stanów opracowała w tym celu wewnętrzne przepisy. W porozumieniu z rodzinami ofiar umieszcza się przy autostradach białe krzyże lub stawia się np. tablice, informujące kto w tym miejscu zginął. Część stanów określa też, jak długo ma trwać wśród kierowców pamięć o tych, którzy zginęli na drodze. „Czas pamięci” określono - w zależności od stanu - na 30 dni lub nawet 10 lat. Potem jednak tablice i krzyże są likwidowane.

Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.