Jarosław Makowski: największym wrogiem Kościoła nie są geje ani "lewacy", tylko - polscy biskupi

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Gdesz / Polskapress
Maria Mazurek

Jarosław Makowski: największym wrogiem Kościoła nie są geje ani "lewacy", tylko - polscy biskupi

Maria Mazurek

Polscy biskupi znaleźli wroga w postaci „ideologii LGBT”. Taki wróg odciąga uwagę od tematu krycia pedofilii w Kościele - mówi Jarosław Makowski, filozof i publicysta, zajmujący się tematyką Kościoła.

Co, według pana, powiedziałby papież Franciszek, gdyby słyszał słowa metropolity krakowskiego o „tęczowej zarazie”?

Tu niestety jest to „gdyby”. Kłopot w tym, że papież prawdopodobnie nie wie o słowach abp. Marka Jędraszewskiego i się o nich nigdy nie dowie. Polska już nie jest, jak za czasów Jana Pawła II, oczkiem w głowie Watykanu. Franciszek ewidentnie jest skupiony na bliższych mu krajach: Ameryki Łacińskiej i Azji, bo uważa, że to w nich - już nie w Europie - bije serce chrześcijaństwa. Możemy się więc tylko domyślać, co by powiedział papież. A więc spróbujmy: Franciszek kilka miesięcy temu wprost mówił, że chrześcijanie powinni przeprosić osoby homoseksualne za nienawiść, którą do nich żywili. Mówił też jednoznacznie, że sojusz tronu i ołtarza to fatalny pomysł, który zawsze kończy się źle dla Kościoła. I powtarza jeszcze, że chrześcijaństwo o tyle ma sens, o ile Kościół - księża i wierni - stoi po stronie biednych, wykluczonych, zepchniętych na margines, mniejszości. Mówiąc krótko: możemy się domyślać, że stanowisko polskich hierarchów kościelnych nie przypadłoby do gustu księdzu Bergoglio, biskupowi Rzymu. Ale chrześcijanie powinni zadać sobie też inne pytanie: co powiedziałby Jezus, gdyby się teraz tu pojawił i usłyszałby o „tęczowej zarazie”? Czy stanąłby po stronie polskich biskupów, którzy niemal nie otwierają ust bez używania nienawistnej mowy wobec tzw. „ideologii LGBT”, mimo że, jak sądzę, część z nich nawet nie potrafiłaby tego skrótu rozwinąć?

Co więc, według pana, zrobiłby Jezus?

Nie tylko stanąłby po stronie ciemiężonych, czyli mniejszości seksualnych, ale wziąłby też do ręki bicz ( bo czasami tak robił) i przegonił tych wszystkich księży, którzy tylko udają jego uczniów. Nie chciałby mieć z nimi nic wspólnego, bo zamieniają jego Dobrą Nowinę na „dobrą zmianę”. Dzisiaj największym wrogiem Kościoła nie są ani „lewacy”, ani geje i lesbijki - są nimi biskupi. To oni niszczą katolicyzm. Proszę zwrócić uwagę, że żaden z biskupów nie skrytykował abp. Jędraszewskiego. Żaden.

Nawet biskup Grzegorz Ryś i prymas Wojciech Polak, którzy reprezentują bardziej otwartą część Episkopatu.

Dokładnie. Mimo że dochodzą do mnie głosy, iż niektórym biskupom nie podoba się to, co wygaduje krakowski hierarcha. Znalazł się jeden odważny ksiądz - dominikanin Paweł Gużyński, który wzywał abp. Jędraszewskiego do dymisji. Został za to zesłany na trzytygodniową pokutę. Mimo że przecież dominikanie cieszą się dość dużą autonomią i nie sądzę, żeby ojciec Paweł Kozacki, czyli prowincjał zakonu, miał specjalne pretensje do swojego współbrata. Sądzę, że to krakowska kuria naciskała na zakon dominikański: albo jesteście z nami, albo bronicie tego harcownika. Te naciski, które odbywają się w kuluarach, a nie w świetle kamer, w moim odczuciu mają przynosić podwójny efekt: po pierwsze trzeba pokazać tym kapłanom, którzy chcieliby zdobyć się na odwagę, że w zderzeniu z machiną kurii i tak przegrają. A więc sygnał jest jasny - lepiej się nie wychylajcie.

A po drugie?

Biskupi jasno pokazują, że istnieje solidarność korporacyjna. To jest tak: siłę w Kościele ma ten, kto ma władzę. A władzę mają biskupi. I to doskonale widać na przykładzie wielu polskich księży - począwszy od Lemańskiego, przez Bonieckiego, na ojcu Gużyńskim kończąc - którzy są karani za to, że mają inne niż biskupi zdanie. Co więcej: po oczach bije też brak symetryczności. Ponieważ znamy przypadek jednego zakonnika z Torunia, który nazywa się ojciec Tadeusz Rydzyk - gdzie jego czyny i wypowiedzi wielokrotnie bulwersowały opinię publiczną, a głos mu z głowy nie spadł. Ojciec Rydzyk mówił na przykład, że prezydent Komorowski uległ żydowskiemu lobby (to są ewidentnie antysemickie, nienawistne teksty), a panią prezydentową nazwał czarownicą, która powinna być poddana eutanazji. To przecież treści antyewangeliczne i nieprzyzwoite. Sęk w tym, że za ojcem Rydzykiem stoi znaczna część Episkopatu i choćby krzyczał, że papież Franciszek to antychryst opętany przez gejowskie lobby, które, jak wiadomo, kontroluje świat - nie poniesie za te słowa odpowiedzialności.

Jest wielu księży, którzy prezentują zupełnie inne poglądy, sama ich znam. Możemy mówić więc o rozłamie w Kościele?

I tak, i nie. Co do tego, że wielu jest księży, którzy reprezentują ewangeliczną postawę - zgoda. Ja oczywiście nie przedstawię procentowych danych, ale z nasłuchu, który prowadzę przez rozmowy z duchownymi, wynika, że to całkiem spora grupa. Ale boją się kar, które są publicznie wymierzane, jak w przypadku ojca Gużyńskiego - więc przyjęli taktykę „dłużej klasztora niż przeora”. Pytanie tylko, czy postawa na przeczekanie tych ideologicznych bojowników w niesłusznej sprawie - myślę tu o Jędraszewskim, o Głódziu, o Milewskim, o Decu i o paru innych - jest właściwa? Czy ci zdroworozsądkowi, przyzwoici kapłani (których, jak wierzę, jest dużo) doczekają momentu, kiedy będą mieli jeszcze do kogo przemawiać i z kim rozmawiać o wierze? Czy nie ockną się w pustych kościołach?

Rozumiem, że mówimy o taktyce czekania, aż ci wspomniani biskupi, mówiąc wprost, powymierają?

Albo przejdą na emeryturę. Im w większości brakuje do „biskupiego” wieku emerytalnego po pięć czy sześć lat. Tyle że ta taktyka jest złudna. Wszystkie badania pokazują, szczególnie badania młodzieży, że oni widząc tych biskupów na barykadach, z zaciśniętymi ustami i pięściami, przyrównujących bliźnich do zarazy i szatana przebierającego się w tęczowe szaty - nie chcą mieć z takim Kościołem nic wspólnego. Doskonale obchodzą się bez takiego Kościoła w swoim życiu.

Co biskupi mają na myśli - bo przecież to sformułowanie powtórzył też abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Episkopatu - mówiąc o „ideologii LGBT”?

Sam się zastanawiam. Bo to tak, jakby mówić o ideologii osób o zielonych oczach. Za orientacją seksualną nie idzie przecież jakiś określony zestaw cech charakteru, światopoglądu czy wartości. Nie, za nią idzie konkretny człowiek, który ma nazwisko, imię, twarz, swoje życie wewnętrzne i który, być może, jest pobożnym chrześcijaninem. A być może jest kawałem chama i prowokatora, co z jego orientacją seksualną nie ma nic wspólnego. Ta cała paczka w postaci „ideologii LGBT” jest potrzebna, żeby odhumanizować tych wszystkich ludzi; żeby oni stracili swoje imię, nazwisko, twarz, człowieczeństwo - tak, jak w obozach koncentracyjnych nadawało się więźniom numery. I oni nie byli już ludźmi - byli numerami. Przypomina mi się w tym kontekście spotkanie na temat antysemityzmu w Krakowie, które prowadził nieżyjący już ksiądz Stanisław Musiał. Co chwilę na sali wstawali ludzie, opowiadając, że Polską rządzą Żydzi, że narzucają nam swoje poglądy. Ksiądz Musiał próbował ich uspokoić, tłumaczył, że to są fałszywe wyobrażenia, ale to nic nie dawało. W pewnym momencie wstał człowiek, który w milczeniu podwinął rękaw i pokazał numer z obozu koncentracyjnego. Ci wszyscy, którzy chwilę wcześniej krzyczeli o złych Żydach - nagle umilkli. To jest siła świadectwa. Już nie masz przed oczami wyimaginowanego Żyda, który niszczy twój kraj, a konkretnego człowieka, któremu patrzysz w twarz. Podobny efekt przyniosła akcja #jestemlgbt, gdzie geje i lesbijki pokazali w sieci swoją twarz. I nagle Polacy zobaczyli, że „ta tęczowa zaraza” to są zwykli ludzie - nie jakieś monstra - a nauczyciele, studenci, listonosze, którzy roznoszą ich listy i trenerzy, którzy zajmują się ich dziećmi. Dla wielu katolików, karmionych nienawistną mową części biskupów, to był szok poznawczy. To pokazuje, że dziś to nie polskie społeczeństwo ma problem z homofobią, tylko mają z nią problem polscy biskupi.

W Białymstoku to nie biskupi atakowali gejów i lesbijki.

Bo spirala nienawiści, raz wprawiona w ruch, napędza się potem już sama. Za to mam największy żal do biskupów: że oni tę spiralę nakręcają. A potem, jeśli dojdzie do tragedii, umyją ręce. To, co stało się w Białymstoku, było przykładem, jak nienawiść słowna przekłada się na nienawiść fizyczną w postaci rzucania kamieniami, kopania i przepychania. Jeśli biskup mówiący o tęczowej zarazie uważa, że to jest zwrot retoryczny, to albo jest głupi, albo kompletnie nie rozumie, na czym polega chrześcijaństwo. Raczej to drugie, bo ktoś, kto całe życie operuje słowem, ktoś, kto czyta w Księdze Przysłów, że śmierć i życie znajdują się we władaniu języka - musi przecież rozumieć, na czym polega moc słowa. Abp Jędraszewski nie jest przecież głupi. Jest za to - tak uważam - złym człowiekiem, któremu zdarzyło się zostać księdzem. I kiedyś historia go za to rozliczy. Hitleryzm nie wziął się przecież z tego, że na ulicę nazistowskich Niemiec wyjechały od razu czołgi. Wziął się z tego, że najpierw zaczęto używać nienawistnego, pełnego pogardy języka.

Nie za mocne porównanie?

Nie. Dość już milczenia. To jest moment, kiedy trzeba jasno stanąć po właściwej stronie. Chciałbym, żeby ci księża, którym brakuje dziś odwagi, również to zrobili - bo przychodzi moment, kiedy zajmujesz stanowisko na barykadzie nie dlatego, że ci się to opłaca albo że to jest bezpieczne, ale dlatego, że to jest słuszne. I jesteś dumnym, bo stoisz po stronie przyzwoitości, po stronie godności i Dobrej Nowiny. Niechże ci kapłani, którzy chcieliby podjąć to ryzyko - zrobią to, bo ostatecznie historia opowie się po ich stronie, nie po stronie Jędraszewskiego, Głódzia, Deca czy Rydzyka. Te nazwiska to kiedyś będzie wstyd polskiego Kościoła. Przyjdzie czas, że polski Kościół będzie bił się w pierś za to, że był czas, w którym nie mógł istnieć bez wroga, bez kogoś, z kim prowadziłby kulturowy spór, na kogo przenosiłby swoje uprzedzenia i fobie. Polscy biskupi wymyślili wroga, który jest sklejony z ich wyobrażeń o cywilizacji śmierci - a więc rozwiązłego, rozpustnego, grzesznego, zrelatywizowanego osobnika, który ma obsesję na punkcie życia seksualnego, najlepiej z dziećmi. Taki jest obraz „osobnika LGTB”, który przedstawia Kościół. I teraz proszę zwrócić uwagę na czas, kiedy tego wroga wymyślono: to moment, kiedy Kościół jest oskarżany i wzywany do rozliczenia się za ukrywanie pedofilii wśród kleru.

Chce pan powiedzieć, że oni specjalnie wykreowali ten temat?

Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało - oczywiście pewnie się tego nie dowiemy - że grupa wpływowych biskupów korzysta z usług agencji specjalizującej się w czarnym pijarze, która - przy udziale rządu i rządowych mediów - wymyśliła tego wroga w postaci LGBT. Wszystko po to, żeby pobudzić w tych Bogu ducha winnych, prostych ludziach - którzy dają jeszcze wiarę słowom biskupów, że mamy do czynienia z jakąś wszechobecną zarazą w postaci „ideologii LGBT” - lęk. Ale teraz odwróćmy sytuację i wyobraźmy sobie, jak ktoś zaczyna mówi, że katolicyzm to jest ideologia, to jest czarna zaraza, która się panoszy po świecie, że to są biznesmeni ubrani w koloratki, którym zależy tylko na tym, żeby wyciągnąć kasę od państwa i ludzi. Możemy przyjąć, że taki język jest w demokracji standardem, ale to nas doprowadzi do cichej wojny domowej, która - obym był złym prorokiem - zakończy się przemocą. Powtórzę raz jeszcze: nie mam wątpliwości, że przyjdzie dzień, kiedy polski Kościół będzie musiał przeprosić za Jędraszewskiego, Głódzia i spółkę, tak jak przyszedł dzień - w roku 2000 - kiedy musiał przeprosić, ustami Jana Pawła II, za nienawiść, jaką córki i synowie Kościoła dopuścili się między innymi wobec Żydów i kobiet.

Abp Jędraszewski w wywiadzie, którego udzielił już po słowach o „tęczowej zarazie”….

... Radiu Maryja, gdzie nikt nie mógł mu zadać niewygodnego pytania. Tchórzostwo. Podobnie postępuje Jarosław Kaczyński, który chodzi tylko do tych dziennikarzy, którzy zadają mu bezpieczne pytania.

W każdym razie abp Jędraszewski mówił, że mu nie chodzi o konkretnych ludzi, bo Jezus by nad nimi płakał i wołał o to, aby się nawrócili.

Pogląd, że orientacja seksualna jest kwestią wyboru albo że można się z niej wyleczyć - już dawno został przez naukę obalony. To jakiś zabobon, któremu polski Kościół uległ i w którym czuje się wyjątkowo dobrze. Kłopot w tym, że w tym Kościele jest coraz mniej Ewangelii, coraz mniej Dobrej Nowiny. A że Kościół jest potężną siłą, to w każdej parafii znajdą się ci, którzy będą w tym trwali - bo wolą spokój, który gwarantuje im Kościół, jakiś poukładany świat, nawet, jeśli podług złej logiki, a przede wszystkim przeświadczenie, że oni w tej walce stoją po właściwej stronie i są obrońcami, być może ostatnimi, cywilizacji katolickiej. Stąd duże poparcie, również wśród osób świeckich, dla abp. Jędraszewskiego. Przecież tydzień temu do Krakowa zjechało mnóstwo Polaków, czasem z drugiego końca Polski, żeby go wesprzeć, „obronić”, choć nikt go nie atakuje. To on pierwszy wyciąga „miecz”. A może tak naprawdę - przyjechali tu, aby obronić swojego przeświadczenia, że są lepsi niż ci „pederaści” i „lewacy”, którzy nie dostąpią życia wiecznego. To daje im fałszywe poczucie godności, które w jakimś sensie każe im myśleć, że są wybrani. Jaka to musi być fałszywa moralność, która podpowiada ci, że aby się poczuć dobrze - trzeba gardzić innymi ludźmi. Tymczasem chrześcijaństwo jest przecież odwrotnością takiej postawy!

Niektórzy księża apelują: módlmy się za nasze siostry i braci ze środowisk LGBT.

Okazywanie litości i współczucia to znany w psychologii trik, aby kogoś upokorzyć i upośledzić. Geje i lesbijski - przynajmniej ci, których znam - nie chcą ani współczucia, ani modlitwy polskich biskupów. Chcą tylko jednego: żeby oni dali im spokój.

Maria Mazurek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.