Joanna Żubrowa za zdobycie Zamościa dostała order Virtuti Militari. Należy jej się pomnik

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Bogdan Nowak

Joanna Żubrowa za zdobycie Zamościa dostała order Virtuti Militari. Należy jej się pomnik

Bogdan Nowak

W Zamościu istnieje ulica nazwana imieniem Joanny Żubrowej, jednej z najdzielniejszych i najbardziej barwnych kobiet – żołnierzy w naszych dziejach. Za niezwykłą odwagę, którą wykazała się w 1809 r., podczas odbicia tego miasta z rąk Austriaków, została (jako pierwsza niewiasta w dziejach) odznaczona krzyżem Virtuti Militari. W XIX-wiecznej Polsce Żubrowa była postacią bardzo popularną. Teraz jakby o niej zapomniano.

„Wpiła się palcami w zmurszałą powierzchnię bastionu, a natężywszy muskuły, podrzuciła się gwałtownie i wpół zawisła na murze. Ciało markietanki (kobiety – żołnierza) szamotało się, szukało równowagi aż, zdoławszy znaleźć zaparcie na wystającej galeryjce bastionu, targnęło się silniej (...)” – pisał o wyczynach Joanny Żubrowej podczas zdobywania Zamościa pisarz Wacław Gąsiorowski. „Wpadła na stojących na murach strzelców. Zanim Austriacy zdołali otrząsnąć się z osłupienia, jakim ich przejęło niespodziewane ukazanie się baby, ta już kilku zdołała powalić i zmieszać najbliżej stojącą linię. Zgiełk i popłoch powstał na murach (...). W imaginacjach austriackich żołnierzy, baba urastała na oddział, oddział na batalion, batalion na pułk, pułk na dywizję”.

„Widziałem w tych dniach panią Żubr i z poszanowaniem spoglądałem na jej odznakę honorową, to jest na srebrny krzyż wojskowy polski” – notował także Tymoteusz Lipiński, w swoich zapiskach z lat 1825-1831. „Zaszczycona nim została w 1809 r., w pamiętnym zdobyciu Zamościa, należała bowiem do pierwszych, którzy weszli na wały". Kim była ta niezwykła kobieta?

Dwóch mężów

„Urodziłam się w mieście Berdyczowie z rodziców Jana Pasławskiego h. Jastrzębiec, porucznika Kawalerii Narodowej, i Anny z Piaseckich w roku 1786. – pisała w swoich pamiętnikach Joanna Żubr. „Do 15 lat byłam przy rodzicach i w tymże roku poślubiwszy sobie Jana Domusławskiego, porucznika byłego w regimencie Gwardii Mirowej, poszłam na swój chleb do Żytomierza, gdzie mąż mój sprawował urząd przy sądzie powiatowym. Jan przeżywszy ze mną 8 lat umarł”.

Pani Joanna tylko przez rok była wdową. Potem wyszła za mąż za Macieja Żubra, który był m.in. tłumaczem z języka polskiego na ruski (pracował w kancelarii sądu żytomierskiego u niejakiego mecenasa Dobielewskiego). Ich spokojne życie nie trwało długo. Dlaczego? Od 1806 r. na Ukrainę napływały wieści o zwycięstwach wojsk Napoleona, a potem utworzeniu Księstwa Warszawskiego, które stało się namiastką dawnej, przedrozbiorowej Rzeczpospolitej. Te wieści zelektryzowały Polaków. Były tego efekty. W 1808 r. pani Joanna, wraz z mężem, Maciejem Żubrem, sprzedali cały swój dobytek, kupili bryczkę i konia i przedostali się z Wołynia do Księstwa Warszawskiego (podobnie zrobiło także wiele innych osób). Tak to opisywała pani Joanna:

„(To było) aż do czasu, nim doszły proklamacje cesarza Napoleona wzywającego młodzież do zaciągania się ogólnego pod sztandary wojskowe” – pisała. „Natenczas marszałek powiatu latuczowskiego, b. major Jmć Pan Kamiński, dodał ducha młodzieży, rozsyłając wszędzie zachęcające odezwy. Zebrawszy znaczną liczbę ochotników, przeszedł granicę ręką zbrojną, a my opóźniwszy się, nie doścignąwszy tego, udając się śladem do Warszawy, przeszliśmy przeszkody (...) przejechaliśmy granicę”.

Żubrowa wraz z mężem wstąpiła do 2 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego, którym dowodził Stanisław Potocki. Początkowo ukrywała, że jest kobietą (mąż przedstawił ją jako... swojego, młodszego brata). Ta mistyfikacja szybko się wydała, ale pani Joanna została w pułku (doceniono jej odwagę, karność i wojskową determinację). Ta niezwykła kobieta szybko zyskała sławę. Antoni Fibich, który spisał wspomnienia m.in. na temat tej niezwykłej kobiety, pisał iż pewnego razu wyzwała na pojedynek rosyjskiego oficera „za obrazę narodowości Polaków”.

Jak Żubr z Żubrem

Sprawa zrobiła się głośna. Wieść o niej trafiła podobno do samego wielkiego księcia Konstantego Romanowa (brata cara Aleksandra). Do starcia jednak nie doszło. Rosjanin po prostu nie chciał się z Żubrową pojedynkować, bo – jak tłumaczył – z kobietą bić się nie może. Wybrał inne rozwiązanie: złożył szarżę (czyli zrezygnował, ze swoich oficerskich szlifów). Wiadomo też, że Żubrowa wyzwała na pojedynek pewnego urzędnika, który pełnił funkcję komisarza obwodowego. Także i do tego starcia nie doszło (pewnie z podobnych przyczyn).

Nie zawsze jednak towarzystwo takiej odważnej, bezkompromisowej markietanki było dla jej męża miłe... „Maciej Żubr, wesoły, towarzyski, wylewny dla kolegów, częstokroć nie tylko swój, ale i żony żołd przehulał; stąd naturalnie powstawały ostre, małżeńskie swary” – pisał historyk Jerzy Łojek (na podstawie relacji pamiętnikarzy). „Sierżant Żubr (takiego stopnia dosłużyła się pani Joanna), czynił wymówki porucznikowi Żubrowi (to był stopień wojskowy jej męża), a ten, żeby mieć rychlej spokój, uciekać się niekiedy musiał do powagi swojego stopnia”.

Mógł zastosować środki... zwykle niedostępne dla małżeństw, nawet w XIX w. „Po prostu aresztował sierżanta Żubra za brak subordynacji i za okazane nieuszanowanie dla porucznika Żubra” – pisał rozbawiony Jerzy Łojek

Żubrowie zwykle żyli jednak w zgodzie. Oboje wzięli udział w bitwie wojsk Księstwa Warszawskiego z Austriakami pod Raszynem (19 kwietnia 1809 r.). Następnie wraz ze swoim pułkiem przemaszerowali przez Warszawę, Modlin, Serock, walczyli w bitwie pod Górą Kalwarią, a potem ruszyli pod groźną – austriacką wówczas – twierdzę Zamość.

Bodaj was połamało!

W wyniku rozbiorów Polski Zamość znalazł się we władaniu monarchii Habsburgów. W 1809 r. stacjonował tam silny garnizon austriacki (liczył ok. 3 tys. żołnierzy) pod dowództwem Ferdynanda von Pulszky. Tym razem to Polacy dowodzeni przez gen. Ignacego Kamieńskiego, mieli szturmować tę sławną twierdzę (potem dowództwo nad naszymi oddziałami przejął gen. Jan Palletier, który przybył pod Zamość m.in. z oddziałami piechoty). Polskie wojska zjawiły się pod Zamościem 15 maja. Przygotowania do szturmu trwały kilka dni.

Atak rozpoczął się w nocy z 19 na 20 maja 1809 r. Żubrowa była wśród żołnierzy, których zadaniem było wdarcie się na potężne mury Zamościa. I dokonała wielkiego wyczynu! Prowadząc garstkę żołnierzy wdarła się na silnie obsadzoną Bramę Lwowską (była tam pierwsza!). Tak opisywał to Wacław Gąsiorowski w powieści „Huragan” (według niego pani Joanna przypuściła jednak atak na zamojski bastion).

„Baba przeżegnała się, chwasty u pałasza zasupłała na ręku i jęła się piąć ku górze. Drabina kołysała się pod ciężarem markietanki, gięła się, łamała w wiązaniach, a trzęsła się tak, jakby lada chwila w drzazgi miała się rozprysnąć” – pisał Gąsiorowski. „Żubrowa z zapartym oddechem, z zaciśniętymi usty, darła się na bastion, krwawym wzrokiem śledząc rysujące się cienie piechoty austriackiej. A piechota austriacka stała zimna, zadumana, pilnie strzegąca głosu komendy, wyrzucająca co chwila chmury żelaza”

Austriacy kryli się m.in. za faszyną (to powiązane ze sobą cienkie gałęzie wiklinowe, stosowane w umocnieniach polowych i fortyfikacyjnych) szukając dalekich celów.

„Żubrowa skradała się, nie ustając” – pisał autor „Huraganu”. „Zawadzał jej karabin, plątał się pałasz, gięły i pękały szczeble. Żubrowa pięła się. Już była tak wysoko, że odróżniała złote obszlegi u mundury austriackiego porucznika. Zaledwie kilkanaście szczebli dzieliło ją od szczytu bastionu. Markietance krew uderzyła do głowy. Jeszcze jedno okamgnienie, a spostrzegą ją, naszpikują kulami i zrzucą: – Bodaj was połamało! A niedoczekanie! Chociaż jednego, a płatnąć muszę! (tak złorzeczyła pod nosem – przyp. red.). Jakem Muszyńska z domu! Sacrebleu, nie ma śmiechu. Święty Antoni, jeżeli mnie teraz nie wesprzesz, to bodaj do Belzebuba... Tfy, żeby nie wymówić”.

Zamość odbity!

Nagle Żubrowa zobaczyła stojącego nad nią, austriackiego żołnierza. Jak pisał Gąsiorowski, w blasku karabinowego ognia dostrzegła, że był przerażony (może nie widział jeszcze tak bojowo nastawionej kobiety?). Markietanka ruszyła do ataku na tego nieboraka, który zresztą nie miał z nią szans... Dostało się też innym obrońcom. Kobieta powaliła kilku i zmieszała ich szeregi. Według Gąsiorowskiego (którego w całym opisie chyba nieco poniosła fantazja) Żubrowa złapała swój karabin i zaczęła nim wymachiwać jak cepem, siejąc prawdziwe spustoszenie. Za nią na murach Zamościa pojawił się mąż Żubrowej oraz inni, polscy żołnierze.

Utorowali głównym siłom drogę (tak na twierdzę przeprowadzono w tym czasie także z innych stron). Polskim wojskom udało się zdobyć bramy: Lwowską, Szczebrzeską i Lubelską, a potem zepchnąć Austriaków z wałów na Rynek Wielki (podczas tej walki zginęło ich ok. 300, Polaków... ok. 30). Austriacy byli furią tego brawurowego ataku oraz jego znakomitym przygotowaniem kompletnie zaskoczeni. W końcu musieli się poddać.

Po zdobyciu Zamościa mąż pani Joanny został podporucznikiem w 17 Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego (dowodził nim Józef Hornowski). Tam przeniosła się także nasza bohaterka. Pułk udał się do Torunia, gdzie jego żołnierze pracowali m.in. przy budowie miejscowych fortyfikacji. Potem Żubrowa wraz z mężem wzięła udział w słynnej kampanii wojsk napoleońskich przeciwko Rosji (w 1812 r.) Służyła w dywizji dowodzonej przez gen. Jana Henryka Dąbrowskiego. Niedaleko Bychowa Starego nad Dniestrem znów dowiodła, że jest znakomitym żołnierzem.

Gdy część oddziału dowodzonego przez Macieja Żubra został otoczony przez Kozaków, jego żona wraz z innymi żołnierzami ruszyła na odsiecz. Walka zakończyła się zwycięstwem Polaków. Niektórzy historycy (m.in. dr Roman Zuber) twierdzą, że to dopiero wówczas gen. Edward Żółtowski, udekorował tę dzielną kobietę krzyżem Virtuti Militari. To był wielki zaszczyt. Order należał się jej jeszcze za brawurowe zdobycie Zamościa, ale zwlekano z jego wręczeniem... kobiecie.

Ofiara cholery

Po klęsce wojsk Napoleona Żubrowie przedostali się do wojska polskiego stacjonującego w Saksonii. Potem trafili do Francji (uczestniczyli w kilku napoleońskich bataliach), a stamtąd wrócili do kraju. Joanna Żubrowa osiadła w miejscowości Popowice (w okolicach Wielunia). Jej mąż dostał tam posadę w lasach rządowych (pracował tam ponad 20 lat). Aż do śmierci żyli spokojnie.

„Sierżant Żubrowa przez ostatnie lata swojego życia mieszkała w Wieluniu i tam zmarła 9 sierpnia 1852 r., o godz. 14 po południu, jako piąta z kolei ofiara cholery, która wybuchła w tym mieście i uśmierciła aż 331 ludzi” – notował prof. Roman Kaleta, niestrudzony łowca zagadek, ciekawostek historycznych i obyczajowych.

„Za mej pamięci żyły osoby, które znały jeszcze Joannę Żubr. Mieszkała ona przy ulicy nazwanej obecnie jej imieniem, chodziła zawsze ubrana w ciemną odzież i nigdy nie rozstawała się z krzyżem Virtuti Militari, który nosiła normalnie przypięty do bluzki z prawej strony” – pisał Edward Sobczak z Wielunia, miejscowy regionalista. „Po jej śmierci krzyż ten znajdował się w kolegiacie wieluńskiej, przypięty do tła Matki Boskiej Różańcowej. Po zbombardowaniu Wielunia w czasie ostatniej wojny (czyli II wojny światowej – przyp. red.), krzyż ten zaginął, jak wiele innych, cennych pamiątek”.

[polecane]23376649,23376651,23373755,23372327,23366653,23360335,1;POLECAMY:[/polecane]

Bogdan Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.