Czy skutków nawałnicy można było uniknąć? Burza pokazała, że ignorujemy zmiany klimatu, a będziemy się z nimi mierzyć coraz częściej

Czytaj dalej
Fot. Spotted: MPK Poznań
Monika Kaczyńska

Czy skutków nawałnicy można było uniknąć? Burza pokazała, że ignorujemy zmiany klimatu, a będziemy się z nimi mierzyć coraz częściej

Monika Kaczyńska

Nawałnica, która przeszła we wtorek przez Poznań i okolice, miała rozmiar katastrofy. Opady w czasie kilku godzin przekroczyły miesięczną średnią sumę dla czerwca, który jest jednym z najbardziej wilgotnych miesięcy. Zalane przejścia podziemne, sklepy, piwnice klatki schodowe, uszkodzone drogi to tylko część problemów. - Woda okazała się dla nas problemem – mówi prof. Bogdan Chojnicki, klimatolog z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. - A scenariusz mógł być zupełnie inny. Oblaliśmy egzamin z dostosowania do zmian klimatu.

Gdy we wtorek 22 czerwca przez Poznań przeszła gwałtowna nawałnica, do straży pożarnej tylko do północy wpłynęło 1800 zgłoszeń z samego Poznania. Woda wdarła się do budynków mieszalnych, na dworce, do szpitala na Polnej. Zawalił się także dach hali sportowej na os. Pod Lipami.

Deszcze i burze zapowiadane były już na poniedziałek, jednak opady przyszły dopiero we wtorek i to ze zdwojoną siłą. Gwałtowna ulewa, wiatr i burza trwały ok. półtorej godziny. Woda wdarła się do klatek schodowych i piwnic budynków mieszkalnych, zalała ulice, dworce autobusowe. Obsunęła się skarpa na trasie Pestki między stacjami Kurpińskiego - Lechicka. Woda wdarła się do CH King Kross Marcelin i do szpitala na Polnej.

Na osiedlu Ataner, narożnik Serbskiej i Naramowickiej pozalewało samochody parkujące na ulicy, zawaliło się drzewo, które spadło na samochody. Woda wdarła się na jedną z hal garażowych, podtapiając kolejne samochody. Zalany został sklep Groszek i kilka salonów kosmetycznych działających na osiedlu. Woda przedostała się też do klatek schodowych i pozalewała szyby wind.

Trwa usuwanie skutków gwałtownych opadów i liczenie strat.

Zalało nie tylko Poznań

W niektórych miejscach w okolicach Poznania bywało nie lepiej. - Teren ten od czasu powstania CH ETC i następnych marketów w tych okolicach przy każdej dużej ulewie jest zalewany – mówi mieszkaniec okolic ul. Skrytej i Droga Jasieńska w Swarzędzu. - Przez lata do istniejącej kanalizacji były podłączane coraz to nowe podmioty. Zbiornik retencyjny, który został w ubiegłym roku oddany przy ETC, był w 2/3 wypełniony. A przecież burzę zapowiadano już wcześniej. Od lat miasto nic nie robi – Mielcuch – biegnący pod ziemią kanał melioracyjny został udrożniony tylko częściowo. O jego przebudowie od lat z ust burmistrza i radnych nie padło ani słowo. Jeszcze kiedyś miasto przywoziło jakieś worki z piaskiem, żeby ochronić mieszkańców. We wtorek z sąsiadami sami przetykaliśmy zatkane kratki ściekowe.

Na pytanie czy zbiornik retencyjny został przed zapowiadaną przynajmniej od połowy zeszłego tygodnia burzą opróżniony oraz inne dotyczące ochrony przed nadmiarem wody, przedstawicielom Urzędu Miasta i Gminy Swarzędz nie udało się wczoraj odpowiedzieć.

Dostosowania do zmian klimatu brak

W środę prezydent Jaśkowiak tłumaczył, że zrobiono wszystko co było można, a takiej ilości wody nie wytrzyma żadna kanalizacja na świecie.

- I zapewne ma rację – komentuje prof. Bogdan Chojnicki, klimatolog z UP. - Ten scenariusz jest niepokojący i bardzo znamienny. Ocieplenie klimatu postępuje. Trzy dni czerwca jeśli chodzi o temperatury na obszarze całego kraju były najcieplejsze od 1951 roku. Prognozy mówią, że z roku na rok będzie takich gorących okresów przybywało. Przy takich temperaturach parowanie jest duże, ciepłe wilgotne powietrze wędruje w górne warstwy atmosfery i wystarczy chłodniejszy front, by woda tam zgromadzona lała się jak z wiadra. Teraz wyrządziła znaczne szkody, ale za jakiś czas będziemy skarżyć się na jej brak. Gdybyśmy ją zgromadzili – mielibyśmy rozwiązane dwa problemy naraz. Nie robimy tego to zmagamy się z obydwoma. Natura testuje naszą adaptację do zmian klimatu i będzie robiła to coraz częściej. Mówienie o tym, że potrzeba zmiany myślenia jest głosem wołającego na puszczy – dodaje.

Nie przypadkiem wtorkowa nawałnica największe szkody wyrządziła na terenach gęsto zabudowanych. Paradoksalnie, nowe deweloperskie osiedla problem wody wlewającej się do klatek schodowych dotknął w znacznie większym stopniu niż odsądzane od czci i wiary blokowiska z lat 60. czy 70. ubiegłego stulecia.

- Tu sprawa jest prosta – im mniej powierzchni biologicznie czynnej, a więc krzewów, niezbyt często koszonej trawy, a nade wszystko drzew tym problem jest poważniejszy – mówi prof. Chojnicki. - Że jest jej mało na wybudowanym kilkaset lat temu Starym Mieście czy w ponad stuletnim centrum to jeszcze bym zrozumiał, ale betonoza to plaga, która dotyka nowe osiedla. Na jednym z nich, które we wtorek walczyło z wodą w halach garażowych i na klatkach schodowych, wszystko jest dokładnie pokryte betonem. Ta woda nie ma gdzie się podziać.

Betonoza w rozkwicie

Wielu poznaniaków podobne uwagi ma do oddanego już odcinka wyremontowanego za ciężkie pieniądze św. Marcina. Druga faza remontu trwająca obecnie nie przyniesie rewolucyjnych zmian.

- Funkcja komunikacyjna nie jest tu wytłumaczeniem – mówi Bogdan Chojnicki – Pod ulicą można było umieścić zbiorniki retencyjne z wodą, którą można byłoby później wykorzystać np. do podlewania.

Nikt o tym nie pomyślał? Kto powinien to zrobić? - Działamy jako inwestor zastępczy i realizujemy zadania powierzone przez dysponentów środków finansowych - informuje Maja Chłopocka-Nowak, dyrektor ds. komunikacji i koordynacji inwestycji spółki Poznańskie Inwestycje Miejskie. - W przypadku ul. św. Marcin jest to Biuro Koordynacji Projektów i Rewitalizacji Miasta. Kluczowe aspekty poszczególnych inwestycji wynikają z wytycznych dysponentów, a prace budowlane prowadzone są zgodnie z opracowaną dokumentacją projektową. Jesteśmy otwarci na kwestię gospodarki wód opadowych, przykładem może być budowa nowego zbiornika retencyjno-odparowującego, którego zadaniem będzie gromadzenie nadmiaru deszczówki, by nie zalewała ona ulicy Bocianiej na Sołaczu. W ramach prowadzonych przez nas inwestycji nasadzana jest również nowa zieleń. Dokładamy wszelkich starań i egzekwujemy od wykonawców szczególną dbałość o istniejącą na inwestycjach zieleń - podkreśla.

Kto jest winny betonozie?

Inwestorzy - to pierwsi wskazywani podczas poszukiwań odpowiedzialnych za betonozę. To w dużej części prawda. Ale sprawa ma także inny aspekt.
- Z jednej strony deweloperzy odpowiadają na zapotrzebowanie społeczne, z drugiej - sami je kształtują - mówi Wojciech Krawczuk, prezes poznańskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich. - Rosnąca świadomość społeczna sprawia, że muszą dostosowywać się do oczekiwań klientów, ale też ich propozycje w pewnym stopniu stają się standardem. O ile potrzeba zieleni z otoczeniu przebiła się już do świadomości społecznej, o tyle niebieskie budownictwo - nastawione na racjonalne gromadzenie wody przebija się z dużo większym trudem. Choć dla większości architektów jest jasne, że czas zmienić myślenie.

Czy zatem nie są w stanie przekonać inwestorów? - Niekiedy tak i powodem są tu względy finansowe - przyznaje Krawczuk, - Często jednak przeszkodą są po prostu warunki, w tym także wymagania, gdy chodzi o podziemne miejsca parkingowe. Liczbę miejsc w stosunku do liczby mieszkań określają miejscowe plany zagospodarowania.

Pomysł zasadniczo zbożny, zmierzający do uniknięcia zastawionych samochodami ulic i osiedli. Zwłaszcza, że w Poznaniu, który należy do czołówki miast w Polsce, w których liczba samochodów na tysiąc mieszkańców jest największa (w 2019 roku było ich aż 756 i mowa tylko o tych zarejestrowanych w stolicy Wielkopolski), wszystkich miejsc postojowych na ten sam tysiąc mieszkańców było zaledwie 658 (mniej jedynie w Gdańsku, Łodzi i Białymstoku).
Wynika jasno, że na parkowanie gdzie bądź tak czy owak jesteśmy skazani. I nie chodzi tylko o te 98 samochodów na każdy tysiąc mieszkańców, dla których miejsc postojowych zwyczajnie nie ma, ale także o te, które teoretycznie powinny parkować w halach garażowych, ale i tak stoją na ulicach.
- Miejsca postojowe w garażach podziemnych są bardzo drogie - zwraca uwagę Wojciech Krawczuk. - Deweloperzy rzadko wliczają je w cenę mieszkania. Skutek jest taki, że hale stoją puste, bo tylko w nielicznych lokalizacjach są chętni, by je wynająć.

Sposób na wodę

Co ma piernik do wiatraka? Otóż nie dość, że nie rozwiązujemy problemu parkowania wokół budynków, to jeszcze tracimy cenną powierzchnię, która potencjalnie mogłaby magazynować wodę opadową. Gdyby oczywiście nie była dachem garażu.
- Często widzimy niewielki budynek, a wokół trawnik z niewielkimi krzewinkami - mówi architekt. - To z reguły dach garażu, często w większości pustego, pokryty cienką warstwą torfu. Trawa wygląda lepiej niż kostka czy betonowe płyty, ale chłonność takiej warstwy jest znikoma. Warto pomyśleć o bardziej racjonalnych rozwiązaniach.

Bogdan Chojnicki zwraca także uwagę, że obecnie obowiązujące przepisy niemal nakłaniają inwestorów, by pójść najkrótszą drogą i np. wyciąć drzewo, które przeszkadza w budowie. - Urzędnicy są zobowiązani obliczać opłatę za wycięcie drzewa jedynie na podstawie wartości drewna - wyjaśnia klimatolog. - Gdyby do tego dołożyć produkcję tlenu, zdolność zatrzymywania wody i zanieczyszczeń, wpływ na bioróżnorodność - koszty byłyby zupełnie inne. I wielu wolałoby poszukać innych rozwiązań.

Co zatem zrobić, by uniknąć problemów wynikających z gwałtownych opadów? - Odpowiedź jest jedna - retencja, retencja i jeszcze raz retencja - twierdzi prof. Chojnicki. - Prędzej czy później będzie to kwestia być albo nie być. Od tego jak szybko zmienimy podejście zależy, ile ta nauka będzie nas kosztowała.

---------------------------

Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Monika Kaczyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.