Aleksandra Boćkowska: 4 czerwca ludzie się wreszcie odwinęli

Czytaj dalej
Fot. Monika Motor
Katarzyna Kachel

Aleksandra Boćkowska: 4 czerwca ludzie się wreszcie odwinęli

Katarzyna Kachel

Kampania „S” była instynktowna. Wanda Chotomska wymyślała hasła wyborcze: „Głosujemy na Michnika, on za rogi złapie byka” czy „Głosuj na tych, co z Wałęsą, bo przed władzą się nie trzęsą”– mówi Aleksandra Boćkowska, autorka książki „Można wybierać 4 czerwca 1989” (wydawnictwo Czarne).

We wsi Poświętne ludzie przyszli do lokali z kartkami wyrwanymi z zeszytów, na których mieli zapisane nazwiska osób z Solidarności. Ksiądz im je podyktował na mszy?
Nie wiem. Wiem tyle, ile zaobserwowała i zanotowała dokumentalistka Aleksandra Domańska. Mógł podyktować, mógł też dać karteczki po mszy. Komitet Obywatelski Solidarności, choć nie miał żadnego doświadczenia w organizowaniu kampanii, miał wiele świetnych pomysłów, m.in. taki, by rozdawać wyborcom ściągawki. W tamtych wyborach nie tylko ordynacja była skomplikowana, ale i sam sposób głosowania. Skreślało się kandydatów, na których nie chciało się głosować, a zostawiało tego, którego się popiera. Kandydaci „S” konkurowali o te same mandaty z innymi tzw. niezależnymi – niby spoza kolacji rządzącej, ale czasem „podstawionymi” przez partię. Dlatego tak ważne było, żeby się nie pomylić.

Aleksandra Domańska ze zdziwieniem ocenia, że znaczek Solidarności wpięty w klapę wcale nie działał, ważniejsze było pytanie, czy zapłaciła za śniadanie. Ludzie na prowincji wiedzieli, co się w ogóle dzieje, jaki to dziejowy moment?
Mało kto wiedział, jak bardzo dziejowy to moment. Dla osób zaangażowanych, czy choćby zainteresowanych polityką, dziejowość polegała na tym, że po raz pierwszy od 1947 roku do Sejmu mieli szansę dostać się kandydaci spoza obozu władzy. 35 procent, ale zawsze to coś. Do nowo utworzonego Senatu wybory były całkowicie wolne. To było dziejowe, ale chyba nikt nie przypuszczał, że po wyborach PZPR straci władzę i runie cały system. No, a jakiejś części ludzi pewnie w ogóle to nie obchodziło. Głosować poszło 62 procent wyborców, co oznacza, że prawie 40 procent nie poszło. Wcześniej wybory były obowiązkowe. Odważni bojkotowali, większość chodziła, bo trzeba było, bo za niepójście można było mieć nieprzyjemności.

W dużych miastach było inaczej?
W dużych miastach, gdzie była silna opozycja, oczywiście wyglądało to inaczej niż w małych. W Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu ludzie pozdrawiali się na ulicach, gdzie indziej ledwie porozumiewawczo zerkali. W Zielonej Górze tuż po wyborach rozpoczynał się festiwal piosenki radzieckiej. Myślałam, że to bardzo ciekawe – tu Solidarność bierze wszystko, co może, a partia (w pierwszej turze) prawie nic i jednocześnie odbywa się propagandowy festiwal. Wyobrażałam sobie spięcie, nie znalazłam po nim śladu. Może dlatego, że – jak tłumaczył mi ówczesny naczelny „Gazety Lubuskiej” – patrzyłam z perspektywy Warszawy. W Warszawie pod kawiarnią Niespodzianka były tłumy, w Komitecie Obywatelskim w Zielonej Górze osób było dużo mniej. Tam zresztą partia miała lepsze wyniki niż w skali kraju. Zarazem w Lubaczowie do urn były kolejki, w czasie kampanii na wiece kandydatów „S” przychodziło po 10 tysięcy ludzi, a całe Podkarpacie wyglądało jakby już było poza PRL – tak wyraźnie było tam widać poparcie dla „S”. Nie można więc w żadnym wypadku powiedzieć, że entuzjazm panował tylko w Warszawie. Natomiast w Warszawie i dużych miastach został najlepiej utrwalony.

Dowiedz się, czego oczekiwali ludzie głosujący w pierwszych wolnych wyborach? Jak wyglądała kampania Solidarności? Czy Polacy wykorzystali szansę, którą dostali?

Pozostało jeszcze 71% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Katarzyna Kachel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.