Czytelnicza szklanka do połowy pełna. Inne miasta nam zazdroszczą

Czytaj dalej
Fot. Anna Kurkiewicz
Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Czytelnicza szklanka do połowy pełna. Inne miasta nam zazdroszczą

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Z dr Krystyną Rybicką i Dorotą Borowiecką, kierowniczkami filii nr 30 i 27 Miejskiej Biblioteki Publicznej, rozmawia Aleksandra Dunajska.

16 proc. Polaków nie przypomina sobie, żeby czytało w 2016 roku książkę, gazetę, czasopismo, wiadomości w sieci czy nawet tekst o objętości przynajmniej trzech stron. Jakąkolwiek książkę przeczytało zaledwie 37 proc. rodaków. Wyniki badań Biblioteki Narodowej jak co roku nie napawają optymizmem. Na ile znajdują odzwierciedlenie w codziennej pracy Pań?
Dr Krystyna Rybicka: Nie znajdują. Biblioteka Narodowa zawsze widzi czytelniczą „szklankę” do połowy pustą, a my - odwrotnie. Z naszych obserwacji wynika, że w Lublinie liczba czytelników utrzymuje się od lat na porównywalnym poziomie. Mieszkańcy miasta biblioteki znają, szanują i doceniają. Ale też wydaje się, że Lublin jest pod tym względem wyjątkowym miejscem na mapie Polski. Jest to chyba jedno z nielicznych miast, gdzie stale rośnie ilość filii, podczas gdy w innych miastach są one zamykane. Koledzy z innych miast nam tego zazdroszczą.

To wynika z zapotrzebowania mieszkańców?
K.R.: Na pewno. Ale też ze świadomości władz Lublina, które dają na to pieniądze. Są miasta, gdzie likwiduje się mniejsze biblioteki na rzecz większych. To nie jest dobry trend, bo biblioteka musi być blisko, po sąsiedzku, a w niej „moja pani”, która wie, co lubię, poleci mi lekturę, ale też wysłucha opowieści o pogodzie czy chorym kolanie.

Czytelnicza szklanka do połowy pełna. Inne miasta nam zazdroszczą
Anna Kurkiewicz - Pesymistyczne wyniki badań czytelnictwa nie znajdują potwierdzenia w naszej codziennej pracy. W Lublinie liczba czytelników utrzymuje się od lat na porównywalnym poziomie - podkreślają Dorota Borowiecka (z prawej) i dr Krystyna Rybicka.

Biblioteki bardzo się zmieniły w ostatnich latach. To już nie tylko regały z książkami, ale multimedialne centra kultury. To pozytywne metamorfozy?
K.R.: Dobrze, że biblioteki są nowoczesne, bo takie są potrzeby czytelników. Zakurzona pani w kufajce za regałami ze starymi książkami to nie jest obraz, za którym tęsknię. Z drugiej strony, bibliotekarz w mniejszym stopniu niż kiedyś jest dziś przewodnikiem, a książki nie są już takim spoiwem, które nas łączy. Mnie czytanie weszło w krwiobieg pod koniec szkoły podstawowej. Stało się wówczas fundamentalną potrzebą jak sen, jedzenie, higiena osobista. Moja polonistka dawała mi książki na wyrost, z wielkim zaufaniem: Hessego, Cortazara. Rzuciła mnie na głęboką wodę. Większości tych pozycji wówczas nie rozumiałam, ale wiedziałam, że ten świat istnieje i mogłam z nią o tym rozmawiać. Takie podejście chciałam przynieść do mojej pracy w bibliotece. Może to trochę ględzenie starej bibliotekarki, ale chcę powiedzieć, że biblioteka była kiedyś świątynią czytania. Obawiam się, że przez nowoczesność coś z tego utracimy.

Może jednak nowoczesność i tradycja wcale się nie wykluczają, mogą istnieć obok siebie?
Dorota Borowiecka: Przede wszystkim biblioteka to dziś nie tylko książka drukowana, ale też audiobooki, muzyka, filmy. Nie tracimy przez to swojego charakteru, raczej dostosowujemy się do ducha czasu, wychodzimy naprzeciw potrzebom czytelników. Nie możemy zatrzymywać się w XX wieku. Obok książki drukowanej mogą, i muszą, istnieć też inne formy. Jeśli chodzi o filmy staramy się kupować nowości, takie, które niedawno były w kinach. To też sposób na przyciągnięcie czytelników - ktoś się zapisuje, żeby wypożyczyć film, a potem zainteresuje się też np. audiobookami.

K.R.: Biblioteka przestała być tylko miejscem czytania i wypożyczania, ale też np. spotkań literackich. W ten sposób także przekonujemy do nas potencjalnych czytelników - ktoś przyjdzie na spotkanie z popularnym autorem, zobaczy naszą ofertę, coś wypożyczy. Potem powie koleżance czy sąsiadowi, że to fajne miejsce, że warto tam pójść.

Jak zmieniają się czytelnicy? Kto dzisiaj odwiedza biblioteki?
K.R.: Cudowną tendencją ostatnich lat są rodzice z małymi dziećmi, także takimi nieczytającymi jeszcze samodzielnie. Dawniej tego nie było, jeśli już to przychodziły mamy z dziećmi, teraz normą są ojcowie i całe rodziny. Wspólnie wybierają książki i dla dziecka, i dla siebie. Widać, że maluchy znają lektury, bo mówią: „Mamo, to już znam, czytałaś mi”, kojarzą bohaterów. Przy okazji uczą się szacunku do książek, tego, że nie można ich niszczyć, bo mają służyć także innym. Świetnie jest obserwować takie świadome wychowywanie i wzrastanie w czytelnictwie.

Rośnie nowe pokolenie moli książkowych?
K.R.: Mam nadzieję. Zniknęli za to uczniowie podstawówek, którzy kiedyś ganiali między regałami, hałasowali. Kiedy zaczynałam pracę, dzieci w tym wieku do biblioteki przychodziły same albo z koleżanką czy kolegą. Rozmawiali między sobą i z nami o tym, co przeczytali. Oczywiście wielu z nich te książki gubiło, niszczyło. Ale to były dzieciaki zaangażowane. Teraz takie przypadki się raczej nie zdarzają. Jeśli dzieci przychodzą to z rodzicami i oni wtrącają się w ich wybory. Trochę szkoda.

Nastolatki?
K.R.: Są. Zdarzają się nawet miłośnicy poezji czy dramatów. To nasze skarby, perełki. I znowu spora zmiana. Kiedyś w kwietniu, maju mieliśmy puste półki, bo maturzyści czytali na potęgę. Teraz też pewnie czytają, ale korzystają w większej mierze z internetu, e-booków. Nie jesteśmy już dla nich podstawowym źródłem. Studenci głównie się uczą, czasem wpadną po jakąś lekką literaturę, żeby się rozerwać. Potem kończą studia, zaczynają pracę, pojawiają się dzieci …

… i nie mają czasu na czytanie?
D.B.: Na pewno w jakimś sensie tak. Dlatego osoby w wieku 30 - 50 lat coraz częściej decydują się na audiobooki - ze względu na tempo życia, charakter pracy. Odsłuchują książki, żeby nie tracić czasu stojąc w korku czy podczas wykonywania prac domowych. Nawet prasowanie staje się przecież przyjemniejsze, kiedy słucha się książki. Po audiobooki sięgają też oczywiście osoby starsze, które mają problemy ze wzrokiem.

K.R.: Tych najstarszych czytelników, głównie jednak „tradycyjnych”, mamy najwięcej. To osoby, które nie pracują już zawodowo albo pracują mniej, zostają w domu same i mają wtedy czas, żeby zagłębić się w lektury. Dla nich biblioteka to nie tylko miejsce wypożyczania książek, ale też takie, gdzie znajdą akceptację i zrozumienie dla ich samotności, choroby. Mamy czytelnika, którego bardzo boli ręka i nie jest w stanie czytać rzeczy, w które intelektualnie trzeba się bardzo angażować, bo nie może się skupić. Wspólnie szukamy więc czegoś prostszego.

Co czytają lublinianie?
K.R.: Skandynawskie kryminały, reportaże. Starsze panie lubią książki, w których nie ma agresji, jest za to spokój, nadzieja, ukojenie skołatanych nerwów. Inaczej niż to, co na co dzień można zobaczyć w telewizji. Jest grupa mężczyzn, którzy przychodzą po tzw. literaturę kobiecą, romanse, bo, jak tłumaczą, chcą poznać kobiecy punkt widzenia. Są i tacy, którzy czytają książki przygodowe przeznaczone właściwie dla chłopców. Przychodził do nas portier nocny, który mówił, że zawsze czytał mało, bo nigdy go to nie interesowało. Potem przeczytał całego Karola Maya. Powoli, przekraczał terminy. Ale ja się cieszyłam, że to robi.

Wśród czytelników można też wyróżnić dwa typy - jednych interesują nowości. Wiedzą, co się pojawia na rynku, są zawsze na bieżąco. Drugich nowe książki kompletnie nie zajmują, bo przychodzą do nas, żeby zgłębić jakąś dziedzinę wiedzy. Czytają np. wszystko, co napisał jeden autor. Albo trzymają się konkretnej tematyki.

Wydaje się, że w kontraście do wspomnianych wyników badań czytelnictwa, rodzi się moda na czytanie. Wśród młodych ludzi być zapisanym do biblioteki jest coraz bardziej trendy, niektórzy mówią, że „hipsterskie”. Pytanie, na ile to lans, a na ile chodzi o czytanie naprawdę.
K.R.: To nieważne, taka moda jest cenna, nawet jeśli chodzi na razie tylko o „towarzystwo” książki. Za moich nastoletnich czasów trzeba było mieć czarny sweter i literaturę iberoamerykańską pod pachą. Wiele się z tego wtedy nie rozumiało, ale takie zachowania w jakiś sposób kształtowały miłość do literatury w ogóle. Jest szansa, że wśród dzisiejszych młodych ludzi będzie podobnie.

Rozmawiała: Aleksandra Dunajska

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.