Gimnazjalista daje radę nawet na Atlantyku

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Kasprzyk
Agnieszka Drzewiecka

Gimnazjalista daje radę nawet na Atlantyku

Agnieszka Drzewiecka

- Co było najfajniejsze w rejsie? Chyba to, gdy przez trzy dni bez przerwy płynęliśmy w sztormie - mówi 14-letni Łukasz Kasprzyk.

W maju ubiegłego roku przedstawiciele Niebieskiej Szkoły odwiedzili Szkołę Podstawową nr 13. Opowiedzieli uczniom o swoich rejsach morskich połączonych z nauką szkolną (płynąc przez ocean młodzież uczy się żeglarstwa, ma też zwykłe lekcje jak w szkole). Łukasz Kasprzyk od razu pomyślał, że to coś dla niego. Powiedział o tym rodzicom, ale wątpił, że się zgodzą. Rodzice jednak nie mieli żadnych wątpliwości. - Uznaliśmy, że to dla niego szansa doświadczyć czegoś wyjątkowego, przeżyć niezwykłą przygodę, jednocześnie pokonując swoje słabości. Bo to kształtuje charakter - mówi Małgorzata Kasprzyk, mama Łukasza.

I tak Łukasz, uczeń drugiej klasy gimnazjum, wyruszył 22 lutego w siedmiotygodniowy rejs z Martyniki do Malagi. Na pokładzie około 50-metrowego żaglowca wraz z nim było 29 uczniów z różnych zakątków Polski, nauczyciele i 8 osób z załogi. Najpierw przez 9 dni pływali po Karaibach, od wyspy do wyspy. - Uczyliśmy się wtedy podstaw żeglarstwa, nawigacji. Uczyliśmy się rozpoznawać 200 rodzajów lin, podstawowe węzły, jak składać trap czy rozkładać żagle - opowiada Łukasz.

Potem wypłynęli w rejs po oceanie. Do następnego portu w Azorach płynęli przez 22 dni, cały czas bez żadnego kontaktu z rodzicami i całą resztą świata. - Najfajniej było gdy płynęliśmy w sztormie. Dowiedzieliśmy się o nim dzień wcześniej, nie mogliśmy się doczekać. Wiatr wiał 120 km na godzinę, fale miały po 5 metrów. Raz w nocy, gdy stałem na sterze widziałem, jak fala przechodzi przez pokład - wspomina Łukasz.


Na oceanie wiatr wiał 120 km na godzinę, fale miały po 5 metrów

Każdego dnia uczestnicy mieli mnóstwo pracy. Każdy miał dwie czterogodzinne wachty, a podczas nich różne obowiązki: dyżur przy trapie, pilnowanie cum, szycie żagli, malowanie, sprzątanie. Ale przy okazji oglądali delfiny, wieloryby. - Było czasem ciężko, na przykład gdy musiałem oczyszczać wodę z zęzy. To jest najniższy poziom statku, woda tam zbiera cały smar i zanieczyszczenia, jest brzydki zapach i gorąco. Ale dawałem ze wszystkim radę - mówi Łukasz.
Żeglarze byli w portach na
Azorach. Te wycieczki Łukasz wspomina najlepiej. Oglądał malownicze, kolorowe domki, ogrody botaniczne, fortece, krater wulkaniczny. Następny przystanek miał w Puerto de Motril w Hiszpanii, a stamtąd popłynął do Malagi.
Po tej przygodzie Łukasz jest pewien, że niedługo zrobi patent żeglarski, a po gimnazjum, popłynie w kolejny rejs.

Agnieszka Drzewiecka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.