Gaz w teatrze na Dubrowce. FSB skazała na śmierć wielu zakładników

Czytaj dalej
Fot. AP Photo/Gazeta Gazeta
Grzegorz Kuczyński

Gaz w teatrze na Dubrowce. FSB skazała na śmierć wielu zakładników

Grzegorz Kuczyński

Teatr na Dubrowce zajęli, biorąc setki zakładników, bojownicy z Kaukazu, głównie Czeczeni. Większość z nich nie wiedziała, że tak naprawdę bierze udział w inscenizacji przygotowanej przez FSB. Na Łubiance zdecydowano, że to musi być spektakularny atak terrorystyczny. Z dużą liczbą ofiar. I cel osiągnięto, nawet wbrew samym napastnikom.

Dwie doby po zajęciu teatru, w piątek wieczorem 25 października, terroryści zagrozili, że następnego dnia zaczną rozstrzeliwać zakładników, jeśli Kreml nie wycofa swoich sił z Czeczenii. Jednocześnie mający kontakt z napastnikami Anna Politkowska czy Grigorij Jawlinski mówili, że przywódcy komanda są gotowi do pertraktacji. Jeden z liderów czeczeńskiej emigracji Achmed Zakajew twierdził zaś później, że terroryści zamierzali się poddać w sobotę rano 26 października i uwolnić wszystkich zakładników.

[polecane]23970117[/polecane]

To by jednak pokrzyżowało plany rosyjskim władzom. Kreml miał się dowiedzieć o planach napastników z podsłuchanych rozmów telefonicznych i wydał rozkaz szturmu. Władze twierdziły później, że decyzja o szturmie zapadła, bo obawiano się, że w sobotę rano terroryści zaczną zabijać po kolei zakładników. W rzeczywistości miało być odwrotnie – zakładnicy najprawdopodobniej zaczęliby wychodzić na wolność, jeden za drugim.

Nocny atak

Szturm rozpoczął się po pierwszej w nocy z 25 na 26 października. Odizolowani od Dubrowki dziennikarze i bliscy zakładników słyszą serię eksplozji. Parę godzin później w rejonie teatru zaczyna się ruch. Mnóstwo ambulansów i zwykłych autobusów podjeżdża pod budynek, a potem na sygnale odjeżdża. - Wszyscy zakładnicy zostali uwolnieni – zapewnia rzecznik sztabu kryzysowego. Ale nikt mu nie dowierza. Parę minut później ze sztabu kryzysowego wychodzi anonimowy przeciek, natychmiast powtórzony przez niezależne media: „Nie możemy powiedzieć, czy był to sukces. Niczego nie możemy dokładnie powiedzieć. Wydaje się, że są zabici. Być może nawet wielu zabitych”.

Co się tak naprawdę wydarzyło? Do środka budynku wpuszczono nieznany gaz, który atakował układ nerwowy ludzi i błyskawicznie ich usypiał. Kilku terrorystów, którzy początkowo usiłowali się bronić, zastrzelono. Pozostali byli już nieprzytomni, gdy specnazowcy chodzili między nimi i zabijali strzałami w głowę. Tylko ci ludzie z FSB mieli antidotum na gaz. Dopiero po dwóch godzinach na salę wchodzą ratownicy. Nie wiedzą, co to za gaz, co bardzo utrudnia akcję ratunkową na miejscu, jak i później - w szpitalach. Podejmując decyzję o użyciu gazu generałowie FSB liczyli na to, że uda się ten fakt utrzymać w tajemnicy. Tak się jednak złożyło, że tuż przed rozpoczęciem szturmu zarejestrowano dramatyczną rozmowę telefoniczną – którą błyskawicznie ujawniło radio Echo Moskwy. Na nagraniu jakaś zakładniczka mówi przez telefon komórkowy, że do wnętrza budynku właśnie przedostaje się gaz. Po chwili rozmowę przerwały strzały. Gdy radio wyemitowało tę rozmowę, Kreml był wściekły. Zażądał dementi, twierdząc, że nie było żadnego gazu. Radio odpowiedziało emitując nagranie raz za razem, w kolejnych serwisach informacyjnych. Władze musiały się przyznać do użycia „środków specjalnych”. Narracja była taka, że terroryści zaczęli w nocy rozstrzeliwać ofiary i w tej sytuacji sztab kryzysowy nie miał wyboru, musiał rozpocząć szturm.

Kreml nie miał pewności, czy całą akcję uda się przedstawić jako sukces. Czy warto się tym chwalić i nagłaśniać. Wyszła nawet instrukcja, by przed kamerami telewizji nie stanął nikt, kto mógłby być kojarzony jako człowiek Putina. W sobotę, po ataku na teatr, telewizja dopuściła do głosu tylko jednego zakładnika. Była współpracowniczka agencji Interfax, leżąc w szpitalnym łóżku, w kółko opowiadała, że terroryści zaczęli masowo rozstrzeliwać zakładników, a sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nie dało się jednak długo utrzymać oficjalnej wersji, gdy dziennikarze zaczęli docierać do innych ocalałych zakładników.

Jak mówiła jedna z ocalałych zakładniczek, „kobiety stale powtarzały, że przyszły żeby umrzeć, ale wypuszczą ludzi wolno. Gdy pojawił się gaz, mieli jeszcze dużo czasu, by odpalić ładunki wybuchowe”. Także inni zakładnicy zgodnie mówili, że Czeczeni mieli wystarczająco dużo czasu, by odpalić rozmieszczone na sali bomby. Niektórzy krzyczeli nawet „gaz!”, próbując założyć sobie maski przeciwgazowe, po czym tracili przytomność. Nie potrafiono sensownie wyjaśnić, dlaczego terroryści nie zdetonowali ładunków wybuchowych. Zapewne niektórzy faktycznie nie chcieli zabijać zakładników, ale to nie tłumaczy wszystkiego. Tym bardziej, że z kilku relacji wynika, że kilka szahidek usiłowało wysadzić się w powietrze – bez skutku. W rzeczywistości bomby nie były uzbrojone. Wiedziała o tym część terrorystów: wtajemniczeni agenci FSB z Elmurzajewem i Terkibajewem na czele.

Oficjalna wersja

Oficjalna wersja mówi, że wszyscy członkowie terrorystycznego komanda zostali zastrzeleni w teatrze – większość z nich była nieprzytomna, zabijano ich strzałami z bliska w twarz. Także kobiety – władze tłumaczyły, że było to konieczne, aby wykluczyć wszelkie zagrożenie, jakie mogły stanowić pasy z ładunkami wybuchowymi, które miały na sobie. Oczywiście w teatrze wcale nie zginęli wszyscy napastnicy – ewakuowano co najmniej dwóch z nich.

Wierne Kremlowi kanały TV od samego rana przedstawiały akcję jako wielki sukces. Tymczasem rodziny zakładników przeżywały huśtawkę nastrojów. Najpierw mówiło się, że wszyscy zakładnicy żyją. W miarę upływu czasu zaczęły się pojawiać informacje o ofiarach, coraz liczniejszych. Na widowni było około 800 osób. Pierwsze dane w sobotę, w godzinach przedpołudniowych, mówiły, że oprócz wszystkich terrorystów, zginęło też 129 zakładników. Nieoficjalnie wiadomo, że ofiar było więcej, bo 171. Niemal wszyscy pozostali trafili do szpitali. Ośmiu na dziesięciu z tych, co przeżyli, zostało inwalidami. Sześciu na stu zmarło w ciągu pół roku od zatrucia gazem.

Wszystko było winą władz i sztabu operacji. Jako że użycie gazu miało być zachowane w tajemnicy, na miejsce nie ściągnięto wystarczającej liczby lekarzy specjalistów, brakowało pielęgniarek, niemal nie było środków medycznych dla ofiar zastosowania gazu. Nieprzytomnych zakładników wynoszono przed budynek i układano na ziemi „jak świńskie tusze” (relacja naocznego świadka). Co najmniej setka ofiar śmiertelnych to efekt tylko i wyłącznie niedbalstwa ratowników, którzy wyniesionych z budynku niedbale kładli na zimnym asfalcie, a następnie ładowali do autobusów - wielu nieprzytomnych zadławiło się własnym językiem. W autobusach, którymi odwożono zarówno trupy, jak i nieprzytomnych ludzi, nie było opieki medycznej, tylko kierowcy. Całkowicie odizolowano zakładników, nawet od najbliższych. Rodziny czekały godzinami przed szpitalami. Lekarzom również zabroniono rozmów z dziennikarzami. Ryglowano nawet okna. Pierwszymi osobami, które zobaczyli przy swych łóżkach ci, którzy odzyskali przytomność, byli funkcjonariusze FSB, chcący ich przesłuchać.

Cel zrealizowany

Putin i jego wspólnicy z Łubianki osiągnęli cel. Społeczeństwo rosyjskie znów ogarnęła fala nienawiści do Czeczenów. Z Maschadowem nie trzeba już rozmawiać. 27 października Putin kategorycznie zażądał od premiera Danii odwołania kongresu czeczeńskiego. Anders Fogh Rasmussen odpowiedział, że nie może tego zrobić, bo to nie przedsięwzięcie rządowe, a odwołanie naruszyłoby konstytucyjne prawa obywateli do wolności słowa i zgromadzeń. Putin zerwał więc planowane na listopad konsultacje międzyrządowe z Danią. Prezydencka partia Jedność wezwała zaś do bojkotu duńskich towarów. Karierę robiło hasło: „Kto bawi się klockami lego i pije piwo Tuborg, wspiera terrorystów”. Moskwa zażądała od Duńczyków wydania Zakajewa. Ten został zatrzymany w Kopenhadze, ale też szybko wypuszczony. Musiał jednak wyjechać z Danii.

Generałowie FSB dowodzący operacją dostali za Dubrowkę najwyższe odznaczenia. Bezpośrednio nadzorujący szturm generał Jewgienij Proniczew oraz jego przełożony, dyrektor Nikołaj Patruszew, dostali tytuły Bohatera Rosji. Podobnie jak chemik FSB, który wpompował gaz do teatru. A co z bezpośrednimi wykonawcami prowokacji? Elmurzajew (Abubakar) miał zginąć w teatrze. Nie wiadomo jednak, kto zidentyfikował ciało. O śmierci powiadomiła FSB. I tyle. Terkibajew też był na liście napastników, którzy rzekomo zginęli. Ale on nie zachował ostrożności. Już po zamachu nie krył się nawet specjalnie z tym, że żyje cały i zdrów. Zginął w wypadku samochodowym w Czeczenii w czerwcu 2003 roku, w przeddzień przesłuchania przez prawników amerykańskich prowadzących śledztwo ws. śmierci obywatela USA na Dubrowce.

mm

Grzegorz Kuczyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.