Dariusz Szreter

Henryk Ćwikliński: Bez paniki, taka inflacja jest wręcz pożądana [ROZMOWA]

Profesor Henryk Ćwikliński, ekonomista UG Fot. Archiwum Profesor Henryk Ćwikliński, ekonomista UG
Dariusz Szreter

Z prof. Henrykiem Ćwiklińskim, kierownikiem Katedry Polityki Gospodarczej Wydziału Ekonomii UG, rozmawia Dariusz Szreter

W styczniu ceny wzrosły o blisko dwa procent. To najwyższy wskaźnik inflacji w Polsce od czterech lat. A jeszcze w listopadzie notowaliśmy deflację, czyli - można powiedzieć - inflację ujemną. Mamy się bać wzrostu cen czy raczej przyzwyczajać?

Trzeba się przyzwyczajać i traktować to zjawisko jako normalne. Inflacja dwuprocentowa nie jest żadnym problemem. Co więcej, trzeba pamiętać, że pierwszym i podstawowym celem działania Narodowego Banku Polskiego jest utrzymywanie inflacji na poziomie 2,5 procent rocznie, plus minus jeden procent. I dziś nie ma powodu, żeby tragizować.

A kiedy będzie powód?

Pyta Pan o to, co jest kluczowym pojęciem makroekonomii - oczekiwania. W głównej mierze zależą one od tego, jak będą się kształtowały ceny paliw na rynkach światowych i w związku z tym, jakie będą ceny benzyny w Polsce. Cena baryłki ropy w USA kształtuje się na poziomie nieco powyżej 50 dolarów, czyli nie jest źle. Drugie ważne pytanie, to jakich można się spodziewać tendencji w zakresie kształtowania cen żywności.

Cena baryłki ropy w USA kształtuje się na poziomie nieco powyżej 50 dolarów, czyli nie jest źle. Drugie ważne pytanie, to jakich można się spodziewać tendencji w zakresie kształtowania cen żywności.

Tu podwyżki najbardziej dotykają przeciętnych konsumentów. W domowych budżetach Polaków wydatki na żywność procentowo stanowią większe obciążenie niż w przypadku obywateli krajów bardziej rozwiniętych.

To prawda. Dlatego najpierw mówiłem o ropie, bo to transport ma podstawowe znaczenie dla ceny produktów spożywczych. Zresztą z tego powodu wyróżnia się inflację ogólną, tzw. CPI (consumer price index), oraz inflację bazową, czyli „oczyszczoną” z danych o wzroście cen żywności i ropy. Gdyby chcieć być bardzo precyzyjnym, w sensie naukowym, trzeba by jeszcze przeanalizować ten drugi wskaźnik.

Naukowa precyzja interesuje Kowalskiego znacznie mniej niż fakt, że za kostkę masła musi teraz zapłacić o jedną trzecią więcej niż kilka miesięcy temu.

To okresowe wahania, zależne od sytuacji w konkretnym sektorze produkcji. Miesiąc temu na przykład gwałtownie wzrosła cena papryki.

W Hiszpanii był atak zimy.

Zdaje się, że tak. Wracając do tematu: w dłuższej perspektywie nie widzę przesłanek do rozwoju inflacji powyżej 2,5 proc. Taka inflacja jak teraz jest wręcz pożądana, głównie z punktu widzenia rynków finansowych: akcji kredytowych, inwestycji i przede wszystkim akcji depozytowej. Przy tendencjach leciutko deflacyjnych banki komercyjne zjeżdżały ze stopami oprocentowania depozytów poniżej wszelkiej przyzwoitości. W PKO BP stopy procentowe wynosiły około pół procent w skali rocznej. To jest w ogóle nic.

W dłuższej perspektywie nie widzę przesłanek do rozwoju inflacji powyżej 2,5 proc. Taka inflacja jak teraz jest wręcz pożądana, głównie z punktu widzenia rynków finansowych: akcji kredytowych, inwestycji i przede wszystkim akcji depozytowej.


Ale Rada Polityki Pieniężnej nie zdecydowała się w ub. tygodniu na podniesienie stóp procentowych, a jej szef Adam Glapiński zapowiedział, że raczej nic takiego w tym roku nie nastąpi.

Podzielam to stanowisko. Jeśli nie będzie znaczących wzrostów cen paliw płynnych, wydaje mi się, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa, by inflacja wymknęła się spod kontroli.

Pracodawcy RP obliczyli, że Polacy, którzy trzymają pieniądze w bankach, mogą - przy takim, jak Pan mówi, bezpiecznym poziomie inflacji - stracić 6,6 mld zł.

Zgadza się.

To jak się przed tym bronić?

W tej chwili relatywnie wysoko oprocentowane są obligacje Skarbu Państwa, bo rząd potrzebuje pieniędzy. Drobni ciułacze kupują więc przede wszystkim obligacje skarbowe, pomagając tym samym realizować program 500 plus.

Tylko że - wobec inflacji - to już nie jest to samo 500 zł, które wielodzietni dostawali rok temu.

Tak właśnie działa inflacja.

Można przed jej skutkami chronić ludzi indeksacją.

No już nie przesadzajmy.

Gdzie tu przesada?

Opozycja nie potrafi wymyślić czegoś, co byłoby prezentem dla wyborców, którzy pytają przede wszystkim: „a co ja z tego wszystkiego dostanę?”. Z pomysłem indeksowania 500 plus byłby Pan przed następnymi wyborami dobrym doradcą jakiejś nieodpowiedzialnej partii opozycyjnej. Ten pomysł spełnia wszelkie kryteria, odwołując się do powiedzenia klasyka, który teraz zarządza polską telewizją, by „ciemny lud to kupił”.

Dariusz Szreter

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.