Grzegorz Opaliński: Tęskni się za tą adrenaliną

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Kapica
Miłosz Bieniaszewski

Grzegorz Opaliński: Tęskni się za tą adrenaliną

Miłosz Bieniaszewski

Grzegorz Opaliński był asystentem Leszka Ojrzyńskiego w Koronie Kielce, Podbeskidziu i Górniku Zabrze. - Liczę, że jeszcze wrócę do ekstraklasy - mówi.

Co słychać u Grzegorza Opalińskiego?

W zasadzie czekam w gotowości (śmiech). Aktualnie jestem trenerem oceniającym ośrodki przy Polskim Związku Piłki Nożnej. Są to Gimnazjalne Ośrodki Szkolenia Sportowego Młodzieży. Ja oceniam te z Krakowa i Tarnowa. Dwa razy w miesiącu muszę się pojawić w danym ośrodku i ocenić go pod kątem organizacyjnym, a także merytorycznym.

Jest pan dalej koordynatorem szkolenia Młodzieżowego Łomżyńskiego Klubu Sportowego?

Tak. To spory klub, w którym trenuje ponad 500 dzieci i pracuje 23 trenerów. Prowadzę tam również zajęcia indywidualne.

Nie tęskni pan za pracą z seniorami?

Zajęć mi co prawda nie brakuje, ale wierzę, że życie się do mnie jeszcze uśmiechnie i wrócę do pracy z seniorami. Każdy trener, który zasmakował tego zawodu, tęskni za adrenaliną, która jest nieodłącznym elementem tej pracy. Miałem dwie propozycje samodzielnej pracy, ale jeszcze się nie zdecydowałem.

Czeka pan na telefon od Leszka Ojrzyńskiego?

Nie ukrywam, że czekam na ruch z jego strony. Mam nadzieję, że szczęście się do nas uśmiechnie i niebawem wrócimy do ekstraklasy.

Nie wolałby pan pracować na własny rachunek?

Wszystko jest kwestią oceny sytuacji. Sam na tym poziomie pracować nie mogę, bo dopiero w przyszłym roku mam zamiar robić UEFA Pro, która umożliwi pracę na poziomie ekstraklasy i 1 ligi. Praca tam, a w 3 czy 4 lidze to spora różnica, jeśli chodzi o możliwości i realizowanie się, jako trenera. Człowiek obraca się wokół innych zawodników. Często zastanawiam się jednak czy nie pora przypomnieć się kibicom i wziąć sprawy w swoje ręce, ale na razie konkretnych ofert nie było. Zajmuję się więc czym innym, ale to też mnie rozwija. Z każdej pracy można wyciągnąć coś ciekawego dla siebie.

Jedno jest pewne - gdyby nie Leszek Ojrzyński, to nie miałby pan okazji pracować w ekstraklasie...

Przez te pięć lat zebrałem wielką naukę. To były zupełnie inne doznania, niż to z czym miałem do czynienia do tego czasu. Była to też okazja do poznania ludzi, którzy osiągali w piłce duże sukcesy.

Jak pan wspomina tamten czas?

Każdy klub, w którym pracowałem miał swoją specyfikę i każda praca była inna.

Najlepiej było w Koronie Kielce?

Byliśmy sztabem, który najdłużej pracował w Koronie. Poznałem tam wielu ludzi. Współpracowałem choćby z Aleksandarem Vukovicem i dzięki niemu miałem okazję uczestniczyć w stażu u Stanisława Czerczesowa, który wtedy trenował Legię Warszawa, a teraz jest selekcjonerem reprezentacji Rosji.

Jaki jest Czerczesow?

Kreowany jest na surowego trenera, a okazał się bardzo miłym człowiekiem i chętnie dzielił się swoją wiedzą. Jednym z moich zadań było zanalizowanie gry Legii. Miałem okazję przyglądnąć się jego pracy i widać, że dużo czerpie z piłki hiszpańskiej i włoskiej. Z naciskiem na tę pierwszą. Tak więc brak pracy w roli trenera jest trudnym czasem, ale z drugiej strony to szansa, aby się dokształcać i poszerzać swoją wiedzę. Trener Ojrzyński jest bardzo wymagający i będąc jego asystentem nie miałem za wiele wolnego czasu. Teraz mogę więc nadrobić pewne sprawy, choćby lekturę. A już nasz zawód jest taki, że każdy w pewnym momencie jest przecież bez pracy.

To co ostatnio pan czytał?

Obecnie czytam „Kopalnie talentów” Rasmusa Ankersena. Jest to książka, która uczy jak rozpoznawać talenty i jak nimi kierować. To człowiek, który zjeździł cały świat i obserwował choćby lekkoatletów z Etiopii. Dar do odkrywania talentów ma Leszek Ojrzyński. Jak pracowaliśmy z Koronie to z rezerw Polonii Warszawa chciał ściągnąć Łukasza Teodorczyka. Był przekonany, że osiągnie sukces. Minęło kilka lat i tak się faktycznie stało. Leszek pracował też choćby z Robertem Lewandowskim i Igorem Lewczukiem.

Dlaczego wam nie poszło w Górniku Zabrze?

Skończyło się smutnym akcentem, bo szybko nam podziękowano i nie dano możliwości walki o utrzymanie. Cóż, w Zabrzu kibice są bardzo wymagający i emocjonalnie nastawieni do piłkarzy oraz trenerów. To też jednak pewna nauka dla mnie.

Kluby, w których pan pracował Podbeskidzie Bielsko-Biała i Górnik Zabrze spadły z ekstraklasy. Zaskoczyły pana ich wyniki jesienią? Nie da się ukryć, że po tych drużynach spodziewano się więcej.

Przede wszystkim zaskoczyły mnie wyniki Podbeskidzia. Latem się przecież wzmocnili. Ściągnęli choćby Michała Janotę, który ma wielki potencjał. To jeden z lepszych piłkarzy, jakich miałem okazję oglądać z bliska. A Górnik? Końcówkę miał niezłą. Byłem na meczu w Mielcu i tam akurat nic nie wskazywało na wygraną zabrzan. Stal była lepsza, ale Górnik konkretniejszy. Obydwu tym drużynom, Podbeskidziu i Górnikowi cały czas jednak kibicuję i mam nadzieję, że jeszcze będą się liczyły. Ekstraklasa bez takiej firmy jak Górnik, to inna zupełnie ekstraklasa. Ciężko im jednak będzie, bo w 1 lidze jest sporo konkretnych drużyn zainteresowanych awansem. Faworytami więc już nie są.

Trener Ojrzyński powiedział, że kiedyś będzie trenerem Legii Warszawa. Gdyby wtedy zadzwonił to...

Pewnie bym nie odmówił (śmiech). Nie ukrywam, że moim celem jest znów pracować w ekstraklasie. Mam nadzieję, że doczekamy tego razem.

Ta praca w Legii to marzenie trenera Ojrzyńskiego. A o czym marzy Grzegorz Opaliński?

Marzeń mam sporo. O powrocie do ekstraklasy już mówiłem. Choćby jako asystent Leszka. Przy nim nauczyłem się bardzo dużo i jestem innym trenerem odkąd go poznałem. Zwracam uwagę na rzeczy, o których wcześniej nawet nie myślałem. Wracając do marzeń, to chciałbym jeszcze kiedyś znów popracować w Stali Rzeszów i mam nadzieję, że będzie mi to dane.

Tu mnie pan trochę zaskoczył...

Dlaczego?

Nie sądziłem, że takim sentymentem darzy pan Stal Rzeszów...

To przecież Stal dała mi szansę jako trenerowi, a więc sentyment jest i to spory.

Śledzi pan co się dzieje na podkarpackim podwórku?

Oczywiście, że śledzę. Ze wszystkim jestem ba bieżąco.

To jak pan oceni postawę Stali Mielec w 1 lidze?

W naszym województwie każdy powinien kibicować Stali Mielec. Początek mieli może średni, ale z czasem nabierali doświadczenia i wyglądało to coraz lepiej. Widziałem ich w kilku meczach i mogli się podobać. Nawet w tym przegranym meczu z Górnikiem.

W 2 lidze mamy Siarkę Tarnobrzeg i Stal Stalowa Wola...

Ja w ogóle kibicuję wszystkim klubom z naszego województwa. Szczerze mówiąc to jestem zaskoczony postawą Siarki i Stali. W Stalowej Woli była rewolucja i początkowo nie wyglądało to za dobrze, ale końcówkę mieli już niezłą. Ich celem jest utrzymanie i sądzę, że tego dokonają. Siarka ma natomiast realne szanse na awans. Widać tam doskonałą pracę trenera Gąsiora.

W Rzeszowie była natomiast walka o dodatkowe pieniądze z ratusza...

Śledziłem tę rywalizację. Z jednej strony wywodzę się z Resovii, jej trenerem jest Szymon Szydełko, czyli mój przyjaciel i były asystent. W tym klubie nie dano mi jednak szansy, a otrzymałem ją w Stali Rzeszów. Wielu jest jednak takich trenerów, którzy pracowali w obu klubach. Można więc powiedzieć, że kibicowałem obu klubom.

Izolator Boguchwała, czyli ostatni klub, w którym pracował pan jako pierwszy trener jest w 4 lidze. Gdyby zadzwonili do pana z Boguchwały to...

Chyba nie zadzwonią (śmiech). Jesienią osiągnęli niezły wynik i nie przewiduję, aby doszło tam do zmiany trenera.

Jeśli jednak zadzwonią?

To rozważę ofertę (śmiech). Ciągnie człowieka, żeby móc przekazać swoją wiedzę jako pierwszy trener.

Co byłoby dla pana najlepszym prezentem pod choinkę?

Oryginalny pewnie nie będę. Najważniejsze jest zdrowie i tego życzę sobie przede wszystkim.

No i pewnie telefonu od Leszka Ojrzyńskiego?

I telefonu od Leszka (śmiech).

Miłosz Bieniaszewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.