Gabriela Pewińska

"Czarodziejski Ogród Józefa Chełmowskiego w Sopocie [WYSTAWA]

Józef Chełmowski (1934-2013) mieszkał w miejscowości Brusy - Jaglie na Kaszubach. Artysta - samouk, malarz, rzeźbiarz, pisarz, filozof, tworzył tu do Fot. Leszek Pekalski Józef Chełmowski (1934-2013) mieszkał w miejscowości Brusy - Jaglie na Kaszubach. Artysta - samouk, malarz, rzeźbiarz, pisarz, filozof, tworzył tu do końca swoich dni
Gabriela Pewińska

z Leszkiem J. Pękalskim, fotografem, autorem wystawy „Czarodziejski ogród Józefa Chełmowskiego” w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie

Przyjeżdżali doń astronomowie, bo znał się na gwiazdach. Aktorzy, by czytać z nim Goethego w oryginale. Malarze, zachwyceni kolorami jakie wydobywał z kurzych żółtek. Rzeźbiarze tworzący w drewnie, by zrozumieć, co ma na myśli mówiąc, że to drzewo podpowiada, kim chce być. Przybywali do Brus - Jagli, gdzie mieszkał, muzycy, bo konstruował nowe instrumenty, inżynierowie zaciekawieni jego machiną do łapania żywiołów, pewien filozof, filmowcy i dziennikarze. Pan po co przyjeżdżał do Józefa? Tylko po to, by robić zdjęcia?

Przyjeżdżałem, by odetchnąć tamtą atmosferą. Żeby z panem Józefem posiedzieć w jego pracowni, popatrzeć jak pracuje, przejść się po ogrodzie, ogrodzie, który był dziełem sztuki. Fotografowanie nie było głównym celem, choć zrobiłem tam ponad tysiąc zdjęć. Nie myśląc jeszcze wtedy o publikacji, po prostu dla siebie. Raz wprawdzie przyszło mi do głowy, by urządzić wystawę „Cztery pory roku Józefa Chełmowskiego”, ale z kolei nie mogłem się doń wybrać zimą, zatem projekt upadł. Tak więc jeździłem do niego po to, by zajrzeć tam raz jeszcze, często wożąc ze sobą ludzi, którzy chcieli pana Józefa poznać.

Pierwszy raz?

Gdy pracowałem nad wydawnictwem promującym województwo pomorskie. Pan Józef i jego twórczość mnie zafascynowały. Wsiąkłem w ten dom z ogrodem, w ten wyczarowany świat, na dobre. Poza tym, chciałem czy nie, jak jest się fotografem to tam po prostu nie da się nie robić zdjęć.

Na tych prezentowanych w PGS mamy ogród za życia jego niezwykłego gospodarza i po jego śmierci.

Pokazuję m. in. fotografie tych samych obiektów, tak jak wyglądały w 2000 i 2014 roku. Widać, jak nieustannie twórca je zmieniał, coś dodawał, korygował, a jednocześnie, jak - poddane wpływom atmosferycznym - z czasem niszczały. Bardzo mnie ten widok zabolał. Dlatego zrobiłem tę wystawę. To wołanie o pomoc dla tego ogrodu.

Józef Chełmowski (1934-2013) mieszkał w miejscowości Brusy - Jaglie na Kaszubach. Artysta - samouk, malarz, rzeźbiarz, pisarz, filozof, tworzył tu do
Leszek Pękalski „Czarodziejski ogród Józefa Chełmowskiego”- wystawę można oglądać w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie do 26 marca

Misja?

Chcę zwrócić uwagę na to, że wielkie dziedzictwo wielkiego twórcy niszczeje, i że może trzeba byłoby pomóc wdowie po artyście, by czas nie zniszczył wszystkiego. Mam na koncie sporo wystaw autorskich, ale w tym wypadku postanowiłem niejako schować się za Józefa Chełmowskiego i jego dzieło. Tak naprawdę to jego wystawa, jemu złożony hołd. Ja tylko to, co stworzył, zarejestrowałem. Ten świat, postać człowieka, który ów świat stworzył chciałem przypomnieć. Zwłaszcza że rok 2017 został przez Zrzeszenie Kaszubsko - Pomorskie ustanowiony rokiem Józefa Chełmowskiego. Latem wystawa zostanie przeniesiona do kościoła św. Jana. We wrześniu do Gdyni. Może trafi i na Mazury. Im więcej ludzi to zobaczy, tym lepiej. Niech jednak chwała spływa nie na Leszka J. Pękalskiego, a na Józefa Chełmowskiego.

Artyście chyba nie bardzo zależało, by ten świat po jego śmierci ocalał. Może, kto wie, chciał go zabrać ze sobą?

W ogóle go nie interesowało, co się z tym jego dziedzictwem, gdy już odejdzie z tego świata, stanie. Uważał, że ma to wszystko żyć tak długo jak on żyje. Jednak magia tego ogrodu - trzeba o tym pamiętać - to nie tylko zasługa pana Józefa, ale też jego żony, pani Jadwigi. Stoją tam anioły i ule Józefa, krąży jego duch, ale to ona sadziła kwiaty, pielęgnowała drzewa, ona urządzała scenografię tego miejsca, tworzyła atmosferę. Gdy przyjeżdżałem tam przed laty nie uświadamiałem sobie, że udział tej kobiety jest w czarowności tego ogrodu tak istotny.

Autor dokumentu o tym artyście - samouku, Andrzej Dudziński tak opisał swoją pierwszą wizytę w tym miejscu: Poczułem się jakbym wszedł do filmu i to nie do tego, który ja mam robić, ale do filmu, który już ktoś zrobił za mnie. Ten ogród funkcjonował na zasadzie: Tam, za płotem jest wasz świat, z komórkami i komputerami, a tu jest mój, świat, który urządziłem po swojemu. Mogę was doń zaprosić, żebyście zobaczyli jak tu jest wspaniale.

Józef nie miał komputera.

Zdawał się na Boży Komputer. Bo tylko w tym bożym, mawiał, widać jak świat jest urządzony. Jak ktoś chce posłuchać śpiewu ptaków, to niech idzie na łąkę, a nie do sklepu. Był postacią zagadkową. Niby prosty człowiek, a zachwycony poezją Schillera, Goethemu poświęcił jeden z ogrodowych uli. Pszczoły wylatują poecie z głowy.

Codzienność go nie interesowała, uważał, że może i ciekawa, ale w jego życie już niczego nie wnosi. Fascynowały go na przykład sny. Lubił opowiadać o tym co nienazwane, tajemnicze. Prowadził na przykład Kronikę Nadzwyczajnych Śmierci. Nigdy nie odpowiadał na pytania. Mówił co chciał. Moje dociekania na temat aniołów skwitował: Anioł je anioł. Jak chcę, mogę sobie najwyżej „Księgę Aniołów” - jego autorstwa - przeczytać.

Józef gadał, gadał i gadał, słuchałem go czasem z roztargnieniem, bo fascynował mnie głównie obraz…

Andrzej Dudziński wspominał jak odwiedził ogród po śmierci Józefa. Żeby nakręcić - z góry - ujęcia do filmu. Tak jakby jego duch unosił się nad całym światem. Opowiadał: Przyjechaliśmy z ekipą w lipcu, rok po jego śmierci, z dronem, który miał unieść do góry kamerę. Zrobiliśmy kilka prób technicznych. Pierwsze ujęcie nie udało się. W czasie drugiego dron spadł i się rozbił, łącznie z kamerą. Pomyśleliśmy, że to może Józefowe anioły nie chcą, by te rejony eksplorować. Któryś musiał skrzydełkiem machnąć… Żeby przestrzeń Józefa pozostała nienaruszona. Ale to dobrze, że anioły czuwają, bo to znaczy, że jest szansa, by stworzony przez niego świat, ten jego dom, ogród, pasieka, przetrwały. By zostały zachowane dla przyszłych pokoleń.

Malownicza scheda po Józefie Chełmowskim to własność prywatna rodziny artysty i mowy być nie może o tworzeniu tam jakiegoś skansenu czy miejskiego muzeum. Zresztą pani Jadwiga ani myśli to przekazać, nic dziwnego, to przecież jest jej dom. Jej życie. Do tego normalnie funkcjonujące gospodarstwo, z kurkami, jabłonkami i szparagarnią. Niemniej trzeba zrobić wszystko, aby tamten dom i ogród przetrwały w formie jaką przez lata kształtowali jego gospodarze, bez względu na to, czy pan Józef chciałby, by to zachować czy nie. Czegoś takiego nie ma na całym świecie. To sztuka wysokiej klasy! Bez względu na to czy Józefa Chełmowskiego kwalifikuje się jako twórcę ludowego, prymitywnego, czy po prostu jako wielkiego artystę, moja wystawa unaocznia niezwykłą ekspresję jego sztuki. Już kiedy zobaczyłem to pierwszy raz zostałem zaczarowany i ten stan trwa do dziś. To, co robił nikogo nie pozostawia obojętnym. Ja patrzyłem na niego zdecydowanie „pod górę”, prawie na klęczkach.

O jego śmierci dowiedziałem się przypadkiem. Był lipiec 2013 roku. Zadzwoniłem, bo chciałem go odwiedzić. W słuchawce kobiecy głos. - Czy mogę rozmawiać z panem Józefem? - spytałem. - Nie może pan. - Dlaczego? - Bo umarł.

Lubię wyobrażać sobie, że on tam jednak wciąż jest. Jeden z moich dawnych reportaży zakończyłam słowami: „Śpi długo. Mocnym snem. Jeszcze w życiu nie chorował”.

Wróciłem do tego ogrodu rok po śmierci artysty. Czas może w ogrodzie się i zatrzymał, ten ogród zresztą zawsze żył własnym czasem, ale od kiedy Józefa nie ma, nagle mocniej deszcz pada, wiatr silniej wieje, śnieg sypie i to wszystko co tam było, pomału, niezauważalnie na pierwszy rzut oka, podąża za Józefem.
Rozmawiała:

Gabriela Pewińska

Gabriela Pewińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.