Citomed w Toruniu płaci za błąd lekarki. Dziecku amputowano jądro

Czytaj dalej
Fot. Archiwum Polskapress
Małgorzata Oberlan

Citomed w Toruniu płaci za błąd lekarki. Dziecku amputowano jądro

Małgorzata Oberlan

11-miesięczny Piotruś miał widoczny obrzęk jądra i z bólu zanosił się płaczem. Pediatra nawet nie zleciła USG. W efekcie dziecku amputowano jądro. Po latach za ten błąd Lecznice Citomed w Toruniu zapłaciły 80 tys. zł.

11-miesięczny Piotruś miał widoczny obrzęk jądra i z bólu zanosił się płaczem. Pediatra nawet nie zleciła USG. Po latach za ten błąd Lecznice Citomed w Toruniu zapłaciły 80 tys. zł.

Wyrok w tej sprawie jest już prawomocny, bo Sąd Apelacyjny w Gdańsku oddalił apelację spółki Lecznice Citomed w Toruniu. Na jego mocy rodzicom Piotrusia spółka musiała wypłacić nie tylko 80 tysięcy zł zadośćuczynienia, ale i odsetki od marca 2014 roku oraz - co ważne! - wziąć na siebie odpowiedzialność za wstawienie protezy lewego jądra.

Prześledźmy, co się dokładnie wydarzyło.

Zero badań, tylko antybiotyk

Niespełna roczne dziecko nie jest w stanie inaczej zakomunikować cierpienia, niż płacząc. Piotruś płakał mocno...

Chłopczyk miał wtedy 11 miesięcy. 28 listopada zalewał się łzami. Miał obrzęk lewego jądra i widać było, że ból narasta. Rodzice pojechali z dzieckiem do przychodni Citomedu w Toruniu, do pediatry.

Dyżur pełniła wówczas lekarka M.D., mająca II stopień specjalizacji. Stwierdziła u Piotrusia zapalenia jądra i przepisała antybiotyki. Nie wykonała żadnych badań diagnostycznych, chociaż sytuacja aż się prosiła przynajmniej o zrobienie USG.

Mijały kolejne doby, a Piotruś cierpiał coraz bardziej. 1 grudnia rodzice znów pojechali z nim do Citomedu. Wtedy dostali skierowanie do szpitala.

W lecznicy na toruńskich Bielanach po badaniach błyskawicznie zakwalifikowano chłopczyka do operacji. W jej trakcie lekarze podjęli jedyną możliwą decyzję: usunęli obumarłe, lewe jądro.

Biegły: Winny brak USG

Te dramatyczne wydarzenia w życiu Piotrusia i jego rodziców miały miejsce na przełomie 2004/2005 roku. Gdy chłopiec podrósł i skończył 11 lat , lekarze zaczęli rozważać kwestię protezy. Wtedy też, w 2015 roku, rodzice zdecydowali się pozwać spółkę Lecznice Citomed o zadośćuczynienie. Domagali się 120 tysięcy złotych.

„Gdyby lekarz przeprowadzający badanie od razu skierował chłopca do szpitala celem wykluczenia skrętu jądra, istniałaby szansa na jego uratowanie"

Sędzia Elżbieta Stępniewicz, rozstrzygając sprawę, polegała na opinii biegłego chirurga urologa. Bardzo doświadczonego, bo z 41-letnim stażem pracy i 20-letnim doświadczeniem w wydawaniu opinii dla sądów i prokuratur. Ten nie miał wątpliwości: lekarka M.D. postawiła błędną diagnozę. A jądro było wtedy do uratowania.

„Gdyby lekarz przeprowadzający badanie od razu skierował chłopca do szpitala celem wykluczenia skrętu jądra, istniałaby szansa na jego uratowanie. Gdyby rodzice zgłosili się do szpitala w ciągu 6 godzin od momentu skręcenia, istniałaby szansa jego odkręcenia, a operacja byłaby niekonie-czna. W ocenie biegłego nieskierowanie dziecka na badanie USG i jego niewykonanie doprowadziły do amputacji jądra (...). Postępowanie pediatry nie było zgodne ze sztuką lekarską” - czytamy w uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego.

Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w grudniu 2016 roku. Toruński sąd przyznał rodzicom 80 tysięcy zł zadość-uczynienia z odsetkami od marca 2014 roku. W punkcie drugim orzeczenia natomiast zaznaczył, że spółka Lecznice Citomed będzie też ponosić odpowiedzialność na przyszłość za skutki błędu związane z ewentualnym wstawieniem protezy lewego jądra.

„Biegły urolog jednoznacznie wskazał, że postępowanie lekarza pediatry wobec dziecka w zakresie badania, diagnostyki i terapii nie było zgodne ze sztuką lekarską, a jednocześnie było powodem amputacji jądra” - to kwintesencja uzasadnienia wyroku.

Citomed płacić nie chciał

Roman Łysek, prezes spółki, przed sądem twierdził, że nie ponosi odpowiedzialności za ewentualne błędy lekarki M.D. Dlaczego? Bo nie była zatrudniona w formie umowy o pracę, tylko kontraktu. Taki argument sąd jednak całkowicie odrzucił. Tymczasem Lecznice Citomed trzymały się go dalej i i nie zamierzały płacić rodzicom Piotrusia. Wniosły apelację.

- Spółka nie może być odpowiedzialna za ewentualny błąd lekarza w takiej sytuacji - twierdził Tomasz Łukomski, prokurent Lecznic Citomed. - Poza tym nie zgadzamy się co do merytoryki sprawy. Między pierwszą wizytą dziecka w naszej lecznicy a operacją w szpitalu minęło kilka dni. Wszystko w ich ciągu mogło się zdarzyć...

Odwołanie spółki trafiło do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku i najpierw wiele miesięcy czekało. Niestety, do dziś takie kolejki w sądach są normą, co w przypadku np. czekającego na zadośćuczynienie pacjenta pogarsza jego sytuację. Jeśli pieniądze mają ratować mu zdrowie, odległy termin wypłaty stoi z tym w sprzeczności.

W końcu jednak rodzice chłopca doczekali się prawomocnego rozstrzygnięcia - zapadło na jednej rozprawie, w marcu 2018 roku. Sądu Apelacyjnego w Gdańsku nie przekonała argumentacja Citomedu. Nie było powoływania kolejnych biegłych, przesłuchiwania świadków. Wyrok z Torunia podtrzymano w mocy.

Prawnicy od błędów

Osoby czujące się ofiarami błędów lekarskich lub ich rodziny coraz częściej i z coraz większym rozmachem pozywają lecznice. Orzekane kwoty zadośćuczynień też są coraz wyższe, choć daleko im jeszcze do standardów zachodnioeuropejskich. Pozytywną zmianą na pewno jest fakt, że sądy „nie zapominają” już o przyszłości skrzywdzonych - orzekają np. comiesięczne renty od ubezpieczycieli szpitali czy przychodni.

Wysyp pozwów dotyczących błędów medycznych to nie tylko efekt rosnącej świadomości społecznej. Na rynku działa coraz więcej kancelarii prawnych specjalizujących się w tego typu sprawach. Potrafią same motywować do działania, by nie użyć sformułowania „nakręcać popyt”.

Zresztą, odpowiedzialność za błędy medyczne to także pole do popisu dla prawników, którzy decydują się reprezentować drugą stronę, czyli lekarzy, przychodnie i szpitale. Jedna z toruńskich kancelarii adwokackich uruchomiła na przykład adresowaną medykom „abonamentową ochronę prawną”. „Daje ona Państwu pewność profesjonalnej pomocy prawnej w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowych, związanych z całością Państwa życia zawodowego: agresja pacjenta, zniesławienie na forum internetowym, sprawy o błąd medyczny - karne i cywilne, problemy z NFZ” - tak kancelaria zachęca lekarzy.

Oczywiście, sprawy dotyczące błędów medycznych toczą się nie tylko na drodze cywilnej (na niej od razu chodzi o zadośćuczynienie). Są i liczne sprawy karne.

Speckomórki prokuratury

Od 2016 roku w prokuraturach regionalnych powstały specjalne wydziały ds. błędów medycznych. W ub.r. Prokuratura Krajowa podała, że w roku 2017 prokuratury w całym kraju prowadziły 5678 postępowań dotyczących wspomnianych błędów. Było to o blisko 15 proc. więcej postępowań niż w 2016 roku, kiedy śledczy prowadzili 4963 takie sprawy.

Spośród tych wszystkich postępowań aż 60 proc. stanowiły sprawy ze skutkiem w postaci śmierci pokrzywdzonego pacjenta (3374 postępowania).

Entuzjastyczny ton tego meldunku studził od razu Adam Sandauer, przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów „Primum Non Nocere”. - Statystyka mówiąca, że prowadzi się więcej spraw, nie jest miarodajnym rezultatem, bo mogą one i tak zakończyć się umorzeniem, np. po opinii biegłych. Dopiero wzrost liczby wyroków korzystnych dla poszkodowanych pacjentów byłby miarodajny, ale nie podano takiej statystyki - podkreślał w rozmowie z dziennikarzem portalu Onet.pl.

Tak czy inaczej, speckomórki mają pełne ręce roboty. Najwięcej spraw o błędy medyczne prowadzono w roku 2017 w okręgach prokuratur regionalnych: w Gdańsku (771 spraw), we Wrocławiu (651), w Katowicach (648), w Łodzi (633), Krakowie (574) i w Warszawie (492).

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.