Częstochowa ze Szwedami, czyli kręcą „Potop” [ARCHIWALIA, MAPA]

Czytaj dalej
Fot. materiały IV LO im. Sienkiewicza w Częstochowie
Tomasz Szymczyk

Częstochowa ze Szwedami, czyli kręcą „Potop” [ARCHIWALIA, MAPA]

Tomasz Szymczyk

„Potop” to klasyka polskiego kina. Po premierze w 1974 roku w kinach obejrzało go 27 milionów widzów. W telewizji dzieło Jerzego Hoffmana jest powtarzane do dzisiaj. Czterdzieści pięć lat temu ekipa filmowa kręciła w Częstochowie sceny oblężenia Jasnej Góry.

Gdy dzisiaj oglądam „Potop”, doskonale rozpoznaję miejsca, w których kręcone było dane ujęcie - mówi Aleksander Cieślak, nauczyciel IV LO im. Henryka Sienkiewicza w Częstochowie, który pamięta moment, gdy pod Jasną Górą przebywała ekipa pod wodzą Jerzego Hoffmana. - Byłem wówczas uczniem. Mieliśmy dwie lekcje przysposobienia obronnego po sobie i nauczyciel brał nad pod Jasną Górę, gdzie oglądaliśmy, jak powstaje film. Oczywiście, nie dopuszczano nas zbyt blisko planu - wspomina.

Pracę filmowców obserwowały wówczas tłumy częstochowian. Był wśród nich również Jan Krawczyk.

- Gdy kręcili „Potop”, miałem szesnaście lat. W czasie szkoły statystowaliśmy, gdy kręcili scenę pochodu na Jasną Górę. Ludzie zwalniali się też z pracy, żeby móc choć na chwilę pojawić się na planie. Było zimno, ale nikomu to nie przeszkadzało. To była przygoda. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie kolubryna, która jeszcze po zakończeniu zdjęć stała w parku jasnogórskim. Pamiętam jak przez mgłę, że było tam sporo pięknych dziewczyn, ale one wtedy myślały, jak dobrze wypaść. Nie oglądały się za takimi młokosami - wspomina częstocho-wianin.

Trylogia od końca

„Rzadki to przypadek, ażeby na oczach tysięcy mieszkańców wielkoprzemysłowego miasta kręcono sporą sekwencję filmu, przedstawiającego epopeję wydarzeń siedemnastowiecznych. Niebywała to okazja dla mieszkańców Częstochowy, przyjrzenia się z bliska pracy filmowców i ekipy technicznej - zadaniu trudnemu, odpowiedzialnemu, wymagającemu umiejętności i znawstwa, rzetelności oraz niezwykłej cierpliwości” - konstatował wówczas „Dziennik Zachodni”.

Filmowy „Potop” to druga odsłona Trylogii przeniesiona na ekran przez Jerzego Hoffmana, który dzieła Henryka Sienkiewicza ekranizował od końca. Za scenariusz filmu zabrał się tuż po premierze „Pana Wołodyjowskiego” w 1969 roku. Jego ekranizacja nie była pierwszą. Już w 1913 roku niemy jeszcze „Potop” chciał nakręcić Edward Puchalski. Po zdjęciach w atelier władze rosyjskie nie zgodziły się na plenerowe sceny w Częstochowie z udziałem wojska i filmu nie dokończono. Zrobił to w Moskwie Piotr Czadrynin dwa lata później. Co ciekawe, w 1934 roku Puchalski nakręcił niemający wiele wspólnego z Sienkiewiczem film „Przeor Kordecki - obrońca Częstochowy”. Samej Częstochowy w nim jednak nie było, bo makietę Jasnej Góry zbudowano w podwarszawskim Wołominie.

Na początku lat siedemdziesiątych przygotowująca się do realizacji filmu ekipa odwiedziła wiele obiektów nie tylko w Polsce, ale też w Czechosłowacji czy radzieckiej wówczas Litwie i Białorusi. Ale do tego, by sceny obrony Jasnej Góry nakręcić w Częstochowie, potrzebna była zgoda ojców paulinów. Ci ostatecznie się zgodzili. Witold Mielczarek w pracy „Dzieje twierdzy częstochowskiej na Jasnej Górze” pisze o „stosownej rekompensacie finansowej na koszta ewentualnych remontów obiektów po filmie i doprowadzenie wałów klasztornych do stanu normalnego”. Bo wały jasnogórskie na czas kręcenia filmu nieco się zmieniły. Zbudowano też nowe fortyfikacje, które jeszcze przez kilka lat po premierze „Potopu” były atrakcją turystyczną.

Ojcowie paulini byli bardzo pomocni na planie filmowym. Jeszcze przed zdjęciami pewien czas w klasztorze spędził aktor Stanisław Jasiukiewicz, grający rolę przeora Augustyna Kordeckiego. W filmie „zagrała” też oryginalna monstrancja z czasów potopu szwedzkiego i szereg innych przedmiotów wypożyczonych na ten czas z jasnogórskiego skarbca.

„Przede wszystkim godna podkreślenia jest zgoda na zdjęcia klasztoru jasnogórskiego, bez której nie można by realizować sekwencji częstochowskiej. Otrzymano odklasztoru wszystkie możliwe i właściwie niemożliwe rzeczy na plan - niezwykle wartościowe i kosztowne rekwizyty” - pisał znany częstochowski dziennikarz Leon Kucharski w „Dzienniku Zachodnim” z 25 stycznia 1972 roku.

Kto Kmicicem, kto Oleńką?

Pierwszy klaps na częstochowskim planie „Potopu” padł na początku grudnia 1971 roku. Poprzedziła ten fakt ogólnokrajowa dyskusja o tym, kto ma zagrać główne role Kmicica i Oleńki.

- Gdybym nie był naprawdę święcie przekonany, że najlepszym kandydatem jest Olbrychski, nie obsadzałbym go w tej roli. Uważam, że jest jedynym - powiedział DZ Jerzy Hoffman. Więcej kłopotów było z Oleńką, której szukano w szkołach, na uniwersytetach, a nawet podczas festiwalu piosenki w Opolu. Zdecydowano się ostatecznie na studiującą wówczas na I roku szkoły teatralnej Małgorzatę Braunek, choć początkowo nie zdradzano jeszcze tożsamości aktorki. - Mamy naprawdę mnóstwo ślicznych dziewcząt, aczkolwiek tak długie poszukiwania Oleńki mogłyby temu przeczyć. Współczesny typ urody jest inny i traci w kostiumie, w charakteryzacji tamtego okresu. A sprawa druga wynikała stąd, że wiele dziewcząt, odpowiadających warunkom zewnętrznym, wymagało mnóstwo pracy przygotowawczej. Kto to jest? Zademonstrujemy ją przyszłym widzom w niedługim czasie - w kostiumie, w charakteryzacji i uczesaniu. Chcemy, żeby widz zobaczył od razu Aleksandrę Billewiczównę, a nie zwykłą dziewczynę - tłumaczył Hoffman, który nie zdradzał także odtwórcy roli Zagłoby. Mieczysławowi Pawlikowskiemu, którego widzowie pokochali za tę rolę w „Panu Wołodyjowskim”, na przeszkodzie stanął zawał serca.

Okulary i papierosy

Ale oprócz aktorów zawodowych, do filmu potrzeba było również statystów. W sali „Skry” pojawiły się wówczas prawdziwe tłumy. Z nich wybrano pięćset osób, które zagrały częstochowian uciekających na Jasną Górę przed Szwedami. Tu problemów nie brakowało, bo każdy chciał grać szlachcica, a nie biedotę, co chwilę również ktoś wyciągał a to okulary, a to papierosy... Wśród statystów nie brakowało też żołnierzy z 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej i Śląskiego Okręgu Wojskowego. Pod Jasną Górą pojawiła się również słynna kolubryna, a tak naprawdę dwie. Ich producentem był specjalizujący się w produkcji silników okrętowych Zamech Elbląg. W Częstochowie panował wówczas 23-stopniowy mróz, a zmarznięta ziemia przykryta była cienką warstwą śniegu, co dawało się we znaki aktorom i statystom. Witold Mielczarek pisze, że zdziwienie i zgorszenie budził widok osób w strojach z XVII w. przesiadujących w jednym z barów przy ul. Siedmiu Kamienic. Podczas drugiej zimy spędzonej pod Jasną Górą, filmowcy ze śniegiem mieli jednak problem i - jak wspominają ojcowie paulini - wspomagać musieli się styropianem i naftaliną.

Częstochowianie mogą po latach zobaczyć swoje miasto w filmie. W IV Liceum Ogólnokształcącym im. Henryka Sienkiewicza zachowały się pamiątki z czasów pobytu ekipy filmowej na Jasnej Górze. Bo patron najstarszej częstochowskiej szkoły średniej, o której śpiewał potem zespół T. Love, to niejedyne jej związki z filmowym „Potopem”. Już w czasie kręcenia filmu ówcześni uczniowie szkoły odbyli spotkanie z aktorami.

- Szkołę odwiedzili Daniel Olbrychski, Małgorzata Braunek, Stanisław Jasiukie-wicz, Tadeusz Łomnicki i reżyser Jerzy Hoffman - mówi Aleksander Cieślak.

Realizatorzy zostawili szkole dwa oryginalne scenopisy filmu z ręcznie naniesionymi uwagami reżysera i autografami aktorów. Dzisiaj to ważny eksponat w szkolnym muzeum.

Ciekawostka? Najbardziej kojarzącą się z częstochowską częścią „Potopu” scenę wysadzenia kolubryny przez Kmicica nakręcono nie pod Jasną Górą, a w... tatrzańskiej Dolinie Strążyskiej. W filmie zagrały też zamek w Olesku i pałac w Podhorcach niedaleko Lwowa. Jedną z bitew nakręcono z kolei na rozlewiskach Dniepru pod Kijowem. Wytwórnia Mosfilm posiadała wówczas swój oddział konny zatrudniany w filmach. W Polsce takiego wtedy nie było.

Jerzy Hoffman przenosił na ekran Trylogię przez trzydzieści lat.
W 1969 roku odbyła się premiera „Pana Wołodyjowskiego”, w 1974 r. - „Potopu”, a dopiero w 1999 r. „Ogniem i mieczem”. Na bazie ostatniego filmu powstał i serial. Były też „Przygody Pana Michała”, ale ich reżyserem nie był Hoffman, lecz Paweł Komorowski. Powstanie 21-odcinkowego serialu „Potop” zapowiadano w 1972 roku na łamach DZ. Jak wiemy, serial taki nie powstał.

Współpraca PC

Tomasz Szymczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.