Jak Piłsudski i Dmowski najpierw Polskę wywalczyli, a potem podzielili

Czytaj dalej
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, zbiory D.B. Lomaczewska / East News
Mariusz Grabowski

Jak Piłsudski i Dmowski najpierw Polskę wywalczyli, a potem podzielili

Mariusz Grabowski

Polityczna wojna tow. Ziuka z Panem Romanem, a potem ich następców, do białości rozpalała emocje pokoleń Polaków. Skończyła się tragicznym wrześniem 1939 r.

Stanisław Cat-Mackiewicz zauważył kiedyś, że „największym nieszczęściem Polski stało się to, że życie tych dwóch wielkich ludzi zbiegło się w jednym czasie”. Obu wszak dzieliło wszystko: wizje odzyskania niepodległości, kształt odrodzonej Rzeczypospolitej, spojrzenie na jej politykę wewnętrzną i zewnętrzną, kierunki rozwoju. Sprzeczali się o filozofię państwa i istotę bytu narodowego, stosunek do tradycji i bliźnich. Mieli nawet inne gusta estetyczne i kulinarne.

Jak Piłsudski i Dmowski najpierw Polskę wywalczyli, a potem podzielili
Narodowe Archiwum Cyfrowe 14 listopada 1918 r. Rada Regencyjna rozwiązała się, przekazując Józefowi Piłsudskiemu, jako naczelnemu dowódcy WP, całość posiadanej przez siebie władzy w Królestwie Polskim.

Pierwsze polityczne starcie

Jakby na ironię, nie różnili się jedynie w tak egzotycznej jak na polityków kwestii jak podejście do kobiet. Konkretnie do jednej kobiety - Marii z Koplewskich Juszkiewiczowej, którą w 1899 r. poślubił Józef Piłsudski. Niektórzy historycy w tym właśnie upatrują pierwocin niechęci Dmowskiego do rywala (tajemnicą poliszynela było to, że pani Maria odrzuciła wcześniej oświadczyny Dmowskiego). Uczniowie pana Romana przez lata starali się postawić go w korzystniejszej sytuacji niż bycie „tym drugim”. Ale faktem jest, czemu Dmowski dał kilkakrotnie wyraz, że owe uczucia przywódcy narodowej demokracji musiały być bardzo gorące, bowiem do końca życia pozostał kawalerem.

Lecz historyczna prawda jest taka, że obu dżentelmenów już wcześniej poróżniła ideologia. Jeśli wierzyć Wacławowi Sieroszewskiemu, obaj najwięksi statyści II RP poznali się w Wilnie latem 1892 r. Piłsudski wrócił właśnie z zesłania i głosił hasła PPS-owskiej rewolucji, Dmowski zaś, przejęty myślą o zorganizowaniu obchodów Konstytucji 3 maja żmudnie budował środowisko polityczne. Ciekawe musiało być to zetkniecie rewolucjonisty i intelektualisty, który formułował właśnie główne tezy „Myśli nowoczesnego Polaka”.

Zacytujmy Ludwika Kulczyckiego, secesjonistę z ówczesnego PPS, członka III Proletariatu, który tak charakteryzował obu polityków:

„Pan Piłsudski napisał w »Promieniu« swe naiwne zwierzenia, w jaki sposób został socjalistą. Były one tego rodzaju, że pan Dmowski, znany demokrata narodowy, wróg socjalistów, zauważył słusznie, że pan Piłsudski nie jest właściwie socjalistą, nie wywołując tym protestu tego ostatniego. Zdanie pana Dmowskiego jest zupełnie słuszne. Z wynurzeń bowiem pana Piłsudskiego wychodzi na wierzch szowinizm, nienawiść do wszystkiego co rosyjskie oraz pewien naiwny romantyzm”.

Podobnego zdania był Cat-Mackiewicz, autor późniejszej apologetycznej książki „Klucz do Piłsudskiego”, w której przedstawił go bardziej jako następcę romantyków niepodległościowców niż socjalistycznego bojowca z rewolwerem w ręku.

Już kilka lat później panowie twardo stali na swych politycznych pozycjach. Spotkali się ponownie, i to w najbardziej nieoczekiwanym miejscu - w Tokio. Piłsudski pojechał tam po militarną pomoc dla PPS-u, Dmowski - by przekonać Japończyków, że antyrosyjskie powstanie jest dla Polaków szkodliwe. Ponoć spotkali się na tokijskiej ulicy i - jak nakazują dobre maniery - grzecznie się sobie ukłonili. A misja Piłsudskiego? Rząd japoński po zasięgnięciu rad naczelnego dowództwa armii odrzucił propozycję PPS. Był to pierwszy z wielu dowodów dyplomatycznego talentu Dmowskiego.

Dmowski w defensywie

Jak Piłsudski i Dmowski najpierw Polskę wywalczyli, a potem podzielili
Narodowe Archiwum Cyfrowe 25 kwietnia 1920 r. Piłsudski rozpoczął tzw. wyprawę wschodnią. Jej celem było zdobycie Kijowa, wyparcie bolszewików i restytucja Ukrainy naddnieprzańskiej.

20 lat później w swojej najgłośniejszej chyba książce „Polityka polska i odbudowanie państwa” Dmowski wspominał tamte czasy: „Próbowałem dowiedzieć się od kierownictwa PPS, co mają zamiar osiągnąć przez ruch powstańczy w Królestwie, jak im się przedstawiają widoki jego powodzenia, jak sobie wyobrażają realne jego skutki. Usiłowałem ich przekonać, że to, co chcą zrobić, jest nonsensem i zbrodnią wobec Polski”. Faktycznie, w 1904 r. Dmowski nie mógł wiedzieć, że niebawem Piłsudski, tworząc niepodległościową frakcję w PPS-ie, zorganizuje najpierw akcję pod Bezdanami, a potem Związek Walki Czynnej, zalążek legionów.

Tu zróbmy dygresję historiozoficzną: socjalizm Piłsudskiego i ruch narodowy Dmowskiego stanowiły dwie, zupełnie nieprzystające do siebie wizje odbudowy Polski.

Ale obie okazały się niezbędne, gdy dogasała I wojna światowa. Piłsudski, opromieniony legendą legionów, przejmujący władzę od Rady Regencyjnej w listopadzie 1918 r., i Dmowski, który jako delegat Polski na konferencję pokojową w Paryżu wygłaszał 29 stycznia 1919 r. pięciogodzinne exposé na temat naszych żądań narodowych. W czerwcu tegoż roku szef endecji podpisał traktat wersalski przywracający Polskę na mapy Europy. Historia uśmiechnęła się sprawiedliwie do obu naszych mężów stanu. Oni sami rozpoczęli jednak kolejną odsłonę wojny między sobą.

Ich kolejne spotkanie odbyło się w maju 1920 r. w Warszawie. Piłsudski był bohaterem wyprawy kijowskiej, Dmowski wrócił z Paryża, a rozmowa przypominała według świadków bardziej bazarową kłótnię niż wymianę argumentów. Ale obaj panowie po dżentelmeńsku komentowali dla prasy swoje wrażenia.

Dmowski:

„Piłsudski to niewątpliwie wielki człowiek, choć nie mogliśmy w niczym uzgodnić naszych poglądów”.

Piłsudski:

„Dmowski to jedyny polityk, z którym warto dyskutować”.

Przede wszystkim odmienne były ich koncepcje państwa i jego rozwoju. Marszałek wierzył w konfederację ze wschodnimi sąsiadami przeciw zagrożeniu rosyjskiemu, Roman Dmowski wierzył, że Polska powinna być państwem jednonarodowym i katolickim, upatrując przyczyny upadku Rzeczypospolitej w jej zróżnicowaniu. Widział Dmowski w Piłsudskim zagrożenie wynikające z tego, że „nie rozumie Polski”, jak pisał w liście do Stanisława Grabskiego, „a otrzymawszy posadę boga od jołopów, którzy go otaczają, usiłuje być większym, niż go Pan Bóg stworzył”.

Weźmy sprawę pierwszą z brzegu: Dmowski był wówczas największym przeciwnikiem nadmiernych przywilejów naczelnika państwa. To jego właśnie wysiłkom zawdzięczała konstytucja polska z marca 1921 r. znaczne ograniczenie władzy prezydenta. Obawiając się, że Piłsudski przejmie ten urząd, Roman Dmowski sprowadził rolę prezydenta do funkcji czysto reprezentacyjnej, gdyż wszelkie jego decyzje wymagały aprobaty Sejmu lub kontrasygnaty stosownego ministra. Z tej przyczyny marszałek nie zdecydował się nigdy na stanowisko prezydenta.

Dystyngowany, w typie angielskiego dżentelmena Roman Dmowski oraz sarmacki, zdobny w sumiaste wąsy Józef Piłsudski. Piłsudski ze wszystkich sił starał się Dmowskiego izolować politycznie. Jedynym rządowym stanowiskiem Dmowskiego było trwające miesiąc ministrowanie w roli szefa MSZ w gabinecie Wincentego Witosa w 1923 r. Nic dziwnego, że gdy Piłsudski zdecydował się na zamach majowy, jego adwersarz, wtedy już stojący na czele bloku ugrupowań narodowych i katolickich, przypuścił na niego wielką ofensywę propagandową. Nieskuteczną, bowiem rządy w Polsce pewnie przejęła sanacja, oparta na armii i środowisku wokół Piłsudskiego - nowego premiera.

Nic dziwnego, że po przewrocie majowym w 1926 r. i objęciu władzy przez piłsudczyków cała opozycja stała się celem ataków i prześladowań. Dmowski padł ofiarą sanacji niejako podwójnie: nie tylko zwalczano jego ugrupowanie polityczne, ale również w zapomnienie szły jego zasługi dla Polski, przede wszystkim te z Wersalu, gdzie wywalczył zarys granic Niepodległej, z dostępem - jak wciąż podkreślali endeccy propagandyści - do morza i granicami tożsamymi w swej większości z ostatecznym kształtem II RP.

Wobec nadciągającej wojny

Lata 30. XX w. w Polsce to już totalne starcie dwóch ideologii: endeckiej, postulującej kraj jednolity etnicznie, polonizujący mniejszości narodowe, antyniemiecki i pełniący na wschodzie rolę bufora przed barbarzyńcami, i tej wyrosłej ze spuścizny politycznej Piłsudskiego, stawiającej na silne, autorytarne państwo, antykomunizm, a w polityce zagranicznej - na federację państw powstałych na gruzach I Rzeczypospolitej. Ideologiczne podchody trwały aż do 1939 r., a zakonserwowane przez wojnę pokazują swoją trwałość także dzisiaj. Do śmierci Piłsudskiego Dmowski i Marszałek nie spotkali się już osobiście. Pierwszy zajął się pisaniem książek (wtedy m.in. powstała rozprawa „Kościół, naród i państwo”), publicystyką i działalnością w ruchu narodowym.

Sprzedał majątek pod Poznaniem i przeniósł się do Warszawy. Po wylewie krwi do mózgu osiadł w 1927 r. w Drozdowie na Podlasiu, gdzie zmarł w styczniu 1939 r. Drugi, coraz bardziej rozczarowany polityką, coraz bardziej odsuwał się na bok. Władzę po nim przejęli wierni oficerowie, tzw. piłsudczycy, na czele z Edwardem Rydzem-Śmigłym jako generalnym inspektorem sił zbrojnych i Józefem Beckiem, szefem MSZ. Kult, który wprowadzili jego następcy, sprawił, że we wszystkich rankingach na najwybitniejsze postaci Polski Józef Piłsudski wygrywa dziś w cuglach.

Już w połowie lat 30. endecy kpili z portretów Marszałka, które wisiały w szkołach i urzędach, i wychowywania młodzieży w aurze jego wielkości. Z kolei piłsudczycy nigdy nie odpuścili okazji, by przedstawić Dmowskiego w świetle jego nacjonalizmu i antysemityzmu. Te stereotypy przetrwały w najlepsze okres okupacji, stalinizmu, dziesięciolecia socjalizmu, przełom 1989 r. i dobrze się mają także dziś.

Zacytujmy tu wypowiedź prof. Jana Żaryna z panelu historycznego „Piłsudski vs. Dmowski”, który odbył się w 2015 r. na Uniwersytecie Warszawskim: „Zarówno Dmowski, jak i Piłsudski byli politykami suwerennymi, zarówno w myśleniu, jak i w działaniu. Dmowski przejawiał dużą zdolność rozumienia geopolityki. Według niego, jeżeli Polska ma być suwerenna, to tylko wtedy, gdy w konflikcie między zaborcami zostaną pokonane Niemcy, gdyż bez Pomorza, Śląska i Wielkopolski nie będzie Polski niepodległej. Dmowski uważał Rosję za azjatycką państwowość, która nie jest zdolna do pokonania ducha polskiego, polskiej wolności. Natomiast, według niego, Niemcy są dużo silniejszą kulturowo cywilizacją”.

Wydaje się, że w gorących latach 30. nikt nie przewidywał jeszcze skutków ideologicznego zacietrzewienia obu obozów politycznych. Siła endeków została złamana, z kolei obóz sanacyjny, po śmierci Józefa Piłsudskiego w 1935 r., popadał w coraz większą polityczną pychę. Dowodem niewiarygodna kariera Edwarda Rydza-Śmigłego. 10 listopada 1936 r. prezydent Ignacy Mościcki mianował go generałem broni i jednocześnie marszałkiem Polski oraz udekorował Orderem Orła Białego. Jego buławę marszałkowską poświęcono uroczyście w kaplicy Zamku Królewskiego w Warszawie. Profesor Paweł Wieczorkiewicz pisał, że w tym momencie został przekroczony „punkt krytyczny” w historii II RP. Ostentacyjna „buławizacja” wywołała powszechny niesmak w polskich sferach politycznych, a słowa Mościckiego skierowane do Śmigłego: „Masz razem z Prezydentem, szanując jego obowiązki konstytucyjne, prowadzić Polskę ku najwyższej świetności”, rysowały przyszłość w czarnych barwach.

Jak Piłsudski i Dmowski najpierw Polskę wywalczyli, a potem podzielili
Narodowe Archiwum Cyfrowe Komitet Narodowy Polski w Paryżu. Siedzą: Maurycy Zamoyski, Roman Dmowski i Erazm Piltz. Stoją m.in. Konstanty Skirmunt i Władysław Sebański.

Ja zareagowano na to w obozie endeków? Jedynie publicystyczną wrzawą. Główną formacją Narodowej Demokracji w latach 30. pozostawało wciąż Stronnictwo Narodowe kierowane przez Romana Dmowskiego. W Stronnictwie toczyła się walka między narodowo-liberalnym skrzydłem „starych” a skłaniającymi się ku autorytaryzmowi „młodymi”. Po wyeliminowaniu wpływów „starych” doszło do podziału na ekstremistyczną frakcję Jędrzeja Giertycha i grupę Tadeusza Bieleckiego, bardziej skłonną do kompromisu z sanacją. Dmowski był coraz bardziej zmarginalizowany, podobnie jak cały ruch narodowy. Jego wpływ na bieżącą politykę Polski był praktycznie znikomy.

Schyłek marzeń

Historycy są zgodni: oba zwaśnione obozy w obliczu nadciągającej katastrofy pozostawały ślepe. Wobec sanacyjnej propagandy także społeczeństwo i inne ugrupowania pozostawały zdezorientowane. Profesor Wieczorkiewicz tak pisał w „Historii politycznej Polski 1935-1945”: „Wewnętrzne spory i podziały zaczęły schodzić na daleki plan. Stanowisko partii i ugrupowań politycznych w kwestii przyszłej wojny było najzupełniej jednoznaczne. Najdalej, powołując się na myśl polityczną Dmowskiego, posunąć się mogło Stronnictwo Narodowe. W jego to i Rzeczypospolitej imieniu Kowalski (Kazimierz Józef, członek Zarządu Głównego SN) domagał się zatem ustanowienia przyszłej granicy polsko-niemieckiej na »dawnej rubieży historycznej na linii Sudetów i Dolnej Odry«”.

Ówczesne endeckie oderwanie od realiów przyrównać można jedynie do popularnej ulicznej piosenki z końca lat 30., z której tak dumni byli rządzący Polską sanatorzy:

„Nikt nam nie zrobi nic,
Nikt nam nie weźmie nic,
Bo nas prowadzi Śmigły,
Marszałek Śmigły-Rydz”.

Wieczorkiewicz zauważa jednak, że tuz przed klęską wrześniową w środowisku piłsudczyków nastąpiło chwilowe otrzeźwienie. Pojawił się nawet pomysł powołania „rządu narodowego” podobnego do tego z okresu wojny z bolszewikami, i dopuszczenia do rządów opozycji. Wiosną 1939 r. zaczęły się rozmowy sondażowe z przedstawicielami partii. Przedstawiciele naczelnych władz Stronnictwa Ludowego i PPS, przyjęci przez Mościckiego, domagali się jako warunku wstępnego zapowiadającego demokratyzację życia publicznego, amnestionowania przebywających na emigracji „więźniów brzeskich”.

Wieczorkiewicz dodaje: „Nieco inne stanowisko zajęło Stronnictwo Narodowe. Po śmierci Dmowskiego w styczniu, którego warszawski pogrzeb stał się przejmującą demonstracją patriotyczną, Bielecki, eliminując z funkcji prezesa Kowalskiego, przechwycił bez trudu partyjny ster. Wierząc w poufne kontakty, które podtrzymywał m.in. z Sosnkowskim, oświadczał hardo:

„»Pójdę na Zamek, jeśli mnie wezmą do objęcia rządów w Polsce«”.

Nie trzeba chyba dodawać, że z planów „rządu narodowego” nic nie wyszło, a już niebawem wojna miała zakończyć kolejny etap sporu Piłsudskiego z Dmowskim. Jego ciąg dalszy rozegrał się już na emigracji.

Po latach Jerzy Giedroyc sformułował chwytliwą tezę, że dzisiejszą Polską wciąż rządzą dwie trumny, przy których gromadzą się ideowi spadkobiercy Marszałka i przywódcy endecji. Ale podobne refleksje mieli baczni obserwatorzy polskiej polityki już przed wojną. Stanisław Cat-Mackiewicz pisał, że endecy i sanatorzy potrzebni są sobie jak przedmiot i jego cień. „Nie byłoby wielkości Dmowskiego bez Piłsudskiego i odwrotnie” - pisał.

Gdy w 1936 r. Śmigły-Rydz powoływał do życia Obóz Zjednoczenia Narodowego, Cat dowodził, że to nic innego jak sanacyjna forma ruchu młodo-endeckiego. A po zjeździe założycielskim OZON-u kpił wręcz, że „przy dźwiękach »Pierwszej Brygady« recytowano tam napuszone wersety z Dmowskiego”. A to świadczy tylko o tym, że polityczną odpowiedzialnością za wrześniową klęskę możną obciążyć obie strony tego arcypolskiego konfliktu.

Mariusz Grabowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.