Żywioł zebrał na Pomorzu tragiczne żniwo. Straty są ogromne [zdjęcia, wideo]

Czytaj dalej
Fot. Karolina Misztal
Piotr Furtak

Żywioł zebrał na Pomorzu tragiczne żniwo. Straty są ogromne [zdjęcia, wideo]

Piotr Furtak

Rodziny ofiar przeżywają dramaty. Strażacy i energetycy wciąż walczą ze skutkami burz i wichur. Wojewoda uruchamia pomoc dla poszkodowanych gospodarstw.

Armagedon - takie określenie pojawiało się najczęściej w kontekście skutków nawałnicy, która w nocy z piątku na sobotę przeszła nad powiatem chojnickim. Wprawdzie burze i wichury bardzo dotkliwie dały się we znaki mieszkańcom kilku województw, ale właśnie w okolicach Chojnic żywioł, który trwał niespełna godzinę, dokonał największego spustoszenia. Niestety, są ofiary śmiertelne. Zginęło pięć osób, w tym dwie młode dziewczyny spędzające wakacje na obozie harcerskim zorganizowanym przez łódzki ZHR nad jeziorem Śpierewnik, w okolicach miejscowości Suszek (gm. Chojnice).

Alarm i ewakuacja

- Wieczorem wszyscy spali - opowiada komendant obozu harcmistrz Robert Kowalski, naczelnik harcerzy Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. - Nagle zerwał się wiatr ibardzo duża ulewa. Wciągu dwóch minut wiatr tak przybrał nasile, że zaczęły się łamać drzewa. Ogłosiliśmy alarm, próbowaliśmy ewakuować ludzi, problem jednak wtym, że było ciemno - namioty idrzewa się kładły. Udało nam się wyprowadzić grupami młodzież domłodnika, gdzie są niskie drzewa, takie, które nikomu nie mogły zrobić krzywdy.

Nawałnica przeszła nad obozowiskiem w piątek przed godziną 23. Strażakom i ratownikom udało się dotrzeć w to miejsce dopiero w sobotę nad ranem. Wszystkie drogi, którymi można byłoby się dostać do harcerzy, były zawalone tysiącami drzew. Ze względu na warunki atmosferyczne długo nie było szans na podjęcie poszkodowanych osób przez śmigłowce. Problemem była również szwankująca łączność. Dodzwonienie się do kogokolwiek graniczyło z cudem.

"Zdążyłem wybiec z namiotu tuż przed tym jak spadło drzewo". Harcerze relacjonują tragiczną noc w lesie

130 poszkodowanych

W obozie nad jeziorem Śpierewnik przebywało 139 harcerzy oraz kilkanaście innych osób, przede wszystkim wychowawców. Patrząc na skutki nawałnicy w tym miejscu trudno uwierzyć, że skończyło się „jedynie” na dwóch ofiarach śmiertelnych. Do szpitali przewieziono 29 uczestników obozu, większość z nich miała jedynie powierzchowne obrażenia i po obserwacji może wrócić do domu. Nieco dłużej w szpitalu będzie musiała pozostać dwójka dzieci. Ich życiu jednak nic nie zagraża.

W sumie do szpitala w Chojnicach zgłosiło się 130 osób poszkodowanych w wyniku wichury. W tej grupie było 15 harcerzy z obozu w Suszku. We wczorajsze południe w miejscowym szpitalu przebywała jeszcze czwórka dzieci. Kilkoro przewieziono do innych szpitali, m.in. w Kościerzynie i w Człuchowie.

Już w sobotę po południu większość harcerzy z Łodzi wróciła do domu specjalnymi autobusami. Po część dzieci przyjechali rodzice. - Przebywaliśmy na działce, gdzie nie mieliśmy dostępu do telewizji - opowiada ojciec jednej z dziewczynek. - O tym, co się stało, dowiedzieliśmy się z internetu. Żona zadzwoniła do harcerstwa i tam bliżej zorientowała się w sytuacji. Wsiedliśmy w samochód i przyjechaliśmy po córkę.

Ocalali harcerze wrócili do Łodzi:

Ofiary żywiołu

Nawałnicy, która przeszła nad powiatem chojnickim, nie przeżył również 29-letni mężczyzna, mieszkaniec Warszawy, który wypoczywał na polu namiotowym w okolicach miejscowości Małe Swornegacie. N anamiot, w którym przebywał, runęło drzewo. W Konarzynach 56-letnia kobieta została przygnieciona przez komin domu, na który również runął wiatrołom. Piąta ofiara śmiertelna piątkowej burzy to mężczyzna w wieku 48 lat, który wyszedł, aby usunąć przeszkodę sprzed samochodu w okolicach Zapory-Mylofu. Również na niego przewróciło się drzewo.

Trasa z Kartuz do Bytowa. Straty po nawałnicy

Więcej szczęścia mieli Krystyna i Henryk Chabowscy mieszkający w samym centrum Rytla w gminie Czersk. - Wszystkie połamane drzewa i gałęzie pchało na nas - mówi Henryk Chabowski. - Tu była taka góra, że nie mogliśmy wyjść z domu. Cały płot poszedł, wszystko poszło. Trzeba było misek szukać i podkładać. To była godzina 22.22, spojrzałem na zegarek, bo chciałem już iść spać.

- Może tak głośno nie grzmiało, ale ta błyskawica była straszna - opowiada żona pana Henryka, Krystyna. - To były sekundy. To drzewo jak gruchnęło, to był jeden wielki huk. Szwagier mieszka tu 90 lat i mówi, że czegoś takiego nie pamięta.

„Przyszedł taki wiatr, eternitem zaczęło rzucać, na drzwiach garażu się rozbijał”

Źródło:

Kiedy w sobotę, tuż po godzinie 5 nasi reporterzy próbowali „przebić się” w okolice Czerska, okazało się, że jest to niemożliwe. W zasadzie wszystkie drogi w regionie chojnickim, poza obwodnicą Chojnic, były zawalone przez potężne drzewa. Wszędzie z piłami walczyli strażacy nie tylko z województwa pomorskiego, ale też z zachodniopomorskiego, wielkopolskiego czy kujawsko-pomorskiego.

Dopiero około godziny 8 na berlince stopniowo zaczęto puszczać wahadłowo ruch. - Od godz. 23 walczyliśmy z powalonymi drzewami na drodze krajowej 91 - mówili strażacy z OSP w Gniewie, którzy zostali wezwani do usuwania skutków wichury w okolicach Chojnic. - Później skierowano nas w okolice Chojnic. To, co się tutaj dzieje, to po prostu katastrofa. Wyjeżdżaliśmy, aby usuwać skutki wichur, ale nigdzie nie wyglądało to tak, jak tutaj.

Większość z osób, z którymi rozmawialiśmy, widząc, co się dzieje, zatrzymywała się w okolicznych miejscowościach i w drogę wyruszało dopiero po przejściu nawałnicy. - Zatrzymaliśmy się w Gutowcu, żeby przeczekać nawałnicę - opowiada Magdalena Czerwińska, która ok. 8 godzin spędziła w aucie czekając na przejazd. - W pewnym momencie całe niebo zrobiło się białe od błyskawic. Deszcz zaczął tak padać, jak gdyby ktoś na nasz samochód zaczął lać z hydrantu. To jest nie do opisania.

„Niektóre dzieci czekały na pomoc w wodzie, trzymając się konarów”

Źródło:

Tysiące ludzi bez prądu

W Rytlu w gminie Czersk wiatr zerwał dach na czterech domach. Uszkodził też wiele samochodów.

- To,co się stało w powiecie chojnickim, to największy kataklizm od czasów II wojny światowej - mówi Zbigniew Szczepański, wójt gminy Chojnice. - Tysiące ludzi pozbawionych zostało prądu, poprzewracane stodoły... - mówi wójt. - 50 proc. drzew na terenie Nadleśnictwa Rytel zostało zniszczonych. Sytuacja jest tragiczna.

Ogromne szkody nawałnice wyrządziły także w powiatach kartuskim, kościerskim i bytowskim.

- Oszacowaliśmy wstępnie, że około 30 budynków ucierpiało w tej burzy, nie wliczając w to strat we wsi Kłodno. Tam w lesie zniszczone są domki letniskowe, caravaningi. Tysiące przewróconych drzew - podaje Romuald Pituła, komendant powiatowy PSP w Kartuzach. - Mieliśmy tam dwie ciężko ranne osoby. Załoga jadąca na wezwanie z Kartuz dojechała do Sulęczyna po 5 godzinach! A za nimi karetka pogotowia. Dotarli do Kłodna, gdzie był ciężko ranny mężczyzna, około godziny 6 czy 7 rano. Przez jezioro przetransportowali dziadka i wnuczkę do Sulęczyna, skąd karetką odwieziono ich do szpitala w Kartuzach.

Setki gospodarstw wciąż czeka na prąd. Dla klientów z oddziałów objętych awariami masowymi Energa uruchomiła dodatkowe numery telefonów.

W Gdańsku i Gdyni - 58 527 94 14, 58 527 94 15, 58 527 92 94, w Kartuzach - 58 527 93 36, w Tczewie - 58 527 94 89, w Starogardzie Gd. - 58 527 94 95, w Wejherowie - 58 527 93 71.

- Prace w terenie są utrudnione, bo często nie ma dojazdu do miejsca awarii - mówi Lidia Serbin-Zuba, rzecznik prasowy Energa Operator SA. - Musimy liczyć na pomoc strażaków, którzy torują nam drogi. Pracujemy od wczesnych godzin rannych do nocy. To wyjątkowa sytuacja.

(J.S., EDA)

Piotr Furtak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.