Andrzej Ćmiech

Franciszka Kordyla od śmierci w okopach uratował medalik

Franciszek Kordyl z Glinika Mariampolskiego. Zdjęcie wykonano w 1915 roku, pochodzi ze zbiorów Jerzego Tomasika Fot. Archiwum Franciszek Kordyl z Glinika Mariampolskiego. Zdjęcie wykonano w 1915 roku, pochodzi ze zbiorów Jerzego Tomasika
Andrzej Ćmiech

Kula trafiła wprost w serce, ale odbiła się od książeczki do modlitwy i srebrnego medalika. Żołnierz już do końca życia twierdził, że przed zagładą uratowała go Matka Boska.

,,Kochany Bracie! Jestem zdrowy i powodzi mi się dobrze, za co tylko Panu Bogu dziękować - pisał Franciszek Kordyl w korespondencji z frontu pod Gorlicami do brata Stanisława 17 kwietnia 1915 r. - Ty możesz się cieszyć i prosić Boga, żebyś jak najdłużej tam mógł pozostać. Żebyś do Galicji nie przyjechał, bo tu artyleria mocno pracuje. Już ci więcej nie mogę napisać, gdzie jestem i w jakiej wsi. Ja przy maszynce mam dobrze, bo nie chodzę na felwachty (patrole - przyp. red.), a to jest ciężka służba. Tu się już wiosna robi, słońce już lepiej grzeje - czytamy dalej.

Cesarz wzywa

14 września 1914 r. Franciszek Kordyl został powołany do wojska Franciszka Józefa. Wraz z kilkudziesięcioma rekrutami z powiatu gorlickiego udał się do Nowego Sącza, a następnie został skierowany do miejscowości Freudenthal (obecnie Bruntal - przyp. red.) na Śląsku Czeskim, gdzie stacjonowały oddziały zapasowe 20. Pułku Piechoty z Nowego Sącza tzw. ,,cwancygierów”. Tu odbywało się szkolenie młodych rekrutów. Tu też Franciszek został przydzielony do obsługi ciężkiego karabinu maszynowego zwanego powszechnie ,,szwarcem”. Z nim związał całe wojenne życie, jako żołnierza armii austriackiej.

Znowu na ziemi gorlickiej

13 marca 1915 r. Franciszek Kordyl wraz z kolegami z 10. batalionu zapasowego 20. Pułku Piechoty dotarli do Grybowa. Stąd w szyku marszowym udali się do Bystrzycy między Szymbarkiem, a Bystrą. Tu znajdowały się ich tymczasowe baraki i ziemianki. Zanim trafił na pierwszą linię frontu, przeszedł rutynowe ćwiczenia na miejscu w terenie. Tu zobaczył pierwszą krew i zabitych kolegów, kiedy pocisk artyleryjski uderzył w barak. Dla frontowego nowicjusza było to tak silne przeżycie, że całą noc nie spał - zapisał to w swym notatniku.

W dalszej części tekstu dowiesz się nie tylko, jak mężczyzna został ocalony, ale również jak zakończył swój pobyt na froncie i jak wyglądała walka w tamtym okresie. 

Pozostało jeszcze 75% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Andrzej Ćmiech

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.