rozm. Gabriela Pewińska

Dyrektor Festiwalu Muzyki Organowej w Pelplinie: - Muzyka to moje całe życie, innego nie mam

Gedymin Grubba, organista, improwizator, dyrygent, jego dorobek kompozytorski obejmuje twórczość od utworów solowych po wielkie formy symfoniczne Fot. Archiwum Gedymin Grubba, organista, improwizator, dyrygent, jego dorobek kompozytorski obejmuje twórczość od utworów solowych po wielkie formy symfoniczne
rozm. Gabriela Pewińska

- Wymyśliłem ten festiwal mając ledwie 17 lat. Byłem szalenie młody i ambitny - mówi Gedymin Grubba, organista, kompozytor, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej w Pelplinie.

W minionym roku obchodził Pan dwudziestolecie pracy artystycznej. W ciągu tych dwóch dekad zagrał Pan ponad 1500 koncertów! Występuje Pan na całym świecie, jednego dnia w Kołczygłowach, następnego w Bonn, po chwili jest Pan w San Francisco, a za moment, w Krasnojarsku. Wciąż na walizkach! Do tego jeszcze zawiaduje Pan tak wielkim przedsięwzięciem jak Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej w Katedrze w Pelplinie. Dziewiętnasta edycja rozpoczyna się już dziś.
Jedno z drugim ma wiele wspólnego. Podczas podróży często odkrywam, a i - bywa - pozyskuję wykonawców dla naszego festiwalu.

Jak to się zaczęło?
Wymyśliłem ten festiwal mając ledwie ...17 lat. Byłem - nie tylko bardzo młodym - ale i szalenie ambitnym chłopakiem. (śmiech) Rozpierała mnie energia! Zaczynaliśmy wtedy od kilkunastu koncertów. Dziś ta liczba wzrosła do kilkudziesięciu. Przełomem była piętnasta edycja - koncertowaliśmy 50 razy!

Jako dyrektor zaprasza Pan wykonawców, opracowuje logistykę przedsięwzięcia, ale i koncertuje. To niebywałe - godzić te dwie sprawy.
To przyjemność, pasja. Choć wielu organizatorów podobnych imprez na świecie dziwi się, że nie mam własnego agenta, nie mam sekretarki, nie mam nawet własnego biura! (śmiech). Wszystko robię sam, a to tylko dlatego, że wręcz uwielbiam organizować, przeliczać kosztorysy, opracowywać dokumentację, panować nad terminami, harmonogramami, to łatwe, a dodatkowo wyzwala olbrzymią energię, mobilizuje do działania.

Wielu organizatorów podobnych imprez na świecie dziwi się, że nie mam własnego agenta, nie mam sekretarki, nie mam nawet własnego biura!

Festiwal w Pelplinie to - w ciągu 18 ostatnich lat - 500 koncertów i 1500 wykonawców z 30 krajów Europy, obu Ameryk, Azji, nawet z Australii i Oceanii.
W tym roku także będziemy gościć wykonawców z różnych stron: od Polski po Stany Zjednoczone i Nową Zelandię. Bardzo mi zależy, by każdy koncert był inny, stąd różnorodność, tak wykonawców jak i repertuaru. Wiele osób pyta mnie, na który koncert warto się wybrać, a ja zawsze odpowiadam: „Nie wiem. Ja jestem na wszystkich”. Jedno jest pewne, każdy z artystów przedstawi repertuar, w którym czuje się komfortowo, przy okazji prezentując twórczość własnego kraju. Zależy mi, by pokazać jak najszersze spektrum literatury organowej. Na szczególną uwagę zasługuje tegoroczny koncert inauguracyjny na organy i bazunę koncertową. Bazuna to długi, na 3,5 metra, instrument, jego konstrukcja oparta jest na starej kaszubskiej ludowej bazunie i trąbce naturalnej, dlatego można na nim wykonać pełną gamę G-dur. Fenomen na skalę światową!
Zagra na nim sam konstruktor, mój kolega Paweł Gruba, na co dzień organista w parafii Miłosierdzia Bożego w Żukowie, a i kapelmistrz w Gminnej Orkiestrze Dętej. Ja towarzyszyć mu będę na organach.

Pelplińskie organy to jednak główny bohater festiwalu.
Mamy w katedrze dwa instrumenty organowe. Pierwszy - barokowy, ma 3 manuały i 44 głosy, drugi - w głównej nawie - to instrument romantyczny - ma 3 manuały, ale 72 głosy.

Grał Pan na organach w różnych miejscach na świecie. Te pelplińskie są porównywalne?

Unikałbym jakichkolwiek analogii. Instrument organowy to nie jest produkcja taśmowa, każdy jest inny. Zdarza się i tak, że kiepski instrument dobrze zabrzmi w lepszej akustyce, a z kolei bardzo dobry w słabej akustyce straci.

Instrument organowy to nie jest produkcja taśmowa, każdy jest inny. Zdarza się i tak, że kiepski instrument dobrze zabrzmi w lepszej akustyce, a z kolei bardzo dobry w słabej akustyce straci.

Ale na pewno nieraz pytano Pana: Które organy są najlepsze?
Zawsze odpowiadam: Nie ma takich organów.
Trzeba pamiętać, że brzmienie ich jest zależne także od czynników atmosferycznych. Zmiana wilgotności, temperatury może w ciągu jednego wieczora zmienić brzmienie całkowicie.

Gdy w katedrze chłodniej to...
To tym lepiej dla organów. Deszczowa pogoda jest na koncerty organowe idealna.

Ma Pan swoje ulubione organy?

To wcale nie muszą być instrumenty wielkich katedr, to często te w małych, wiejskich kościółkach. Jeśli organista specjalizuje się w pełnym zakresie literatury koncertowej, czyli od wczesnotabulaturowej do muzyki współczesnej, to jest w stanie koncertować na każdym instrumencie. Zdarza się, że gram na tak wielkich organach jak w Pelplinie, które mają, przypomnijmy, 72 głosy, potem na jeszcze większych na przykład w Niemczech, a za chwilę wracam z koncertem do kaszubskiej wioski, gdzie instrument ma ledwie 4 głosy! To kwestia elastyczności, tak repertuaru jak i łatwości przestawienia się z różnych typów instrumentów. Mnie, po dwudziestu latach koncertowania, zajmuje to ledwie kilka minut.


Nic dziwnego, grał Pan na blisko dwóch tysiącach instrumentów.

Z doświadczeniem żadna teoria nie wygra. Zawsze przyjmowałem każde zaproszenie. Problemem mogła być tylko kwestia terminów. Czy zdążę dojechać. A jechać mogę czymkolwiek się da. Muzyka to jest moje całe życie, innego nie mam. Rzucam się w tę machinę póki mam kondycję, póki zdrowie pozwala. W ciągu roku średnio siedem miesięcy jestem poza domem.

[email protected]

rozm. Gabriela Pewińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.