P. Niemkiewicz, K. Hoffmann

Początek Polski czy koniec świata? Helska kosa coraz mniejsza

Plaża we Władysławowie. W tym miejscu brzeg powinien mieć co najmniej kilkanaście metrów. Latem opanowane przez turystów z parawanami. Zimą - przez rozszalałe Fot. Piotr Niemkiewicz Plaża we Władysławowie. W tym miejscu brzeg powinien mieć co najmniej kilkanaście metrów. Latem opanowane przez turystów z parawanami. Zimą - przez rozszalałe Morze Bałtyckie
P. Niemkiewicz, K. Hoffmann

Bałtyk bezlitośnie kradnie Półwysep Helski. Najpierw Barbara, a później Alex przywłaszczyli sobie część piaszczystej plaży. Przyroda niszczy piękne nabrzeża oraz cenne zabytki historyczne. Czy mamy jakieś szanse w tej nierównej walce?

W najwęższym punkcie Półwyspu Helskiego między Morzem Bałtyckim a Zatoką Pucką (trasa Kuźnica - Chałupy) jest około 150 metrów. Na szczęście przewężenie nie jest na tyle kłopotliwe, by uniemożliwiło przedostanie się do samego Helu. Tam dojedziemy zarówno samochodem, jak i pociągiem. Tylnymi drzwiami do tego uroczego zakątka Polski wbija się przyroda i co jakiś czas daje o sobie znać - m.in. przez podbieranie nadmorskich terenów. Dotkliwie przekonali się o tym właściciele pól kempingowych. Teraz destrukcyjna strona żywiołu dotknęła bałtyckie brzegi.

Problem znikającego półwyspu rozpoczął się w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy mieszkańcy z niepokojem spoglądali na plażę w okolicach helskiego cypla. To miejsce narażone jest szczególnie na niszczycielskie działanie wody. Fale mogą bić zarówno ze strony Bałtyku, jak i niewielkiej, ale czasem też niebezpiecznej Zatoki Puckiej. Podczas listopadowego sztormu rozszalało się pełne morze i solidnie podmyło promenadę prowadzącą na początek Polski.

- Walczyliśmy od siódmej rano. Na szczęście udało się opanować całą sytuację - relacjonował Marek Dykta, sekretarz Urzędu Miasta Helu.

Na miejscu błyskawicznie pojawili się także przedstawiciele Urzędu Morskiego wraz z funkcjonariuszami straży miejskiej i dokonali oględzin sztormowego pogorzeliska. Sytuacja nie wyglądała za dobrze... Silny wiatr naruszył całą konstrukcję promenady i istniała obawa, że może nie wytrzymać kolejnych uderzeń fal. Pomost na szczęście jest mocno przytwierdzony do podłoża czterometrowymi palami. Ruch wody dosłownie zabrał cały piasek spod spacerowej kładki odsłaniając przy tym korzenie pobliskich drzew. Wydmy, które wcześniej imponowały wielkością, stały się niewielkimi wałami piachu.

Pierwsze uderzenie matki natury dało do myślenia włodarzom i służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo.

Już wtedy zdecydowano się zamknąć deptak dla spacerowiczów. Trzydziestometrowy odcinek całkowicie został wyłączony z eksploatacji. Przez silne uderzenia fal pomost lekko się uchylił. Sztorm wyrwał też metalowe barierki zabezpieczające. Bałtyk niebezpiecznie zbliżył się do powojennych bunkrów.

Pierwszy atak udało się przetrzymać, choć perspektywa pogodowa nie była optymistyczna. - Na przełom roku patrzymy z niepokojem - komentuje Roman Kołodziejski, główny inspektor Ochrony Wybrzeża w Urzędzie Morskim w Gdyni. - Od 2009 roku obserwujemy ekstremalne załamania pogodowe w tym czasie.

Barbara, co wydmom się nie kłania

Plaża, w wakacje będąca areną zmagań helskiego D-Day’a, nie oparła się Barbarze - sztormowi, który w pierwszej połowie grudnia odwiedził całe Pomorze. Wtedy modlono się, by nie doszło do jeszcze większych zniszczeń. Na szczęście wcześniejsze zapory i wały wytrzymały, więc gdy tylko wichura ustała - rozpoczęto prace naprawcze. Cypel należało znów odpowiednio zabezpieczyć i na nowo go usypać. Jak? Poprzez tzw. refulację, czyli przetransportowanie piasku z dna morza na brzeg. Do odbudowy potrzebne było niemało, bo aż 20 tysięcy metrów sześciennych ziemi. Ciężki sprzęt pracował na okrągło.

Wiatr nie ustawał, a „budowanie plaż” powoli stawało się normą. Nie inaczej było po uderzeniu Alexa - czyli styczniowej wichury atakującej od strony północno-wschodniej.

Tym razem ucierpiał nie tylko Półwysep Helski, ale też nabrzeże m.in. w Chłapowie. Piasek z tamtejszej plaży powędrował do portu we Władysławowie. Bałtyk postanowił usypać u wejścia do basenu łachę drastycznie utrudniając przeprawę większym jednostkom. Dotkliwie przekonała się o tym załoga duńskiego kutra, która ugrzęzła na portowej mieliźnie. Dzięki szybkiej akcji holownika Neptun udało się wyciągnąć rybaków i poprowadzić do portu w Helu. - To, co przyroda z jednej strony zabrała, z drugiej oddała - komentuje całą sytuację kpt. Marian Leszek Wiśniewski, armator holownika. - Potężne pokłady piachu powoli i sukcesywnie są usuwane z portu.

Nie ma powodów do niepokoju - damy radę!

W walce z żywiołem człowiek nie zawsze ma dużo do powiedzenia. Możemy jedynie dobrze się zabezpieczyć. W tym przypadku cenne jest doświadczenie służb. To zdało egzamin m.in. u nasady półwyspu. Plaża za Władysławowem, którą upodobali sobie miejscowe morsy, została podmyta przez szalejący Bałtyk. Gdyby nie wcześniejsze zabezpieczenia, woda wdarłaby się na ląd. - Wybudowaliśmy w tym miejscu tzw. drugą linię, czyli odpowiednio wzmocnioną wydmę - tłumaczy kierownik Kołodziejski. - Bałtyk tej zapory nie przebrnął.

P. Niemkiewicz, K. Hoffmann

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.