Edyta Łosińska

Ratownicy: Jesteśmy traktowani jak niewolnicy

Ratownicy: Jesteśmy traktowani jak niewolnicy Fot. E. Łosińska
Edyta Łosińska

W Szpitalu Specjalistycznym w Kościerzynie siedemnastu ratowników medycznych nie wytrzymało warunków pracy. Władze szpitala twierdzą, że poszło tylko o kwestie finansowe.

W Szpitalu Specjalistycznym w Kościerzynie 17 ratowników medycznych, którzy pracowali na kontrakcie, jednocześnie złożyło wypowiedzenia. Zdaniem szefostwa placówki, takie działania to szantaż, tymczasem ratownicy podkreślają, że raczej wołanie o pomoc. Podwyżek jednak nie udało się wywalczyć. Część ratowników nie zdecydowała się na dalszą współpracę ze szpitalem. Ostatecznie dziewięciu wróciło do pracy.

- Konflikt dotyczy przede wszystkim niewolnictwa, które ma miejsce w szpitalnym oddziale ratunkowym - napisali w liście do redakcji pracownicy Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie. - Osoby pracujące na oddziale są wykorzystywane do tego stopnia, że nie mają kiedy zjeść posiłku czy wyjść do toalety. Zdarzało się, że pełniący dyżur sam po kilku godzinach pracy leżał pod kroplówką.

Ratownicy twierdzą, że ci pełniący dyżury w karetkach systemowych (bojowych) zmuszani są do wykonywania prac w szpitalnym oddziale ratunkowym lub w izbie przyjęć planowej, co - ich zdaniem - jest niezgodne z ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym, która mówi, że powinni oni udzielać jedynie świadczeń wyjazdowych.

- Również ratownicy medyczni pełniący dyżur w karetce asekuracyjnej (karetka szpitalna, która realizuje często bardzo pilne transporty międzyszpitalne) zaprzęgani są do prac w SOR, izbie planowej, oddziałach szpitalnych i w godzinach nocnych ratownicy medyczni zmuszani są do transportu zwłok ze wszystkich oddziałów do prosektorium - piszą ratownicy. - Czarę goryczy przelał fakt, że karetkę systemową w Starej Kiszewie przejęła prywatna firma. W środowisku ratowniczym powszechnie wiadomo, że jest to firma, która nie płaci regularnie swoim pracownikom, co wiąże się z tym, że pracuje tam większość młodych i niedoświadczonych ratowników.

- Jestem wieloletnim pracownikiem SOR-u w Kościerzynie i muszę przyznać, że tak źle nie było tutaj jeszcze nigdy - zaznacza jeden z ratowników. - Tu chodzi przede wszystkim o ludzką godność, nie o pieniądze.

Zdaniem szefostwa Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie, to jednak pieniądze były powodem radykalnych działań ratowników medycznych. - Ratownicy żądali 25 złotych za godzinę, na co szpitala nie stać - mówi Leszek Zwolakiewicz, dyrektor ds. medycznych w Szpitalu Specjalistycznym w Kościerzynie. - Obecnie średnia stawka wynosi ok. 19 złotych. Jak na razie 9 osób zdecydowało się na ponowną współpracę. Cały czas szukamy chętnych do pracy. Poza tym pracuje też 17 ratowników etatowych. Pacjenci w żaden sposób nie są zagrożeni. Wszystkie dyżury są odpowiednio zabezpieczone. Robimy wszystko, żeby łagodzić sytuację - zapewnia Zwolakiewicz.

W środę w Grudziądzu odbyło się sympozjum ratowników medycznych. To właśnie tu późno wieczorem miały zapaść konkretne decyzje w sprawie działań protestacyjnych.

Jak mówi Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego, sytuacja od kilku już lat jest dramatyczna. - Od 2009 roku nie zwiększyły się nakłady na ratownictwo medyczne - mówi Roman Badach-Rogowski. - Podwyżki otrzymuje policja, wojsko, straż, tymczasem nasza grupa zawodowa jest skutecznie pomijana. Nie mamy żadnych przywilejów, a charakter pracy jest podobny jak w przypadku służb mundurowych. Jesteśmy przy katastrofach, wypadkach, ratujemy ludzkie życie. Podwyżki otrzymały pielęgniarki, natomiast w naszym przypadku skończyło się tylko na obietnicach. Silniejszego się boją, dla porównania w Polsce pracuje ok. 300 tysięcy pielęgniarek, a zaledwie 14 tysięcy ratowników. Skala jest zatem nieporównywalna. Rząd obiecuje nam połowę tego, co otrzymają pielęgniarki.

Ratownik medyczny to jeden z najmłodszych zawodów medycznych. Dopiero w 2007 roku uzyskał uprawnienia zawodowe. Jak dotąd nie ma swojego samorządu, co utrudnia wspólne działania.

- Pracownik na etacie w pełnym wymiarze godzin zarabia średnio na rękę poniżej dwóch tys. złotych - dodaje Badach-Rogowski. - Na kontrakcie sytuacja wygląda podobnie. To kwota żenująca za kursy, szkolenia, charakter pracy, ryzyko, odpowiedzialność i często agresję pacjentów.

Sytuacja ratowników na całym Pomorzu jest podobna i wszędzie były lub są napięcia.

- W naszej placówce ratownicy medyczni nie złożyli jednocześnie wypowiedzeń, jednak przed kilkoma miesiącami sytuacja była napięta i konieczne były negocjacje - mówi Magdalena Jankowska, rzecznik Kociewskiego Centrum Zdrowia. - W tej sprawie odbyło się wiele spotkań. Ostatecznie zakończyły się one porozumieniem i kompromisem. Ratownicy chcieli podwyżek, ale udało się wypracować kwotę, która zadowoliła obie strony.

Edyta Łosińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.