Ania Rusowicz: Kroję chleb na desce, która była prezentem

Czytaj dalej
Fot. Katarzyna Rucińska
Ewa Bilicka

Ania Rusowicz: Kroję chleb na desce, która była prezentem

Ewa Bilicka

Nie chodzi o to, aby ugotować dwanaście potraw, kupić drogie prezenty. Jest wiele osób ubogich, borykających się z życiem, którzy spędzają bardziej świątecznie ten czas niż bogaci - mówi piosenkarka Ania Rusowicz.

Jakie powinny być święta Bożego Narodzenia?
W moim świecie? Powinny być retro. Ale to jest tylko mój świat. Jeśli ktoś preferuje święta w modernistycznym stylu - to proszę bardzo, aczkolwiek nie wiem, jakie to by musiały być święta…

Ze szkła, stali, z zimnym oświetleniem?
No właśnie, to nie moje gusta. Co do stylu retro - różne są jego odmiany, to może być wersja amerykańska, może być polska góralszczyzna.

Retro? Czyli lata dwudzieste, trzydzieste?
Retro - w moim odczuciu - to koloryt lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych… Może być nawet taki PRL-owski.

Oj, wtedy były sztuczne choinki!
Jestem za tym, aby mieć sztuczną choinkę w domu. Jeśli naturalną - to z korzeniami w doniczce, aby można ją było potem posadzić w ogrodzie, tak jak ja kiedyś zrobiłam. Najpierw trzymałam choinkę w miejscu nie za ciepłym, z dostępem do światła, na wiosnę wyczułam właściwy moment - a to jest bodaj najtrudniejsze - i posadziłem drzewko pod płotem, rośnie tam od trzech lat i ma się dobrze. Jeśli pozbawiamy drzewo życia, jeśli nawet kwiat ścinamy - to źle się z tym czuję. Nie jestem od tego, aby pozbawiać życia.

Czyli do Ani Rusowicz nie należy przychodzić z bukietem ciętych kwiatów?
Wolę kwiaty w doniczce, i to takie w wersji ogrodowej.

Nie przeszkadza ci klimat retro rozumiany jako PRL-owski? PRL był taki przaśny...
Nie, po prostu lubię filmy z klimatem PRL-owskiego absurdu, np. z Himilsbachem i Maklakiewiczem w „Jak to się robi”. To jest nasze, to jest polskie, to jest wspólna i dość bliska nam historia. Lubię te filmy oglądać także dlatego, że mają w sobie pierwiastek wspólnoty i solidarności. Może było wówczas ciężko, ale jednak ludzie się potrafili z sobą dogadać, wspierać się. A to jest to, o czym teraz, w okolicy świąt, dużo mówimy, a czego nie mamy. Lubię, jak ludzie są mili, sympatyczni i otwarci na innych. To też zdarza się nam w okresie świątecznym: jesteśmy mili i sympatyczni, i otwarci na świat i innych ludzi, skoro z uśmiechem przyjmujemy i obdarowujemy kolędników. Potem ta otwartość gdzieś się gubi, zamykamy się w sobie i w swoich domach.

Sporo jest sprzeczności w świątecznym czasie. Z jednej strony migoczą światełka na choince i składamy sobie życzenia bycia miłym… Z drugiej przedświąteczna gorączka wywołuje w nas duże pokłady zniecierpliwienia…
No bo taki jest nasz świat, trochę w nim fałszu. Ja zaś wciąż powtarzam, że wcale nie jest powiedziane, że musimy zdążyć na czas z myciem okien i pastowaniem podłóg, że wszyscy muszą dostać wypasione prezenty. W te święta nie chodzi o to, aby ugotować koniecznie dwanaście potraw. Chodzi o to, by być razem. Jest wiele osób ubogich, borykających się z życiem, którzy spędzają świąteczny czas w ciepłej, choć ubogiej atmosferze, są po prostu dobrzy dla siebie i dla wszystkich istot.

Kiedyś opowiadałaś mi o swej słabości do zwierząt, nie było psiny, której byś nie przygarnęła...
Faktycznie jednego z psów znalazłam w trasie, gdy koncertowałam w Zamościu. Kolejnego, zabiedzonego, znalazłam na szosie podczas swojego wyjazdu do Czarnogóry i Albanii. To był zabiedzony, zagubiony szczeniak. Cud, że nie wpadł pod jakieś auto, także to prowadzone przez mego męża Huberta. W ostatniej chwili wyhamowaliśmy! Początkowo chciałam znaleźć jakieś przytulisko dla psów, ale to okazało się w tym kraju niemożliwe. Wracaliśmy z wakacji samolotem, startowaliśmy z Czarnogóry, nie miałam dla tego znajdy papierów, pozwoleń, zaświadczeń szczepienia… Ale udało wejść z psiakiem na pokład samolotu, nie powiem, jakim cudem, bo to było nielegalne i jeszcze mnie zaaresztują. Ważne, że się udało, że dobro wygrało. Ten pies ma na imię Dusia i trafił do mego przyjaciela - są dla siebie stworzeni. Wzięłam też psa ze schroniska. Mam więc obecnie dwa psy i kota: John, Mary i Hipis.

No to o północy w Wigilię będzie gadatliwie u ciebie…
One całe czas gadają. I ja dokładnie wiem, czego chcą. Nie muszę czekać na Gwiazdkę.

Obok świąt w klimacie PRL-owskim wymieniasz też święta amerykańskie. To znaczy?
Muzycznie - Frank Sinatra, Beach Boys, klimaty kalifornijskie. Zresztą daleko się tam nie można cofnąć w czasie, bo Stany Zjednoczone są młodym krajem, Amerykanie cały czas pracują nad swoją historią, nad tym, aby ją mieć. Więc i święta amerykańskie, nawet te współczesne, bardziej nawiązują do lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

Twoje wymarzone święta?
Wigilia polska to czas nostalgiczny, w kolejne dni świąteczne jest weselej, spotykamy się z rodziną, potem przyjaciółmi. W te święta jest czas na wszystko - na zadumę, na wspomnienia i na przyjacielską imprezę z przyjaciółmi. Za granicą jest inaczej, jakby mniej tej zadumy... Mam pewne marzenie: spędzać święta w innych krajach, mieć szanse poczuć klimat innych kultur, inny sposób radowania się z Bożego Narodzenia. Na przykład na Hawajach albo w Australii. Hawaje i święta Bożego Narodzenia to wydaje się bardzo abstrakcyjne połączenie, może stąd mnie to tak kusi. Nasze święta - choć różnie to bywa z pogodą - wciąż kojarzą się z klimatem śniegu, błyszczącego się mrozu. Hawaje czy Australia to właśnie klimat Beach Boysów, klimat świąt na piasku.

Bikini i czapeczka św. Mikołaja?
Chociażby. To fajne i radosne. Kiedyś byłam w okolicy Bożego Narodzenia w Izraelu. Było bardzo ciepło, ale ludzie chodzili w śniegowcach, a nie w sandałach czy adidasach. Widziałam nawet ludzi w kurtkach puchowych! Ja tymczasem leżałam sobie plackiem na plaży. Zależało im, by strojem oddać, że jest zima. Podobało mi się to podejście, oznacza, że jest moda na Boże Narodzenie.

W ciepłych stanach USA ludzie stawiają sobie małe armatki śniegowe przed domami i produkują śnieg, żeby chociaż przez parę godzin było biało…
To jest właśnie ten bajkowy, nierealny świat. Otoczenie zamienia się w plac zabaw.

No i to obdarowywanie się… Jakie prezenty lubisz dostawać, dawać?
Lubię, gdy ktoś zrobi specjalnie dla mnie coś szczególnego. W ubiegłym roku mój brat i jego narzeczona przygotowali dla mnie i męża... deskę do krojenia chleba z napisami Hubert i Ania, ręcznie zdobioną i wygrawerowaną. Za każdym razem, gdy kroję chleb, to się bardzo cieszę. Lubię prezenty sportowe - na snowboard, na rower. Ja zaś - cóż, z całą pewnością najpiękniejsze prezenty, jakie mogę ludziom obdarować, to moje płyty, muzyka.

Tak jak teraz „Retronarodzenie”?
Dokładnie - ta płyta tak długo powstawała i tak jestem z niej dumna, tak bardzo się ucieszę, jeśli trafi do kogoś pod choinkę. To ciepłe, żywiołowe piosenki. Nie są to typowe kolędy, a jednak pięknie wprowadzają nas w klimat świąt. Wszystkiego dobrego!

Ewa Bilicka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.